Part 96: Krok za krokiem


**Tony**

Nie było ani jednego dnia, by nie myśleć o Pep. Tak bardzo za nią tęsknię i chciałbym teraz być przy niej. Mam nadzieję, że daje sobie radę z maluchami. Nadal nie potrafiłem zasnąć, myśląc ciągle o mojej rodzinie. Czułem, że coś się stało, ale nie wiedziałem, czy nie są to mylne przeczucia. Ostatnio wariowałem przez iluzję, że widzę Gene'a.
Już chciałem zamknąć oczy, ale znowu słyszałem ten sam głos, co wcześniej.

Gene: Powinieneś zginąć... Nie zasługujesz na życie... Żaden z ciebie bohater... Jesteś mordercą... Zabiłeś swojego ojca... Tak... To byłeś ty. Pamiętasz?
Tony: Nie! Nie jestem mordercą

Ignorowałem wszystko, co mówiła zjawa. Jego tu nie ma. Pepper go zabiła. Nie może żyć. Starałem się skupić na czymś innym. Pomyśleć o wspólnych chwilach z żoną. Próbowałem się uspokoić, ale nadal gadał bzdury.

Gene: Przyznaj się, że miałeś dość Howarda... Miałeś dość tego, jak bardziej interesuje się firmą, niż tobą... Pamiętasz to? To ty spowodowałeś wypadek... Zabiłeś go
Tony: Nie! To byłeś ty!
Gene: Czyżby? Nie przypominam sobie, że tam byłem. Zabiłeś Howarda Starka
Tony: Nie!
Gene: Zabiłeś własnego ojca
Tony: NIE!
Gene: Odebrałeś mu życie

Nie potrafiłem się opanować, aż rzuciłem pustą szklankę po wodzie w drzwi. Swoim hałasem obudziłem Andrew, a szkło rozpadło się na kawałki. Pozostała jedynie dziura. Zacząłem zbierać szkło bez patrzenia na to, czy się kaleczę. Jednak dzięki tej reakcji, obraz tego drania zniknął z mojej głowy.

Andrew: W porządku?
Tony: Lepiej mnie zostaw. Nie chcę ci zrobić krzywdy
Andrew: Nawet jeśli spróbujesz, nie zostawię cię. Musisz w końcu zapanować nad bólem z przeszłości. Posłuchaj mnie, Tony. Siedzę w tym zakładzie dwa tygodnie i już zapomniałem, że mój przyjaciel zginął. Jest to dla mnie trudne, ale panuję nad sobą, dlatego teraz ja pomogę tobie
Tony: Dziękuję i przepraszam, że cię obudziłem
Andrew: Spoko. Nie pierwszy raz się tak dzieje. Już inni pacjenci budzili się w nocy z krzykiem. Nie jesteś jedyny. Pamiętaj, że walczymy razem. Musisz wytrwać
Tony: Wiem o tym
Andrew: Dasz radę

**Rhodey**

Lekarka pozwoliła mi znowu wejść do sali i o dziwo mama tam siedziała, rozmawiając z nim. Tak byłem zamyślony, że nie zauważyłem, jak przyszła.

Rhodey: Mamo?
Roberta: Już jestem. Wybacz, że tak późno, ale Pepper też do mnie dzwoniła i po raz kolejny rozprawa się przedłużyła
Rhodey: Co z tatą? Coś już pamięta?
Roberta: Miał amnezję? Dziwne. Przecież rozmawiam z nim normalnie
Rhodey: Tato?
David: Przypomniałem sobie. Teraz cię pamiętam, Rhodey
Rhodey: Dobrze, że jesteś z nami

Przytuliłem się do niego, bo w końcu wie, kim jestem, a swoje imię też zna. Cieszyłem się, jak szybko wracał do zdrowia. Pozostało jedynie czekać, aż będzie mógł z nami wrócić do domu. Niech Kontroler sobie nie myśli, że o nim zapomniałem. Dorwę drania.

