AKT XIV: Miłość


Pepper z Rhodey'm ciągle siedzieli przy Tony'm, którego stan w końcu się ustabilizował. Żaden z nich nie chciał iść do szkoły. Nie byli w stanie myśleć o nauce, gdy ich przyjaciel prawie mógł umrzeć przez Stane'a. Roberta wiedziała, jak im było ciężko, ale nie mogła pozwolić, by zaniedbywali obowiązek ucznia.

Roberta: Już jest wszystko pod kontrolą. Dr Yinsen odpowiednio się nim zajmie. Wiecie, że jutro musicie wstać do szkoły. Nie możecie tu ciągle przebywać
Rhodey: On musi za to zapłacić! Mogłem mu wybić z głowy ten pomysł
Roberta: Obwinianie się nic tu nie pomoże. Musi odpocząć. Naprawdę, to była ciężka noc, a wy musicie iść do szkoły
Pepper: Nie... nie można

Ruda już nie ukrywała swoich uczuć. Nie miała ochoty na nic. Żałowała, że chciała go zrzucić z dachu, chamsko się do niego odnosiła i miała ochotę wyrwać mu implant. Chciała zacząć z czystą kartą zupełnie od nowa ich znajomość. Na jej twarzy był żal i smutek. Była zrozpaczona, widząc go nieprzytomnego, a wcześniej w karetce patrzyła, jak umierał.

Rhodey: Pepper, spokojnie. Będzie dobrze. Najgorsze mamy za sobą
Pepper: Rhodey, ja...
Rhodey: Nie przepraszaj. Widzę, że w końcu nie jest ci on obojętny. Teraz wiesz, jak ja się czułem, gdy był dzień katastrofy samolotu
Pepper: Jak długo mamy czekać?
Rhodey: Tyle, ile będzie trzeba

Pepper wybiegła do łazienki, czując kolejną falę łez, napływającą do oczu. Z torebki wyjęła telefon i zadzwoniła do ojca. Wiedziała, że o pierwszej w nocy będzie w pracy, ale chciała poprosić o coś. Mężczyzna z zaspanymi oczami odebrał.

Virgil:  Pepper, jest za wcześnie. Czemu dzwonisz?
Pepper: Możesz mi załatwić usprawiedliwienie na cały tydzień?
Virgil: Ty płaczesz? Co się stało? Znowu Maggia?
Pepper: Gorzej... Muszę ci mówić powód?
Virgil; Źle się czujesz?
Pepper: Tak. To mogę na ciebie liczyć?
Virgil: Oczywiście, skarbie. A to coś poważnego?
Pepper: Chyba tak
Virgil; Trzymaj się jakoś i nie płacz. Wrócę do domu i...
Pepper: Nie ma mnie tam. Nie mogę... wrócić
Virgil: Co się dzieje?
Pepper: Nie mogę... Po prostu nie mogę

Rozłączyła się i pozwoliła na wylew łez. Czuła się chora przez miłość. Nie wiedziała, jak komukolwiek o tym powiedzieć. Rhodey pewnie, by ją wyśmiał, bo nigdy nie mówiła niczego na poważnie. Dopiero ta tragedia diametralnie ją zmieniła.

Pepper: Przepraszam.... Naprawdę... przepraszam

Gdy odrobinę się uspokoiła, wróciła do sali chorego.

Pepper: Nie muszę iść do szkoły. Tata mi napisze usprawiedliwienie
Roberta: Będziesz miała zaległości
Pepper: Wiem
Rhodey: Jesteś pewna, by nie iść? Na jak długo?
Pepper: Tydzień, ale ty musisz być, bo od kogoś muszę później odpisać lekcje
Rhodey: Też nie chcę iść, ale znasz moją mamę. Stanowcze nie
Roberta: Zrobimy tak. Będziesz chodził na te najważniejsze lekcje przez tydzień, a resztę możesz olać. Tylko tydzień, Rhodey
Rhodey: To mi w zupełności wystarczy. Zadzwoń, gdyby się obudził. Cokolwiek, by się działo, dzwoń nawet w środku nocy
Pepper: Dobrze. To powodzenia
Rhodey: I wzajemnie

Ruda pozostała sama przy łóżku, gdzie leżał Tony. Poczuła, że musi go chwycić za rękę, by czuł jej obecność. Przy Rhodey'm i komukolwiek innym nie chciała pokazywać otwarcie swoich uczuć. Teraz była przy nim sama.

Pepper: Przepraszam, jaka dla ciebie byłam. Obiecuję, że się zmienię. Nie pozwolę, by znowu ktoś cię skrzywdził, tylko proszę. Obudź się! Otwórz oczy!

Cmoknęła go w czoło i już chciała uwolnić rękę, ale odczuła uścisk. To był odruch, który wskazywał na to, że jej błagające tony zostały wysłuchane. Tony powoli otwierał oczy. Przed sobą widział Pepper. Nie był długo przytomny i ledwo ją zobaczył i znów ogarnęła go ciemność. Pepper cieszyła się, że choć na chwilę mogła zobaczyć jego oczy. Przypomniała sobie, jak on jej powiedział, jakie ładne ma oczy, aż uznała to za jakiś podryw. Teraz to na twarzy malowała się lekka radość z uśmiechem. Została przy nim z nadzieją, gdy znowu otworzy oczy.
Tymczasem dr Yinsen słuchał wyjaśnień dyrektora w sprawie ich bezmyślnych działań.

