Część 12: Ostatnie dni


**Tony**
Nie chciałem jej zatrzymywać. Nic nie robiłem i pozwoliłem odejść.

Rhodey: Myślałem, że za nią pobiegniesz, a ty tak po prostu…
Tony: Zrobiłem, co trzeba było. Jej ojciec musiał przenieść się do Ohio ze względu na federalnych
Rhodey: Ale nawet nie pożegnałeś się z nią, jak należy. Tony, ona jeszcze jest w mieście, więc leć do niej
Tony: Lepiej zajmij się historią
Rhodey: Znam wszystko na pamięć, ale tobie radziłbym się pouczyć. No chyba, że wolisz robić coś innego
Tony: Na przykład?
Rhodey: Whiplash dawno się nie pokazywał. Albo coś się szykuje albo dał sobie spokoju, co prawdopodobnie nigdy się nie zdarzy. Aha i muszę się do czegoś przyznać
Tony: Roberta nigdzie nie wyjechała
Rhodey: Bingo!
Tony: Zabiję cię, że dałeś mi nadzieję na spokój


Zaczęliśmy sobie dokuczać tak dla zabawy. Przez chwilę się śmiałem, ale niezbyt, bo ból w klatce piersiowej przypomniał mi o przypomnieniu.


Tony: Jeszcze z tobą nie skończyłem
Rhodey: Haha! Chciałem powiedzieć to samo. To co zrobisz? Szukamy tego wariata, czy lecisz do Pepper, a ja się zajmę zbrojownią?
Tony: No to lecę, a ty tu zostań
Rhodey: Tony, a naładować się?
Tony: Zbroja ma zapasy, więc nie zginę


Uśmiechnąłem się i wyleciałem z bazy. Wiedziałem, że chciał coś jeszcze powiedzieć i dlatego szybko uciekłem.


**Pepper**


Rzeczy leżały już zapakowane w bagażniku. Ostatni raz popatrzyłam na dom, aż obudziły się wspomnienia, jak poznaliśmy się na tej samej ulicy, gdy biegaliśmy. Oczywiście dla zabawy sobie ukradłam mu wtedy telefon. Taki głupi odruch. Czasem nie wiem, co ciało robi i nie mam tej świadomości o kolejnym ruchu.


Virgil: Dobra, możemy jechać. Pepper, słyszysz?
Pepper: Dlaczego nie możemy zostać? Wiesz, że w końcu poznałam najwspanialszych przyjaciół, a ty myślisz tylko o swojej pracy!
Virgil: Pepper, nie krzycz. Tam też znajdziesz sobie kolejnych przyjaciół
Pepper: Ale ja nie chcę innych, tylko Tony’ego i Rhodey’go
Virgil: I z nimi się przyjaźniłaś?
Pepper: Przyjaźnię!
Virgil: To nie moja wina, że placówka została przeniesiona do Ohio
Pepper: Mam nadzieję, że przyleci mnie odwiedzić
Virgil: Kto?
Pepper: Ktoś


Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do nowego domu, który pewnie znienawidzę. Nie potrafiłam ich zostawić, a szczególnie Tony’ego. Nie potrafię zapomnieć, czego się o nim dowiedziałam oraz tego, jak Whiplash prawie go zabił. Nie wybaczę sobie, że przeze mnie mógł umrzeć. Gdybym nic nie mówiła, nie wyleciałby ze zbrojowni. Na szczęście żyje, ale i tak boję się. Boję, że już nigdy go nie zobaczę.


**Tony**


Dzięki zasilaniu zbroi nie musiałem się bać o implant, ale najgorsze byłoby to, jakbym spotkał… Whiplasha. Jednak ostatnio się nie pojawił. 
Leciałem do Ohio i nie chciałem lecieć nad jego terenem, choć to była najszybsza droga. Poleciałem tą dłuższą. W miarę bezpieczną.


Rhodey: Chyba musisz zmienić plany
Tony: Co się stało?
Rhodey: Na tej trasie, gdzie jesteś, zdarzył się wypadek. Pociąg wpadł do podziemia metra
Tony: No dobra. Już się za to biorę
Rhodey: Na pewno masz dużo zasilania w zbroi? Jeśli będzie trzeba użyć mocy…
Tony: Spoko, panie panikarzu. Nie ma problemu. Dam radę
Rhodey: Ostatni raz wyleciałeś bez naładowania implantu
Tony: Ostatni raz cokolwiek zrobiłem
Rhodey: Tony?
Tony: Nie obiecuję niczego, jasne?
Rhodey: Po prostu uważaj na siebie i będzie dobrze
Tony: Zobaczymy


Coś czułem, że to będzie moja ostatnia misja. Niedawno stałem się Iron Manem- nowym obrońcą miasta, a teraz? Teraz powrót był niewiadomą. Na wszelki wypadek pożegnam się z Pepper, gdy będę wiedział, że o nowym dniu mógłbym jedynie pomarzyć.


