Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sezon 4. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sezon 4. Pokaż wszystkie posty

Rozdział 56:" Święta trójca" musi umrzeć cz.2 Odrodzenie

0 | Skomentuj



**Tony**

Strach o Pepper nie dawał mi trzeźwo myśleć. Gubiłem się. Czułem się zupełnie inaczej. Takie ciepło wewnątrz ciała, co znikało na same wspomnienie o Pepper. Nie mogłem się ruszyć. Gdy zobaczyłem żyjącą mamę, wiedziałem, że to było złudzenie, lecz strach nadal został prawdziwy. Powoli zacząłem się wybudzać i skierowałem swój wzrok na implant. Był bez pęknięć zupełnie, jak nowy. A mojej ukochanej nie było. I Katrine też. Czy ona tu w ogóle była? Co się dzieje z Pep? Czułem się słabo. Chciałem się odpiąć od wszelakich kabli, ale całe moje ciało było obolałe i sztywne. Do sali weszła Victoria.

-Zaskakująco szybko się wybudziłeś. To była trudna operacja, ale się udało. Czujesz się zmieniony?

-Trochę. Naprawiłaś to?- wskazałem na mechanizm, a ona odwróciła głowę w bok

-Wymieniłam na nowy. Wybacz, że dałam ci szansę na lepsze życie, którą straciłeś. Niestety w archiwum Howarda był projekt reaktora łukowego, a nie mogłam go użyć ze względu na jego moc- wyjaśniła ponownie, patrząc w moją stronę

-Lepszego życia już nie będę miał. Co z Pepper?- uznałem, że niepotrzebnie przeprasza

-Nie wiem, ale mam dla ciebie dobre wieści. Rhodey się obudził i wraca do zdrowia. Zdjęłam mu bandaże, bo oparzenia zniknęły- zmieniła minę z smutku na radość

Chciałem zobaczyć się z nim. Jak dobrze, że żyje.

-Zaprowadź mnie do niego

-Nie mogę. Jesteś świeżo po operacji i musisz leżeć- nalegała

-Nie mogę się ruszyć. Co mi zrobiłaś?

-Wybudziłeś się z narkozy, która jeszcze działa. Odpoczywaj- wyszła z sali

Jak miałem odpoczywać, skoro nie wiedziałem, gdzie znajduje się Pepper? A w dodatku Fury, tylko czeka, żeby pastwić się nade mną. Nadal nie wierzy w moją niewinność. Nagle zauważyłem, jak Roberta rozmawia, a raczej próbuje gadać z nim. Nie wiedziałem, o czym rozmawiali, ale po minie generała zauważyłem gniew. Co go tak rozzłościło? Najgorsze było to, że wszedł do sali, gdzie leżałem. Strach znowu się pogłębił. Czego on chce? Jeszcze mu mało?

-Generale, czy coś się stało?- liczyłem, że nie przysporzyłem mu większych kłopotów

-Szukam dowodów, by udowodnić, że jesteś winny tym zamachom. Przyznasz w końcu, czemu to zrobiłeś?

A jednak. Znowu wraca do ataków Centuriona. Po prostu jedno, wielkie, śmierdzące bagno. Coraz bardziej Fury zaczyna mi działać na nerwy.

-Ile razy mam powtarzać, że to nie ja jestem winny?! Szukaj prawdziwego sprawcy, bo ta osoba mogła też coś zrobić Pepper!- wściekłem się na niego

-Dalej bredzisz, czyli leki działają. Pogadam z tobą, jak będziesz stał na nogach- wyszedł z sali

-To sobie poczekasz- powiedziałem szeptem z diabolicznym uśmiechem

**Rhodey**

Mama wróciła do sali, ale nie sama. Pojawiła się Victoria. Czy Fury jej posłuchał i zaczął szukać Katrine? Żeby tylko Pepper nic się nie stało. I jeszcze muszę pogadać z Tony'm o wszystkim.

-Mamo, powiedziałaś mu?

-Gadałam z Fury'm, ale on uważa, że to zwykła histeria i przesada z jakąś tam Katrine. On nie wierzy w jej istnienie- odparła

-Ja się tym zajmę. Mogę już wyjść?- spytałem się Victorii

-Wytrzymaj jeszcze kilka dni. Oparzenia zniknęły, rany się goją, ale musisz jeszcze zostać tak, jak Tony

-Co się z nim dzieje?- zacząłem też bać się o przyjaciela

Dlaczego nigdy nie ma ani jednego dnia od zmartwień, strachu, czy samego bólu? Może jesteśmy bohaterami Nowego Jorku i to normalne, ale przecież mamy też zwyczajne życie, które chcemy mieć spokojne. Wszyscy tego potrzebujemy, a Tony nigdy o tym nie myśli.

-Już jest wszystko dobrze

-A było źle?- wtrąciłem się, podnosząc lekko swój głos

-Rhodey, bez obaw. Nic mu nie jest. Po raz kolejny musiałam coś zrobić z implantem, ale jest przytomny, tylko nie może się ruszyć. Już chciał z tobą rozmawiać, ale nie pozwoliłam mu. A ty dobrze się czujesz?

-Tak. Nie czuję bólu. A mogę z nim porozmawiać?

-Tobie na to pozwolę. Jesteś w lepszym stanie, więc możesz- uśmiechnęła się i pomogła mi przenieść się na wózek

Jedynie czułem się trochę słabo, ale potrafiłem to znieść. Jednak to mi nie przeszkadzało i bez wahania zdecydowałem się na rozmowę z przyjacielem. Przejechałem krótki kawałek korytarza i natrafiłam na jego salę. Leżał przypięty do kardiomonitora z widocznym implantem na klatce piersiowej. Wpatrywał się w sufit, ale wyglądał na bardzo przybitego. Pewnie też martwi się o Pepper. Podszedłem do niego i cieszyłem się, że wrócił.

- Witaj znowu. Jak się czujesz? Podobno Victoria robiła coś z implantem. Mogę wiedzieć?- spytałem go z troską

-A jak mam się niby czuć? Cały świat myśli, że Iron Man to morderca, Fury mi nie wierzy, jakiś Mallen prawie cię załatwił, a kobieta mojego życia zniknęła. Jeszcze nie zdołałem ocalić mamy i z całej podróży to jedynie, co się stało, to zniszczył się implant- czuł się rozdarty od środka, bo wspominając to wszystko, w oku zakręciła się jedna łza

-Będzie dobrze,Tony. Od razu, jak mnie wypisze, zajmę się całą tą sprawą z Centurionem i Pepper

-Czyli Katrine mogła ją skrzywdzić? SHIELD coś robi? Bo, jak na razie, Fury chce znowu mnie przesłuchiwać, a nie ma dowodów na moją... winę- nagle coś go zabolało w klatce piersiowej

-Tony, nie denerwuj się. Ja też nie wiem, co mam o tym myśleć. Zajmę się tym. Powiem Bobbie, by jej szukała- próbowałem go uspokoić, bo stres mu nie służył

**Pepper**

Poczułam nieprzyjemny ból blisko klatki piersiowej. Swoimi sztyletami przebiła się przez skórę. Krew lekko ciekła.

-Aaa!- krzyknęłam z bólu

-Nie waż się tak mówić o moim ojcu. Nic o nim nie wiesz. To moja matka była zła, a nie on!- wyrzuciła z siebie

Zamilkłam. Nie chciałam bardziej ją wprowadzać do szału. Wdać nie znałam Ducha tak, jak ona. Wolałam milczeć, ale trzymała wciąż blisko ostrze, że chciałam coś powiedzieć, by się uspokoiła.

-Nie martw się. Na twoje szczęście jeszcze pożyjesz- uwolniła mnie z metalowych kajdan

-Nie wiem, jaki on był dla ciebie, ale chciał zabić moich przyjaciół. Musiałam coś zrobić- wykrztusiłam z siebie, osuwając się na podłogę

-Miał swoje powody. ale nie będę ci teraz o tym mówić. Zbieramy się do innej kryjówki.

Znowu zemdlałam i nie byłam świadoma, gdzie mnie zabrała. To pewnie przez te strzykawki czuję się fatalnie. Mam nadzieję, że Tony i Rhodey żyją. Chyba, że na nich też "polowała". Pepper, nawet tak nie myśl. Przecież jej chodzi o zemstę za ojca. Gdy się obudziłam, leżałam na łóżku.

-Napij się. To zwykła woda. Dawno nic nie piłaś. Weź to- podała mi kubek

-Jak mogę ci zaufać, że nic tam nie dosypałaś?

-Spróbuj mi zaufać. Mówiłam, że cię nie zabiję

Wahałam się, co do jej zaufania, ale suszyło mi w gardle, więc skusiłam się na łyk wody. Później wypiłam całą z kubka. To nie była trucizna, co mnie zaskoczyło. Skąd u niej taka litość? Widać, że nic o niej nie wiem. Katrine chwyciła za telefon i dzwoniła do kogoś.

-Witaj, Stark. Skoro odebrałeś, to znaczy, że żyjesz. Wielka szkoda. Jeśli zrobisz to, co ci każę, odzyskasz rudą. Pamiętaj, że mnie nie oszukasz. Masz jedną dobę na zabicie prezydenta. Spróbujesz mnie wykiwasz, zginie- zagroziła

-Mam go zabić? Jaki ty masz w tym cel?- usłyszałam głos swojego męża, który wyraźnie chciał się sprzeciwić

-Cel? Dosyć prosty. Chcę wiedzieć, czy zrobisz wszystko, by ocalić pannę Potts? Ile jest warta? Zrobisz to?- zaśmiała się diabolicznie

Ona chyba nie sądzi, że to zrobi. Nawet dla mnie. To chore. Tony nie mógłby posunąć się do czegoś takiego.

-Mam dobę, tak?

-Tak, więc zrób to, by wróciła do ciebie jako twój sens życia- rozłączyła się

-Tony tego nie zrobi- wtrąciłam się

-To się jeszcze okaże. Chcesz wrócić do domu? To lepiej niech zrobi to. co mu kazałam

Rozpłakałam się, gdy pomyślałam, co się może zdarzyć. I to przeze mnie. Chcę umrzeć. Nie chcę żyć.

---***--

Opko jeszcze się ie kończy, a przygody naszych bohaterów jeszcze będą się ciągły przez ostanie dwa sezony. Nie uwierzycie, ale W sieci, nie będzie jedynym opkiem na tym blogu. Obecnie pracuję nad trzecim.Trzecim? Tak, Katari zaszalała, a pisanie to nałóg. Nawet przy problemach w widzeniem ciągle piszę . Dajcie radę w więzieniu, zwanym szkołą. Na szczęście to mój ostatni rok :)

Rozdział 55: "Święta trójca" musi umrzeć cz.1 Gra o życie

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Obudziłem się w obcym mi pomieszczeniu. Na drzwiach spostrzegłem orła, co znaczy, że byłem w SHIELD. Co się stało? Gdzie Pepper? Obok łóżka siedziała moja mama. Na policzkach wciąż były widoczne łzy. Płakała?

-Gdzie ja jestem?- mrugnąłem, by obraz stał się lepiej widoczny

-Dobrze, że wróciłeś, Rhodey. Tydzień ci to zajęło- przytuliła lekko się uśmiechając

-Tydzień? Chwila, co się stało? Mamo, możesz mi to wyjaśnić?- byłem zmieszany i nic nie pamiętałem sprzed przebudzenia

-Dużo, by mówić. Wiesz, jak ja się o ciebie bałam? Musisz z tym skończyć! Przestań być War Machine!- nalegała rozpaczliwym tonem

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom, co słyszę. Mam zrezygnować z ratowania ludzi i uwalniania miasta od przestępców groźnych dla policji? To nie leży w mojej naturze. Tony na pewno się na to nie zgodzi. A właśnie...

-Gdzie jest Tony?

