AKT XII: Nadzieja


Whitney została wpuszczona do budynku. Tym razem mogła skorzystać z windy. Gdy była przy gabinecie, zdziwiła się na brak obecności ojca. Wiedziała, że firmę traktował, jak drugi dom i spędzał w niej większość czasu, który mógłby inaczej spożytkować, jak spotkanie ojca z córką, bo bardzo ją zaniedbał. Dla Stane'a liczyły się zyski i pierwsze miejsce na rynku zbrojeniowym, jednak pojawienie się Hummer Multinational zmusiło go do rywalizacji za wszelką cenę.
Stane pojawił się 5 minut później. Poprawiał swój garnitur.

Stane: Whitney, a to niespodzianka! Co tu robisz tak późno? Jutro masz szkołę, wiesz?
Whitney: Wszystko gra?
Stane: A czemu pytasz?
Whitney: Nigdy nie byłeś tak zadowolony, ale... ty masz krew na rękach? Co się stało?!
Stane: To keczup, Whitney. Pomyślałem sobie, żeby coś zjeść i naszedł mnie apetyt na frytki. W jakiej sprawie przyszłaś? Mam robotę do dokończenia. Jestem z ciebie dumny, bo nie wymknęłaś się ze szkoły
Whitney: Mieliśmy mało lekcji. Powinieneś się cieszyć, że przyszłam, a ty nic. Czym jesteś taki zajęty? Noc jeszcze młoda i chciałam z tobą wyjść na miasto
Stane: Nie mam teraz na to czasu!
Whitney: Teraz?! Chyba nigdy!
Stane: Idź stąd!

Blondyna była na niego wściekła i było jej również przykro, jak ją potraktował. Do oczu napłynęły łzy. Wybiegła z gabinetu ojca.
Gdy już miała wejść do windy, przy schodach zauważyła ślady krwi. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, bo na keczup to nie wyglądało. Ciekawość kazała podążyć tym śladem. W windzie też znalazła czyjąś krew. Coś jej mówiło, by pojechać na najniższe piętro. I tam znajdował się sejf z wynalazkami. Wszystkie ślady doprowadziły ją tutaj. Tu plamy były świeże.

Whitney: Co tu się stało?
Tony: Whitney...

Odwróciła się przerażona, szukając osoby, która powiedziała jej imię. Nikogo nie było za nią, przed, czy obok.

Whitney: Kto tu jest?

Nie uzyskała odpowiedzi. Uznała to za kiepski żart i wyszła z budynku. Tony dalej liczył, że może Rhodey otrzymał sygnał, a on nic. Jedynie widział na zegarku godzinę 23. Wyszedł z laboratorium, by poszukać Tony'ego. Pepper pobiegła za nim.

Pepper: Niech zgadnę. Instynkt macierzyński się odezwał? Hahaha!
Rhodey: Naprawdę ciągle się zmieniacie. Wy kobiety
Pepper; Chcesz jeszcze pożyć?! To bez takich mi tekstów!
Rhodey: Ojej! Pepper ma serduszko!
Pepper: Przywalę ci w tę mordę!

Rhodey przyspieszył, wiedząc, jak ruda zaczyna się gotować z furii. Trochę ją rozdrażnił, by rozluźnić napiętą atmosferę, ale szybko wróciły obawy, gdy dotarli pod Stark International. Whitney ich zauważyła.

Whitney: A wy, co tu robicie? Nie macie gdzie indziej chodzić?
Rhodey: Szukamy Tony'ego. Od 4 godzin nie wrócił
Whitney: Za bardzo się martwisz, Rhodey

Chciała już go zignorować i odwróciła się, idąc w swoją stronę.

Rhodey: A nie widziałaś czegoś podejrzanego? To ważne

Blondyna zatrzymała się na myśl, że ślady krwi mogły należeć do zaginionego.

Whitney: Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale widziałam krew blisko sejfu Starka. Pomoże wam to coś?
Pepper: Panikarze! To musiała być farba!
Whitney: Na pewno nie była. Ona się wylewała. Nie czułam jej zapachu
Rhodey: Chyba wiem, co tu się kroi. Tony ma kłopoty
Pepper: Hahaha! Chociaż to on dla odmiany
Rhodey: Milcz! Bądź poważna!
Pepper: Przepraszam. Wolę myśleć pozytywnie, niż ubzdurać sobie najgorsze myśli o psychopatach, mordercach, porywaczach dla okupu, gwałcicielach...
Whitney: Skończ! Ty powinnaś się leczyć! Ja nie mogę wam pomóc i muszę już wracać. Rhodey, daj mi znać, jeśli to będzie prawda
Pepper: Ej! Stój! A kasę ,kiedy mi zapłacisz?!
Whitney: Powiedziałam ci, że nie zapłacę, Pogódź się z tym. Powodzenia

Pożegnała się i pobiegła, bo sama czuła, że stanie się coś strasznego. I to z ręki Stane'a. Pepper próbowała się przejąć sytuacją, ale jedynie to chciała pomóc Rhodey'mu w poszukiwaniach. Pokazała mu ukryte wejście na tyłach budynku. Drzwi zablokowane. Nie był to dla niej problem. Jednym uderzeniem z nogi rozwaliła je.