**Rhodey**


Tony nie był sobą. Ostatni raz cokolwiek zrobiłem. Co miał na myśli? I jeszcze nie chciał niczego obiecywać. Czy to przez wyjazd Pepper? Wiem, że sprawy nie potoczyły się najlepiej, ale musi wrócić cały i zdrowy.
Przeglądałem podgląd na miejsce, gdzie odezwał się alarm. Coś mi tu nie pasowało.


Rhodey: Znalazłeś pociąg?
Tony: Chwila…. O! Jest!
Rhodey: Co z nimi?
Tony: Tu nikogo nie ma poza szczurami
Rhodey: To wracaj
Tony: To polecę do niej. Miałem się pożegnać, jak należy. Miałeś rację, Rhodey. Zawsze ją miałeś. Wybacz mi za wszytko, co zrobiłem
Rhodey: Nigdy nie byłem na ciebie zły. Chciałem dla ciebie, jak najlepiej. Dobrze wiesz, jak wypadek nas zmienił. To ty powinieneś mi wybaczyć, że przesadzam
Tony: Martwisz się, a to normalne. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy
Rhodey: Tony, nie rób nic głupiego
Tony: Chcę tylko się z nią zobaczyć
Rhodey: Mam taką nadzieję, bo brzmisz, jak przyszły samobójca


Niespodziewanie wykryłem dwie postacie o sygnaturze energetycznej, identyczną do… Cholera.


Rhodey: Tony, uciekaj!
Tony: Co?


<< Połączenie zostało zerwane>>


Rhodey: Tony, odezwij się! Tony!


**Tony**


Usiłowałem wytężyć wzrok i sprawdzić, kto mnie zaatakował. Nie wierzę. Whiplash, ale… Jest ich dwóch? To jakiś obłęd.


Tony: Rhodey, czy ty widzisz to samo, co ja? Rhodey? Rhodey, słyszysz mnie?! Cholera jasna! Padła łączność
Whiplash: Wiedziałem, że w końcu wyjdziesz z kryjówki. Przedstawiam ci mojego pomocnika- Whiplasha Zero
Whiplash Zero: Może zamiast z nim się zagadywać, zniszczmy go!
Whiplash: Dobra myśl


A jednak. Dwóch wariatów. Jakby ten świat był za mały dla jednego popaprańca. Tym razem wolałem walczyć, niż uciekać. Nie miałem innego wyjścia i implant musiał zostać pozbawiony zasilania zapasowego, jeśli stracę moc w zbroi. Oboje walili tradycyjnie z biczami. Ledwo dawałem walczyć z jednym, a co dopiero z jego kopią. Nie miałem zamiaru się poddać. Używałem repulsorów, by rozproszyć jedne bicze. Niewiele dawało, bo wtedy ten drugi się rzucał z bombami. Nadal nie mogłem połączyć się z Rhodey’m.


<< Przełączenie na rezerwy>>


Whiplash Zero: Skończmy z nim!
Whiplash: Z przyjemnością


Wykorzystałem moc do pola siłowego, by ochronić się przed ich kolejnym atakiem. Niestety niewiele mi to dawało. 
Gdy miałem wolne pole do ucieczki, zasilanie spadło do 50 %, a oni polecieli za mną na tych swoich słynnych piłach tarczowych. Mój ból sprawiał im przyjemność, bo, co innego nie cieszy wariata, jak cierpienie ofiary? Tak, wpadłem w pułapkę, więc stałem się ofiarą. 
Przekierowałem moc do butów. Zacząłem odczuwać silny ból w klatce piersiowej, który nie dawał skupić się na przeciwnikach, co nadal żądali rozlewu krwi.
Nagle nastąpiła potężna eksplozja, która powaliła mnie na ziemię. Nie dałem rady wstać.


Tony: Czyli przegrałem? Ach! A chciałem się pożegnać z rudą
Whiplash: To twój koniec, Iron Manie. Zbroja ci się nie przyda, jak będziesz martwy


Poczułem, jak zrywa cały pancerz, odsłaniając każdy skrawek mego ciała. Zwłaszcza to jedno. Implant. Piekielny ból przeszywał całe ciało, aż wyginało się pod wpływem uderzenia biczy. Prąd przechodził, raniąc najboleśniej, jak się da, a bez zbroi nie mogłem się bronić. Czułem, jak serce zwalnia. Naprawdę to mój ostatni dzień?


Whiplash: Teraz możemy cię zostawić, bo nikt cię nie znajdzie
Whiplash Zero: Ja bym go jeszcze dobił!


Gdy miał uderzyć z bicza, Whiplash go zatrzymał. Litość? Nie wierzę.


Whiplash: Zostaw go. On umiera. To jego ostatnia godzina. Był godnym przeciwnikiem


I odlecieli, a ja zostałem zostawiony na śmierć. Zdołałem wyjąć telefon i skontaktować z Pepper. Odebrała.


Pepper: Tony, jak dobrze, że dzwonisz. Też miałam zrobić to samo, bo dojechaliśmy na miejsce
Tony: Cieszę… się
Pepper: Co się dzieje? Czemu mówisz tak, jakby cię tir staranował?
Tony: Chciałem… się.... pożegnać. Miałem…. z tobą się spotkać… ale coś…. mnie zatrzymało
Pepper: Zobaczymy się jutro?
Tony: Ach! To… niemożliwe… To… koniec
Pepper: Nie mów tak
Tony: Nie płacz. Żegnaj… na zawsze
Pepper: Tony, nie!


