Rozdział 65: To ma być koniec?


Musiałem wyjaśnić Pepper swoje powody do rezygnacji z planów rodzinnych. To na pewno popsułoby bardziej nasze relacje, niż zwykłe kłamstwo, które niewiele wniosą złego do związku. Musi wiedzieć, że Katrine może jej zrobić krzywdę ponownie. Nie mogę stać i patrzeć, jak ona ginie na moich oczach. Pepper ma być ze mną cała i zdrowa.

-Pepper, przepraszam, że źle mnie zrozumiałaś. Po prostu nie chcę cię stracić

-A myślisz, że nie czuję tego samego? Wiem, ile musiałeś przeżyć, a twoje serce...- w oczach pojawiły się łzy, a rękę przyłożyła tam, gdzie był umieszczony implant

-Naprawdę cię kocham i nasze małżeństwo, to nie tylko jakieś obrączki, czy świstek z urzędu, ale chciałem być bliżej ciebie. To ty jesteś moim życiem. Jeśli ty umrzesz, ja również. Przyłóż ucho do mojego serca. Słyszysz, jak bije?

Ruda zaczęła wsłuchiwać się w bicie mięśnia, które ciągle pompowało krew. Trzymała łzy w oczach, ale czułem, że zacznie płakać.

-Nie słyszę, a to... niemożliwe- zadrżał jej głos

-Śmiało, przysłuchaj się bliżej

-Słyszę, ale... tak słabo- znów powiedziała złamanym głosem

-Pepper- przytuliłem bardziej ją do siebie

Pozwoliłem jej uwolnić płacz. Powinienem myśleć nad życiem bez bycia Iron Manem. Może wtedy ja, Pepper i Rhodey będziemy szczęśliwi i bezpieczni?

-Już nie płacz. Jestem przy tobie. Nie pozwolę już nigdy, by coś ci się stało. Będziemy mieszkać razem, bo w końcu tak powinno być- uśmiechnąłem się do niej, patrząc w jej oczy

-Tony, już się nie chcę gniewać. Wróćmy do zbrojowni

-Dobrze mówisz. Musimy coś ustalić wspólnie i to już nie wchodzi w zakładanie rodzinki, ale o coś poważniejszego. Dalej chcesz brnąć w ten temat?

-Nie, odpuszczę to

-Dzięki, Pep- cmoknąłem ją w policzek

Otarła słone łzy i poszliśmy do bazy, gdzie Rhodey siedział na fotelu, szukając kłopotów w mieście.

-Widzę, że gołąbki sobie pogruchały- zaśmiał się

-Bardzo śmieszne- rzuciła go pierwszą puszką, co znalazła się na ziemi, a Rhodey oberwał w głowę

-Ach, ta ruda. Dużo ci gadała? To co zdecydowaliście ? Będziecie mieli te becikowe?- znów wybuchnął śmiechem

-Rhodey!- krzyknęła, rzucając w niego kluczem francuskim

-Złość piękności szkodzi- skomentował, podchodząc do nas

-Zupełnie, jak dzieci- dodałem, uśmiechając się pod nosem



Nefaria padł trupem. Problemy się skończyły z długami ojca. Nareszcie mogę żyć spokojna, a maski mogę się pozbyć. Nie przyda mi się już do niczego. Pozostawiłam go i uciekłam do kryjówki, gdzie myślałam nad planem działania. Chyba odwiedzę placówkę AIM, by sprawdzić, jak im idą prace nad Centurionem 2.0. Wymaga poprawek. I też tak zrobiłam. Moses Magnum już tam czekał na mnie. Gburowaty z powagą, jak zawsze, a jego agenci pilnie przykładali się do produkcji broni.

-Witaj, Katrine. Chcesz wiedzieć, jak idą prace? Właśnie ulepszamy osłony i uzbrojenie- wskazał na stół roboczy, gdzie pszczelarze siedzieli z palnikiem w rękach

-Mam rozumieć, że Android był wysłany na jakąś misję?

-To była próba, Katrine. Słyszałem o twoim wyczynach. Zechcesz dołączyć do AIM?

-Jak nie Hydra, to wy. Hmm... zastanowię się, ale najpierw muszę wyznaczyć mu cel

-Wszyscy siebie pozabijali lub poszli na pewną śmierć. Dzięki tobie cała Maggia osłabła, Hydra zniknęła, a Blizzard z Titanium Manem nie stanowią już kłopotów. Dołącz do nas- zaproponował Magnum

Widać, że im na mnie zależy. Zaimponowałam mu swoimi możliwościami, a bez broni również byłam zdolna na likwidację celu. Ojciec mnie wiele nauczył. Nie to, co matka, która nas zostawiła. Już mścić się na nikim nie będę, ale sprawię, że cała "święta" trójca będzie cierpiała. Była już Potts, Rhodes, a teraz pora na Starka.

