Part 305: Wielki dylemat Pepper


**Tony**

Maria również zauważyła zniknięcie swojej mamy. Rhodey podleciał do nas w zbroi, by nam powiedzieć, czy coś zauważył podejrzanego. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Milczał. Musiałem coś zrobić. Bałem się o żonę, choć była silniejsza ode mnie. Jednym uderzeniem mogła powalić każdego.
Gdy przestałem myśleć nad tym, jak potężna się stała, Rhodey rozplątał swój język.

Rhodey: Widziałem jedynie jakieś światło. To coś ją wciągnęło i przeniosło na inną planetę
Tony: Planetę?
Maria: Makluan
Tony: Córciu, jesteś pewna?
Maria: Mam takie przeczucie, że jaszczurki porwały mamę
Tony: Możesz mieć rację... Rhodey, co robimy?
Rhodey: Czekamy. Nic więcej nie możemy zrobić... Ej! Poradzi sobie. To nasza Pepper. Łatwo nie da za wygraną
Tony: Ostatnio użyła swoich mocy, by mnie ocalić. Nawet nie zdążyłem podziękować
Rhodey: Jeszcze będziesz mógł to jej powiedzieć. Załatwi z nimi sprawę i wróci
Tony: Fakt, ale dlaczego akurat ją?

**Pepper**

Nie pamiętałam tego miejsca. Arena, na której Makluańczycy trenowali swoje możliwości? Pewnie tutaj przygotowywali się do wojny. Raczej na następne konflikty, bo wojna ze Skrullami skończyła się zwycięsko. Zastanawiałam się, dlaczego zostałam wezwana na planetę. Przede mną stał jaszczur ubrany na wróżbitę. Nie mówił nic, lecz przez telepatię przekazywał swoje intencje.

Jesteśmy ci wdzięczni za pomoc w walce, Wybrana. Teraz musisz zdecydować, kim zostaniesz. Makluańczykiem pełnej krwi, czy śmiertelniczką z Ziemi? Wyboru możesz dokonać tylko raz.

Poważnie? Miałam zrzec się swojej mocy lub życia z rodziną? To nie fair. Jak on mógł mówić coś takiego? Bez potężnej energii znowu zostanę zwykłą Pepper, co pakuje się w najgorsze kłopoty.

Wiem, że ciężko ci podjąć tak poważną decyzję, więc masz czas do namysłu, aż pojawi się drugi Księżyc na niebie. Dokonaj wyboru mądrze.

Taa... Dobrze wiedzieć. Mam jakiś wybór. Najgorsze, co mogło mnie spotkać. Nie licząc ciągłych nadziei, by Tony przeżył. Ile razy musiałam znosić ten ból, kiedy na moich oczach jego serce poddawało się? Za każdym razem, gdy umierał. Teraz miałam dylemat, bo moje zdolności pomogły w największej walce o Ziemię i uratowały męża od dalszej agonii.

Niebawem wzejdzie Księżyc. Nadal nie wiesz, jaką podjąć decyzję. Osoba, co stała się po części Makluańczykiem, przechodziła ten sam proces. Nadeszła pora na ciebie. Co wybierasz?

Ziemia była i zawsze będzie moim domem. Moja rodzina tam żyła, więc nie mogłam ich zostawić. Kiedy wyrzeknę się mocy, znowu wrócę do bycia zwyczajną istotą. Bałam się powiedzieć ostateczne słowo.

Czas ucieka. Zostało pięć ziemskich minut.

Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Nie porzuciłabym ich dla zachowania nadludzkich zdolności. Tony zapomniałby o mnie? Co stałoby się z Marią? Zbyt duże ryzyko. Zrezygnuję z mocy.

Pepper: Rezygnuję. Chcę być człowiekiem

Magik wyciągnął rękę w moją stronę, kładąc na ramieniu. Czułam, jak ulatniała się ze mnie energia. Ta życiowa i czysta siła. Słabłam, a ból fizyczny łączył się z psychicznym. Krzyknęłam przez narastające piekło wewnątrz ciała. Żar płomieni wokół serca stopniowo się ostudzał przez chłód. Na skórze pojawiały się kryształki lodu, które boleśnie przebijały się przez naskórek.

Ból minie. Musisz go znieść, gdyż twoje DNA ulega zmianie na ludzkie. Od tej pory żyjesz jako Patricia Stark bez wspomnień o mojej rasie i istnieniu tej planety. Wszelkie moce znikną po pęknięciu kryształów.

Darłam się na całe gardło, aż ból powoli znikał wraz z lodowymi odłamkami. Skruszyły się, spadając na ziemię. Upadłam, tracąc przytomność.

~*Godzinę później*~

**Tony**

Nad nami pojawił się jakiś portal, który wyrzucił jakąś kapsułę. Sprawdziliśmy, co to mogło być. W niej znajdowało się życie. Jakieś nieznane życie. Ostrożnie rozwaliliśmy skorupę. Moje ręce były pełne śluzu. Przyjrzałem się twarzy postaci. Serce zabiło mocniej.

Tony: Pepper?
Maria: Mama?
Rhodey: Co ona tu robi?
Tony: Weźmy ją stąd
Rhodey: Jest uśpiona. Obudzi się sama
Tony: Na pewno?
Rhodey: Przeskanowałem zbroją i nie ma żadnych obrażeń
Tony: Jest inna

Chwyciłem rudą w swoje ramiona, wyjmując z kapsuły. Położyłem ją na kocu, przykrywając dodatkowym okryciem. Głaskałem jej czoło, czekając na znak życia. Żeby powiedziała cokolwiek.
Nagle ktoś rzucił się na War Machine. Ludzie zaczęli w panice uciekać z parku.

Tony: Rhodey!
Rhodey: Żyję... Żyję... Ach! Co to było?
Tony: Uważaj!
Rhodey: Aaa!
Maria: Zaraz się z nim rozprawię

Chciała strzelić w przeciwnika, lecz nie miała mocy. Jak do tego doszło?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X