-Też na helikarierze. Pamiętasz może, co się wydarzyło?- spytała przejętym głosem

-Nic, ale powiesz mi w końcu, co się stało?- nadal liczyłem na wyjaśnienia, bo coraz bardziej bałem się, co mogę jeszcze usłyszeć

-Walczyłeś w mieście z Pepper. Na szczęście ona nie ucierpiała, ale ty walczyłeś o życie przez tydzień, a Tony'ego aresztowali, oskarżając o te liczne morderstwa

-Co? To oni znają nasz sekret?- byłem przerażony

-Spokojnie, Rhodey. Nikomu go nie zdradzą. Jesteście bezpieczni

-Możesz poprosić tu Tony'ego?- złagodniałem

Mama zamilkła. Nic nie rozumiałem. Tony wrócił i go aresztowali, ale co się z nim dzieje?

-Mamo, odpowiedz!

-Przesłuchiwali go, ale nie skończyli i zaczną katować pytaniami, jak jego stan się poprawi- przyznała, kryjąc niepokój

-Co to znaczy? Tony jest ranny?- moje przerażenie wskazywały wytrzeszczone gałki oczne

-Nie. Nic nie wiem. Victoria go bada. Martwi się o ciebie i był tu. Pepper też, ale gdzieś zniknęła

Strach sięgnął zenitu. Przypomniałem sobie o Katrine i to, co Tony mówił. Niedobrze.

-Niech szukają Katrine Ghost! Pepper jest w niebezpieczeństwie!

-Uspokój się. O czym ty mówisz?

-Powiedz im. Niech jej szukają!- krzyknąłem

Mama wybiegła na korytarz. Żeby tylko nie było za późno. Co Katrine planuje? Pepper, bądź cała.


**Pepper**

Miałam mętlik w głowie. Zaczęłam widzieć poprawnie. I to było najgorsze. Nie znajdywałam się w domu, tylko w czyimś salonie. Kobieta, która podawała się za agentkę SHIELD, wcale nią nie była. Pewnie mnie tu zabrała z helikariera, gdy słabo się poczułam i prawie zemdlałam. Jednak nic nie rozumiałam.

-Kim ty jesteś?

-Nie wystarczy, że jestem agentką SHIELD?

-Nie kłam! Mów prawdę!

-Sama chciałaś- jej twarz zaczęła się zmieniać

Nie wierzę. Czy Madame Mask nadal żyje? To przecież niemożliwe. Wzięli jej martwe ciało.

-Whitney?

-Pomyłka- zdjęła maskę

-Nic nie rozumiem- znowu zakręciło mi się w głowie i upadłam

-Mów mi Katrine Ghost, a raczej Ms Ghost- uśmiechnęła się złowrogo, a moje powieki opadły

Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna, ale zbudziłam się przykuta do ściany. Chciałam sobie to jakoś poukładać. Jakaś Ms Ghost mnie porwała, ale w jakim celu? Co ja jej zrobiłam? Niestety nie mogłam liczyć na pomoc, bo Rhodey był nieprzytomny, a Tony nie mógł opuścić łóżka. Czy najgorsze koszmary staną się rzeczywistością? Boję się.

-Czego ode mnie chcesz?

-Zemsty- wyciągnęła jeden ze sztyletów

-Zemsty? Ale czemu na mnie? Co ja ci zrobiłam?!- krzyknęłam, żądając odpowiedzi

-Pamiętasz może Ducha? To był mój ojciec, a ty go zabiłaś!- zbliżyła ostrze blisko mojej szyi, aż krew zaczęła szybciej krążyć

-To był twój ojciec?- byłam w szoku i strach bardziej odczuwałam przez to, że jego córka stała przy mnie

Teraz to ma sens. Dlaczego wszyscy kierują się zemstą? Nie może o tym zapomnieć? Eh. Mam poważne kłopoty, a na moich bohaterów nie mogłam liczyć. Chyba, że Bobbie. Muszę jakoś się z nią skontaktować. Nagle poczułam, jak coś mi wbija w rękę. Kolejna strzykawka. Pozostałe dwie leżały pod moimi nogami. Znowu wzrok zaczął świrować i obraz się kołysał.

-Chcesz umrzeć?

-Słucham?!

-To proste pytanie. Mogę ci przesunąć to ostrze po gardle i z tobą skończyć, ale chcę wiedzieć, czy masz już dość?- śmiała się prosto w moją bladą twarz

-Nie dam się. Już miałam do czynienia z takimi, jak ty. Zapomnij o Duchu. Przecież nie był dla ciebie dobrym ojcem

Zabójczyni wpadła w szał i przejechała sztylet po mojej bluzce, zadając rany.

** Victoria**

Nie było już na nic czasu. Implant niebawem się rozpadnie. Tony nie miał nic do gadania. Muszę go operować i to jeszcze dzisiaj. Poprosiłam wolny personel medyczny, by przygotowali go do operacji i wolną salę. Musiałam iść do Fury'ego. Potrzebowałam dostępu do archiwum Howarda. Generał nie był skłonny do rozmowy. Wciąż miał posępną minę. Pewnie przez sprawę z Iron Manem.

-Generale Fury, mam bardzo pilną sprawę. Chodzi o to, że potrzebuję dostępu do archiwum Howarda. Mogę?- poprosiłam o zgodę

-Przykro mi, ale nie zostałaś do tego upoważniona. Co ze Starkiem? Mogę kontynuować przesłuchanie?- spytał, ale to brzmiało, jak rozkaz

-Nie będzie to potrzebne, jeśli umrze. Potrzebuję dostępu do tych danych, bo jego serce przestanie bić, jak nie znajdę zastępczej technologii!- podniosłam nieco ton

Fury poprawił opaskę na oku i zaczął się zastanawiać, a ja tracę czas na kłótnie z nim. Po lekkim zamyśleniu, dał mi kod.

-Jeśli mnie nie okłamujesz, Bernes, archiwum będziesz miała na wyciągnięcie ręki

Nagle odezwał się mój telefon. To była jedna z lekarek, która była przy Tony'm.

-Co się dzieje?- zaniepokoiłam się

-Jego implant iskrzy, a serce zatrzymuje się. Co mamy robić?- słyszałam jej panikę w głosie

-Podajcie dożylnie adrenalinę i bierzcie go na blok

Szybko wbiegłam do archiwum i szukałam tego, co potrzebowałam. Howard miał wiele projektów, ale żaden z nich nie nadawał się do zastąpienia implantu. Gdy chciałam się już poddać, znalazłam projekt reaktora łukowego. Będzie zbyt mocny na niego i raczej jedynym wyjściem zostaje nowy mechanizm. Wzięłam stary projekt i wybiegłam na salę operacyjną. Na monitorze był widoczny słaby puls.

-Żyje, ale mamy mało czasu- przyłożyłam stetoskop w pobliżu implantu

Umyłam ręce i włożyłam rękawiczki, zakładając fartuch chirurgiczny, a na twarzy widniała biała maska.

-No to zaczynajmy- przełknęłam ślinę, czując lęk o jego życie

Za pomocą specjalnych narzędzi odczepiliśmy zniszczony mechanizm od klatki piersiowej. Zrobiliśmy to ostrożnie, by nie spowodować niechcianego ataku serca.

-Mamy jakiś implant w zapasach?

-Na szczęście został ostatni-  uspokoił mnie jeden z chirurgów

-Dobrze. W razie, czego będzie trzeba pomyśleć nad jego ulepszeniem

Wyjął z szafki mały mechanizm, który powoli przyczepiliśmy do klatki piersiowej. Teraz był najgorszy etap. Uruchomienie go. Jednym uderzeniem z defibrylatora implant zaczął działać. Serce Tony'ego zaczęło bić. Strach minął. Odetchnęłam z ulgą i pogratulowałam mojej załodze za udaną operację. Zabraliśmy go do sali, gdzie kardiomonitor kontrolował jego funkcje życiowe.

Rozdział 54: Winny

0 | Skomentuj


Po skończonej rozmowie z Nefarią, poszłam zrealizować swój plan. Ponownie włożyłam twarz agentki SHIELD. Ruda siedziała naprzeciw sali, gdzie leżał jej przyjaciel. Ciągle była zmartwiona. Zrobiłam dwie kawy i to nie z gestu dobroci, ale mojego planu. To była część udawania troski. Do kawy wlałam fiolkę z trucizną, a dla neutralizacji smaku, dosypałam więcej cukru. Wszystko zmieszałam.

-Zaraz tu uśniesz. Powinnaś pójść do domu- doradziłam jej i usiadłam obok

-Tu są moi przyjaciele. Nie mogę ich zostawić- wyżaliła się i znowu po jej policzkach spłynęły łzy

Podałam jej kawę i czekałam na działanie substancji.

-Wypij to. Ja mam swoją. Też długo tu jestem, ale to moja praca

Żeby nie było podejrzanie, piłam razem z nią. Musiałam odpowiednio się zająć rudą, nim środki zaczną działać.

-Dzięki. Jeszcze nikt nie myślał o tym, że długo tu siedzę bez niczego- uśmiechnęła się lekko, a później powaga wróciła

-Drobiazg. I nie martw się o nich. W SHIELD mamy wielu specjalistów. Zajmą się ich ranami. A mogę wiedzieć, co się stało?- próbowałam podtrzymać naszą rozmowę do czasu zadziałania trucizny,która potrzebowała go jeszcze z kilka minut

-Pewnie już wiesz, że Tony Stark to Iron Man? Cała agencja o tym wie, A Rhodey był... na mieście- pod koniec się zawahała

-Wiem o Starku. Fury wcześniej coś podejrzewał, ale to logiczne. A twój przyjaciel był na mieście? Wydawało mi się, że z kimś walczył. Czyżby Nick się mylił?- wyjawiłam, że znam prawdę i nakryłam ją na kłamstwie

-Masz rację. A mogę wiedzieć, jak się nazywasz?

-Kate- znowu zmieniłam swoje imię na innego pochodzenia

Gdy spojrzałam na zegarek, minął kwadrans. Zaczęła ją boleć głowa, a wstając to nie potrafiła ustać bez trzymania się o ścianę.

-Uważaj. Nic ci nie jest?- podtrzymałam ją, by nie upadła

-To dziwne, bo czułam się dobrze- wyglądała na bladą

-To pewnie zmęczenie. Zaprowadzę cię do domu. Nie możesz tu dłużej zostać. Dobrze ci radzę- zaproponowałam

-Zgoda- podała mi adres

Podparła się na moim ramieniu i wywlokłam ją z helikariera. Wsiadłam na motor i objęła mnie w pasie, a głowę miała bezwładną, którą podpierała na mojej szyi. Oczywiście nie zabrałam jej pod wskazany adres. Dotarłam z nią do kryjówki. Wzięłam rudą na ręce i położyłam na łóżku w salonie. Wciąż miała otwarte oczy. Wydawało jej się, że była w domu.







Katrine tam stała. Ale po co do mnie przyszła? Jak znalazła? Podeszła powoli w moją stronę i zatrzymała się nieco dalej od łóżka. Patrzyła przez litość i żałość.

-Czego chcesz?- odważyłem się spytać o jedno z nurtujących pytań

-Biedny, biedny Stark. Chorujesz i War Machine też. Jaka szkoda, że ruda zniknęła z twojego życia. Nie żałujesz, prawda?

-Co chcesz przez to powiedzieć? Mów, co jej zrobiłaś?!- krzyknąłem, bojąc się o Pepper

Zbliżyła się i szepnęła coś do ucha.

-To już koniec Iron Mana i Pepper Potts. Nie powstrzymasz tego. Umrze każdy z was po kolei. Będziesz widział, jak twoja ukochana ginie jako pierwsza- uśmiechnęła się złowrogo i rozpłynęła się w powietrzu

-Tony!- usłyszałem krzyk Pepper

Natychmiast rzuciłem się w stronę okna, przez które zobaczyłem, jak z licznych ran ciętych krwawi.

-Pepper, trzymaj się!- skoczyłem z okna

Jednak ona zniknęła, a ja upadłem na cmentarzu. Na nagrobku było napisane, że Tony Stark to morderca. Jednak to nie był mój grób, a Pepper. Byłem przerażony. Cały świat zaczął znikać. W tle znowu się pojawiła Pep, krzycząc o pomoc. Katrine miała w rękach sztylety i śmiała się.

