**Bobbie**
Clint zabrał mnie do domu. Rana nadal mocno krwawiła, ale powinna się zagoić. Mam tylko nadzieję, że uniknę szpitala. Zawsze unikałam tego miejsca, jak tylko mogłam. Niestety Tony tak nie może. Myślałam nad sprawą z AIM. Zaatakowali po raz kolejny. Dwa razy, a jeszcze została wznowiona ochrona.
Skąd taka sugestia? A może dlatego, że przez okno widziałam na służbie z czterech agentów? Zwykle pracowali w parach. Jeszcze pamiętam, kiedy ja miałam taki patrol z Clintem. Przez zwykłe wspomnienia nie byłam w stanie walczyć. To jakaś tragedia.
-Zaatakowali znowu? Mówiłeś, że trzeba być gotowym
-No, bo trzeba. Chyba już mają, co potrzebują. SHIELD wzmocniła straże, ale to nic im nie da
-Przynajmniej chcą coś zrobić
-Ty nawet nie myśl o jakiejś akcji. Musisz dojść do siebie, by potem spróbować jakoś działać. Boli cię coś oprócz głowy i nogi?
-Nic. Zabierz mnie do domu
Położyłam się ponownie na tylnych siedzeniach, trzymając mokrą chusteczkę na głowie. Tylko to znalazł w samochodzie, który "pożyczył" i jeszcze nie oddał.
W domu znaleźliśmy się godzinę później przez korki i inne utrudnienia na drodze. Noga coraz bardziej bolała, a strach było pomyśleć, że mogła być złamana. Clint zabrał mnie do pokoju.
-Nie ruszaj się. Idę po apteczkę
-Bardzo śmieszne- czułam, że robi mi na złość, bo wiedział, że nie byłam w stanie wstać na nogach o własnych siłach
Clint był szybki i w kilka sekund pojawił się z zestawem pierwszej pomocy. Wziął nożyczki do ręki, rozciął nogawkę, by dojść do kolana. Rana była brzydka. Nie dość, że pełna krwi, to znalazły się w niej odłamki szkła. Rozpakował opakowanie ze strzykawkami. Co on chce zrobić?
-Nie bój się. To tylko morfina. Pomoże ci znieść ból. Naprawdę będzie bolało, jak diabli
-Zobaczymy- uśmiechnęłam się chytrze, a on wbił strzykawkę w kolano
Przegryzłam język między zębami. Próbowałam być silna i jakoś to wytrzymać. W porę powstrzymałam się od wulgaryzmów. Gdy coś boli, ludzie krzyczą, płaczą, a czasem też przeklinają, jak szewc potrafi.
Po zdezynfekowaniu rany na głowie, wyjął nicie chirurgiczne. Świetnie. Musi mnie zszywać. Koszmarnie.
-Nie ruszaj się, bo igła znajdzie się w oku- ostrzegł
-Przecież wiem o tym, Clint. Będziemy musieli coś zrobić
-Jakie "my"? Jak już, to ja. Tobie nie pozwolę się nadwyrężać, zwłaszcza przy podejrzeniu złamania- wbił igłę w czoło i znów przegryzałam język
-Poboli i przestanie. Dostałaś morfinę, więc jakoś przeżyjesz. Nadal nie wiem, jak ty spowodowałaś wypadek? To do ciebie nie podobne. Ty nigdy się jeszcze nie rozbiłaś
-Widocznie szczęście w końcu mija- uśmiechnęłam się z przymusu, gdy znowu wbił igłę
Ból był trudny do zniesienia, ale musiałam jeszcze wytrzymać. Najgorsze było, że nie mogłam mu powiedzieć, co było przyczyną wypadku. Wysłałby mnie do wariatkowa, gdy dowie się o tych duchach. Mam nadzieję, że szybko stanę na nogi, bo muszę coś robić. Nie mogę siedzieć bezczynnie w domu i nic nie robić. Byłam Mockingbird i muszę działać.
