Part 104: Porwanie


**Tony**

Kompletnie byłem zamyślony, że nie usłyszałem wołania Lily. Przed chwila widziałem, jak zasypia. Czemu się obudziła? A! Matt biega po całym pomieszczeniu bez zmęczenia, śmiejąc się, zaś Pepper próbowała go złapać.

Lily: Boli?
Tony: Lily, śpij
Lily: Nie umiem
Tony: Dlaczego? Musisz zasnąć, by mieć siły na zabawę
Lily: Ale Matt wariuje
Tony: No tak. Może chcesz przenieść się do cioci Roberty?
Lily: Nie
Tony: No dobrze
Lily: Ale boli cie?
Tony: Co ma boleć?
Lily: To

Wskazała na implant i jako jedyna wiedziała, że coś było ze mną nie tak. Nie chciałem nikogo martwić. Skłamałem, że czuję się dobrze, aż oberwałem od niej w twarz. Zdecydowanie ma ten charakter mojej rudej.

Lily: Tata, nie kłam
Tony: Nie chcę cię martwić. Po prostu powinnaś skupić się na sobie. A ty się dobrze czujesz?
Lily: Tak. Lepiej
Tony: Cieszę się i wybacz, że musisz przechodzić przez ten sam ból, co ja
Lily: To nie twoja wina. Nikogo, a bracisiek mnie lubi. Ty teś maś go lubić
Tony: Ja was oboje kocham. Tak bardzo, że jestem w stanie się poświęcić, byście byli bezpieczni
Lily: Tatusiu?
Tony: Tak, słonko?
Lily: Uwaziaj na siebie
Tony: Będę, Lily. Będę

Ucałowałem ją w czoło, trzymając stale w objęciach. Matt dalej biegał, jak diabełek, co przeszkadzało Lily we śnie. Ostrożnie położyłem malutką do łóżeczka, przykrywając kocem, a ładowarkę mogłem odłączyć, bo godzina już minęła. Postanowiłem pomóc Pepper w złapaniu łobuza, zastawiając na niego pułapkę w przejściu do salonu. Czekałem... Czekałem... O! Chyba się zbliża, bo ktoś stłukł wazon. Jest łobuz! Teraz wystarczy go dorwać... Szybki jest, ale zdołałem złapać Matta, by mi nie uciekł.

Matt: Ne!
Tony: Jakie ne? Daj swojej siostrzyczce spać. One tego potrzebuje. Nie rozumiesz?
Matt: Ja sie tylko bawie. Psiujeś wsistko!
Pepper: Dzięki, że go chwyciłeś. Co z Lily?
Tony: Śpi
Pepper: Może ty też powinieneś? Nie wyglądasz za dobrze
Tony: Naładuję implant i będzie po sprawie
Pepper: Mam nadzieję
Tony: Pep, nie martw się. Nic mi nie jest

To czasem boli, by okłamywać najbliższych. Niestety, ale ją muszę utrzymać w niewiedzy. Tak musi być.

**Kontroler**

Chyba muszę zmienić plan. Niech Blizzard siedzi w Vault. Raczej poradzę sobie sam w pokonaniu Starka. Teraz ja mam przewagę, a on dowie się, czym jest ból. Nawet wiem, co zrobić. Hmm... Mam kogoś na celowniku. Iron Manie, już jesteś martwy.

~*Pięć godzin później*~

**Tony**

Wybiła szesnasta. Czekałem na Andrew w pobliskiej kawiarni. Pepper wspomniałem jedynie, że idę na miasto i nic poza tym. Nerwowo zerkałem w każdą stronę, szukając go. Jednak nie musiałem długo czekać, bo zjawił się na czas. Uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie.

Andrew: Witaj. Tony. Dobrze cię znów widzieć
Tony: I wzajemnie. Cieszę się, że wróciłeś do swojej rodziny
Andrew: Ty również. No to opowiadaj, co tam u ciebie?
Tony: Dzięki tobie jakoś walczę z lękami. Daję radę, a dzieciaki broją. Ostatnio chciałem się kochać z Pepper i nam przerwały
Andrew: Hahaha! Nam na szczęście z Rachele nigdy nie przytrafiło się coś takiego
Tony: To masz szczęście... Co zamawiasz?
Andrew: Zwykła kawa. A ty?
Tony: Nie mogę tego pić, więc wezmę gorącą czekoladę
Andrew: No dobra. Pójdę zamówić
Tony: Nie! Ja pójdę, ale najpierw mi powiedz, jak tam ci się żyje?
Andrew: A powiem ci, że bardzo dobrze. Steve wyrósł nie do poznania. Niebawem pójdzie do pierwszej klasy. Twoje maluchy też?
Tony: Jeszcze trochę i będą mogły się uczyć, choć same wiele umieją
Andrew: Nie dziwię się. Heh! To są dopiero szkraby. Nim się obejrzysz, będą ci podwędzać piwo z lodówki
Tony: Steve już tak robi?
Andrew: Haha! Nie, ale raczej, jak podrośnie, może to zrobić
Tony: Ale nie musi... Dobra, idę zamówić to, co trzeba. Na pewno kawa?
Andrew: Tak
Tony: Może coś do jedzenia? Nie krępuj się. Ja stawiam
Andrew: Dzięki, ale jestem świeżo po obiedzie, a kawę wypiję z grzeczności
Tony: Hahaha! No dobrze

Wstałem od stolika, podchodząc do lady, zamawiając zwykłą kawę oraz gorącą czekoladę. Nie musieliśmy długo na to czekać, bo akurat było niewielu klientów. Podziękowałem, płacąc i wróciłem do naszego stolika. Gdy tam wróciłem, coś mi nie pasowało. Andrew zniknął. Jeśli poszedł do łazienki... Z rzeczami? Nie. To niemożliwe. Próbowałem dodzwonić się na jego komórkę. Nie odpowiada. Zacząłem się martwić. Przeprosiłem kelnerkę, wychodząc z kawiarni. Wciąż Andrew nie odbierał ode mnie połączeń. Co się dzieje? Poszukam go w zbrojowni.

**Pepper**

Nareszcie Matt siedział w miejscu. Czekałam na powrót Tony'ego, a zamiast tego zjawił się Rhodey. Czego chce? Postanowiłam z nim porozmawiać. Już chciał coś powiedzieć, ale drzwi do zbrojowni się otworzyły. Usłyszałam jakiś hałas. Tony? No ładnie. Co jest grane? Od razu z przyjacielem poszliśmy do części roboczej, zostawiając na chwilę maluchy same, co było ryzykowne. Nie ma mowy, że puszczę Tony'ego na jakąś akcję. Prędzej on lub Rhodey kopnie w kalendarz. Czekałam na wyjaśnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X