-Nie! To nie może się dziać! Pepper!

Chciałem ją chwycić za rękę , ale ponownie spadałem, lecz tym razem w niekończącą się otchłań. Byłem tak przerażony, że poczułem, jak moje mechaniczne serce pęka na jeszcze mniejsze części. Nie chciałem, by zginęła przeze mnie. Nie potrafiłem w spokoju oddychać, Ta myśl o Pepper mnie dusiła. Słyszałem, jak kardiomonitor głośno piszczy. Krzyczałem i z bólu i ze strachu.

-Aaa! Pepper!

Moje krzyki były tak donośne, że Victoria szybko się zjawiła w sali. Na jej twarzy malował się strach przez widok jeszcze bardziej zniszczonego implantu.

-Tony, uspokój się. Wszystko będzie dobrze

-Pepper!- wciąż krzyczałem, bo miałem koszmar przed oczami

Miałem otwarte oczy, ale to wydawało się takie realne, że panika nie minęła. Serce wariowało. Nagle poczułem, jak wbiła mi coś w rękę. To pewnie, żeby mnie uciszyć. Wrócił spokój.

-Tony, nie zasypiaj. Spokojnie. Pepper nic nie jest- trzymała mnie przy policzkach i kazała mi nie odpływać

-Victorio, gdzie... ona jest?- wycedziłem przez zęby

-Przy sali Rhodey'go. Czy coś cię boli?

-Już mniej, ale... na pewno tam jest?- robiłem się senny, że znowu zemdlałem, nie czując nic









Nie pozwalałam jej wstawać, bo mogła zacząć próbować uciekać i plan poszedłby w las. Mogłam ubzdurać jej wiele rzeczy, by sobie wymyśliła fikcję, Nadal byłam w budynku i nie przywiązywałam jej kończyn, bo sama nie dała rady się poruszać. A poza tym miała czuć się, jak u siebie w domu. Ruda zasnęła i leżała odwrócona do ściany. Ostrożnie zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Tam musiałam sporządzić resztę mieszanki, którą umieszczę w jedzeniu. Wlanie do kawy specyfiku to był zły pomysł. Pewnie cukier osłabił środek i nie zadziałał, jak trzeba. Nagle rozdzwonił się telefon. Znowu Nefaria.

-Czego chcesz?!- nie ukrywałam złości

-Dziś mija termin zapłaty, Kasę masz?

Cholera. Przez zamieszanie z Centurionem i planem na dzieciakach, wyleciało mi to z głowy. Co teraz? Wyłączyłam działanie maski, odkładając ją na stół.

-Miałam wiele spraw na głowie, Nefario. Nie tylko ty mi sterczysz nad głową- wyjaśniłam, licząc na jego wyrozumiałość

-Nie tłumacz się, dobrze? Masz mi zapłacić bez  żadnych wymówek. Nie będę wiecznie czekał. Jeśli do tej doby nie otrzymam kasy, zabiję cię. Jasne?-  żądał Hrabia

-Rób, jak uważasz, ale wiesz, że sama zabiję twoich ludzi. Znam cię na tyle dobrze i wiem, że wyślesz, nawet całą Maggię na mnie. Będę czekać- uśmiechnęłam się pod nosem, ignorując jego groźbę, co dla mnie była za słaba na ujawnienie strachu

-Mam rozumieć, że chcesz trafić na tę samą stronę, co Duch? W porządku. Załatwię to- rozłączył się

Włożyłam znów maskę i aktywowałam twarz agentki SHIELD w razie nagłej pobudki rudej. Później substancja przestanie ją ogłupiać i dowie się, że nie znajduje się w domu. Będzie planowała uciec, ale nie uda jej się to. Trucizna nadal jest mocna i jej efekty nie dadzą głosu nogom. Mieszanka była gotowa do użycia. Jej zawartość wlałam do strzykawki, którą wbiłam w ramię rudej. Nie odczuła tego. Gdy chciałam już odejść, obudziła się i podejrzliwie się rozglądała. Dalej grałam swoją rolę.

-Jak się czujesz?- spytałam, udając troskę

-Lepiej, dziękuję, Gdzie ja jestem?- spytała, rozglądając się głową po pomieszczeniu

-Źle się poczułaś i prawie zemdlałaś. To przez zmęczenie siedziałaś tak długo bez niczego, że chciałam ci pomóc. Pamiętasz mnie?- wyjaśniłam jej, później pytając

-Ty... jesteś z SHIELD? Przedstawiłaś... mi się- mówiła niepewnie

-Tak, agentka SHIELD piątego stopnia, biorąca udział w misjach terenowych

Panna Potts patrzyła wciąż, lustrując mnie wzrokiem wraz z pokojem, gdzie się znajdywała. Miała mętlik w głowie, ale stało się coś na moją niekorzyść.

-Ty nie jesteś z SHIELD. Kim ty jesteś?

Zaczęła odkrywać kłamstwo po kolei każdą z części.

Rozdział 53: Powoli upadam i znowu wstaję

0 | Skomentuj

Byłem wściekły na siebie, że pozwoliłem na katastrofę. Mogłem nie zostawiać ich i cofnąć się w czasie innym razem. Wszystko mogłem zrobić inaczej. Chcę znaleźć tego, który tak załatwił Rhodey'go. Łatwo mu nie odpuszczę. Kierowanie się emocjami zwykle prowadzi do zguby, ale nie mogę leżeć bezczynnie, gdy potwor grasuje po mieście.

-Niczym się nie martw, Tony. Rhodey szybko stanie na nogi. Nim się obejrzysz, znowu wrócicie do domu. Jednak zajmij się sobą, bo nie jest najlepiej- doradziła Victoria

-Kto mu to zrobił?!- żądałem wyjaśnień

-Jakiś agent Mallen, który działał pod wpływem serum

-Chcę zobaczyć się z Rhodey'm. Zaprowadź mnie do niego- nalegałem

-W twoim stanie...- przerwałem jej

-Nie chcę tego słyszeć! Zabierz mnie tam- lekko podniosłem ton, ale znowu próbowałem być milszy

Victoria niechętnie się zgodziła. Odpiąłem od siebie wszelkie kable i usiadłem na wózku. Na korytarzu minąłem się z Pepper i Robertą. Nie była szczęśliwa, a smutna. Chwyciłem rudą za rękę, by się rozchmurzyła.

-Pepper, nie bój się. Jadę zobaczyć się z Rhodey'm

-Nie chcę, żebyś to widział- oczy uwolniły łzy

-Proszę cię, przestań. Widziałem gorsze rzeczy- ścisnąłem bardziej jej dłoń, by wiedziała, że nie jest sama

Gdy minęliśmy pozostałe sale, gdzie leżeli agenci SHIELD  z różnymi obrażeniami, trafiłem do sali Rhodey'go. Był nieprzytomny, ale żył. Przez przezroczystą szybę widziałem jego zabandażowane ręce.

-Mogę do niego wejść?- byłem w szoku, co zobaczyłem, ale poprosiłem o widzenie

-Na chwilę. Potem muszę zrobić kilka badań i ustalić, co z tobą zrobić- wyjaśniła

-Czy z nim jest bardzo źle?- odezwała się zmartwiona Pepper

-Niewiele wiem. Wykażą to badania. Nie martw się na zapas- próbowała ukryć prawdę

Wszedłem do sali przyjaciela. Po tym, co zobaczyłem, czułem strach i gniew. Ściskało mnie w środku.

-Jak mogłem na to pozwolić? Wybacz mi Rhodey. Teraz ja cię proszę, byś walczył dla nas. Potrzebujemy cię- rozpaczliwie patrzyłem na jego bladą twarz

Nie potrafiłem ukryć swych uczuć i schyliłem głowę, by cicho zapłakać. Rhodey to nie tylko mój najbliższy przyjaciel, ale traktuję go bardziej, jak brata. To jemu zawdzięczam życie. Nie mogę pozwolić, by odszedł. By nas zostawił bez pożegnania.

-Musi odpocząć. Jak nabierze sił, obudzi się. Będzie dobrze, Tony. Pozwól, że teraz zajmę się tobą- położyła mi rękę na ramieniu i próbowała mnie uspokoić

Czułem się rozdarty od środka.








Niewiele musiało minąć czasu, by substancja była gotowa do użytku. Mogłam jeszcze tego samego wieczora podjąć atak. Musiałam pomyśleć o kamuflażu. W końcu nie wszystko da się zrobić na odległość. Czasem trzeba podejść niebezpiecznie blisko, by osiągnąć cel. Nagle przez myśl mi przeszło, by zajrzeć na dach, gdzie matka skończyła w popiele, a maska miała zniknąć. Gdy weszłam na górę, był proch, a maska była nienaruszona.

-To znak, że jeszcze mi się przydasz. I nawet już wiem, do czego

Do nadgarstka włożyłam fiolkę owiniętą pasem i poszłam, a raczej pojechałam motorem pod dom Potts. W ukryciu założyłam maskę i zmieniłam się w kobietę o brązowych włosach z zielonymi oczami, która należała do SHIELD. Zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał. Dopiero, jak zadzwoniłam, przez wizjer ktoś mnie obserwował.

-Kim jesteś?- spytała kobieta

-Jestem agentką SHIELD. Szukam Pepper Potts. Mam do niej ważną sprawę. To pilne. Czy jest może w domu?- spytałam, prosząc

Po otworzeniu drzwi wciąż patrzyła na mnie podejrzliwie. Niemożliwe, żeby mnie rozpoznała. Nie znamy się, a obecnie działam pod przykrywką.

-Pepper nie ma. Przekażę jej, co ma wiedzieć

-Przykro mi, ale takie sprawy załatwia się twarzą w twarz. A gdzie mogę ją spotkać?- spytałam, licząc na podanie mi informacji, która pomoże znaleźć cel

-Pewnie jest na helikarierze. Podejrzewam, że coś musiało się stać

-Sprawdzę to. Wybaczcie, że przeszkodziłam. Dobranoc- przeprosiłam i wyszłam

W tym samym wcieleniu wpuścili mnie do bazy SHIELD. Miałam wszystko na wyciągnięcie ręki. Mogę wiele zdziałać i bez Centuriona uprzykrzyć życie Iron Mana. Mam tylko jedno podejście. Jeśli plan szlag trafi, będę musiała się wycofać. Fury coś mruczał pod nosem. Miał posępną minę i nie zwrócił na mnie uwagi. Lepiej dla mnie. Ruda siedziała przy sali, gdzie był jej chyba przyjaciel, bo płakała, a obok niego był Stark na wózku.

-No nieźle- skomentowałam po cichu

Czyli Tony Stark jest chory? Widzę, że sprawa robi się banalna, że nie zauważy, jak jego ukochanej coś się stanie. Niespodziewanie rozdzwonił się telefon. Nefaria. Długo się nie odzywał. Tylko z kim chciał rozmawiać? Z Katrine, czy Katariną? Na pewno to nie będzie miła pogawędka. Poszłam do pobliskiej toalety i zmieniłam twarz.

-Słucham cię, Hrabio. Czego chcesz?- spytałam na spokojnie, bo nie wiedziałam, kto miał go słuchać

-Jak ci idzie eliminacja Iron Mana?

-Jedna osoba stoi mi na przeszkodzie

-Zlikwiduj bez zastanowienia. Po cichu- wspomniał

-W porządku. Zniszczę go i już nie wróci- obiecałam








Otarłem oczy w łez i zgodziłem się bez optymizmu na dalszą diagnostykę Victorii. Roberta płakała, gdy też zobaczyła, co się stało z Rhodey'm. W końcu to jej syn. Pepper milczała i wolała dusić w sobie. Widziałem, że też strach przeżywała.

