Rozdział 69: Spotkanie ze Śmiercią



Szósty... siódmy... ósmy. To były już kolejne uderzenia z defibrylatora, które nadal nie zmieniły niczego. Krzyk Pepper był bardzo donośny, że przy zamkniętych drzwiach OIOMu, jej obecność była odczuwalna.

-Rhodey, wstrzyknij mu adrenalinę dożylnie! Teraz!

-Już!- wprowadziłem substancję do krwiobiegu

Victoria zaprzestała wszelkich działań, wpatrując się w kardiomonitor, jak z poziomej linii podskoczyły naturalne fale. Odetchnąłem z ulgą, ale dalej przeżywałem roztrzęsienie przez to, jak musiałem patrzeć na umierającego Tony'ego. Stan krytyczny znikł, ale dalej musiał przebywać na intensywnej terapii. Za szybą widziałem Pepper, która wtulona w moją mamę, próbowała się uspokoić.

-Już dobrze, Rhodey. Sytuacja opanowana. Jak się czujesz?

-Nie wiem... jak to opisać- ręce zaczęły drżeć nieopanowane

-Usiądź w moim gabinecie i napij się kawy. To ci pomoże. No i dziękuję, że znowu mi pomogłeś. Teraz tylko czekać, aż się wybudzi. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. Jednak na razie zasługujesz na chwilę wytchnienia- doradziła mi, dziękując za pomoc

-Oby tak było

-Hej! Głowa do góry. Pójdę przekazać dobre wieści- uśmiechnęła się, dając potrzebną nadzieję do cierpliwości

Zrobiłem, co mi powiedziała i zaparzyłem sobie po kubku gorącego espresso. Kilka łyków spowodowało, że nieco opanowałem swoje nerwy. Pepper płakała ze szczęścia, ale dalej widziałem obecny strach.
Wyszedłem na chwilę do rudej, by zobaczyć, co się z nią dzieje.

-Trzymasz się?- spytałem, widząc jej zapłakaną twarz z prawie zapuchniętymi oczami

-Próbuję, ale muszę. Dobrze wiesz, że...

-Tak, Pepper. To jest dla nas trudne, ale będzie dobrze. Niebawem znowu go zobaczymy. Wszystko leży w naszych rękach, a on sam musi chcieć walczyć o życie

-Może faktycznie... powinniśmy zrezygnować?- zaczęła się znowu denerwować, przypominając sobie ostatnią rozmowę

-Nie możemy. Jesteśmy ludziom potrzebni, bo niesiemy im pomoc, a oni potrzebują bohaterów

Pepper znowu się rozpłakała, ale chciała ukryć twarz, chowając wzrok przede mną. Nie potrafiła wytrzymać.

-Pepper, spokojnie. Tony wyjdzie z tego. Zawsze wychodzi i teraz też tak będzie- pocieszyłem ją i pozwoliłem się jej przytulić

-Musimy ją zniszczyć. Nie możemy... dopuścić do kolejnej tragedii- przejęła się

-Nie pozwolę mu umrzeć. Odpocznij i wróć do domu

-Nie, nie... mogę. Muszę być przy nim




Czego ona od nas chce? My też jej zagrażamy? A może tylko ja stanowię problem? Jedno jest pewne, że to nie AIM. Nikt się nie odzywał i wznowiły się ataki w budynek. Kolejne pociski zniszczyły ścianę.

-To nie ma sensu. Wiem, że to ty, Katrine. Pokaż się!

-Jej tu nie ma! Wyjedźcie z miasta i nie wracajcie!

-Słucham?- odezwał się Clint zaskoczony

-Panna Ghost uznała, że stanowicie zagrożenie i macie wyjechać, jak najdalej stąd

-Zgoda. Zrobimy to

Nie poznawałam mojego męża. On nigdy się dobrowolnie nie poddał. Coś w nim musiało się zmienić po wydarzeniach z inwazji. W sumie, to nie tylko on. Ja też stałam się inna. Ta ostrożność i trzymanie przy sobie noży. Psychiczna pamiątka po jego odejściu.

-Clint, ty na poważnie?- zdziwiło mnie jego zachowanie

-Nie chcę, by stała ci się krzywda. Nie chcę, byś znowu przepadła bez śladu, jak ja wtedy- przytulił mnie, a ja miałam ochotę się rozpłakać

Android od nas odszedł, gdy udaliśmy się po kryjomu do innego wyjścia z budynku. Musimy rozdzielić się w dwie różne strony. To będzie trudne. Nie wiem, jak to przeżyję.

