Part 66: One są bronią



**Pepper**

Przez chwilę czułam ból pleców, bo brutalnie zostałam zrzucona ze schodów, a wszystko przez to, że nie chciałam nigdzie iść. Niestety ich siła była silniejsza od mojej, skoro nie miałam przy sobie mocy pierścieni. Na terenie fabryki znalazłam się w niecałą godzinę, a Gene już tam czekał. Wiedziałam, że już na żaden sprzeciw nie było mowy, ale nie wiedział, co planowałam.

Gene: Jeśli będziesz coś kombinować…
Pepper: Tak. Wiem, wiem. Pożegnają się z życiem. Nie ty jeden masz takie metody
Gene: Chyba już się mnie nie boisz. Coś ci pokażę, co na pewno cię przekona
Pepper: Pokaż

Najpierw podał mi jakąś lornetkę, więc mogłam widzieć ukrytych ludzi Tong, którzy byli rozmieszczeni po całym obszarze fabryki. Jednak na szczęście nie dorwali się do części domowej. Widziałam, że trzech stało nad Tony’m, jak ten nad czymś pracował. Wiedziałam, że tak będzie.

Gene: I co powiesz na to?
Pepper: Dobra. Przyznaję, że teraz się boję
Gene: Kłamiesz. Ciebie to bawi?
Pepper: Nie, ale sama ta myśl, bo beze mnie nic nie zrobisz
Gene: Ech! Przestań gadać i bierz te pierścienie!
Pepper: Dobra, dobra. Już idę

Łatwo było go wyprowadzić z równowagi. Nie czułam tak wielkiego strachu, bo odwagę dała mi moja przewaga. Już raz go zmiotłam z jego żołnierzykami i mogę to powtórzyć. Kiedy weszłam do środka, Tony mnie nie zauważył. Może to nawet i lepiej? Nieważne. Podeszłam do skrzynki z pierścieniami, przyciskając palec, by ją otworzyć. Wszystkie znalazły swoje miejsce na moich dłoniach, a jeden palec pozostał na ostatni symbol władzy rodu Makluan. Byłam uzbrojona i właśnie wtedy dopiero zostałam zauważona przez geniusza. Nerwowo we mnie mierzył z rękawicy.

Tony: Pepper, co ty wyprawiasz?
Pepper: Nie mogę ci powiedzieć. Wybacz

Wyszłam z budynku, a żeby mnie nie gonił, zablokowałam drzwi kamieniami. To da niewiele czasu przewagi, ale nie mogłam go mieszać w moje przeznaczenie.

Gene: Dobra robota, a teraz teleportuj nas na Księżyc
Pepper: Co? Że niby, gdzie?!
Gene: Dziwne. Nie miałaś wizji?
Pepper: Nie!
Gene: Czasem emocje zaburzają połączenie z strażnikiem pierścienia. Musiałaś ostatnio być za bardzo rozemocjonowana
Pepper: Możliwe. No dobra. Na pewno jest na Księżycu?
Gene: Gdybym kłamał, utrudniłbym nam zadanie
Pepper: Nam?
Gene: Współpracujemy razem
Pepper: Ty byś chciał tylko niszczyć tych, co ci staną na drodze. Ja chcę czynić coś dobrego. Zmienić świat na lepszy
Gene: Oj! Jesteś naiwna, Pepper. Pierścienie jedynie niszczą i w żadnych rękach nie zrobią nic pożytecznego dla dobra ludzi
Pepper: Jak to?
Gene: Od początku były bronią, więc nie zmienisz ich przeznaczenia. Dobra. Koniec tej dyskusji. Teleportuj nas

Przez chwilę jeszcze patrzyłam na fabrykę, a później znalazłam się w innym miejscu. Poza Ziemią. Byliśmy na Księżycu w niebieskiej strefie, gdzie znajdował się tlen.



**Tony**

Dlaczego zabrała pierścienie? Co się z nią stało? Nie poznaję jej. Musiałem jakoś do niej dotrzeć. Najpierw za pomocą rękawicy skruszyłem kamienie, które zagradzały przejście na zewnątrz. Niespodziewanie zadzwonił do mnie Rhodey. Włączyłem go na głośnik, żeby mieć wolną rękę do pozbywania się przeszkód.

Tony: Cześć, Rhodey. Przepraszam, że na was nakrzyczałem, ale po prostu nie chcę, żebyście przeze mnie cierpieli
Rhodey: W porządku. Rozumiem cię, ale jesteśmy z tobą. Nie będziesz z tym sam
Tony: Wybaczysz mi? Bo raczej na Pepper nie mogę liczyć
Rhodey: Potrzebuje czasu
Tony: Tyle, że przed chwilą zabrała pierścienie i zablokowała drzwi kamieniami
Rhodey: To do niej niepodobne. Bała się, że zrobisz coś głupiego
Tony: Nie tłumacz jej, Rhodey. Tu zdecydowanie chodzi o coś innego. Dokończę zbroję i lecę za nią
Rhodey: No dobra. To zaraz do ciebie dołączę. Szybciej skończysz, jak ci pomogę
Tony: I masz rację. Dzięki
Rhodey: Mógłbyś mi nawet grozić, że mnie zabijesz, a i tak cię nie zostawię, bo wiem, że sam nie dasz sobie rady z problemem
Tony: Dalej pamiętam, co zrobiłeś i nie zapomnę o tym

Rozłączyłem się, dokańczając niszczenie kamieni. Chciałem zrozumieć, dlaczego Pepper tak postąpiła. Mści się? Nie poznaję jej, a może to wina ciąży? Dobra… Teraz droga wolna.
Już chciałem wziąć się do dalszych ulepszeń, ale poczułem silny ból w klatce piersiowej, że z trudem łapałem oddech. Wiedziałem, jak mało mi czasu pozostało, lecz chciałbym jeszcze pożyć.


**Pepper**

Dzięki pierścieniom podniosłam świątynię z ruin na Księżycu. Była ogromna. Wchodziliśmy powoli. W środku przestrzeń była mniejsza. Trochę się zdziwiłam, a Gene znalazł na podłodze symbol próby.

Gene: Iluzja
Pepper: Co to znaczy?
Gene: Test będzie fikcją, ale… nie rozumiem. ROZEJRZEĆ SIĘ PO KOMNACIE!

Krzyknął do Tong, a my również poszliśmy w odrębnych kierunkach. Nagle usłyszeliśmy, jak coś się uruchamia. Ktoś włączył pułapkę przez wejście na posadzkę z tym samym symbolem, co przy wejściu. Rozległ się ryk, a z podłogi wypełzł smok, pożerając jednego z ludzi Gene’a.

Pepper: Chyba pomieszały ci się tłumaczenia. To świątynia śmierci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X