-Znajdę tego, kto go skrzywdził. Zapłaci za to, Roberto. Nie będzie chodził bezkarnie po ulicy- obiecałem jej sprawiedliwość

-Tylko nie rób nic głupiego- błagała

-Postaram się- lekko się uśmiechnąłem, ale szybko spoważniałem

W sali znowu Victoria mnie podpięła do kardiomonitora. Sprawdzała coś na kartach z wynikami i długo milczała. Pięć minut spędziłem na myśleniu o przyjaciołach i życiu dalej Iron Manem. Chciałem zrezygnować, ale nie mogłem tak po prostu zostawić miasto na pastwę złoczyńców. Mimo wszystko nie powinienem kończyć z tym. Nie mogę. Znajdę tego potwora i oczyszczę swoje dobre imię, gdy dorwę sabotażystę. Domyślam się, kto nim jest.
Lekarka w końcu wyjawiła mi całą prawdę, a Pepper została z Robertą. Miała ją wspierać i pomóc w tych trudnych chwilach, gdy ja zmierzę się z wyrokiem.

-Moje obawy się potwierdziły. Nie mam innego wyjścia i muszę cię przygotować do operacji

-Operacji? Przecież to nic takiego- nie potrafiłem pojąć tej wiadomości

-Umrzesz, jeśli nie znajdziemy zastępczej technologii na czas. Powiedz mi, ile razy skoczyłeś w czasie?

-Cztery, a to takie ważne?- dalej ignorowałem myśl o operacji

-Nawet nie wiesz, jak bardzo. To już utwierdza mnie w przekonaniu, że zostało niewiele czasu. Nie pozwolę ci umrzeć, Tony. Twoi przyjaciele cię potrzebują i świat, któremu brakuje bohatera

Nie wierzę. Myślałem, że każe mi zrezygnować, a ona mnie namawia do dalszej walki? Ho na pewno, by tego nie popierał. Zdecydowanie za wcześnie na śmierć. Chcę, by ich marzenia się spełniły, a pewnie szybszy zgon doprowadzi do zmiany przyszłości. Co robić? Nie mogę powiedzieć o tym Pepper. Załamałaby się i płakałaby całe noce. Nie mogę na to pozwolić.

-Co mam robić,Victorio? Czekać na mój koniec?- spytałem z irytacją w głosie

-Za pozwoleniem Nicka Fury'ego dostaniesz dostęp do archiwum ojca. Może coś znajdziesz, co zastąpi ci implant? Masz szansę na lepsze życie. Spróbuj tego nie zniszczyć- powiedziała, dając mi nadzieję na zmiany

-Przepraszam. To moja wina. Gdybym bardziej zabezpieczył zbroję przed hakowaniem, nikt z ludzi nie byłby ofiarą. I gdybym nie cofnął się w czasie, to implant byłby cały, a Mallen nie zraniłby Rhodey'go- wyrzuciłem z siebie

-Wybaczam ci i nie obwiniaj się. Nie mogłeś tego przewidzieć. Odpocznij i niczym się nie martw. Jutro zajmiemy się implantem- znowu mi wybaczyła i podzieliła się kolejną, cenną radą

Gdy wyszła z sali, próbowałem zasnąć. Była już noc, a moje myśli krążyły wokół Centuriona, Rhodey'go i Mallena. Zamknąłem oczy i nie przestałem się zadręczać. Kiedy je na chwilę uchyliłem, w oknie widziałem Katrine. To zły znak.

Rozdział 52: Rywalizacja między matką a córką

0 | Skomentuj


Centurion świetnie robi chaos. Zrezygnowałam z poszukiwań matki. Chciałam trochę się zabawić z tymi dzieciakami. Jeden już leży jedną nogą po tamtej stronie, a to dopiero początek. Wykorzystałam zamieszanie w sprawie mutanta i włamałam się do laboratorium. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nikogo tam nie było. Musiałam znaleźć pewną substancję.

-To musi być to- zerknęłam na nazwę fiolki

Hmm... arszenik. To za mało. To musi być zabójcza mieszanina, ale wezmę. Może się przydać. Zerknęłam na kolejną półkę z substancjami.

-To też się może przydać- wzięłam rycynę

Jednak to dalej było nic. W następnym rzędzie stały wszelkie jady węży. Sięgnęłam po jad kobry królewskiej.

-No i to powinno wystarczyć- powiedziałam dumnie do siebie i zniknęłam z placówki, że żadnego po sobie śladu nie zostawiłam

Weszłam do kryjówki przez okno. Najdziwniejsze było to, że drzwi były uchylone. Ktoś był w środku. Położyłam odczynniki na biurku i chwyciłam za sztylet. Usłyszałam czyjeś kroki, dochodzące z kuchni. W oknie stała jakaś kobieta. Była szczupła i miała długie włosy. Kiedy się odwróciła, zobaczyłam ją.

-Mamo, co ty tu robisz?

-Mam zadanie, Katrine. Nie próbuj mi przeszkadzać- ostrzegła

-Zupełnie nic się nie zmieniłaś. Hydra wyprała ci mózg?- schowałam sztylet do rękawa

-Przesadzasz. Zupełnie, jak ojciec

-Który nie żyje. Nie życzę sobie, żebyś źle o nim mówiła. To on się mną zajął, gdy nas zdradziłaś! Czego ty chcesz?- byłam wściekła na moją matkę

-To, co wszyscy szukają, a ty to masz- spojrzała zabójczym wzrokiem

Chodziło jej o maskę, ale po cholerę ją wysłali? Myślą, że jej nie zabiję? Są w błędzie. Plany uległy zmianie. Podeszłam do komputera i uruchomiłam program eliminacji na całą Hydrę. Nie chciałam uratować matki. Już nie. Nie zasługuje na to.

<< Eliminacja rozpoczęta>>

-Co ty zrobiłaś?!

-To, co powinnam już dawno- chwyciłam za sztylety i byłam gotowa na atak

-Tego chcesz? Mojej śmierci?

-Niekoniecznie twojej, ale całej Hydry

-Oddaj maskę po dobroci

-Nie!- zaprzeczyłam, rzucając w nią sztyletem, który minął się z celem i wbił się w ścianę











Jak miałem być spokojny, skoro to przeze mnie mój przyjaciel walczy o życie? Może ktoś sterował zbroją? Nie wiem, ale powinienem być odpowiedzialny za swój wynalazek. Nie, to nie może się dziać.

-Powiedz mi, dlaczego to nas spotyka?- byłem w szoku

-Sama nie mam pojęcia, ale dobrze, że wróciłeś. Tylko wiesz, że oni...

-Wiedzą. Tak, wiem. Fury mi nie odpuści. Zamiast szukać prawdziwego winnego, to mnie katuje pytaniami- wyrzuciłem z siebie

-Będzie dobrze. Ja ci wierzę. Poza tym zauważyłam na zbroi chip. Ktoś nim steruje. Dowiemy się, kto- przytuliła mnie czule

Gdy chciałem ją pocałować, do sali weszła Victoria. Mam nadzieję, że ma dobre wieści.

-Co z Rhodey'm ? Żyje, prawda?- spytałem, bojąc się o przyjaciela

-Ma rozległe oparzenia, ale dojdzie do siebie. Bardziej powinieneś przejąć się swoim stanem. Jest tragicznie. Tylko po dalszych badaniach zobaczę, jak bardzo sobie zaszkodziłeś- powiedziała, przeszywając mnie wzrokiem

-Jest przytomny?- spytała Roberta

-Nie, ale jego organizm potrzebuje teraz czasu na rekonwalescencję. Z dwa tygodnie lub więcej na pewno. Teraz zobaczę, co z tobą. Proszę, żebyście wyszli- odparła, prosząc o opuszczenie sali

Pepper niechętnie mnie zostawiła z lekarką. Obie wyszły z Robertą. Ostatnio mało czasu się spotykam z moją rudą, a przecież jako małżeństwo powinniśmy go mieć więcej, a tu nic. Victoria sprawdziła odczyty na monitorze i od razu zdecydowała się na obejrzenie implantu. Niczego przed nią nie ukrywałem. Sama zauważyła, co się stało. Tylko nie może nikomu o tym mówić.

-Tony, coś ty zrobił? Chciałeś się zabić?- była przerażona na widok pęknięć

-To przez skoki w czasie. Proszę cię, nie mów Pepper. Nikomu nie mów- prosiłem o dochowanie tajemnicy

-To poważna sprawa. Chcesz ukryć prawdę przed własną żoną?- zdziwiła się moją prośbą

-Tak, chcę. Mnie, by tu nie było, gdyby nie aresztowali

-Wiem o wszystkim. Zostałam poinformowana o tych atakach na ludzi. Wiedziałam, że coś ukrywasz, bo obrażenia nigdy nie były normalne, a odbiegały od normy. Teraz to ma sens. Ho też o tym nie wiedział?

-Tak. Tylko moi przyjaciele, którzy ze mną działali, zostali w to wtajemniczeni- odparłem, czując, jak cały świat się rozpada

W głowie przeleciały mi myśli, że mogłem zignorować Robertę i walczyć z nimi, a tak to Rhodey leży nieprzytomny i cały świat myśli źle o Iron Manie, a coś, co mnie utrzymuje przy życiu, zaczyna się niszczyć.

-I co będzie teraz?- spytałem załamany









Uciekłam na dach, gdzie miałam lepszy dostęp do innych "zabawek". Dobrze sprawdzała się bazooka z mocnym zapłonem. Musiałam ją trochę postraszyć, by zrezygnowała, ale strzał z broni ją nie spłoszył. Po wystrzeleniu pocisku, dym był wszędzie. Ona wyskoczyła znienacka i chciała wbić swoje kły w moje ramię, ale odskoczyłam i zrobiłam salto nad nią, raniąc jednym sztyletem w nogę.

-Mam tego więcej- uśmiechnęłam się złowrogo do niej

-Ja nie skończyłam

Zastanawiałam się, kiedy Centurion ją zestrzeli, ale Hydra jest ogromna i trochę mu to zajmie. Matka skoczyła na kolejny dach i sięgnęła po pistolet, którego szybko jej pozbawiłam. Używałam zwykłych ciosów, bijąc pięściami ją po twarzy i brzuchu. Kiedy mocno kopnęłam z obrotu, przewróciła się obok beczki pełnej paliwa. Aż mnie kusiło, by to podpalić.

-Nie oddam ci maski. Jesteś taka, jak oni! Nie chcę cię znać!- użyłam zapalniczki do podpalenia benzyny

-Nie rób tego! Oddaj maskę i będzie po sprawie. Dołącz do Hydry! Nie bądź głupia!- próbowała mnie skłonić do zmiany strony

-Już wybrałam!

Ogień zaczął ją otaczać i przypiekał jej skórę. Przegryzała język za zębami, by ukryć swój ból, ale nie potrafiła go znieść. Kto by zniósł?

-Porzuć Whitehalla i bądź moją matką! Jeszcze możesz wszystko naprawić!- krzyczałam, prosząc, by zmieniła się

-Nie!- wrzasnęła z bólu

-W takim razie zgiń, jak zdrajca!- strzeliła w pozostałe beczki, by ogień zrobił się większy

Patrzyłam na jej męczarnię i z jednej strony było mi żal matki, ale to nie moja wina, że źle wybrała. Mogła być moją matką, a stała się Viper- zabójczynią na każde skinienie Whitehalla. Gdy wydała ostatni krzyk, z jej ciała został proch. Maskę wyrzuciłam w ogień.

-Koniec tego. Nikt nie będzie cię szukał

Maska była trudna do zniszczenia, więc podłożyłam do niej ładunki. Gdy skoczyłam z dachu, rozległ się dźwięk wybuchu. Poczułam zapach spalenizny i dym unosił się ku niebu. Wróciłam do kryjówki i spojrzałam na monitor komputera.

<< Eliminacja zakończona>>

-Hydra zniknęła. Pora zająć się rudą- uśmiechnęłam się chytrze, patrząc na jej zdjęcie

Wyjęłam składniki i zaczęłam tworzyć truciznę. Kilka drobin arszeniku, łyżka rycyny i na koniec kropla jadu kobry królewskiej, zostały zmieszane. To miały być elementy potrzebne do postawienia panny Potts między życiem a śmiercią. Całość przelałam do fiolki i odstawiłam do zamrażarki. Czekałam na połączenie mieszanki, by móc następnego dnia zaatakować.