**Pepper**
Po skończonej rozmowie pojechałam do szpitala, gdzie pracowała Victoria. Gdy tam dotarłam, poszłam na OIOM, ale ani jej ani jego tam nie było. Co za ulga.
Później poszłam jeszcze dalej, gdzie znajduje się specjalna sala. Cyberchirurgia. I on tam leżał. Całkiem blady i wymęczony. Była z nim Roberta. Może dowiem się, co Tony próbuje przede mną ukryć? Już chciałam wejść do sali, ale uprzedziła mnie Victoria. Nie pozwoliła mi się z nim zobaczyć. Co było grane?
-Witaj, Pepper. Dobrze, że wróciłaś, bo Tony nie chce podjąć sam decyzji. Chce, żebyś zadecydowała z nim wspólnie
-Ale co się dzieje? W zbrojowni znalazłam ślady krwi. Jest ranny? Czemu tu jest, a nie ma go w domu? Przecież, to niemożliwe, żeby ktoś go skrzywdził. A może?- zaczęłam szybko mówić ze zdenerwowania
-Pepper, za dużo pytań. Po kolei. Po pierwsze: bez jego zgody nie mogę ci udzielić informacji, a po drugie: rana została opatrzona i już nie krwawi. Będzie dobrze, ale słyszałam, że czekają nas kłopoty. Ludzie się boją, widząc zaostrzony patrol SHIELD.
-No niestety. Czekają nas trudne chwile. Przeżyjemy to, jak z inwazją. Damy radę i się uda- czułam optymizm, ale zniknął, gdy spojrzałam na Tony'ego
Myślałam, by do niego wejść, ale lekarka nadal mi zabraniała. Co mam zrobić, żeby mnie wpuściła?
-Chyba mam prawo widzieć się z mężem
-No dobrze. Wejdziesz, ale nie denerwuj go. Naprawdę, nawet najmniejszy stres może mu zaszkodzić. Pogadajcie o czymś miłym, ale za nic w świecie, nie mów o tym, co się może stać z Ziemią
-Dobrze, Victorio. Nie będę go denerwować
Lekarka odsunęła się i weszłam do środka, Tony wyglądał, jakby spał. Jednak pomyliłam się. Na chwilę miał przymknięte powieki. Robił się senny. Chyba wybrałam zły moment na "pogawędki".
-Witaj znowu. Tęskniłeś?- cmoknęłam go w policzek
-Pepper... Co ty tak wcześnie?... Nie mieliśmy się spotkać jutro?- był zaskoczony i niezbyt się cieszył
-A nie cieszysz się? Myślałam, że tak będzie lepiej i Rhodey wraca do nas. To też fajna wiadomość- mówiłam tyle optymistycznych wieści, a on ani się nie uśmiechnął
-Wybacz, Pepper. Jestem... zmęczony. Przez badania tu leżę. Wiem, że chciałaś się o to spytać
Czytał mi w myślach, albo miał takie przeczucia. Faktycznie, był zmęczony i chciałam wyjść z sali, ale chwycił mnie za rękę. Coś jednak czuł.
-Zostań. Zostań ze mną- dalej nalegał
-Powinieneś odpoczywać. Niepotrzebnie przychodziłam- speszyłam się i trzymałam już klamkę, by wyjść
-Pepper, proszę. Zostań- dalej nalegał
-Zostanę, jeśli powiesz mi, co ukrywasz- postawiłam warunek
-Zgoda. Powiem wszystko, co chcesz wiedzieć. Jednak nie chcę widzieć, jak płaczesz
O co mu chodziło? Co mi chciał powiedzieć? Za dużo tej niewiedzy. Chcę tylko wiedzieć, co się z nim dzieje. Nie wierzę, że leży tu na badania. Nic z tego nie rozumiałam.