Roberta: Powiedziałam mu, że został wujkiem. Cieszysz się, prawda?
David: I to bardzo

Nareszcie mogłem zobaczyć, jak szczerze się uśmiecha. Był szczęśliwy, bo ponownie byliśmy w komplecie z całą rodziną.

~*Następnego dnia*~

**Pepper**

Obudziłam się w innym pomieszczeniu, a siedziałam obok łóżka Lily. Musieli mnie przenieść. No nie! Matt znowu uciekł! Gdzie on jest?! Nerwowo szukałam rozrabiaki, licząc na to, że nic mu się nie stało. Gwałtownie zerwałam się z krzesła, wybiegając na korytarz.

Pepper: Matt, gdzie jesteś? Matt!
Dr Yinsen: Pielęgniarki się nim zajęły. Chodził wszędzie i czegoś szukał
Pepper: Gdzie jest?
Dr Yinsen: Już cię do niego prowadzę

Od razu pobiegłam za lekarzem do pokoju pielęgniarek. Po kilku minutach znaleźliśmy się na miejscu. Matt siedział, bawiąc się klockami. Dobrze, że się znalazł. Podziękowałam za opiekę oraz przepraszałam za jego ruchliwość. Jednak nad tym nie mogłam zapanować.

Dr Yinsen: Maluchy szybko rosną, ale Matt najszybciej, jak widzę
Pepper: A Lily? Jak się czuje?
Dr Yinsen: Żyje i nie musiałem wymieniać implantu. Zareagowałaś w ostatnim momencie. Naładowałem jej mechanizm, a siniaki znikną po kilku godzinach, bo szybkość regeneracji jest błyskawiczna
Pepper: Geny... Ale nic jej nie będzie?
Dr Yinsen: Jest dobrze. Na razie śpi i Victoria ma tam do niej zajrzeć. Nie martw się. Wróci do zdrowia. Jednak zastanawia mnie jedno. Dlaczego miała prawie wyrwany implant?
Pepper: Ktoś ją porwał, ale na szczęście już nikt jej nie skrzywdzi
Dr Yinsen: Sprawy Iron Mana?
Pepper: Nie. Sprawa osobista

Gdy wzięłam chłopczyka na ręce, poszłam do Lily, która nadal miała zamknięte oczy. Wykorzystałam ten czas, by przeczytać list, który leżał na szafce. Od Tony'ego? Nareszcie się odezwał. Czytałam pierwsze linijki i już wiedziałam, jak jest mu ciężko. Tęsknił za nami. Może pozwolą mi na zobaczenie się z nim. Zdecydowałam się zapytać Victorii.

Dr Bernes: Zostań najpierw przy Lily, a jak wyzdrowieje, zobaczysz się z Tony'm
Pepper: Coś nie tak?
Dr Bernes: Nie. Wszystko gra. Po prostu niech zobaczy was z całą rodziną. Będzie się cieszył na wasz widok. Zobaczysz. Jeszcze trochę i będziecie razem
Pepper: Na pewno będziemy

Tylko miłość pozwala mu przetrwać bez nas? Widać, że chce już końca terapii, która dopiero się zaczęła. Chwila... List był napisany cztery dni temu. Nie będę się na niego obrażać, ale liczę, że w końcu się spotkamy, gdy Lily dojdzie do siebie po porwaniu.

---**---

Kończymy fazę czwartą. Daleko jesteśmy, prawda? Jeszcze będzie wiele się działo, ale chcę wiedzieć, czy ta historia nie jest dla was nudna? Taka już niezbyt oryginalna czy ciekawa? Piszcie, jakie wy macie zdanie, a ja dostosuję się do tego. Pytania? :)

2 komentarze:

  1. Woo pierwszy raz nie sprawa Iron Jana. Dobrze że David sobie wszystko przypomniał :) A z lily będzie wszystko dobrze prawda ? Przecież Yinsen się nią zajął. A Matt jest super bratem

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe twój synek i wszystko jasne :D

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X