Rozdział 54: Winny



Po skończonej rozmowie z Nefarią, poszłam zrealizować swój plan. Ponownie włożyłam twarz agentki SHIELD. Ruda siedziała naprzeciw sali, gdzie leżał jej przyjaciel. Ciągle była zmartwiona. Zrobiłam dwie kawy i to nie z gestu dobroci, ale mojego planu. To była część udawania troski. Do kawy wlałam fiolkę z trucizną, a dla neutralizacji smaku, dosypałam więcej cukru. Wszystko zmieszałam.

-Zaraz tu uśniesz. Powinnaś pójść do domu- doradziłam jej i usiadłam obok

-Tu są moi przyjaciele. Nie mogę ich zostawić- wyżaliła się i znowu po jej policzkach spłynęły łzy

Podałam jej kawę i czekałam na działanie substancji.

-Wypij to. Ja mam swoją. Też długo tu jestem, ale to moja praca

Żeby nie było podejrzanie, piłam razem z nią. Musiałam odpowiednio się zająć rudą, nim środki zaczną działać.

-Dzięki. Jeszcze nikt nie myślał o tym, że długo tu siedzę bez niczego- uśmiechnęła się lekko, a później powaga wróciła

-Drobiazg. I nie martw się o nich. W SHIELD mamy wielu specjalistów. Zajmą się ich ranami. A mogę wiedzieć, co się stało?- próbowałam podtrzymać naszą rozmowę do czasu zadziałania trucizny,która potrzebowała go jeszcze z kilka minut

-Pewnie już wiesz, że Tony Stark to Iron Man? Cała agencja o tym wie, A Rhodey był... na mieście- pod koniec się zawahała

-Wiem o Starku. Fury wcześniej coś podejrzewał, ale to logiczne. A twój przyjaciel był na mieście? Wydawało mi się, że z kimś walczył. Czyżby Nick się mylił?- wyjawiłam, że znam prawdę i nakryłam ją na kłamstwie

-Masz rację. A mogę wiedzieć, jak się nazywasz?

-Kate- znowu zmieniłam swoje imię na innego pochodzenia

Gdy spojrzałam na zegarek, minął kwadrans. Zaczęła ją boleć głowa, a wstając to nie potrafiła ustać bez trzymania się o ścianę.

-Uważaj. Nic ci nie jest?- podtrzymałam ją, by nie upadła

-To dziwne, bo czułam się dobrze- wyglądała na bladą

-To pewnie zmęczenie. Zaprowadzę cię do domu. Nie możesz tu dłużej zostać. Dobrze ci radzę- zaproponowałam

-Zgoda- podała mi adres

Podparła się na moim ramieniu i wywlokłam ją z helikariera. Wsiadłam na motor i objęła mnie w pasie, a głowę miała bezwładną, którą podpierała na mojej szyi. Oczywiście nie zabrałam jej pod wskazany adres. Dotarłam z nią do kryjówki. Wzięłam rudą na ręce i położyłam na łóżku w salonie. Wciąż miała otwarte oczy. Wydawało jej się, że była w domu.







Katrine tam stała. Ale po co do mnie przyszła? Jak znalazła? Podeszła powoli w moją stronę i zatrzymała się nieco dalej od łóżka. Patrzyła przez litość i żałość.

-Czego chcesz?- odważyłem się spytać o jedno z nurtujących pytań

-Biedny, biedny Stark. Chorujesz i War Machine też. Jaka szkoda, że ruda zniknęła z twojego życia. Nie żałujesz, prawda?

-Co chcesz przez to powiedzieć? Mów, co jej zrobiłaś?!- krzyknąłem, bojąc się o Pepper

Zbliżyła się i szepnęła coś do ucha.

-To już koniec Iron Mana i Pepper Potts. Nie powstrzymasz tego. Umrze każdy z was po kolei. Będziesz widział, jak twoja ukochana ginie jako pierwsza- uśmiechnęła się złowrogo i rozpłynęła się w powietrzu

-Tony!- usłyszałem krzyk Pepper

Natychmiast rzuciłem się w stronę okna, przez które zobaczyłem, jak z licznych ran ciętych krwawi.

-Pepper, trzymaj się!- skoczyłem z okna

Jednak ona zniknęła, a ja upadłem na cmentarzu. Na nagrobku było napisane, że Tony Stark to morderca. Jednak to nie był mój grób, a Pepper. Byłem przerażony. Cały świat zaczął znikać. W tle znowu się pojawiła Pep, krzycząc o pomoc. Katrine miała w rękach sztylety i śmiała się.

-Nie! To nie może się dziać! Pepper!