Rozdział 51: Nie zabiłem nikogo

0 | Skomentuj

Rhodey ponownie wstał i zdecydował się na atak Centuriona.  Wystrzelił serię pocisków na niego, że upadł. Od razu przygwoździł go do ziemi.

-Koniec zabawy!

Gdy już myśleliśmy, że nic nie zrobi, zbroja wybuchła i mocno zraniła Rhodey'go. Wyrzuciła go daleko do tyłu.

-Rhodey!- krzyknęłam przerażona

Z dymu i ognia dalej wyszedł bez szwanku Centurion i odleciał. Musiałam zająć się Rhodey'm. Szybko podbiegłam do niego.

-Rhodey, słyszysz mnie?! Jesteś tam? Rhodey!- byłam zrozpaczona jego stanem

Jak to mogło się stać? Dlaczego Tony do tego dopuścił? Wiem, że był w innym miejscu, ale jego zbroja zaatakowała naszego przyjaciela. Żeby tylko nic mu nie było.

-Komputerze. Skan medyczny

<< Zbroja poważnie uszkodzona. Użytkownik doznał rozległych poparzeń, ale żyje>>

-Rhodey, proszę. Odezwij się!- błagałam płaczliwie, ale dalej nie drgnął

Niespodziewanie zjawiło się SHIELD. Dopiero teraz? Dlaczego nie mogli zjawić się wcześniej?

-Nie ruszać się!

Byłam przerażona stanem Rhodey'go. Pani Rhodes nie będzie tym zachwycona. Agentka Hill zjawiła się w myśliwcu i szczypcami chwyciła za zbroję.

-To mój przyjaciel. Zabierz też mnie! Czemu dopiero teraz się ktoś pojawia?- miałam żal do Hill

-SHIELD jest zajęta większą sprawą, która dotyczy Iron Mana- wyjaśniła

-Rozumiem, ale wasz zmutowany pseudo-agent Mallen niszczy wszystko na swojej drodze, a wy nikogo nie wysyłacie, by go powstrzymać?! Przez was z War Machine jest ciężko i mógł nie ucierpieć, gdybyście wezwali kogoś do miasta!- byłam podirytowana całą sytuacją

-Masz prawo być wściekła, ale większym zagrożeniem był Iron Man. Na szczęście dobrowolnie się poddał. Właśnie jest przesłuchiwany

-Zajmij się rannym! Proszę!

-Zajmiemy- obiecała, znikając w powietrzu

Nagle rozdzwonił się mój telefon. Przekierowałam połączenie do Rescue. To była Bobbie.

-Cześć, Pepper. Próbowałam się z tobą połączyć, ale pewnie byłaś zajęta, więc powiem ci to teraz. Słyszysz mnie?

-Tak, słyszę. Mów, co z tatą?

-Wypisali go do domu i wracam z nim

-To świetnie- próbowałam ukryć strach










Fury krążył po pokoju i kazał mi patrzyć na zdjęcia trupów. Przecież ja tego nie zrobiłem. Tylko Roberta mi wierzy, a reszta? Uznają Iron Mana za mordercę. Tak nie powinno być.

-Chyba mi nie wmówisz, że to nie jest twoja zbroja?!- walnął ręką w stół, patrząc na mnie, jak na kogoś złego

-To moja zbroja, ale to nie ja zabiłem tych ludzi. Byłem w innym miejscu, gdy to się stało!- znowu się zdenerwowałem, że czułem się coraz gorzej

Moje oczy powoli się zamykały, ale krzyk generała znowu zadziałał, budząc.

-Stark, znamy twój sekret. Nie wywiniesz się od odpowiedzialności. Odpowiadasz za swój wynalazek i nie możesz pozwalać na coś takiego!- podniósł swój ton

Oparłem się rękami o blat stołu i wstałem.

-To nie ja zabiłem! Ktoś mnie w to wrabia! Zajmijcie się szukaniem sprawcy!- nagle krzyknąłem z bólu i upadłem

Wiedziałem, że prędzej, czy później przestanę panować nad nerwami. Ciągle na mnie naciska, że jestem mordercą, a to kłamstwo. Gdybym nim był, nie oddałbym się dobrowolnie w ich ręce. Jednak dla nich to za mało. Obudziłem się na łóżku podpięty do kardiomonitora. Moją rękę trzymała Pepper. Jak dobrze, że jest. Tylko, jak mogła wiedzieć? To fikcja.

- Tony, tęskniłam- cmoknęła w policzek

-Ja też. Czemu tu jestem?

Chyba dalej śniłem, ale to było realistyczne. Ktoś tu był, bo czułem czyjąś obecność.

-Zemdlałeś. Victoria zaraz cię zbada, jak skończy operację

-Operację? Kogo?

-Twoja zbroja prawie zabiła Rhodey'go- usłyszałem zmieniony głos

-Katrine- krzyknąłem, budząc się

Pepper tam nie było i Katrine też. To musiał być sen, ale i tak leżałem na łóżku. Orzeł na drzwiach przypomniał mi, gdzie się znalazłem. Jednak ktoś tu siedział. Wytężyłem bardziej wzrok i to była Roberta.

-Tony, wszystko gra?

-Roberta, czy to ty?- spytałem zmieszany

-Tak, to ja. Musisz odpoczywać. Victoria przyjdzie tu

-Co z Rhodey'm? Czy naprawdę moja zbroja zrobiła mu krzywdę?- spytałem zaniepokojony

-Nie wiem. Jak na razie nie będą cię zamęczać pytaniami, ale nie zostawią tej sprawy. Znajdziemy sprawcę. Nie przejmuj się tym. Nie pozwolę, by zabrali cię do więzienia- chwyciła mnie za rękę

Po raz kolejny byłem wdzięczny za jej obecność. Znowu mnie wspierała i próbowała mi pomóc, by wyjść z tej niekomfortowej sytuacji. Dobrze, że tu jest. Sam nie dam sobie rady.






Przy Bobbie nie mogłam nic ukryć. Od razu wiedziała. że coś próbuję przy niej ściemniać.

-Pepper, co jest grane?

-Pogadamy później. Mam coś do załatwienia. Pozdrów tatę

Szybko rozłączyłam się, by nie wygadać o akcji. Poleciałam na helikarier w trybie maskującym. Gdy nikogo z agentów nie było, zbroja zmieniła się w plecak. Na mostku zauważyła mnie jedna z agentek. Na plakietce widniały dane. Abigail Brand.

-Chodź ze mną. Wiemy o wszystkim

Niepewnie poszłam z nią do sali, gdzie leżał Rhodey w zbroi.

-Jeśli chcemy go uratować, trzeba zdjąć z niego pancerz. Możesz?- wskazała na zbroję

-Tak, ale skąd wy wiecie o nas?

-Tony Stark. Mówi ci to coś?

-Sporo- weszłam w program systemu na komórce i odblokowałam War Machine

Teraz lekarze mogli zająć się Rhodey'm, a ja próbowałam uspokoić swoje nerwy. Nie dość, że znają nasz sekret, to jeden z nas walczy o życie, a drugi może pójść do więzienia. Czemu to się dzieje?

-Wszystko ci wyjaśnię. Chcesz zobaczyć się z Tony'm?

-Tak- odparłam drżącym głosem

-Jest w trakcie przesłuchania, bo pewnie wiesz, że Centurion należy do niego, a właśnie ta zbroja zabiła wielu ludzi w Izraelu i Wietnamie

-Wiem, ale Tony jest niewinny- próbowałam bronić mojego męża

-Na razie wiemy, że jego zbroja zabijała ludzi. Wszystko wyjdzie na jaw

Agentka zaprowadziła mnie do sali przesłuchań, która była pusta. Od razu skontaktowała się z generałem, który przekazał jej nowe wiadomości.

-Przesłuchanie się nie skończyło, a zostało odłożone na później do czasu, aż oskarżony będzie w stanie mówić

-Co to ma znaczyć?- zaczęłam czuć ucisk w żołądku przez stres

-Jego stan zdrowia mu na to nie pozwala. Wykażą to podstawowe badania

-Proszę, zabierz mnie do niego- prosiłam o zobaczenie się z nim

Przeszłam kawałek korytarza, aż natrafiłam na wskazaną salę. Pani Rhodes siedziała przy Tony'm, który był przytomny, ale blady.  Pewnie Victoria się nim zajmie. Za pozwoleniem weszłam do sali.

-Cześć. Jak się czujesz?- spytałam z troską w głosie

-Lepiej, ale powiedz mi, co z Rhodey'm?

-Przykro mi to mówić, ale operują go. Tony, będzie dobrze- odparłam na spokojnie, by go nie denerwować

Rozdział 50: Poza kontrolą

0 | Skomentuj


Kiedy przekroczyłem próg zbrojowni, na fotelu siedziała Roberta i coś obserwowała. Nie tego się spodziewałem. Podszedłem do niej nieco zdezorientowany.

-Gdzie jest Rhodey?

-Pepper po niego poleciała. Mają wrócić po akcji- odparła dosyć spokojnie

-Mają? Ale co się dzieje?- byłem zakłopotany

-Nie wiem, ale są razem i dadzą radę

-Dołączę do nich- zdecydowałem, lekceważąc ból

Kiedy chciałem już wskoczyć do Centuriona, odciągnęła mnie od komory ze zbroją.

-Muszę im pomóc. Nie powstrzymuj mnie- spojrzałem na nią zabójczym wzrokiem

-Czyli nie wiesz, co ludzie o tobie mówią w telewizji? Lepiej nie pogarszaj swojej sytuacji

-O czym ty mówisz?

Pokazała mi na ekranie artykuł z ostatniego tygodnia. Iron Man to morderca? Jak to?

-I ty sądzisz, że to byłem ja?!- byłem w szoku

-Ja tak nie uważam, ale będziesz musiał się im tłumaczyć

-Mówisz o SHIELD?- spytałem dla pewności

-Niestety, ale tak. Może zanim się tu zjawią, powiedz mi, co zrobiłeś w przeszłości i przyszłości? Pepper mi o wszystkim powiedziała, że poszedłeś do Reeda- spytała na spokojnie

Będę miał kłopoty i zamiast mi powiedzieć, co mogą mi zrobić za to, a jak mogę się bronić, chce znać szczegóły podróży w czasie.

-To chyba nie jest na to odpowiedni moment. Wezwałaś ich tu?- czułem się coraz bardziej zestresowany

-SHIELD sama po ciebie przyjdzie. Wierzę w twoją niewinność, Tony, ale oni łatwo ci nie uwierzą

-Przecież ja byłem wtedy...- nie pozwoliła dokończyć

-Wystarczy! Powiedz mi, co zmieniłeś?- lekko podniosła ton

-No właśnie chciałem zmienić przeszłość, ale mi się nie udało!- krzyknąłem z irytacją

Nagle obraz świątyni i wypadku powrócił do mojej głowy. Po moim ciele przeszedł dreszcz, bo byłem wściekły na siebie, że w obecnej sytuacji nie mogłem pomóc im w walce, a czekać na pojawienie się SHIELD. Roberta podeszła do mnie i przytuliła. Położyłem głowę na jej ramieniu i po cichu płakałem. Nie chcę być uznawany za mordercę, jak mój ojciec, ale jako bohater.

-Spokojnie, Tony. Wszystko będzie dobrze. Pomogę ci- pogłaskała do moich włosach, próbując uspokoić rozpacz

Powoli się uspokajałem i otarłem łzy. Jednak ból był dalej odczuwalny. Dobrze, że przyszłości nie zmieniłem. Mieliby mi to za złe.







Według sugestii Rhodey'go polecieliśmy do Nowego Jorku. Całe miasto stało w ogniu, a SHIELD z nim nie walczyło. Nie było ich tu, a przecież powinni się tym zająć. Przecież Mallen, nawet jako potwór z Ekstremis dalej należy do Tajnej Agencji Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych. Ludzie panikowali, widząc, jak on niszczył z łatwością wszelkie pojazdy na swojej drodze. Większość aut była zgnieciona, jak puszka lub płonęła, a to wszystko za sprawą Mallena. Wylądowaliśmy na ulicy i zaczęliśmy walkę.

