Part 257: Moc biologicznej destrukcji


**Ivy**

Zanim mieliśmy wstąpić do restauracji, wróciliśmy do hotelu. Instruktor śmiał się z tego żartu i przyznał, że nie każdy ma taką odwagę. Wzięliśmy od niego Dianę i pojechaliśmy zmienić ubrania w coś bardziej eleganckiego. W walizce powinnam znaleźć idealną sukienkę na ten wieczór, a Rhodey do tego czasu niech znajdzie jakiś garniak.
Po przyjeździe na miejsce noclegu, otworzyłam drzwi od naszego pokoju. Rzeczy nadal pozostały nienaruszone, więc trochę czasu minie, nim znajdziemy to, czego potrzebujemy.

Rhodey: Diana musi iść z nami, a tak wolałbym tylko z tobą spędzić ten czas
Ivy: Czyli przestałeś się gniewać za ten kawał?
Rhodey: Wybaczyłem tobie, a teraz ja muszę wymyślić coś na Pepper. Masz świetne pomysły, więc zaproponuj
Ivy: Sorry, ale dziewczyny muszą trzymać się razem. Nie pozwolę jej skrzywdzić
Rhodey: Oj! Nic nikomu się nie stanie
Ivy: Na pewno? Bo ty chyba chcesz zemsty za ten telefon
Rhodey: Pamiętasz jeszcze?
Ivy: Tak, a ty nie odpuścisz żonie swego przyjaciela
Rhodey: No właśnie. Powinniśmy do nich zadzwonić i powiedzieć, że...
Ivy: Nie przeszkadzajmy im
Diana: MAMA!
Ivy: Co się stało?
Diana: Ma... ma
Ivy: No jestem tu
Rhodey: Od kiedy ona tak mówi?
Ivy: Widocznie mamy samouka
Rhodey: Lub nieludzkie dziecko
Ivy: Czy ty mi coś zarzucasz?
Rhodey: Nie jesteś może kosmitką?
Ivy: Hahaha! Żartujesz, tak? Chyba nie sądzisz, że... A jednak... Rhodey, jestem człowiekiem na sto procent
Diana: TATA!
Rhodey: Coś jeszcze potrafi powiedzieć?
Ivy: Tylko te dwa słowa... Może zamiast stawiać kolację, zapiszę cię do psychologa?
Rhodey: Ty nie wiesz, przez co przeszedłem i raczej on nie pomoże. Jakaś wariatka, która okazała się kosmitką prawie odebrała mi życie. Mało tego próbowała skrzywdzić każdego. Zrobiła taką masakrę, co łatwo nie wymażę z pamięci
Ivy: Przepraszam... Nie wiedziałam
Rhodey: Ale jesteśmy z dala od kłopotów. Mamy spędzić ten czas razem
Ivy: No to zamówmy pizzę do hotelu i po sprawie
Rhodey: Jestem za
Ivy: Świetnie, więc poczekaj

Zeszłam do recepcji, żeby skorzystać z książki telefonicznej. Zapisałam numer pizzerii i wróciłam na górę. Nie było mnie kilka minut, a Diana znowu dała mu w kość. Zaczęłam się śmiać, widząc jak bekała na niego, lecz później zwróciła jedzenie na jego spodenki.

Rhodey: To może jednak ubiorę się w coś innego
Ivy: Hahaha! Diana, na dziś wystarczy
Diana: Mama?
Ivy: Tak, mama. Mama nie chce męczyć twojego tatusia... Pójdziesz spać?
Diana: Ne
Ivy: Ne?
Diana: Ne
Ivy: No to ne

~*Trzy godziny później*~

**Victoria**

W końcu znalazłam czas na zajęcie się czyszczeniem zbroi Pepper. Przeskanowałam pancerz w ukrytym laboratorium, gdzie dostęp nikt nie miał poza mną i Ho. Kiedyś, bo umarł, więc zostałam sama. Szczególnie po stracie Ricka. Jak ja sobie poradzę? No nic. Muszę być silna. Tony też nie ma lekko.
Gdy sprawdziłam, jaka substancja pokrywała części Rescue,  okazała się żywa. Musiałam ostrożnie oddzielić pył do próbki. Włożyłam dodatkową parę ochronnych rękawic przeciw promieniowaniu.

Dr Bernes: Niezwykłe. Ten pył oddziałuje na ludzkie DNA, jak śmiertelny wirus. Infekuje w jednej chwili, przebudowując organizm lub całkowicie niszczy nosiciela

Pozbyłam się śladów kryształu, wsypując resztki do specjalnej probówki. Nie mogła być w szpitalu. Była zbyt niebezpieczna. Potrzebowałam konsultacji z SHIELD. Czy ta sama substancja zmieniła ludzi w potwory z Tahiti? Poznałabym odpowiedź, gdyby Rick tu był, choć od Pepper też uzyskałabym potwierdzenie hipotezy. Schowałam fiolkę do walizki razem z Rescue, żeby zwrócić ją właścicielce.

**Pepper**

Pięć godzin. Pozostało pięć godzin i wszystko będzie dobrze z Tony'm. Taką miałam nadzieję, ale w obecnej sytuacji ciężko liczyć na jakąkolwiek pomoc. Postanowiłam poszperać w komputerze, szukając ostatnich znanych transakcji Mr. Fixa. Kilka w dawnej bazie AIM, lecz ostatnia miała miejsce w śródmieściu z kimś od... Stark International. Nie wiedziałam, co to miało znaczyć, ale Tony powinien zainteresować się, co robi firma za interesy. Moment... Może dowiem się, jakie wynalazki trafiły w jego łapska.
Gdy weszłam na listę kupców, usłyszałam niepokojący oddech męża.

Pepper: Tony, uspokój się. To tylko zły sen. Nic nie dzieje się naprawdę... Tony, słyszysz mnie? Idź za moim głosem. Jestem tu przy tobie

Chwyciłam go za rękę, próbując ukoić jego nerwy. Poczułam, jak sam ścisnął mi dłoń. Powoli opanował swój strach i rozluźnił się. Otworzył oczy i nie wierzył, że nadal byłam przy nim.

Tony: Pepper?
Pepper: Cii... Śpij. Jeszcze masz czas. Odpocznij. Później pogadamy
Tony: Jesteś kochana
Pepper: No wiem... Ciastka smakowały?
Tony: Skoro ich nie ma
Pepper: A może gdzieś je schowałeś, co?
Tony: Ja nie Rhodey
Pepper: Hahaha! No dobra. Ja tu jestem, gdybyś czegoś potrzebował
Tony: A Matt?
Pepper: On śpi, bo jutro musi wstać do szkoły. O dziwo ma wszystko usprawiedliwione z powodu choroby
Tony: Pep?
Pepper: Tak?
Tony: Czy jesteś w ciąży?

Te pytanie mnie zaskoczyło z jego strony. No jasne. Wieczór kawalerski i ta gra w pokera. Chyba trzeba zrobić test.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X