Już nie zdołałem nic powiedzieć, a telefon wypadł z ręki, lądując na ziemi.


**Pepper**


Co to miało znaczyć? Co się stało? Nie wierzę, co mówił. Od razu zadzwoniłam do Rhodey’go. bo z Tony’m straciłam połączenie. Tata jedynie dziwne się patrzył na drżące ręce.


Virgil: Czego się boisz? Przecież nie będziesz sama
Pepper: Chodzi o mojego… przyj… Nie! Tu chodzi o mojego chłopaka! Boję się!
Virgil: W takim wieku zawracasz sobie takim czymś głowę? Powinnaś skupić się na nauce, a nie za ganianiem za jakimiś przygłupami
Pepper: Cicho bądź! Dzwonię!


Rhodey zdołał odebrać. Również chciał pytać o to samo.


Rhodey: Pepper, jest z tobą Tony?!
Pepper: Chciałam spytać o to samo. Żegnał się ze mną. Rhodey co się dzieje?!
Rhodey: Leciał do ciebie, ale potem odezwał się alarm. Pepper, straciłem z nim kontakt, a zbroja nie odpowiada. Najgorsze jest to…
Pepper: Mów!
Rhodey: Nie naładował implantu i był na zasilaniu zbroi, a jeśli z kimś walczył, musiał je zużyć
Pepper: Czemu mu na to pozwoliłeś?!
Virgil: Pepper, nie krzycz
Pepper: Mówiłam! ZAMKNIJ SIĘ! Rhodey, on musi żyć!
Rhodey: Nieważne, jak bardzo było źle, zawsze mu się udawało. Zawsze wychodził z tego cały i zdrowy. Pepper, zlokalizuję zbroję. Znajdę go
Pepper: Znajdź!


Płaczę i nie przestanę. Strach był poza kontrolą.


**Rhodey**


Ostatnia lokalizacja była niedaleko miejsca ostatniego alarmu. Od razu tam pojechałem taksówką i oprócz kawałków zbroi nic nie widziałem. Dobra, jeszcze ślady krwi. Dopiero wtedy spostrzegłem kogoś na ziemi. Podbiegłem z nadzieją, że to Tony. Tak, to był on. Przerażenie i strach o przyjaciela sięgnął zenitu.


Rhodey: Tony, odezwij się. Tony!


Nie reagował, a implant nie świecił. Czy to naprawdę możliwe? Sprawdziłem, czy żył. Niestety wszytko wskazywało na to, że umarł. Jednak się obudził i mechanizm znowu świecił. Nie pozwoliłem mu mówić i zabrałem go do szpitala, gdzie mieli opatrzyć jego rany. Żył. Tak, on żył. Od razu powiedziałem Pepper, że nic mu nie jest. Miałem ochotę go zabić, że nas wystraszył na śmierć. Niestety lekarz nie pozwalał na żadne odwiedziny. Pepper się nie pojawiła, a Iron Man już nie ratował miasta. Zanim zbudowałby nową zbroję, zleci kolejny rok.
Gdy stan Tony’ego był stabilny i w końcu na tyle dobry, by z nim się zobaczyć, mogłem wyrzucić z siebie wszystko, co musiałem przeżyć.


Rhodey: Wystraszyłeś nas na śmierć. Naprawdę myślałem, że nie żyjesz
Tony: Musiałem ich jakoś oszukać. Eee… który dziś mamy?
Rhodey: Leżysz tu już 2 tygodnie. Jakim cudem przeżyłeś?
Tony: Gdy oni sobie polecieli, wyjąłem baterię z telefonu i jakoś zrobiłem tak, by dawała potrzebną energię do zasilenia implantu
Rhodey: Pepper cię zabije, ale nie wiem, czy nie ja będę pierwszy
Tony: Przepraszam, ale sam myślałem, że z dwoma Whiplashami nie dam rady
Rhodey: Czyli skaner nie kłamał? Świetnie. Ilość wariatów się zwiększyła
Tony: Haha!
Rhodey: Dobrze, że żyjesz. Nie chciałbyś pogadać z Pepper?
Tony: Wie, że żyję?
Rhodey: Powiedziałem jej, ale potrzebuje czasu. Naprawdę. Dobrze, że jesteś


KONIEC
        

---***---

I jak się wam podobało? To opko dobiega końca, ale bez obaw. Mam pewne inne rzeczy do wstwinie, więc odpoczniemy od nowych historyjek. Zresztą, zbliżają się matury próbne, czyli czas na edycję będzie mało. Wyraźcie swoje zdanie pod tym postem. Do zobaczenia :)
                                                                                      

1 komentarz:

  1. Wiesz zabije cię ja tu myśle że geniusz death a ty mówisz że żyje wiesz zaras zawału dostane...ale i tak dobre <3

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X