-Uważaj na niego. Musisz mieć się na baczności. Nie chcę, by coś ci się stało

-Wiem o tym, a ja chcę, byśmy oboje wyszli bez szwanku. Pod naszą nieobecność twoja mama się zajmuje zbrojownią

-No dobra. Niech będzie, ale zajmijmy się nim- wyjął cały arsenał broni, który w ułamku sekundy wystrzelił pociski

Strzelałam repulsorami, ile się da, ale był silniejszy. Rhodey miał rację. Nie będzie łatwo go pokonać.

-Powiesz mi, czym go powalić?

-Pepper, on znowu atakuje!-ostrzegł, chroniąc mnie

Strzelił z unibeamu. Stwór wbiegł na niego z ogromną szybkością, przebijając się pazurami przez napierśnik.

-Wynoś się od niego!- strzeliłam, krzycząc

-Rescue, nie!

Nagle zatrzymał się i chwycił za głowę. Krzyczał.

-Zabiję cię, Whitehall!

Nie wiem, co to miało znaczyć, ale chyba doznał halucynacji, bo znowu zaatakował Rhodey'go, którego zbroja ledwo była na chodzie. Chyba sobie ubzdurał. że War Machine to Whitehall. Niedobrze. Znowu rzucił się na niego i ogniem poparzył mu hełm.

-Aaa!- krzyknął z bólu

Najgorsze było to, że dalej go okładał, ale pięściami i nie reagował na żaden z moich ataków. Skupił się, tylko na Rhodey'm. Jednak później przyleciała zbroja Centuriona i strzeliła rakietami w Mallena.

-Tony?- byłam w szoku, że się zjawił

Nic nie odpowiedział, a teraz zamieniły się role. Rhodey ledwo wstał z ziemi i wzniósł się w powietrze.

-Jak dobrze, że jesteś, Tony- cieszył się na jego widok

Dalej nie odpowiadał i zaatakował go.

-Oszalałeś! Co ci odbiło?!

Podleciałam do nich i użyłam pola siłowego, by ich odizolować, ale na marne. Pole nie wytrzymało za długo i znowu Centurion skoczył mu do gardła. Musiałam zaatakować Tony'ego z unibeamu, by nie pozwolić jemu na dalszą walkę. Mallen zniknął, a Rhodey ledwo się trzymał. Gdy zauważyłam chip na zbroi Centuriona, zdałam sobie sprawę, że nie walczymy z Tony'm.

-Musisz z nim walczyć, Rhodey. Zbroja nie jest pod kontrolą Tony'ego!- krzyknęłam mu przez komunikator






Nadal miałem w sobie żal i gniew, ale chciałem go zachować dla siebie, by oni nie musieli też cierpieć. Roberta wiele razy mi pomogła i nie chcę dawać jej większego ciężaru.

-Na szczęście marzeń nie zniszczyłem i przyszłości będzie dla nas piękna

-Też tak myślę. Jednak mimo braku zmian jednego zdarzenia, to nic nie zmieniłeś?

-Nic. Możesz mi zaufać. Niczego nie zmieniłem, ale poznałem prawdę o moim ojcu. gdy jeszcze nie było mnie na tym świecie. Wiedziałaś, że produkował broń i ją sprzedawał żołnierzom?- spojrzałem na nią z żalem

Roberta zaniemówiła. Chyba nie wiedziała, jak ma ubrać odpowiedź w słowa. Na pewno wiedziała o ojcu. Mówiła mi kiedyś, że produkował broń, ale o sprzedaży nie wspomniała mi ani jednym słowem.

-Roberto, czy jest coś, o czym ja nie wiem?- odważyłem się zapytać

-Chyba już wszystko wiesz, ale oboje nie wiemy, co zrobi z tobą SHIELD?

Byłem zniecierpliwiony czekaniem na "osąd", a strach o przyjaciół zwiększał się z każdą minutą. Próbowałem się opanować, ale musiałem działać. Podbiegłem do zbroi i już chciałem ją włożyć, ale ona po prostu sama wyleciała ze zbrojowni.

-Co to ma być?!- spojrzałem gniewnie na Robertę

-Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłam

-Ten, kto steruje Centurionem, stoi za atakami. Jestem niewinny- chwilowo pojawił się optymizm

-Dla nich to za mało. Trzeba mieć dowód i znaleźć sprawcę- dodała

Nagle ktoś zaczął się dobijać do zbrojowni. Już tu są. Żadnej ucieczki, Tony. Tylko spokojnie. Jakoś im to wyjaśnisz. Bez dłuższego wahania otworzyłem wejście i do środka wparowała garstka agentów pod rozkazami Fury'ego. Byli gotowi do strzału, ale padłem na kolana i podniosłem ręce do góry. Jeden z nich skuł mnie kajdankami.

-Przyszliście w sprawie Centuriona? Jestem niewinny! Nie steruję zbroją! Ktoś mnie w to wrabia!- wykrzyczałem wściekły

-Tłumaczenia będziesz składał u Fury'ego- powiedziała agentka Hill

-Co z nim będzie? Możecie go tak po prostu aresztować bez dowodów?- spytała się przerażona

-Namierzyliśmy zbroję właśnie tutaj i dowodów nie trzeba na oskarżenie go o wielokrotne morderstwa

Nie byłem w stanie wstać, bo było mi słabo. Cała twarz pobladła, a implant dalej uciskał. Dwóch agentów pomogło mi stanąć na nogi. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, a sam nie chciałem martwić Rhodey'go, Pepper, czy Roberty.

-Proszę, zostań tu i powiedz im o wszystkim. Spróbuj znaleźć sprawcę- błagałem ją słabo słyszalnym głosem

-Dobrze. Zobaczę, co da się zrobić- zgodziła się

Agenci zabrali mnie do helikoptera, którym wylądowałem na helikarierze, Czy oni już wiedzą, że jestem Iron Manem? Może Fury uwierzy w moją niewinność i nie trafię do więzienia SHIELD? Nie wiem, jak mam mu to udowodnić?

Rozdział 49: Serce ze szkła

0 | Skomentuj

Straciłam kontakt z Rhodey'm. Jego moc w zbroi całkowicie się wyczerpała. Boże. Żeby nic mu się nie stało. To "coś" zrobiło z nim niezły łomot. Próbowałam ponownie się z nim połączyć, ale dalej nie odpowiadał. Powinnam polecieć go szukać. Muszę mu pomóc, by wrócił do walki. Gdy komputer przesyłał mi dane do Rescue, do zbrojowni wbiegła Roberta.

-Pepper, co tu się wyrabia? Gdzie oni są?

-Pani Rhodes, ja wszystko wytłumaczę

-Tylko bez kłamstw. Gdzie Rhodey i Tony ?!- krzyknęła

-Tony cofnął się w czasie i nie wiem, kiedy wróci, a Rhodey jest na akcji w Chicago. Właśnie chcę do niego lecieć i mu pomóc, a pani niech tu pilnuje zbrojowni- szybko odpowiedziałam, nalegając na wykonanie prośby

To ją nie uspokoiło, a bardziej zaniepokoiło.

-A jak mi wyjaśnisz to, co mówią o Iron Manie?

Kurcze. Czyli o tym też wie. I jak jej to powiedzieć? Może to samo, co mi Rhodey? Może pasować.

-Tony nie ma nic z tym wspólnego. Ufam mu, bo w końcu jest moim mężem. On oddałby życie za ludzi bez zabijania ich. Przecież, to nie mieści się w głowie, co mówią- przyznałam pewnie swoje zaufanie

-Zapamiętaj sobie, że niczego przede mną nie ukryjecie. Wiem więcej, niż wam się zdaje. A gdzie dokładnie jest Tony?

-Podobno do kogoś poszedł. Chyba Reed się nazywa- próbowałam przypomnieć sobie inne szczegóły

-Nie musisz mi już więcej mówić. Wiem, kim on jest. Dawny przyjaciel Howarda, który jako pierwszy zbudował machinę do cofania się w czasie. Mam nadzieję, że Tony nie cofnął się za daleko

-Co ma pani na myśli?- zdziwiły mnie jej końcowe słowa

-Jeśli zmieni dzień wypadku samolotu, czy bodajże innej katastrofy, zniszczy wszystko to, co zbudował

Teraz byłam przekonana, czego się boi. Ja o tym doskonale pamiętam. Jednak tym zmartwieniem nie mogłam się obecnie zadręczać, bo mój przyjaciel miał kłopoty. Wzięłam swój plecak, który rozłożył się w zbroję Rescue. Opancerzona byłam gotowa do wylotu.

-Ja też się boję, że to może się źle skończyć, ale teraz muszę pomóc Rhodey'mu. Może pani tu zostać i przypilnować zbrojowni?

-Nie chcę źle wróżyć, ale SHIELD może się wami zainteresować przez te ataki Iron Mana- ostrzegła

-Wiem o tym, ale niestety na razie muszę zająć się czymś innym- uznałam, że Rhodey był ważniejszy od pozostałych zmartwień

-Uważaj na siebie. Wróćcie cali i zdrowi- poprosiła Roberta

-Wrócimy na pewno- obiecałam i wyleciałam z bazy, kierując się do Chicago






Wpatrywałem się w twarze rodziców. Ojciec był w szoku, a mama wyglądała na szczęśliwą, jak nigdy dotąd. Widziałem to jeszcze przez chwilę, aż nagle zmienił się czas na przyszłość.

-Czemu to zrobiłeś?- miałem do niego pretensje

-Niby co?

-Chciałem wiedzieć, co było dalej, ale mi nie pozwoliłeś

-To nie istotne. Howard dalej sprzedawał broń, którą sam produkował, ale robił to po cichu, by Maria się nie dowiedziała o tym. Nie tolerowała tego, co on robił. Spójrz, jaka będzie przyszłość. Czy naprawdę chciałeś coś zmieniać?

Nie wiedziałem, co miałem powiedzieć. Otaczały mnie budynki najwyższej generacji, a moje projekty zbroi stanowiły część miasta. W centrum stał wieżowiec Stark Solution. I to ja tam byłem. Gdy wszedłem do budynku, zauważyłem Pepper w stroju agentki SHIELD z odznaką najwyższego stopnia i Rhodey w mundurze generała wojskowego.

-Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to są marzenia. Moje i moich przyjaciół- patrzyłem na ten świat z niedowierzaniem

-I czy chciałbyś to zniszczyć?- spytał ciekawy

-Nie!- zaprzeczyłem zdecydowanie

-Musisz się pogodzić z przeszłością, by cieszyć się tą przyszłością. Będzie dobrze, Tony- zapewnił Reed dogadzając

-Teraz już wiem- zgodziłem się z nim

Z wrażenia, aż zamarłem. To było coś pięknego. Czy ja musiałem cofać się w czasie, tylko w celi naprawy przeszłości? Przecież już nie da się jej zmienić. Gwałtownie upadłem na podłogę. Nie wiedziałem, co się dzieje. Dźwięk pęknięcia, czy samego tłuczenia mnie zdziwił. Przecież nikt nic nie stłukł, a jednak to słyszałem. Gdy poczułem silny ucisk, który nie dawał mi spokojnie oddychać, dotknąłem implantu. Podniosłem bluzkę do góry i byłem przerażony. Cały mechanizm popękał niczym szkło, ale nie rozpadł się.

-Wracam do domu- wcisnąłem przycisk powrotu

Całe ciało drżało przez działanie maszyny. Minęła zaledwie minuta i znalazłem się w Budynku Baxtera. Ukrywałem ból i go ignorowałem. Nie przyznałem się Reedowi.

-Witaj z powrotem. Jak się czujesz?