Chciałem ją chwycić za rękę , ale ponownie spadałem, lecz tym razem w niekończącą się otchłań. Byłem tak przerażony, że poczułem, jak moje mechaniczne serce pęka na jeszcze mniejsze części. Nie chciałem, by zginęła przeze mnie. Nie potrafiłem w spokoju oddychać, Ta myśl o Pepper mnie dusiła. Słyszałem, jak kardiomonitor głośno piszczy. Krzyczałem i z bólu i ze strachu.

-Aaa! Pepper!

Moje krzyki były tak donośne, że Victoria szybko się zjawiła w sali. Na jej twarzy malował się strach przez widok jeszcze bardziej zniszczonego implantu.

-Tony, uspokój się. Wszystko będzie dobrze

-Pepper!- wciąż krzyczałem, bo miałem koszmar przed oczami

Miałem otwarte oczy, ale to wydawało się takie realne, że panika nie minęła. Serce wariowało. Nagle poczułem, jak wbiła mi coś w rękę. To pewnie, żeby mnie uciszyć. Wrócił spokój.

-Tony, nie zasypiaj. Spokojnie. Pepper nic nie jest- trzymała mnie przy policzkach i kazała mi nie odpływać

-Victorio, gdzie... ona jest?- wycedziłem przez zęby

-Przy sali Rhodey'go. Czy coś cię boli?

-Już mniej, ale... na pewno tam jest?- robiłem się senny, że znowu zemdlałem, nie czując nic









Nie pozwalałam jej wstawać, bo mogła zacząć próbować uciekać i plan poszedłby w las. Mogłam ubzdurać jej wiele rzeczy, by sobie wymyśliła fikcję, Nadal byłam w budynku i nie przywiązywałam jej kończyn, bo sama nie dała rady się poruszać. A poza tym miała czuć się, jak u siebie w domu. Ruda zasnęła i leżała odwrócona do ściany. Ostrożnie zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Tam musiałam sporządzić resztę mieszanki, którą umieszczę w jedzeniu. Wlanie do kawy specyfiku to był zły pomysł. Pewnie cukier osłabił środek i nie zadziałał, jak trzeba. Nagle rozdzwonił się telefon. Znowu Nefaria.

-Czego chcesz?!- nie ukrywałam złości

-Dziś mija termin zapłaty, Kasę masz?

Cholera. Przez zamieszanie z Centurionem i planem na dzieciakach, wyleciało mi to z głowy. Co teraz? Wyłączyłam działanie maski, odkładając ją na stół.

-Miałam wiele spraw na głowie, Nefario. Nie tylko ty mi sterczysz nad głową- wyjaśniłam, licząc na jego wyrozumiałość

-Nie tłumacz się, dobrze? Masz mi zapłacić bez  żadnych wymówek. Nie będę wiecznie czekał. Jeśli do tej doby nie otrzymam kasy, zabiję cię. Jasne?-  żądał Hrabia

-Rób, jak uważasz, ale wiesz, że sama zabiję twoich ludzi. Znam cię na tyle dobrze i wiem, że wyślesz, nawet całą Maggię na mnie. Będę czekać- uśmiechnęłam się pod nosem, ignorując jego groźbę, co dla mnie była za słaba na ujawnienie strachu

-Mam rozumieć, że chcesz trafić na tę samą stronę, co Duch? W porządku. Załatwię to- rozłączył się

Włożyłam znów maskę i aktywowałam twarz agentki SHIELD w razie nagłej pobudki rudej. Później substancja przestanie ją ogłupiać i dowie się, że nie znajduje się w domu. Będzie planowała uciec, ale nie uda jej się to. Trucizna nadal jest mocna i jej efekty nie dadzą głosu nogom. Mieszanka była gotowa do użycia. Jej zawartość wlałam do strzykawki, którą wbiłam w ramię rudej. Nie odczuła tego. Gdy chciałam już odejść, obudziła się i podejrzliwie się rozglądała. Dalej grałam swoją rolę.

-Jak się czujesz?- spytałam, udając troskę

-Lepiej, dziękuję, Gdzie ja jestem?- spytała, rozglądając się głową po pomieszczeniu

-Źle się poczułaś i prawie zemdlałaś. To przez zmęczenie siedziałaś tak długo bez niczego, że chciałam ci pomóc. Pamiętasz mnie?- wyjaśniłam jej, później pytając

-Ty... jesteś z SHIELD? Przedstawiłaś... mi się- mówiła niepewnie

-Tak, agentka SHIELD piątego stopnia, biorąca udział w misjach terenowych

Panna Potts patrzyła wciąż, lustrując mnie wzrokiem wraz z pokojem, gdzie się znajdywała. Miała mętlik w głowie, ale stało się coś na moją niekorzyść.

-Ty nie jesteś z SHIELD. Kim ty jesteś?

Zaczęła odkrywać kłamstwo po kolei każdą z części.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X