Part 79: Lily



**Tony**


Po kilku minutach przestała jęczeć z bólu, wydając głośny krzyk. W końcu oddychała spokojnie, słysząc płacz malucha. Lekarka pokazała nam dziecko. Uff! Już po wszystkim. Jednak znowu było widać na jej twarzy niepokój.


Dr Bernes: Byłaś bardzo dzielna. Urodziłaś zdrowego chłopca
Pepper: To… nie… koniec
Dr Bernes: Jak to?


Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Ma być kolejne dziecko? Jak my się pomieścimy w domu? Chyba najgorsze jest to, czy Pep zniesie kolejny ból.


**Pepper**


Wydawało im się, że mogę być szczęśliwą matką, ale nie spodziewali się drugiego maleństwa. Teraz je czułam. Nie kopało. Było bardzo spokojne. Ostatnich sił użyłam, żeby ona też wyszła na ten świat. Dzięki Tony’emu byłam silna. Dał mi tę siłę, która mu pomogła, gdy cierpiał w trakcie operacji.
Nagle odczułam silny skurcz, który wystarczył, by cały ten poród dobiegł końca. Wydałam donośny krzyk, wyginając się w górę, aż upadłam spokojnie, kiedy ostatni maluch ze mnie wyszedł. Zaczęłam płakać z różnych powodów. Koniec bólu, szczęście i widok maleńkiej dziewczynki.


Dr Bernes: Miałaś rację, że dwoje, ale na badaniu nic nie wskazywało, by były bliźnięta
Pepper: Musiała… być ukryta
Tony: Dziewczynka?
Pepper: Tak. Mamy dwójkę dzieci
Tony: Jestem… ojcem?
Pepper: Przecież widzisz. Tony? Ej! Co z tobą? Tony!


Puścił moją rękę, upadając na podłogę. Mam nadzieję, że to z wrażeń. Lekarka zabrała go do doktorka, który czekał przed salą z Rhodey’m. Nie wierzę. Mamy córkę i syna. Ona była taka maleńka, a on o wiele większy. Chciałam oboje przyłożyć do siebie, by poczuć bicia ich serc.


Pepper: Mogę je przytulić?
Dr Bernes: Proszę. I jak się czujesz?
Pepper: Zmęczona, ale w miarę dobrze. Od czegoś są te geny Makluan
Dr Bernes: Gdybym wiedziała, że będzie ich dwójka, zrobiłabym cesarskie cięcie
Pepper: Ale wolałam… urodzić je… naturalnie… Chwila… Dlaczego jej serce nie bije?
Dr Bernes: Pokaż


Przyłożyła stetoskop i dopiero wtedy zauważyłyśmy liczne rany na brzuchu i klatce piersiowej. Przez cały ten czas chłopczyk ją atakował, a ja nic nie mogłam zrobić. Zrobiło mi się jej przykro. Bałam się, że umrze. Nawet nie płakała.


Dr Bernes: Bije, ale słabo
Pepper: Co teraz?
Dr Bernes: Muszę ją operować
Pepper: Aż tak… źle? On ją zabił?
Dr Bernes: Prawie, co widać po śladach
Pepper: Dlaczego… nie zareagowałam? Dlaczego?
Dr Bernes: Nikt tego nie wiedział. Nie możesz się obwiniać. To był poród pełny niespodzianek
Pepper: Błagam… Uratuj ją!
Dr Bernes: Spokojnie. Nie pozwolę jej umrzeć. A jak byś jej dała na imię?
Pepper: Lily
Dr Bernes: No to Lily będzie żyła


Oddzieliła ich od siebie, by nie próbował zrobić jej większej krzywdy. Bałam się, jak nigdy, ale wciąż nie umiem tego pojąć. Dlaczego ze sobą walczyły? Czy mogłam tego uniknąć?


**Tony**


Co się stało? Znowu jestem w swojej sali. Ale przecież… Pepper! Ona rodziła! To dlaczego tu jestem? Byłem podpięty do kardiomonitora, a moje serce biło z trudem. Czułem, że coś poszło nie tak. Chciałem się z nią zobaczyć, ale nie potrafiłem się ruszyć. Co oni zrobili?


Rhodey: Jesteś ojcem dwojga dzieci. Musisz to sobie uświadomić
Tony: Mam synka
Rhodey: I córkę
Tony: Gdzie… Pepper? Co z nią?
Rhodey: Lekarka ją trzyma w tej samej sali, co wcześniej. Szybko dochodzi do siebie, ale…
Tony: Ale co? Rhodey, nie… omijaj… szczegółów
Rhodey: Uspokój się, bo nic nie zrobisz. Sam nie mogę w to uwierzyć
Tony: Zabierz mnie… do niej
Rhodey: Musisz odpocząć. Przeciążyłeś swoje serce
Tony: Zastępujesz Yinsena… stawiając diagnozę?
Rhodey: Jest zajęty, bo operuje razem z Victorią. Chodzi o twoją córkę
Tony: Rhodey…
Rhodey: To nieludzkie! Oni się prawie pozabijali!
Tony: Boże! Jak?


Kompletnie byłem w szoku. Pepper przeżywała horror. Te ciągłe kopanie nie było oznaką ruchliwości. Przeklęte geny!


Tony: Jestem… ojcem… mordercy
Rhodey: Nie mów tak. Sam tego nie umiem pojąć, ale musisz dbać o swoje serce. Jesteś ojcem. Pamiętaj
Tony: Matt… jest mordercą
Rhodey: Tony, przestań. Nikt nie mógł tego przewidzieć
Tony: Ona cierpiała i nikt jej nie pomógł! WIEDZIAŁA, ŻE WALCZĄ!


Krzyknąłem, aż poczułem się słabo. Sama ta myśl, co musiała przeżywać i teraz moje dziecko walczyło o życie. Próbowałem się uspokoić, ale nie potrafiłem. Dopóki się nie dowiem… Chwila… Jest lekarz. Mam nadzieję, że będzie ze mną szczery i powie wszystko.


Dr Yinsen: Nie było mnie tak z kilka godzin, a ty znowu robisz to samo. Rhodey, powiedziałeś mu?
Rhodey: Powinien wiedzieć
Dr Yinsen: Miałeś go nie denerwować!
Tony: Co… z moim… dzieckiem?
Dr Yinsen: Ech! Nie będziesz zachwycony po tym, co przeżyłeś ostatnio
Tony: Nie rozumiem. Co jest grane?!
Dr Yinsen: Twoja córka żyje. Pepper nadała jej imię Lily. Teraz leży z nią i twoim synem
Tony: Mordercą
Dr Yinsen: Nie zabił jej. Ona żyje, ale przez to, jak jej serduszko biło słabe, wszczepiliśmy implant
Tony: Cholera! Czemu?!
Dr Yinsen: Nie było innego wyjścia. Inaczej, by umarła


Byłem wściekły, bo będzie przeżywała to samo piekło, co ja. Znowu wszystko zwolniło i zemdlałem.


**Victoria**


Pierwszy raz byłam świadkiem czegoś tak dziwnego, co nie da się opisać zwykłymi słowami. To nie mieści się w głowie. Lud Makluan to jacyś samobójcy. Pozwalają przeżyć jednemu dziecku. Na szczęście udało się uratować Lily. Dzięki małej wersji implantu może żyć. Niestety, ale Tony tym faktem raczej nie będzie zachwycony. Pepper szybko wracała do zdrowia, lecz jej psychika była dotkliwa naruszona. Ciągle leżała smutna, płacząc. Współczuję jej. Takich przeżyć nie życzę żadnej matce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X