Rozdział 75: Ostatni raz z drużyną cz.1 Wyprostować drogę


Wiedziałem, że to był sen. Raczej prawidłowo powinienem to nazwać nielogicznym koszmarem, bo Katrine żyła i pojawiła się ze zbroją Centuriona. Przyjrzałem mu się uważnie, aż na jednym z ramion dostrzegłem logo AIM. Byłem obserwatorem. Widziałem, jak rozentuzjazmowana Pepper wchodzi do zbrojowni. Podeszła do Centuriona, który stał nieruchomo.

-Dobrze, że Tony się zmienił i wszystko będzie dobrze

Gdy już zmierzała do wyjścia, zbroja przebudziła się, strzelając do niej z unibeamu. Pepper rozpadła się, zmieniając w pył. Potem zjawił się Tony i Centurion agresywnie podleciał do niego, chwytając za koszulkę. Bez skrupułów wyszarpał siłą implant, który rzucił wraz z nim z całej siły o podłogę. Już nie wstał. Później moja rola obserwatora zniknęła. Ta sama postać zajęła się mną, wystrzeliwując pocisk sporego kalibru. Uciekałem, ile miałem sił w nogach bez oglądania się za siebie. To była chwila, gdy już nie mogłem biec dalej. Nogi utknęły w ziemi. Krzyknąłem z bólu i cały świat rozpadł się. Strzał był bezbłędny. Widziałem jeszcze dwie twarze przed ciemnością.

-To wasze przeznaczenie. Święta trójca musi umrzeć- zaśmiała się Katrine

-Misja wykonana, Zawiązano Alfę i Omegę- odezwał się robotyczny głos, co wskazywał na to, że Android pozbawił wszystkich życia

-Nie!- krzyknąłem, rozpadając się na małe elementy

-Każdy musi kiedyś umrzeć. Na was już pora- znowu zaśmiała się złowrogo

Upadałem do nicości w nieskończoność, aż się obudziłem. Byłem zlany potem, a mój oddech przyspieszył. Chciałem oddychać spokojnie, ale coś mi nie pasowało. Nerwowo rozejrzałem się po sali i Tony'ego tam nie było. Victoria też zniknęła.

-Co się dzieje?!- krzyknąłem przerażony

Usiadłem na kanapie, a obok mnie była mama. To nie był sen. Tylko skąd ona się tu wzięła? Powinna być w domu. Kto do niej zadzwonił? Pepper? Niemożliwe.

-Rhodey, co się dzieje? Śnił ci się koszmar?

-Mamo, to było okropne- przytuliłem się do niej, bo odczułem potworne przerażenie, które nigdy w życiu mnie nie dotknęło

-Już dobrze. Jestem tu. Uspokój się. To był tylko zły sen. Potrzebujesz jakiś leków? Może wezwę kogoś?

-Nie potrzebuję leków. Dam radę- oddech w końcu był spokojny

Mama patrzyła na mnie, jakbym czegoś był winien, ale to nieprawda. Odkąd Tony tu leży, ja nic nie robiłem. Sny mają swoje znaczenie. Mamy zginąć. Przeznaczenie? Katrine nie żyje, ale jakaś nowa postać ma nam zaszkodzić. Została jeszcze sprawa Mallena, który nadal był nieuchwytny. Co robić?

-Powinieneś wrócić do domu. Dlatego tu przyszłam. Wiem, że martwisz się o Tony'ego, ale musisz odpocząć

-Mamo, ale ja się czuję dobrze. Jadłem coś i długo spałem. Jestem w stanie tu być, a poza tym to mój przyjaciel, którego traktuję, jak brata. Nie zostawię go samego- stanowczo zaprzeczyłem




Rhodey pewnie się przerazi, że Tony'ego nie ma, ale z operacją nie mogłam zwlekać. To było konieczne. Nie mogę pozwolić, by dalej cierpiał, gdy leki nie pomagają w walce z bólem. Musiałam zdjąć implant, by sprawdzić, co się dzieje wewnątrz ciała. Dyrektor, czyli też chirurg, znalazł winowajcę ciągłego bólu w klatce piersiowej.

-To wada implantu. Przyznaj się, czy nie piłaś ostatnio alkoholu?- spytał pół żartem, pół serio

-Bez przesady. Nigdy nie miałam alkoholu w rękach, oprócz lampki wina

-Gdybyś zauważyła, to możliwe, że przez pośpiech nie podłączyłaś odpowiednio mechanizmu, by serce mogło wspomagać. Widzisz?-  wskazał na przewód, który był odłączony

-Faktycznie. To mój błąd. Ostatnio robiłam w pośpiechu, jak Katrine chciała go zabić. Proszę, pomóż mi naprawić

-Rozumiem, Victorio. I z chęcią ci pomogę. Każdemu zdarza się popełnić błąd. Wystarczy jedynie podłączyć implant do każdego z przewodów i będzie dobrze

Kiwnęłam głową, biorąc się do pracy. Ostrożnie włożyłam implant na miejsce, podłączając do każdego elementu. Z pomocą chirurga udało się. Dla pewności sprawdziłam, jak bije jego serce. Słaby puls. Niedobrze.