Dr Yinsen: Jesteś świetnym chirurgiem, a wyjęliście mu implant? Nie wiem, co by było, gdybym pojawił się później
Dyrektor: Przepraszam za ten błąd
Dr Yinsen: Który mógł kosztować ludzkie życie
Dyrektor: To, jak mamy działać przy zatrzymaniu akcji serca bez defibrylatora?
Dr Yinsen: Kiedyś nie było tak zaawansowanej technologii i ludzie własnymi rękami próbowali coś zrobić, aż stworzono pierwsze maszyny
Dyrektor: Nic nie było skuteczne, a tobie się udało. Jak ty to zrobiłeś?
Dr Yinsen: Znam się na tej technologii, bo ją stworzyłem. Widziałem, jaki był błąd i go naprawiłem. Dobrze, że nie użyliście defibrylatora. Jedno uderzenie i leży w grobie
Dyrektor: Czas działał na naszą niekorzyść. Obiecuję, że to już nigdy się więcej nie powtórzy
Dr Yinsen: Najlepiej robić masaż serca i zastosować adrenalinę lub w ostateczności większą dawkę kardiofryny
Dyrektor: Rozumiem, a co z nim teraz będzie?
Dr Yinsen: W najgorszym wypadku, to śpiączka, ale w lepszym świetle, się obudzi za kilka dni
Dyrektor: Chyba następnym razem po prostu zadzwonię do ciebie. Pracujesz tu w szpitalu, tak?
Dr Yinsen: Zgadza się. Znajdziesz mnie na cyberchirurgii. Implant nie jest moim jedynym wynalazkiem, ale też mam inne, jak protezy kończyn, czy implanty płuc... No cóż. Pójdę zobaczyć, co się z nim dzieje
Dyrektor: Nie pozwiesz nas za błąd lekarski?
Dr Yinsen: Nie, ale następnym razem być może tak

Lekarz opuścił gabinet dyrektora i poszedł do sali pooperacyjnej. Gdy dr Yinsen zajmował się Tony'm, Pepper dalej przy nim czuwała.
Następnego dnia odbywała się ulubiona lekcja rudej, czyli muzyka. Whitney zauważyła, że z ich trójki był, tylko Rhodey. Zapomniał, że miał jej powiedzieć o śladach krwi, czy należały do Tony'ego.

Whitney: Niemożliwe. Zrobiła sobie wolne?
Rhodey: Nie tylko ona
Whitney: Co z tobą? Wyglądasz tak, jakbyś dostał szlaban
Rhodey: Pamiętasz, że miałem ci zadzwonić?
Whitney: No tak, pamiętam. Co z tą krwią? To była krew?
Rhodey: Tak. No i znaleźliśmy Tony'ego
Whitney: No i gdzie był? Pewnie teraz Pepper mizia się z nim

Zaśmiała się blondyna i nie wiedziała, czego się może dowiedzieć. Ukrył przed nią prawdę.

Rhodey: Nie pytałem. Wrócił do domu
Whitney: Ty coś kręcisz, Rhodey
Rhodey: Możemy skupić się na lekcji?!
Whitney: A co ty taki nerwowy? Dobra, dobra. Już milczę, ale wiem, że nie mówisz mi wszystkiego
Rhodey: Na podłodze był keczup
Whitney: Kłamca! Wcześniej mówiłeś mi coś innego!
Happy: Zamknij się! Teraz leci fajna etiuda
Whitney: Żałosne, jak można czegoś takiego słuchać
Happy: Twój jazgot nie jest miły dla uszu
Whitney: Że jak?!

KONIEC AKTU XIV


---***---

Powoli dochodzimy do połowy scenariuszy, co oznacza, że powinniście się przygotować na pewną niespodziankę. Cieszę się, że są osoby, które jeszcze wchodzą na tego bloga. Nawet nie wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy. Praktycznie ten blog po części jest drugą połówką życia. Ok. Notki postaram się dawać regularnie, czyli jutro powinna być kolejna :)

5 komentarzy:

  1. Nie mam słów by to określic, ale Happy zjechał Whitney z tym jazgotem haha. Ruda płacze, okazuje emocie wow posuwa się do pocałowania Tonego nie wazne, że w czoło ale pocałowała. Świetnie jak zawsze. Czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za koma. Ruda ma uczucia mimo wszystko. Zmieniła się. Oni będą razem :)

      Usuń
  2. Jejkuu wróciłaś <333 ty nie wiesz jak ja sie ciesze. Mam nadzieje ze tony sie szybko obudzi i bedzie wszystko dobrze no i pepper...cóż to za zmiana...no i lece czytac nastepny akt ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się cieszę, że nadal czytasz. Jutro kolejny akt plus coś specjalnego

      Usuń
  3. Wspaniały.Jazgot Whitney i Happy który chce słuchać etiudy. Pepper i jej rozmowa z ojcem boskie.

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X