**Bobbie**
Gdy ranę miałam zszytą na głowie, krew już nie sączyła się tak bardzo, jak wtedy. Pozostała jeszcze sprawa nogi, która miała mi sprawiać najgorszy ból. Chwycił szczypce do ręki i zaczął wyciągać kawałki szkła.
-Au!- trzymałam się twardo łóżka, aż całe ciało stało się napięte
-To dopiero jeden kawałek. Zostało pięć- zaśmiał się pod nosem
-Przez ciebie tu wykituję!
-A wolałaś być w szpitalu?... Tak myślałem- kiwnął głową, widząc, że dalej zaprzeczam
Clint potrafi też zażartować, ale z mojego bólu. Nie wiem, co było w tym śmiesznego? Jednak nie chciałam narzekać. Dalej mu ufałam, a do szpitala nie zamierzałam trafić.
Zawroty głowy przestały mnie męczyć. Jedynie głowa pulsowała przez świeżą ranę. Nadal przegryzałam język, by nie przekląć w najgorszy sposób.
-Spokojnie, Bobbie. Już kończę- cmoknął mnie w policzek
-Nie mogłeś tak od razu?- znowu miałam do niego żal
-A czujesz się lepiej? Nie będziesz mi tu jęczeć?
-Niczego nie obiecuję, ale przy tobie czuję się dobrze- tym razem, to ja uśmiechnęłam się, odwzajemniając gest
Myślałam, co czeka naszą planetę. W końcu nie wzmocniliby straży w każdym sektorze, gdyby nic się nie szykowało. Może Clint coś wie?
Odważyłam się zapytać, gdy skończył się nade mną znęcać, a opatrunek był tam, gdzie trzeba.
-Co się dzieje z SHIELD? Na co tak się szykują? Android coś narozrabiał?
-Głównie całe AIM razem z nim. Zdobyli ostatni element i mogą zniszczyć Ziemię. Nie mówiłem ci już o tym?
-Mówiłeś tylko o Mallenie. No to, co jest grane?
-Szykuje się koniec świata
-Wszystko przez Mallena, czy kogoś jeszcze?
-AIM też jest w to wplątane
Pszczelarze chcą zniszczyć świat. Od kiedy szaleni naukowcy zmieniają swoje plany i zamiast zajmować się swoimi badaniami i włamaniami do magazynów biotechnologicznych, mają inny cel? Może Android coś zaplanował i oni się na to zgodzili?
-Od kiedy oni mają taki cel?
-Odkąd śmierć Katrine zmieniła Androida do powrotu dla AIM- stwierdził Clint, sprawdzając delikatnie nogę
-Zostaw!- odsunęłam gwałtownie jego dłonie, by nie sprawiał mi już bólu
Położyłam się sztywno, a głowa przestawała boleć. Clint pogłaskał mnie po włosach, że poczułam się spokojniejsza, ale koszmary mogły spowodować, że będę niezdolna do walki. To nie dawało mi spać.
-To powiesz mi w końcu, jak to się stało? Jesteś niespokojna
-Chcesz wiedzieć? Dobra. Uznasz mnie za szaloną, ale widziałam duchy dawnych osób- wyznałam prawdę, a on o dziwo nie patrzył na mnie, jak na opętaną
---**---
Dobra. Na dziś tyle. Jest jedna sprawa. Ci, co czytali na Wattpadzie, ty były rozdziały, ale bez poprawek, więc na blogu jest czytelniejsze. Powoli zmierzamy do końca opo. Jeszcze 12. Jednak liczyłabym, żeby ktoś ocenił jakiś rozdział, czy się podoba, czy nie. Mały komentarz wystarczy :)
Rozdział jak i poprzednie wspaniały ; ) :)
OdpowiedzUsuń~paulson
Dzięki. Staram się, jak mogę. Mam nadzieję, że nie pogubiłaś się w fabule. Jest odrobinę zaplątana :)
Usuń