-Cholera. Coś tu nie pasuje- zaczęłam bać się, że źle coś zrobiłam

-Bez obaw, Victorio. Podaj jedną dawkę kardiofryny dożylnie- poprosił na spokojnie

-Już- wstrzyknęłam substancję do krwiobiegu, ale nadal wyczuwałam słaby puls

-Cierpliwości. Tylko spokojnie

Po kilku sekundach, kardiofryna przywróciła puls do normy. Odetchnęłam z ulgą. Najgorsze za nami.

-Dziękuję za pomoc, dyrektorze. Gdyby nie pan, nie wiem, co by z nim było- uścisnęłam mu dłoń

-Nie ma za co. Pomogę ci, jak tylko mogę. Wiem, że ci jest ciężko. Najpierw nagła śmierć Yinsena, potem ginie Rachele i cała cybermedycyna leży w twoich rękach

-To jest trudne. Nie wiem, czy dam dalej radę- zaczęłam się martwić nad przyszłością

-Musisz. Bez ciebie ten chłopak nie przeżyłby kolejnego dnia. Dziś zasługujesz na odpoczynek. Mogę się nim zająć, a ty zdrzemnij się w końcu- nalegał

-Nie bardzo mogę. Nie dziś, ale dziękuję

Zabraliśmy Tony'ego do sali pooperacyjnej, gdzie wróci do pełnego zdrowia. Może nie tak pełnego, bo nikt nie naprawi jego serca. Będzie musiał z tym żyć dalej.
 Kiedy podpięłam go do kardiomonitora i kroplówki, poszłam do Rhodey'go. Powinien wiedzieć, że jego przyjaciel został przeniesiony do innej sali. Bardzo się o niego martwi. Traktuje, jak brata, którego trzeba niańczyć. W sumie tak powinno być. Ktoś powinien go pilnować, ale raczej to już rola jego żony, co zrobiłaby wszystko dla zapewnienia mu bezpieczeństwa. Oni są dla siebie rodziną. Dźwigają ciężar odpowiedzialności za życie wielu ludzi i ryzykują własne, by utrzymać pokój.



Mama nalegała na powrót, ale ja nie mogłem go tak po prostu zostawić. Pepper na pewno nie zostawiłaby Tony'ego. No właśnie. Powinienem zobaczyć, co z rudą. Zobaczyć, co się z nią dzieje. Ostatnio widziałem, jak zakrwawiona leży obok Katrine. Jestem pewny, że Pepper żyje. To silna dziewczyna. W końcu, to ją łączy z geniuszem. Geniuszem bez rozumu.
Przestałem się zastanawiać po wejściu lekarki.

-Victorio, gdzie jest Tony?- zerwałem się z kanapy i podbiegłem do niej

-Nic mu nie jest, oprócz serca, ale za kilka dni go wypiszę. Już wszystko jest dobrze. Leży na sali pooperacyjnej. A jak z tobą?

-Dobrze. Odpoczywałem i nabrałem sił, a mama chce mnie zabrać do domu- popatrzyłem na nią surowym wzrokiem

-Do tego mieszać się nie będę, Rhodey- zaśmiała się lekarka

-A co się dzieje z Pepper?

-Jest na tej samej sali. Zaprowadzę cię- uśmiechnęła się i poszła do wskazanego pomieszczenia

Dobrze im się złożyło, bo są w tym samym pomieszczeniu. Chociaż ja nie będę musiał skakać po całym szpitalu. To zabawne, bo szybko otrząsnąłem się z koszmaru. W niecałe pięć minut znaleźliśmy się w sali, gdzie leżała Pepper i Tony. Oboje byli przytomni. Można powiedzieć, że pełni życia. I taka zawsze była nasza trójca. Zawsze chcieliśmy żyć.

-Jak miło znowu was widzieć. Już lepiej się czujecie?- cieszyłem, że uśmiechali się, a ból im zbytnio nie doskwierał

-Rewelacyjnie. Ja to już powinnam dawno stąd uciekać, ale nie sama- spojrzała na Tony'ego chytrym uśmieszkiem

-Nawet o tym nie myślcie- wtrąciły się Victoria wraz z mamą

Cała nasza trójka wybuchła śmiechem. Jednak musieliśmy w końcu wrócić do rozmowy w sprawie rezygnacji. Chyba nadszedł czas na decyzję.

-Wiecie, że i tak musimy wrócić do naszej ostatniej rozmowy. Dalej trzymacie się tego zdania?

-Kocham Rescue i latanie. Nie zrezygnuję- odparła zdecydowanie ruda

-Nie bardzo wiem, co zrobić, ale po ostatnich wydarzeniach mam dylemat. Martwię się o was i starcie z Katrine, to pokazało najlepiej. Mogła was zabić. Pepper zatruwała i katowała. Zbuntowała zbroję, by zranić Rhodey'go, a mnie miała na celowniku

-Czyli dalej myślisz, by zrezygnować? Pomyśl o tym, ile dobrego robimy. Ratujemy ludzi. To nasza misja- spytałem go, dając mu do myślenia

-Pomyślcie też, jaki świat się stał dzięki wam. Odnieśliście wiele zwycięstw i pozwoliliście spać ludziom spokojnie z myślą, że ktoś nad nimi czuwa. Jesteście, jak anioły stróże. Jednak decyzja należy do was- dodała Victoria

-Pora na decyzję. Głosujemy wszyscy, więc wy też macie głos- odezwał się Tony, który bez większego problemu zgodził się na głosowanie

Musieliśmy pomyśleć nad tym, jakie skutki będą, jeśli naprawdę zrezygnujemy. Ludzie nam tego nie wybaczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X