-Przykro mi, ale pracuję sama-odrzuciłam propozycję

-No trudno. Marnujesz swój potencjał. Możesz zrobić więcej, niż sobie wyobrażasz. Dzięki tobie, AIM stanie się potęgą. Tylko oddaj maskę. Wiem, że nie pozbyłaś się jej

-Aha, więc o to ci chodzi? Nie dam jej, bo sprawia same kłopoty. Muszę ją zniszczyć

-Agenci, zajmijcie się nią- rozkazał Magnum, zmieniając łagodny ton na groźny

-Gnida- wbiłam w niego sztylet, gdy zaczął uciekać

Nawet nie dobiegł do wyjścia i padł, ale jego agenci byli dość uparci. Chwyciłam za pistolety spod kaptura i wymierzyłam w nich, strzelając jeden do drugiego. To było proste. Padali, jak muchy. Ze stołu odpięłam Centuriona 2.0, uruchamiając go według mojego algorytmu.

<<Uruchomiono procedurę aktywacyjną. Jestem Centurion wersja  2.0. Proszę wydać polecenie>>

-Pozbądź się AIM- strzeliłam w kolejnego agenta

<< Głos rozpoznany. Przygotowuję uzbrojenie>>

Z kolejnych sektorów napływało coraz więcej pszczelarzy, a naboje się kończyły. Pozostała tylko walka wręcz. Wyjęłam sztylety, robiąc salto nad ich głowami, a oni dalej nie dawali za wygraną. Android był gotowy do działania i zaczął wymierzać w nich repulsorami, które po użyciu spowodowały, że agenci padli całą garstką na ziemię.

-Zabierz mnie do bazy Iron Mana- wpisałam mu współrzędne

Teraz po AIM mogłam zająć się prawdziwym celem, jakim był Tony Stark. Znamy też jako Iron Man.





Zanim Pepper zamierzała sięgnąć po kolejną "super" zabawkę, stanąłem między nimi, by ich rozdzielić. Cała nasza trójka wybuchła śmiechem. Dawno nie było takich sytuacji. Brakuje tego.

-Dobra, koniec tej "dobrej" zabawy. Muszę wam o czymś powiedzieć. Myślałem, czy nie zrezygnować z bycia Iron Manem- spoważniałem

-Ty chyba żartujesz?- zdziwiła się Pepper

-Was też to dotyczy. Nie uważacie, że tak zmniejszymy ilość przestępstw, a SHIELD nie będzie sterczała nad naszymi głowami?

-Decydujesz za nas? Co się z tobą dzieje? Ja się na to nie zgadzam!- sprzeciwiał się Rhodey

-Ale nie sądzisz...? Dobra. Rzut monetą. Orzeł- dalej ratujemy ludzi, a reszka- kończymy z naszą działalnością- pomyślałem

Wyciągnąłem z kieszeni monetę i rzuciłem nią. Wynik był nieprawdopodobny.Przez dłuższy czas moneta stała na kancie, aż później opadła z podobizną reszki.

-Nie! Nie zrobię tego! Nie oddam ci War Machine!

-A ja Rescue! Nie zgadzam się! Możemy nie mieć dzieci, ale z bycia bohaterką nie zrezygnuję. Na to się nie godzę- wyraziła swój sprzeciw

-Przejrzyjcie na oczy! Same mamy przez to kłopoty. Ja to zacząłem i ja to skończę- podszedłem do zbroi i chciałem odpalić proces autodestrukcji Centuriona

Rhodey w porę mnie zatrzymał, a na moje nieszczęście odezwało się przypomnienie które dało o sobie znać w najgorszym momencie. Odszedłem od zbroi i podpiąłem się do ładowania.

-Źle na to patrzysz, Tony. Wiesz, ile dobrego robimy, ratując ludzi? Najpierw pomyśl nad tą stroną, a potem decyduj, czy warto zrezygnować? Ja tego nie zrobię i Pepper też. A ty?- próbował mi przemówić do zmiany zdania

-W sumie... to masz rację, ale boję się

-To normalne, zwłaszcza po tym, ile wspólnie przeżyliśmy. Nigdy nie zostaniesz z tym sam i nie zadręczaj się- klepnął mnie po ramieniu, pocieszając

Nagle rozdzwonił się telefon. Rhodey trochę się skrzywił, patrząc na nazwę kontaktu. Aha... Roberta.

-Kolacja gotowa. Mamy iść do domu. Pepper, zjesz z nami?-  zaproponował Rhodey

-Chętnie, ale od jutra czekają nas małe zmiany. Razem z Tony'm będę mieszkać, więc koniec roli niańki- uśmiechnęła się, chichocząc

-Naprawdę? Tony, czy ona nie bredzi?

-Tak, to prawda. Musimy pozwolić sobie na odrobinę prywatności. Jesteśmy małżeństwem i powinniśmy być razem- cmoknąłem Pepper w policzek, który nabrał lekkich rumieńców

-To jak skończy się ładowanie, przyjdź do domu. Pepper, zostaniesz z nami?

Gdy już chciała odpowiedzieć, zadzwonił ktoś do niej. Było to ważne i wyszła. Później już nie wróciła. Zostałem sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X