Rozdział 70: Po drugiej stronie piekła



Siedziałam w kryjówce, przygotowując się do dalszej części planu. Tym razem maska była mi potrzebna i nie mogłam jej tak po prostu wyrzucić. Broń była gotowa do użytku, a specjalnie ulepszony kostium mógł pozwolić mi na wyrwanie jego mechanicznego życia. Mogłam wniknąć w niego i z całej siły mu je wyrwać. W końcu Tony Stark musi umrzeć. Do tej pory nie widziałam rudej w czarnych barwach, czyli nie umarł, ale już niebawem dołączy do swojego ojca. To kwestia jednej godziny.
Android przyleciał do bazy, zdając mi raport.

-Clint Barton i Bobbie Morse zostali rozdzieleni

-Dobrze, ale i tak trzeba ją obserwować. Może mi pokrzyżować plany, dlatego ostrożności nigdy nie za wiele

-Zgadzam się, panno Ghost. Jakie mam teraz zadanie?

-Możesz odpocząć. Wezwę cię, gdy będziesz mi potrzebny

-Dobrze- wyleciał z bazy na miasto

Była już minuta po północy i postanowiłam zacząć działać. Wzięłam maskę, uzbrajając się po pas w broń palną i białą. Z zeskanowanych postaci wcieliłam się w jedną z lekarek, którą pozbędę się w razie pojawienia w szpitalu. Zdjąć po cichu. Łatwizna. Wiedziałam, gdzie przewieźli Starka. Tam, gdzie znajduje się jego cudotwórca.
Motorem pojechałam niecały kwadrans, docierając do punktu docelowego.

-To będzie bułka z masłem. Najlepszy dzień ze wszystkich- mruknęłam z uśmiechem pod nosem

Żadna osoba z personelu, czy strażników, nie zauważyła nic podejrzanego i weszłam do środka bez problemu. Jednak w poczekalni pojawili się następni. Oni już musieli przeszukać moje rzeczy. Urządzenie było niewidzialne.

-Pokaż swoją plakietkę

-Proszę- podałam mundurowemu

-Mhm... Pasuje. Rachele Grant

-Dlaczego sprawdzacie plakietki? Czy coś się stało?- spytałam, udając zaskoczoną

-Po prostu większa ostrożność. Nasiliły się zamachy na czyjeś życie w czasie rekonwalescencji. Proszę już o nic nie pytać i wziąć się do pracy, panno Grant- wyjaśnił jeden ze strażników

Czyli tak, jak przewidziałam, Rhodes go uratował i powiedział, że mam się zjawić. Co za głupek. Popsuł niespodziankę, ale trudno. Trafiłam na lekarkę, która była odpowiedzialna za ratowanie go. Z łazienki wyszło moje wcielenie. Czyli to Rachele? Chciała coś powiedzieć, ale zakryłam jej usta i w łazience udusiłam ją swoimi rękami. Nie szarpała się. Dość szybko poszło, by znowu działać dyskretnie. Panna Bernes na mój widok się uśmiechnęła. Ciekawe.

-Cześć, Rachele. Dobrze, że już jesteś. Pomożesz mi przy Tony'm?

-No jasne. Chętnie ci pomogę- uśmiechnęłam się, a w głowie obmyślałam dalsze posunięcie




Siedziałem z Bobbie przy łóżku Tony'ego. Victoria na chwilę wyszła. Pewnie po zapasy adrenaliny, co znowu się przydadzą, gdyby nastąpił atak. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Nie wiadomo, co Katrine wpadnie do głowy. Dobrze, że Bobbie nam pomoże.

-Jak przekonałaś Pepper na powrót do domu?- spytałem ciekaw

-Przyznam, że jej upartość nie zna granic, ale powiedziałam, że nic nie zdziała, siedząc bezczynnie przed salą. Masz ją jedynie poinformować, gdyby coś się zmieniło- odparła z uśmiechem

-Dobrze. Powiem jej, ale bez niepotrzebnego zamartwiania. Boi się o niego- zgodziłem się na to

-Wiem o tym. Wiem, co czuje. Myślisz, że u mnie zawsze było wszystko super, ładnie i pięknie?Kłamstwo. Muszę całe życie poukładać od początku po raz kolejny, bo mój umarły mąż powrócił. To on prosił, bym wam pomogła z Katrine. Wie, jaka jest niebezpieczna

Nikt nie ma szczęśliwego życia, zwłaszcza takie osoby, co ryzykują życiem dla dobra ludzi. Nie wiem, jak to jest próbować sobie uświadomić, że to nie sen, a najbliższa ci osoba nadal żyje. Nie chciałbym tego doświadczać. Mój wzrok skierował się na dłoń Tony'ego, która się poruszyła. Czy to możliwe?