-Dobrze. Dziękuję ci za pomoc- zmusiłem się do uśmiechu

-Drobiazg. Mam nadzieję, że podróż w czasie ci coś uświadomiła. Wiem, że czasem chcemy żyć inaczej z myślą o zmianie jednego wydarzenia w naszym życiu, ale to nie jest takie potrzebne, jak pewnie sam to sobie uświadomiłeś. Wpadnij czasem pogadać, albo jakbyś potrzebował pomocy

-Wiem i jeszcze raz dziękuję

Wyjąłem słuchawkę z ucha i położyłem obok przycisku.Z pudełka wziąłem komórkę i małe gadżety, co zawsze nosiłem w kieszeni. Po opuszczeniu budynku, koniecznie musiałem pójść do zbrojowni powiedzieć o wszystkim Rhodey'mu i wyjaśnić Pepper, gdzie byłem i co zamierzałem zrobić. Mam im tyle do powiedzenia, zwłaszcza o przyszłości marzeń.








Cały lot myślałam o Tony'm i Rhodey'm. Boję się, co się stanie po zmianie czasu. Czy w ten sposób nasz związek będzie unieważniony? Zbrojownia przestanie istnieć? I czy my się kiedyś spotkamy? A Rhodey nie może nic zrobić. Zastanawiam się, kto go tak urządził? Wyżarł mu całą energię, jak mógł to kiedyś zrobić Titanium Man. Doleciałam do celu, widząc uciekających agentów Hydry. Nie zaatakowali mnie, bo bardziej strach nimi zawładnął i zmusił do natychmiastowej ucieczki. Przeszłam przez długi korytarz pełnego zielonej cieczy, a na jego końcu dostrzegłam War Machine.

-Rhodey- podbiegłam do niego

-Rescue. Nie mogę walczyć

-Zaraz coś na to poradzę

Przyłożyłam repulsor do jego napierśnika, dając mu potrzebną energię.

-Dzięki- wstał powoli z ziemi

-Drobiazg. Powiedz mi, co się stało? Kto cię zaatakował? I czemu wszyscy uciekli?- zadawałam wiele pytań na raz, ale mówiłam je powoli

-Pepper. Nie za dużo tych pytań?

-Jakieś muszą być. Znasz mnie- zaśmiałam się

-Dobra, a teraz na poważnie. To agent SHIELD z serum Ekstremis

Ekstremis? Przecież jego formułka zaginęła po II wojnie światowej. Wszystko łączy się z Kapitanem Ameryką. To ciekawa misja, ale i niebezpieczna.

-Na pewno Mallen. Z danych SHIELD wynika, że niedawno zaginął właśnie ten agent. Hydra musiała maczać w tym palce. Trzeba go znaleźć. Dasz radę walczyć?

-Tak, ale to nie jest już człowiek. To chodząca broń, którą trzeba powstrzymać. Nie będzie łatwo i nie powinnaś walczyć. Za duże ryzyko- przyznał zaniepokojony

-Ja to wiem, ale taka jest każda misja. To normalne

-Może powtórzę, to jeszcze raz. On nie jest człowiekiem!- wykrzyknął mi wprost na twarz

-To nieważne. Damy radę- ignorowałam, co mówił i wyleciałam z budynku, lokalizując Mallena

Rhodey dołączył do mnie i dogonił w połowie drogi. Musieliśmy, jak najszybciej być w mieście. Jak się okazało, to jego nie było w Chicago, bo miasto tętniło życiem. Zero ucieczek i strachu. Polecieliśmy dalej, szukając zagrożenia.

-Myślałem, że zmierza do tego miasta, a on po prostu się ulotnił. Czego on chce?

-Zemsty- pomyślałam

-Zemsty? Ale na kim?- pytał zdumiony

-Ten, kto zmienił go w potwora, czyli ktoś z Hydry, a oni są wszędzie. Gdzie zacząć, Rhodey?

-Tam, gdzie jest SHIELD, to tam będzie Hydra. Może wróćmy do Nowego Jorku? Wydaje mi się, że tam uderzy- pomyślał przyjaciel

Rhodey mógł mieć rację, a pewnie Whitehall mu wstrzyknął Ekstremis i jego szuka. Trzeba go znaleźć.

Rozdział 48: Źle jest tu i tam

0 | Skomentuj


Byłem gotowy "skoczyć" do kolejnego dnia. Dnia, kiedy świątynia Makluan "porwała" mamę. Nie chciałem dopuścić do tego. Musiałem coś zrobić.

-Reed, słyszysz mnie?

-Tak, słyszę cię. Dobrze się czujesz?

-Tak. Chcę tylko, żebyś przewinął do następnego dnia- poprosiłem

-Nie ma sprawy. Już to robię- zgodził się

To był ułamek sekundy, by przenieść się do świątyni. W tej samej, w której mój ojciec znalazł pierwszy pierścień. Pokazywał mi go przed wypadkiem samolotu. Mama była zafascynowana symbolami na ścianie i artefaktami

-To musi mieć ponad 300 lat. To miecz samuraja, który bronił swego władcę. Pisze na nim o mądrości."Mądrość bywa obusieczną bronią, jak zdrada"- przyjrzała się temu z bliska, odczytując symbole

-Ciekawe. Patrz, co tam jest- wskazał na słup światła

Oboje do niego podeszli, a ja za nimi. Ojciec znalazł tam pierścień. Gdy go wziął bez zastanowienia, uruchomił pułapkę

- Dlaczego ty jesteś za to winny. Tato? Dlaczego?!- krzyknąłem, ale nikt mnie nie słyszał, oprócz Reeda po drugiej stronie

Czytać o wypadku jest lepiej, niż go doświadczyć, będąc świadkiem. Jak to możliwe, że mój ojciec był taki głupi i dopuścił do tragedii? Niestety bez zbroi mogłem liczyć na swój geniusz, który w sprawach z chińskimi symbolami był zaćmiony.

-Tony, powiedz mi, z czym masz problem?

-On uruchomił pułapkę, a ja nie znam chińskiego. Wpisz mądrość i broń

-Już szukam, ale tych znaków jest sporo

-Wiem, ale sprawdź ten, co ma być na mieczu samuraja w pierwszej świątyni Makluan- poprosiłem go o pomoc

Byłem bezradny. Nie mogłem jej znowu stracić. Przecież cofnąłem się po to, by wszystko naprawić. Bronią może być mądrość, ale też, jak zdrada i zwykła technologia.

-Masz coś?- szybko spytałem

-Naprawdę szukałem wszędzie, ale nic. Przykro mi. Wracaj już do domu- poradził

-Ale...to...moja... matka. Nie mogę!- łzy stanęły mi w oczach, patrząc gniewnie na tatę

-Howard!- krzyknęła, znikając za ścianą, która ją "zabrała"

-Nie!- wrzasnął pełen strachu

Upadłem na kolana i z oczu popłynęło kilka łez. Na widok krzyczącej matki, która zniknęła, moje serce znowu było martwe. Chciałem, żeby to niego spotkał taki los. Byłem na niego wściekły, bo nic nie próbował zrobić. Czy kochał ją?









Powoli stanąłem na nogi, ale coś mi szumiało w uszach. Ten naukowiec miał rację. Nie walczę z człowiekiem. Wystrzeliłem serię pocisków wszelkiego kalibru, ale to "coś" dalej nie odniosło żadnych obrażeń. Jest mocny, ale pociskiem przeciwczołgowym nie da rady. Z arsenału wyleciał pocisk, który zniszczył kolejną ścianę. Z dymu i ognia wyskoczył na mój kark. Zionął we mnie ogniem. Co to ma być?

-Kim ty u diabła jesteś?

-Twoim koszmarem- przebił się pazurami przez napierśnik

<< Uwaga. Poważne naruszenie zbroi>>

-Rhodey, uciekaj!- Pepper wpadła w panikę

-Nie ma mowy! Nie mogę mu pozwolić, by stąd wyszedł- zaprzeczyłem, ponownie rzucając się do ataku

Stwór był coraz bliżej wyjścia z placówki. Musiałem działać. Zatrzymać go, ale nic na niego nie działa. Strzeliłem do niego z unibeamu, a następnie powaliłem repulsorami.

-To łaskocze- zaśmiał się diabelnie

Wzniosłem się wyżej i strzeliłem z kolejnej serii pocisków. Nagle wskoczył na mnie i rzucił o ziemię, trzymając za kark. Poczułem piekielny ból przez prąd, który przechodził po moim ciele.

-Komputerze. Zrób coś!

<<Moc gwałtownie spada. Uwaga. Zbroja zostanie wyłączona>>

-Rhodey!

-Aaa!

<< Koniec mocy. War Machine wyłączono>>

Nie mogłem się ruszyć. Zawiodłem wszystkich. Teraz przeze mnie, stwór wyszedł na wolność. Nie chcę mieć na sumieniu ofiar ludzi.

-Pepper, jesteś tam? Jeśli mnie słyszysz, zabierz do zbrojowni- poprosiłem ją, ale na kanałach była cisza

Świetnie. Nie mogę się ruszyć, padło mi zasilanie i z nikim nie mam kontaktu. Chyba najgorsze jest w tym wszystkim to, że mogą zginąć ludzie. Pamiętam, że, gdy zauważyłem na monitorze, jak Tony był na rezerwach, od razu poleciałem na Arktykę. Może Pepper mi pomoże i wspólnymi siłami zajmiemy się tym "czymś" ? Jednak mogłem rozmawiać bez funkcjonowania zbroi. Musiałem dowiedzieć się, z kim mam do czynienia. Naukowiec był mocno potłuczony, ale na pół leżąco czekał na wsparcie.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to nie jest człowiek?

-A nie zauważyłeś po jego czerwonych ślepiach i innej skórze?- zwrócił uwagę

-Kim on jest?- spytałem dociekliwie

-To był agent SHIELD. Whitehall kazał go pojmać i wstrzyknąć mu serum- wskazał na pustą komorę

-Jakie serum?- byłem skołowany, co mi powiedział

-Ekstremis- wydusił z siebie









Nie powstrzymałem swego gniewu i podszedłem do ojca, który przez chwilę tam patrzył, gdzie wcześniej stała mama, a później odwrócił wzrok.

-Jak mogłeś do tego dopuścić?! Tak bardzo ją kochałeś?!

Świat, który znałem, ponownie runął, przez co poczułem się słabo. Implant lekko mnie uciskał. To na pewno przez nerwy. Mogłem się po nim wszystkiego spodziewać, ale tego? Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem się opanować.

-Tony, wracaj już. Nic nie zdziałasz. Twoja misja się skończyła- próbował mi to uświadomić

-Chcę zobaczyć coś jeszcze

-To niebezpieczne. Nie wiem, jak długo twój organizm to zniesie i ...- przerwałem mu

-Będzie dobrze. Przesuń pięć lat po śmierci mamy

Reed niechętnie zgodził się i zrobił to, o co go poprosiłem. Po raz kolejny przeniosłem się w czasie. Wciąż to była przeszłość, ale bardziej mroczna. Trafiłem na miejsce wojny.

-Co to ma być? Nie tu chciałem wylądować. To musi być pomyłka- byłem wstrząśnięty obrazem świata

-To się wydarzyło pięć lat temu po śmierci Marii- uznał, że nie ma mowy o błędzie

-Mój ojciec też tam jest. Czy on sprzedaje broń?- to mnie dobiło bardziej, bo myślałem, że nigdy tego nie zobaczę

Nie wierzę. On wspomagał wojnę. Jak on mógł? Sam odciągał Stane'a od samej produkcji broni, a tu się okazuje, że nie był do końca idealnym tatuśkiem, jak mi się zawsze wydawało. Jednak Roberta mówiła, że zmienił się w dniu moich narodzin. Kolejne kłamstwo?

-Wiedziałeś o tym, co on zrobił?

-Tak, ale to, co teraz widzisz, było przed pójściem do świątyni. Ciebie na świecie nie było

-Czyli Roberta nie kłamała, ale mówiłeś, że to było po śmierci mamy. To jaka jest prawda?- stałem zmieszany, patrząc na żołnierzy

-Prosta. Ja się pomyliłem i bardzo cię przepraszam za to. Na dowód cofnę cię o kilka godzin, gdy Howard musiał dowiedzieć się czegoś ważnego od Marii- czuł się głupio i próbował poukładać moje chaotyczne myśli

-Czyli musiała żyć?- spytałem niepewnie

-Dokładnie

W ułamek sekundy znalazłem się w sypialni. Była to pora nocna, bo świeciła się lampka przy łóżku na małej komodzie. Ojciec przeszedł do pokoju zupełnie zdyszany. Rękami oparł się o łóżko, patrząc przerażony na żonę. Co się stało?

