Rozdział 66: Droga cichego samobójcy


Poszedłem do domu na kolację. Siedziałem przy stole, przegryzając kawałek pizzy. Czekałem na Tony'ego, żeby coś dla niego zostawić. Dobrze wie, jaki bywam czasem głodny. Niestety Pepper chyba się nie pojawi.

-Powiedziałeś im o kolacji?

-Tak, ale Tony musi naładować implant. Rozumiesz, że nie może tego odłożyć na później?

-Wiem o tym, Rhodey. A Pepper?

-Ktoś do niej zadzwonił. To pewnie coś ważnego

-Zostawiłeś go samego?!- podniosła ton rozmowy

No tak. Musiała akurat się o to uczepić. Chyba dalej pamięta, jak zadzwoniła Victoria, bo uciekł ze szpitala. To było dawno temu, ale ciężko o tym zapomnieć.

-Będzie dobrze. Zmądrzał i nie oleje tego. Zaraz pójdę do zbrojowni, ale najpierw muszę ci coś powiedzieć, Tony już z nami mieszkać nie będzie

-Dorósł i ma żonę. Powinien dawno to zrobić- przyznała mama

-To fakt- posmutniałem

-Nie przejmuj się. Nie zapomni o tobie. Przecież trzymacie się razem. A coś się u was wydarzyło ostatnio?

-Trochę się pokłóciliśmy, bo Tony chce zrezygnować z bycia Iron Manem. I nam też każe to zrobić

Matka tylko skinęła głową, nie reagując początkowo na to. Czy ona się z tym zgadza?

-Powinien dawno zrezygnować i wy też. Niepotrzebnie się narażacie, jak SHIELD sama może działać

-Czyli popierasz go?- spytałem dla pewności

-Nie wiem, czy wiesz, ale jesteście narażeni na niebezpieczeństwo. Przypomnij sobie, ile razy trafiliście do szpitala, zostaliście porwani, czy mocno byliście poturbowani?

-Tylko, że my ratujemy ludzi. Czy to się nie liczy?

-Róbcie, jak uważacie, ale to marne tłumaczenie

Podziękowałem za posiłek i wyszedłem z domu. Na zegarku wybiła 21, więc ładowanie powinno dobiegnąć końca. Gdy byłem blisko fabryki, zadzwoniła do mnie Pepper.

-Pepper, gdzie jesteś? Coś się stało, że musiałaś wyjść?

-Rhodey, ja przepraszam. Byłam na zdjęciu szwów. To był telefon ze szpitala. Mam nadzieję, że coś mi zostawiliście na talerzu?- wyjaśniła, pytając o kolację

-Kilka kawałków pizzy jeszcze jest. Rany się zagoiły?- odparłem, pytając o rany

-Tak i nie będzie problemu z niczym. Wszystko gra

-To dobrze. Muszę kończyć. Zadzwonię później

Dobrze, że rany ją nie kaleczą. Muszę zobaczyć, co Tony'ego zatrzymało. Powiedział, że będzie na kolacji.




Ładowanie się skończyło. Mogłem zjeść kolację. Miałem taki zamiar, ale został powstrzymany. Zjawiła się kobieta w kapturze. Katrine Ghost. Ledwo odpiąłem się do urządzenia i zaczęła mnie atakować sztyletami.

-Czego ty chcesz? Nie możesz dać ani dnia spokoju?

-Przykro mi, ale SHIELD i Maggia zepsuły moją zabawę, więc nie zostawię cię- zamachnęła ostrzem wokół szyi

-Czego chcesz?- spytałem ponownie

-Wiedzy, jak silny Iron Man jest bez zbroi?- uśmiechnęła się chytrze, machając sztyletem blisko mnie

-Tak, więc sprawdźmy to- przygotowałem się do ataku

Czyli tego chce? Ona na pewno wiedziała, że zostanę sam. Zaplanowała to, ale mam nadzieję, że te telefony nie były fałszywe. Nieważne. Sprawdźmy, ile mam siły bez zbroi? Od ostatniego starcia wiele się nauczyłem i tę wiedzę wykorzystałem jako broń. Robiłem mnóstwo uników, lecz odważyłem się rękoczynów. Cały gniew za porwanie Pepper i sabotaż wyrzuciłem na nią. Wyrzuciła sztylet i przygwoździła mnie do ziemi, okładając pięściami po mojej twarzy.
W ostatniej chwili uwolniłem się, kopiąc ją w brzuch. Lekko się zgięła w pół, ale szybko wróciła do walki. Jednak nie była dalej fair. Znowu rzuciła się, robiąc salto i wysunęła ukryte ostrze, którym rozcięła koszulkę blisko klatki piersiowej. Chyba wiem, co chce zrobić. Zna mój słaby punkt. Gwałtownie po raz kolejny przeskoczyła, rozdzierając pozostałość górnej odzieży. Implant był widoczny.

-Poddajesz się, Stark?- przyczepiła coś do implantu, kopiąc mocno w brzuch

-Nie!- krzyknąłem i zacząłem biec w jej stronę

Nagle poczułem, jak to ustrojstwo, co do mnie przyczepiła, zaczęło porażać prądem. To był piekielny ból, że skuliłem się na podłodze. Serce biło szybciej, niż normalnie, a Katrine nie przestawała.

-To nie fair!

-Nie mówiłam, że będzie uczciwie. Wymiękasz?