-Bobbie, ty to widzisz?- spytałem, bo myślałem, że mam zwidy

-Tak. Zaczyna się budzić. Wszystko będzie dobrze- poklepała mnie po ramieniu

Ociężale jego powieki się podniosły. Poczułem ulgę.

-Rhodey...- odezwał się słabym głosem

-Jestem tu. Dobrze, że wróciłeś

Szybko napisałem SMS-a Pepper o jego przebudzeniu i tylko czekałem, aż nasza trójka znowu wspólnie pogada. Ruda zjawi się tu, jak burza. Jestem tego pewny.

-Co się stało?- spytał rozkojarzony

-Nie pamiętasz, jak Katrine cię zaatakowała? Prawie trafiłeś do grobu- przypomniałem mu, ale on rozglądał się, jakby był w amoku

-Nie rozumiem. Wiem... że ktoś mnie zaatakował, ale... nic więcej- mówił z trudem

-Spokojnie, nie denerwuj się. Jesteś bezpieczny. Pepper zaraz tu przyjedzie, bo na pewno chcesz ją zobaczyć, prawda?

-Pepper...- w oczach pojawiła się łza i na monitorze było wdać, że się zdenerwował

Musiałem go jakoś uspokoić, ale on znowu zamknął oczy. Puls był normalny. Po prostu zasnął. Całe szczęście, ale muszę wezwać Victorię.

-Co z nim?

-Śpi. Nie będę go przemęczać, ale pójdę po nią. Niech go zbada, bo ta amnezja nie jest do niego podobna. Zawsze pamięta o wszystkim- zmartwiłem się tym

-Wszystko się ułoży. Nie bój się. Zostań, a ja pójdę po lekarkę



Bernes mówiła, że skończyły się jej zapasy adrenaliny. Widocznie moje ustrojstwo poważnie mu zaszkodziło. Dobrze się składa, bo teraz będzie miał dziurę po implancie. Mockingbird przerwała nam rozmowę, patrząc podejrzliwie na mnie.

-Victorio, Tony się obudził na chwilę i zasnął. Możesz sprawdzić, co się z nim dzieje? Rhodey myśli, że cierpi na amnezję

-Zobaczę, a ty moja droga, przyniesiesz mi strzykawki z adrenaliną? Są bardzo mi potrzebne- skierowała do mnie pytanie

-Nie ma sprawy. Już idę- uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku źródła zasilania

Widzę, że w planie pojawiły się utrudnienia, ale to nie będzie zbyt wielki problem. Na szczęście panienka Morse nie wyczaiła, kim naprawdę jestem.
Gdy dotarłam do pomieszczenia, wszystkie uchwyty pociągnęłam w dół, by nie było prądu w całym budynku. To na pewno zaszkodzi pozostałym, ale bez poświęcenia nie ma zwycięstwa. Nie da się zrobić omletu bez rozbijania jajek.

-Już idę po ciebie, Stark- przygotowałam maszynę do uruchomienia

Mijałam przerażonych lekarzy, którzy szukali maszyn na baterię, by ocalić życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Na korytarzu znowu natknęłam się na Mockingbird.

-Co się stało? Całe zasilanie padło! I co teraz zrobimy?- udałam zaniepokojenie, a aktorskie zagrania miałam we krwi

-Spróbuję znaleźć przyczynę. A ty masz te strzykawki?

-Niestety już nie ma

Kobieta patrzyła znowu podejrzanym wzrokiem, lustrując moje ciało. Nie mogła zauważyć tego, co chowam przy sobie. Miałam kamuflaż na broni, więc nie było to możliwe, żeby odkryła moje "zabawki". W sumie sama po pas jest uzbrojona.

-Czy coś się stało?- spytałam, krępując się jej świdrującymi oczami, co nadal robiły przegląd

-Powinnaś pójść na OIOM, bo Victoria potrzebuje twojej pomocy

-A no tak. Rozumiem, ale nie mam już tych strzykawek, co potrzebuje

-Myślę, że zdołasz jej pomóc w inny sposób. To idź do niej, a ja zajmę się tą awarią. To na pewno nie dzieje się przypadkiem

Mockingbird przeczesywała zakamarki szpitala podczas, kiedy ja realizowałam swój plan. Sala od OIOMu była prawie pusta. Tylko był tam Stark, leżący na łóżku. Zamknęłam drzwi od sali i wyjęłam swój sprzęt. To była rękawica, która pozwalała na ochronę ręki przed amputacją. Miała mi posłużyć do wyrwania jego ustrojstwa z piersi. Zanurzyłam dłoń w jego klatce piersiowej, czując słabe bicie serca. Zaczęłam lekko ściskać, by łatwiej go wyciągnąć.
Niespodziewanie Stark się obudził.

-Co... ty robisz?- spytał słabym głosem

-Coś, co powinnam dawno zrobić. Skończyć z tobą

-Kim... jesteś? Czemu ja?

-To już nie ma znaczenia. To twój koniec, Iron Manie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X