Rhodey: Wow! Pepper, jak ty to zrobiłaś?
Pepper: Mówiłam, że cię mogę zabić, więc się bój! Wiesz, gdzie jest ten sejf?
Rhodey: Chyba tam, gdzie zawsze

Przeszli wzdłuż korytarza o dziwo, nie wpadając na żadnego ze strażników. To było możliwe, że Stane chciał być sam, by zrealizować swój plan. Zatrzymali się przy jednej ze ścian, widząc łysielca na widoku.
Kiedy Pepper zauważyła przy nim broń, zrozumiała, że błędnie określiła rolę monstrum. Ostrożnie szli za nim. Swój strach ukrywali w sobie. Rhodey ciągle bał się, w jakim stanie będzie Tony, gdy go znajdą. Stane nie zauważył, że nie domknął sejfu, ale nikogo się nie spodziewał.

Stane: Ile jeszcze mam czekać?! Miało nie być żadnych przerw!

Uderzył go z pistoletu, a on był wyczerpany. Zaczęły mu się zamykać oczy, a oddech dalej był ciężki. Ból się nasilał. Jego serce biło zbyt szybko, że zaczęło stopniowo zwalniać.

Tony: Nie... dam... rady

Wstał i chciał wyjść. Zapomniał, że Stane miał przy sobie broń naszpikowaną ostrymi nabojami.

Stane: Nie ruszaj się! Ani mi się waż uciekać!

Strzelił z broni z dwóch pocisków. Jeden trafił go w nogę, a drugi blisko serca, ale implant ochronił go przed tym ostatnim uderzeniem.

Rhodey: Tony!
Pepper: Stane, ty pieprzona gnido!

Wyjęła gaz pieprzowy i psiknęła mu po oczach. Natychmiast pobiegł, by przemyć oczy, które piekielnie go szczypały. Tony padł na ziemię. Jego serce słabło. Był 4 godziny ponad bez ładowania i odpoczynku. Z początku bransoletka jakoś funkcjonowała, ale przez paralizator nie działała. Pepper nie była temu obojętna i zadzwoniła po karetkę. Rhodey zawiązał, tamując krwawienie przez stary pasek, który miał w torbie i niewielką białą szmatkę.

Pepper; Nóż też przy sobie masz ?
Rhodey: Pozorny zawsze ubezpieczony. Tony, słyszysz mnie?
Pepper: Nie widzisz, że padł? Pomoc zaraz będzie, ale nie wiem, czy go uratują. Przecież nie znają się na implancie
Rhodey: Jest jedna osoba, która się zna. Ta sama, co mu wszczepiła implant

Przyjaciel sprawdził mu puls i był słaby, a oddech niezbyt odczuwalny. Poklepał go lekko po twarzy. Nadal nie reagował. Odsłonił bluzkę i sprawdził, co z mechanizmem. Światełko było lekkie. Ledwo się świeciło, migocząc bardzo słabo.
Po niecałym kwadransie zjawili się sanitariusze. Pepper czuła przerażenie. W końcu zaczęła się o niego bać, gdy oni milczeli przy nim.

Pepper: Co z nim? Przeżyje?
Sanitariusz: Szybko została mu udzielona pomoc, ale niewykluczone, że operacja będzie konieczna
Rhodey: Operacja? Mama mnie zabije!
Sanitariusz: Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo nie jestem lekarzem, a to, co ma metalowego na piersi .nie jest mi znane

Pepper wraz z Rhodey'm pojechali karetką do szpitala. Stane tylko obserwował z okna, jak odjeżdżają na sygnale.

KONIEC AKTU XII

---**----

Tadam, tadam... Katari da wam chwilę wytchnienia i notki tak szybko się pokazywać nie będą. Muszę zająć się rozwojem innego bloga, dlatego wybaczcie. Tak, więc ciąg dalszy nastąpi. Pytajcie.

3 komentarze:

  1. Wow naprawili windę !. Obadiash zgłodniał tsaa i to keczup kt ow to uwierzy, ale ok. Widze że chyba oglądałaś horrory skoro krew się za drzwi wlewała. Akt ogólnie super :). Szkoda, że zawieszasz bloga nie bd mała co na lekcjach czytać xD :( mam nadzieje że szybko powrócisz !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było horrorów.Kilka plam krwi było przed wejściem do sejfu, ale jej opis mi nie wyszedł. Dobra, ale fajnie, że ci się podobało :)

      Usuń
  2. Spoko, niespodziewałam się takiego okrutne Obadiaha ale spoko

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X