-Nie!- wstałem na nogi, wymierzając coś pięścią

Katrine się ulotniła, ale ból dalej odczuwałem, a prąd wciąż był wywoływany przy mechanizmie. Gdy doszło do maksymalnego ucisku i porażenie, serce zaczęło coraz wolniej bić. Czułem, jak całe ciało robi się sztywne. Na szczęście to badziewie samo się zniszczyło przez przeciążenie i już nie było szkodliwe. Nie potrafiłem się ruszyć. Doznałem, jakby paraliżu.

-To ty uciekłaś... jak tchórz. Przyznaj... że jestem silny!- krzyknąłem

-Może i jesteś, ale długo nie pożyjesz. Widzę, jak powoli dołączasz do Howarda Starka- zaśmiała się złowrogo i jej głosu później już nie usłyszałem

W zbrojowni pojawił się Rhodey. Pewnie przez to, że nie pojawiłem się na kolacji. Będę musiał się tłumaczyć. Nie uniknę tego. Widział, że coś nie pasuje, a w bazie był większy bałagan, niż zazwyczaj.

-Tony, miałeś być na kolacji po naładowaniu się. Czemu nie przyszedłeś?- podszedł do mnie i lekko dotknął ręką ramienia

-Rhodey- upadłem i nic nie czułem




Zemdlał. On po prostu zemdlał. Jak to możliwe? Dobra, myśl trzeźwo. Rhodey, spokojnie. Może to ze zmęczenia, albo nie doładował do końca implantu? Sprawdziłem bransoletkę na jego nadgarstku. Ładowanie było kompletne na 100%.

-Tony, słyszysz mnie? To nie jest śmieszne! No dalej, ocknij się!- klepałem go po twarzy i dalej nie reagował

Nagle ktoś zaczął się głośno śmiać. Katrine. Niedobrze. Wszystko się układa w logiczną całość.

-I co, Rhodey? Zadowolony?

-Co ty mu zrobiłaś?!- żądałem odpowiedzi

-Poznałam siłę Starka i wiem, że zrobi wszystko dla was. Niestety w końcu umrze- znów złowieszczo się zaśmiała

-Nie dziś

-Do szpitala jest daleko. Co zrobisz, gdy za kilka minut jego serce przestanie bić? Pogódź się z tym i pozwól mu odejść- uśmiechnęła się i zniknęła

Przeklęta Katrine. Znowu nam psuje życie. Przyjrzałem się ranom na klatce piersiowej, które nie były zbyt głębokie. Jednak bluzka nadawała się do wyrzucenia, bo była w strzępkach. Najgorsze było to, że za kilka minut jego serce przestanie bić. Blefuje? Oby nie. Implant świecił coraz słabiej. Musiałem zadzwonić do Victorii. Dość szybko odebrała.

-Słucham cię, Rhodey. Co się stało?

-Musisz tu przyjechać, jak najszybciej się da! Jest bardzo źle!- krzyczałem przerażony

-Zrobię, co mogę, ale mów, jak bardzo źle?

Gdy miałem już powiedzieć o jego stanie, implant zgasł. Przełączyłem się na minisłuchawkę bluetooth, żeby z nią rozmawiać.  Przyłożyłem ucho do jego klatki piersiowej. Nie słyszałem bicia serca. To był koszmar. Stało się najgorsze.

-Nie! Nie rób mi tego! Victorio, co mam zrobić?! Jego serce przestało bić!

-Tylko mi nie panikuj. Wyjmij z apteczki adrenalinę i wbij prosto w serce. To jedyna szansa. Zrób to!

Szybko pobiegłem po apteczkę, którą po odnalezieniu, zacząłem przeszukiwać. Na szczęście nie była zbyt głęboko zakopana i znalazłem strzykawkę. Przygotowałem się do wbicia jej.
Zrobiłem, co mi kazała. Adrenalina została wbita dogłębnie. Powoli zaczynała działać. Znowu przysłuchałem się jego sercu, które zaczęło bić.

-Uf. Udało się, ale wciąż bije bardzo słabo i leży nieprzytomny. Długo zajmie ci dojazd? Boję się go ruszyć, bo może mieć coś złamane, a rany na klatce piersiowej mogą wymagać opatrzenia- odetchnąłem odrobinę z ulgą

-Czyli bardzo źle?  Nie wiem, jak długo zajmie mi dotarcie do was, ale wolę żebyś go zabrał do szpitala. Ja tam będę czekać. Rhodey, będzie dobrze. Najgorsze mamy za sobą- poprosiła, próbując mnie nieco uspokoić

-Mogłem go stracić! Nie powinienem go był tu zostawiać samego!

-Nie obwiniaj się. Czasu nie cofniesz. Ostrożnie go podnieś i pójdź po Robertę. Pojedźcie do szpitala. Natychmiast!

---**---

Nadrabiam straty po ostatnim zawieszeniu bloga. Dodam tyle notek, ile zdołam zedytować. Czy ktoś jeszcze czyta? Notki mam nadzieję, że będą codziennie, jak wtedy, a nowe opko rozpoczniemy jeszcze w październiku. Pytania? Pytajcie, bo to świadczy, że jesteście ciekawi. Na Wattpadzie wszystkie opowiadania zostały zakończone, więc spędzę resztę czasu na blogu. Więc pytajcie śmiało i czekam na jakieś wasze opinie, jeśli mam dalej dodawać rozdziały :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X