-Barbaro, to tylko tymczasowe. Dasz radę. Nie myśl, że żegnam się z tobą na zawsze, ale dla twojego dobra usunę się w cień- zakomunikował, potrząsając mną lekko

-Nie chcę cię stracić- przytuliłam go mocno i uwolniłam łzy

-Cii... już dobrze. Nie będę za daleko. Musisz pomóc Pepper z Katrine. Stanowi wielkie niebezpieczeństwo i jesteś zmuszona, żeby tu zostać. Wyjadę do Chicago, a ty zostajesz w Nowym Jorku. Będzie dobrze- odwzajemnił gest, pocieszając, jak tylko się dało

-Będę tęsknić- wyrzuciłam z siebie

-Ja też

Nasze drogi się rozeszły. Clint pojechał w lewo, a ja w prawo do szpitala. Wzięliśmy nasze motory i odjechaliśmy. Jedna z przeczuć mi mówiła, że Katrine tam jest. Ona też się boi. Nas.
Niewiele mi zajęło dotarcie na miejsce. Od razu, gdy znalazłam się przed budynkiem, zadzwoniłam do Rhodey'go.

-Witaj, Rhodey. Mówi Bobbie. Przyjechałam, żeby wam pomóc. Powiedz mi, gdzie jesteś?

-Na OIOMie. Prosto i na prawo- skierował

-Dzięki- podziękowałam i rozłączyłam się

Rhodey pomógł mi w odnalezieniu odpowiedniej sali. Intensywna terapia? To bardzo niedobrze. Mam nadzieję, że Katrine tu nie ma. Może mieć maskę i to narobi kłopotów. Kilka minut później natrafiłam na OIOM. Pepper była bardzo roztrzęsiona.

-Aż tak źle? Rhodey, co się dzieje?

-Tony walczy, ale dalej jest z nim kiepsko. Zajmiesz się Pepper, bo mnie nie słucha?- odparł, prosząc o opiekę nad rudą



Bobbie została z Pepper, a ja wróciłem do sali. Nie mogłem wrócić do domu, bo moja pomoc była nadal skuteczna i potrzebna. Victoria sprawdziła odczyty na kardiomonitorze i na razie nic nie wskazywało, że Tony się obudzi. To mnie martwiło najbardziej. Musiałem wziąć się w garść.

-Co z Pepper?- spytała, dalej patrząc w ten sam obiekt zainteresowania

-Bobbie się nią zajęła. Może ona ją nakłoni do powrotu do domu?

-Widzę, że dalej się martwisz, a nie powinieneś. Właśnie sprawdzam ostatnie wyniki i uległy znacznej poprawie. Trochę czasu jeszcze mu zajmie pobudka z drzemki- przekazała mi dobre wieści

-To dobrze... ale nie jest bezpieczny. Ta sama osoba, co go... chciała skrzywdzić i sprowadzić na... tamten świat, może zaatakować znowu-  stres się pogłębiał, aż głos zadrżał

-Czyli to cię dręczy? Posłuchaj mnie, Rhodey. Mamy tu ochronę i nikt niepożądany nie przedostanie się do szpitala, a poza tym znam Bobbie jako świetną agentkę. Jest w stanie obronić z każdych stron

Victoria opowiedziała mi, jak Duch chciał skrzywdzić jej rodzinę, ale Bobbie się zjawiła i uratowała ich. Teraz to mamy do czynienia z jego córką i ma większy tupet do zabijania. Dobrze, że ona się zjawiła. Kolejny raz dowiaduję się, jaką jest bohaterką.
Przed salą nie było Pepper i Bobbie. Widocznie ruda się jej posłuchała i wróciła do siebie. Powinna odpocząć.

-Gdyby nie ona, straciłabym wszystkich, na których mi zależy. Teraz muszę spełnić wolę Ho i dbać o Tony'ego, by dalej żył

-Czyli ty też wiesz o tym, że długo nie pożyje? Katrine też to zasugerowała

-No i to jest prawda. Przykro mi, Rhodey. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że boję się, co zrobimy, jak zabraknie adrenaliny. Zapasy zaczynają się kończyć przez ostatni atak

Na OIOM weszła Bobbie. Tak szybko wróciła? Trochę dziwne, a nawet bardzo dziwne. Poszedłem sprawdzić, czy to naprawdę ona.

-Kim jesteś?- spytałem, przyciskając ją do ściany

-Rhodey, nie wygłupiaj się. Bobbie Morse, pamiętasz? Odwiozłam Pepper, ale muszę ci pomóc z chronieniem Tony'ego. Wiem, że Katrine może wrócić i chcę go ocalić przed nią

-Bobbie, przepraszam- puściłem ją wolno

-W porządku. Rozumiem cię. Jest niebezpieczna i może mieć maskę, dlatego dobrze zareagowałeś. A co z nim?- wybaczyła, rozumiejąc moje zachowanie

-Dalej nieprzytomny, ale Victoria mówiła, że stan się poprawił. Bobbie, gdybym był...- dalej byłem zmartwiony

-Cofnąć czas? To strata dnia. Zostanę tu z tobą i przypilnuję, by ta flądra nie wpełzła do środka- przyznała i obiecała, że będzie pilnowała wejścia do sali

Dobrze, że mam jej wsparcie. Możemy wiele zdziałać. Tylko niech Tony się obudzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X