Part 97: FRIDAY


**Pepper**

Lily nadal spała, choć wydawało mi się, że z tą regeneracją lekarz mnie okłamał. Przeżyję wszystko, ale nie kłamstwo. Martwiłam się o nią, a Matt nie chciał siedzieć na kolankach. Ciągle wspierał swoją siostrzyczkę, trzymając na ręce. Byłam załamana, że przybyłam za późno.

Matt: Dobze?
Pepper: Chyba tak
Matt: Ne
Pepper: A jak ma być? Ona mogła ją zabić i jeszcze ty widziałeś, jak zabijam Whitney!
Matt: Mamo, nie ksyc
Pepper: Przepraszam. Po prostu... Boję się
Matt: Pseplasam
Pepper: Matt?
Matt: Plose, wybac mi
Pepper: Oj! Skarbie. Już dawno ci wybaczyłam. Wiem, że nie chciałeś skrzywdzić Lily. To te głupie geny i twój tata też o tym wie
Matt: Kiedy wlóci?
Pepper: Najpierw niech ona wyzdrowieje, a później się z nim zobaczymy
Matt: Tak?
Pepper: Tak... Chodź tu do mnie

Wskoczył mi na kolanka i wtulił się w moje ramię. Matt sobie uświadomił, co zrobił Lily. I tak mu dawno wybaczyłam. Nagle miałam wrażenie, że ruszyła rączką, a oczy się powoli otwierały. Czyżby się budziła? Chłopczyk od razu się zerwał i nie wiedziałam, czemu, ale zaczął ją szturchać. Natychmiast wstałam z krzesła, by go wziąć znowu do siebie, ale on był uparty.

Matt: Mamo!
Pepper: Zostaw ją. Daj jej spać
Lily: Mama?
Pepper: Jestem tu... Jestem...
Lily: Dzienkuje
Matt: Plose
Pepper: Dobrze, że nic ci nie jest. Jak będziesz w stanie... Lily, co ty robisz?

Nie wierzę. Odpięła się od kardiomonitora i kroplówki, stając na nogi. Zaczęła biec, a Matt razem z nią. Byłam w szoku. Ona chodzi! Akurat lekarka weszła do sali. Też się zdziwiła na widok dzieci, które z żywą energią wybiegły na korytarz, biegając po całym szpitalu

Dr Bernes: Chyba wiem, kogo szukają
Pepper: Kogoś? A nie latają, bo im się nudzi?
Dr Bernes: Haha! Nie w tym przypadku. Szukają Tony'ego. Tęsknią za nim. Nie zauważyłaś?
Pepper: Nie bardzo
Dr Bernes: Pomogę ci je złapać, bo Lily powinna jeszcze leżeć
Pepper: Coś jej dolega?
Dr Bernes: Jest dobrze, ale muszę obserwować działanie implantu, czy funkcjonuje prawidłowo
Pepper: Dobrze. LILY, WRACAJ TU! TY TEŻ MATT!
Dr Bernes: Możesz nie wrzeszczeć? Leżą tu też inni pacjenci, którzy bardzo potrzebują spokoju
Pepper: Przepraszam

Ruszyłyśmy do biegu, żeby złapać maluchy. Nie, aż takie małe, bo rosły, jak na drożdżach. Mam nadzieję, że później będą dorastały, jak ludzie, a geny Makluan jedynie wpłyną na ich wrodzone umiejętności. Jakie? Nie mam pojęcia.

**Tony**

Razem z Andrew zdecydowaliśmy, by Victoria nie dowiedziała się o tym incydencie, jeśli chcę szybko wyjść na wolność. Właśnie siedzieliśmy w jadalni na śniadaniu. Zjadłem suchą bułkę, bo na nic nie miałem smaku. Za to on zjadł dwie bułki z masłem i pomidorem. Nie widziałem po nim zmęczenia, czy chęci narzekania przez siedzenie w zakładzie.

Andrew: Co się dzieje?
Tony: Nic. Jakoś nie jestem głodny
Andrew: Może jesteś chory?
Tony: Nie. Raczej nie mam apetytu i tyle. Zjem więcej, jak na serio zgłodnieję
Andrew: Masz szczęście
Tony: Czemu?
Andrew: Bo trafiłeś na mnie. Są tu osoby, które szkodzą i robią wszystko, by zwariowały, a czasem...
Tony: Andrew...
Andrew: Czasem dochodzi do strasznych samobójstw, ale i też morderstw
Tony: Kurcze. I dopiero teraz mi o tym mówisz?
Andrew: Nie było okazji, a rozumiem, że musisz na siebie uważać
Tony: Niby tak

Zacząłem się zastanawiać nad tym, kto w zakładzie może być niebezpieczny. Nie zauważyłem, żeby to był ktoś z naszej grupy wsparcia. Raczej ktoś poza nią. Niespodziewanie do pomieszczenia weszła lekarka razem z Pepper i dziećmi. Czy ja śnię? Oni tu są. Maluchy od razu do mnie podbiegły i przytuliły. Wtedy jedna łezka wykradła się z oka.

Tony: Jeju! Nie spodziewałem się, że mnie odwiedzicie
Dr Bernes: Widzisz, jak stęsknili się za tobą
Tony: Widzę i dla nich walczę
Dr Bernes: Dlatego wyjdziesz szybciej
Tony: Poważnie? Pepper, czy ty to słyszysz?

Cieszyłem się, jak nigdy dotąd. Myślałem, że pocałuje mnie w policzek, a zamiast tego oberwałem w twarz. O co jej chodzi? Czasem nie da się zrozumieć pewnych kobiet. Hmm... No tych specyficznych i Pep się do nich zalicza.

Tony: Nie cieszysz się, że wyjdę prędzej z psychiatryka? Pep, proszę
Pepper: Nie dotykaj mnie!
Tony: Co w ciebie wstąpiło?
Pepper: Zdradziłeś mnie z komputerem. To podłe! Jak mogłeś?!
Tony: Przecież FRIDAY jest wyłącznie systemem. Nigdy cię nie zdradziłem. Kocham cię i nasze dzieci... Pep, rozchmurz się
Pepper: A wyjaśnisz, dlaczego przypomina mnie?
Tony: Bo się w obie zakochałem

Bez wahania pocałowałem ją przy wszystkich ludziach i już nie oberwałem w twarz. Uśmiechnęła się, ciesząc z dobrej wiadomości. Fajnie było znowu ich zobaczyć, a sprawę z FRIDAY wyjaśnię, jak pójdziemy do zbrojowni. Na razie muszę czekać na decyzję Victorii. Chyba nie żartowała z skróceniem czasu terapii? Zobaczymy.

---***---

Witajcie w kolejnej fazie tego opo. Mam nadzieję, ze fabuła jeszcze nie zrobiła się nudna i czytacie z chęcią :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X