-Kochanie, już jestem. Trochę mnie zatrzymali, ale wybacz mi za to- podszedł do niej i ucałował w policzek

-Nie mogłam ci powiedzieć tego przez telefon. Takie rzeczy załatwia się, a raczej mówi twarzą w twarz

-Mów, co się stało?

-Jestem w ciąży

Rozdział 47: Inny świat

0 | Skomentuj


Siedziałem znudzony w zbrojowni, przeglądając raporty policyjne. Nie wiem, jak długo Tony'emu zajmie ta podróż w czasie, ale Pepper nie daje mi spokoju. Dzwoni, co chwilę, jakby musiała pilnie coś wykrzyczeć. System nie wykrył żadnych kłopotów, tylko zwykłe kradzieże, które mogły zostać łatwo rozwiązane przez policję. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, bo ten dźwięk zaczął mnie porządnie irytować. Zdecydowałem się odebrać, by Pepper w końcu przestała dręczyć.

-Pepper, do jasnej cholery. Czemu mi wiecznie wydzwaniasz?!- byłem wściekły na nią

-Tony chce się zabić! Rhodey, ratuj go!- krzyczała tak głośno, że musiałem oddalić telefon od ucha

-O czym ty mówisz? Źle spałaś? Tony'emu nic nie jest. I skąd taka myśl ci przyszła o samobójstwie?- chciałem zrozumieć jej niepokój

-On pożegnał się ze mną i rozłączył. Rhodey, co się dzieje?- mówiła roztrzęsionym głosem

-Przyjedź do zbrojowni. Uspokój się i wszystko ci wyjaśnię- uciszyłem swój głos, gdy odrobinę się uspokoiła

Musiałem jej wyjaśnić, by niepotrzebnie się nie martwiła.Czasem oboje przesadzają. No dobra, ja też. Wróciłem do przeglądania raportów, ale nadal była cisza. Nikt nie wzywał pomocy. To było bardzo dziwne, bo pamiętam, że Tony obawia się córki Ducha. Może skrzywdzić Pepper. Gdy tak rozmyślałem, wbiegła ruda do zbrojowni. Znowu chciała krzyczeć i wstałem z fotela, by zasłonić ręką jej usta.

-Zanim coś powiesz, najpierw się uspokój i nie wrzeszcz. Jak będę chciał mieć uszkodzone bębenki, to ci dam znać- uśmiechnąłem się chytrze

Pepper wiedziała, co miałem na myśli i poczułem, jak spokojnie oddycha. Ostrożnie odsłoniłem jej usta.

-Powiesz mi, co się dzieje z Tony'm? Nie mogę się z nim skontaktować. Na pewno nic sobie nie zrobi? A jeśli ktoś go skrzywdził, jak wtedy Titanium Man?- zadawała setki pytań

-Nic mu nie jest- odparłem z opanowaniem

-A skąd możesz mieć pewność?

-Bo...- chciałem coś powiedzieć, ale na komputerze zostały wyświetlone informacje o jakiś atakach

Przygłosiłem  to i byłem ciekaw, o czym była mowa. Ponownie usiadłem na fotelu, włączając transmisję.

~To potwierdzona informacja. Są kolejne ofiary ataków Iron Mana. Zaatakował ludzi w Izraelu i Wietnamie. Co się stało z naszym bohaterem? Czy stał się...- nie dokończyła, bo Pepper ściszyła dźwięk, później wyłączając i obraz

-Pepper. Nic nie mów- poprosiłem ją na spokojnie

-Co to ma znaczyć?!- była wściekła i zrozpaczona

Olałem szukanie kłopotów. Kazałem jej się uspokoić. Stała, jak słup soli i zaniemówiła.

-Tony tego nie zrobił. Wierzysz w jego uczciwość, czy słowa dziennikarzy?- powiedziałem jej zdecydowanie, bo wiedziałem, gdzie on był wtedy

-Ale gdzie on jest?- przetarła oczy, zmywając łzy






Krótko się pożegnałem z Pep i wszelkie gadżety wyjąłem z kieszeni. Na ucho przyczepiłem słuchawkę bluetooth, a do ręki dał mi przycisk w razie odwrotu i zakończenia podróży. Miałem ostatnią szansę na wycofanie się, ale nie zrezygnowałem. No nie byłem pewny, co wydarzy się później.

-Nie chcę nic zepsuć. Chcę tylko uratować mamę

-Ja cię rozumiem, Tony, ale nie wiem, jak to wpływie na twoją teraźniejszość i przyszłość

Wstukałem datę spotkania matki przed zaginięciem. Ostatni raz pomyślałem nad tym, co zamierzam zrobić. W głowie widziałem obraz Pepper, Rhodey'go i Roberty. Mogę coś zmienić na dobre i nigdy ich nie spotkać, a żałowałbym nie poznać Pepper. To kobieta mojego życia. Nie mogę jej stracić. Portal był włączony i przeszedłem przez niego. Znalazłem się w salonie, gdzie na kanapie siedzieli rodzice. Na widok matki moje serce, które było już prawie martwe, zabiło mocniej. Nie wierzę, że ją widzę. Taka, jak ze snu. Podszedłem do niej bliżej i dotknąłem jej ramienia. Ona chwyciła się za to miejsce i czuła moją dłoń. Nie mogła mnie, zobaczyć, ale poczuć zawsze.

-Kocham cię, mamo. Tęsknię za tobą. Byłaś dla mnie wszystkim

Mojego głosu też nie mogła usłyszeć. Jedynie doświadczyć dotyku. Ojciec siedział z gazetą.

-Gadałem z ludźmi w sprawie zbadania świątyni i zgodzili się

Mama wstała i mocno go uścisnęła.

-Dziękuję ci, mój kochany. To kiedy możemy tam zajrzeć?- spytała, zabierając mu gazetę sprzed nosa

-Jutro. Pewnie na to czekałaś, co?- cmoknął ją w policzek

-Nawet nie wiesz, jak bardzo. A co będzie z Tony'm? Weźmiemy go ze sobą?

-Zostanie z Robertą. Skąd ci przyszedł pomysł, by pięciolatka brać do takiego miejsca?- zdecydował, patrząc z niedowierzaniem na mamę

-Nasze maleństwo to dorastający geniusz. Będzie taki, jak ty- uśmiechnęła się

Czyli mama od zawsze interesowała się artefaktami? I Roberta musiała często się mną zajmować, skoro jej ufają. Powinienem zobaczyć pokój,w którym dorastałem. Gdy wszedłem do pokoju, zacząłem przypominać sobie, jak to było być dzieckiem. Dawno nie widziałem, jak Roberta się uśmiecha. Cały świat się zmienił i teraz ja do tego mogę doprowadzić.

-Widzę, że lubisz majstrować Chciałbyś być wynalazcą?

-A to dobrze, czy źle?- spytało dziecko

-To od ciebie zależy, kim się staniesz. Jesteś mądry i sam kiedyś wybierzesz- uśmiechnęła się Roberta

-Nie wiem. To od taty zależy- przyznało młodsze "ja"

-Nie może cię zmusić do czegoś, czego nie będziesz chciał robić. Pamiętaj o tym- przytuliła go

Tak bardzo narzekam na jej nadopiekuńczość, a przecież zastępuje mi matkę. Nie chce, by coś mi się stało, a skoro i Rhodey został wmieszany w ratowanie świata, to zmartwienie ma większe. To normalne.







I jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Że Tony chce ratować matkę, co może doprowadzić do tego, że my go nie poznamy? Spróbuję na spokojnie jej to wytłumaczyć. Może nie będzie bardziej rozhisteryzowana?

-Tony jest teraz w innym miejscu i czasie. Chce ocalić Marię przed śmiercią

-Na pewno?- spytała łagodnym tonem

-Na pewno. Ja wiem, co sobie myślisz, ale on chce naprawić przeszłość. To będzie miało wpływ na resztę jego życia i...- urwałem myśl, gdy po jej policzkach spłynęły łzy

-Może nas nigdy nie poznać? Rhodey, dlaczego mu na to pozwoliłeś?- miała do mnie żal

-Ostatnio za bardzo się wszystkim przejmuje

-Tak, jak zawsze

Nagle odezwał się alarm. Usiadłem w fotelu, szukając źródła zagrożenia. Pepper nieco ochłonęła, ale widziałem, jak przejęła się informacją o podróży w czasie. Może małe "kłopoty" spowodują, że przestanie się zadręczać?

-Co się stało?- spytałem system

<< W laboratorium Hydry doszło do wybuchu. Zlokalizowano w Chicago>>

-Hydra? Czyli ta organizacja, która została pokonana przez Kapitana Amerykę w czasie II wojny światowej- wypowiedziała się ruda swoją wiedzą

-Pepper, zostań w zbrojowni. Zajmę się tym

-Pomogę ci. Przecież jako Rescue...- przerwałem jej

-Pomożesz mi tu. To niebezpieczne

-Zgoda- szybko odpuściła

Uzbroiłem się w pancerz i wyleciałem przez dach do lokalizacji, gdzie namierzono atak. Mimo ciężkiego uzbrojenia, jakie mnie spowalniało, dotarłem do laboratorium Hydry w niecałą godzinę. Włączyłem reflektor i poszedłem przed siebie. Nie ziemi leżeli naukowcy, a reszta uciekała w popłochu.

-Cokolwiek to było, nadal tu jest- zacząłem bać się, co mogę spotkać

-Rhodey, uważaj na siebie. Jeśli to coś z łatwością powaliło agentów Hydry, nie jest dobrze- ostrzegła mnie Pepper

Przeszedłem w głąb korytarza, gdzie na suficie ledwo wisiały lampy. Nie dość, że niezbyt działały, to iskrzyły. Ciągle byłem gotowy do ataku, ale pierwszy raz poczułem na sobie oblicze strachu. Nie licząc akcji, gdy Tony mocno obrywał i leżał na OIOMie. Zauważyłem szklane pomieszczenie, gdzie na ścianie były widoczne głębokie zadrapania, a z komory wyciekła zielona ciecz. Jeden z ocalałych leżał ledwo przytomny.

-Uciekaj. To... nie... człowiek

-Jak to?

Niespodziewanie poczułem ciarki na plecach i coś stało za mną.

-Rhodey!- krzyknęła Pepper

Mocno poleciałem, przebijając się przez ścianę

-Przyznam, że to mnie zabolało- otrząsnąłem się z gruzów

Rozdział 46: Czas dla zmian

0 | Skomentuj


Nie wiem, co się dzieje. Ten fałszywy alarm nie daje mi spokoju. Może to miało odwrócić uwagę? Tylko od czego? Kto chciał na tym zyskać? I jeszcze tracę siły do wszystkiego. Dobrze, że mam wsparcie Rhodey'go. Za oknem było słońce, czyli przespałem dzień. Wstałem z łóżka i zszedłem do łazienki, by umyć twarz i ręce. Po porannej toalecie poszedłem do kuchni, gdzie była Roberta z Rhodey'm. Mieli dziwne miny. Mam się bać?

-Musimy porozmawiać, Tony.Victoria dzwoniła

No pięknie. Kłopoty. No to sobie nagrabiłem. Usiadłem do stołu, bo już mi kolana się trzęsły. I co mam jej mówić?

-Powiesz coś?- spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem

-To wszystko, co ci powiedziała, to prawda- nie chciałem nic przed nią ukrywać

-Nie powiesz nic na swoją obronę?- zaczęła pogrywać prawnika

Ignorowałem to i wziąłem kanapkę do ust. Nie miałem sił, żeby się z nią kłócić. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Jeśli zmienię coś w przeszłości, stanie się lepsza przyszłość i teraźniejszość.

-Nie ukrywam, że zachowałem się głupio. Masz prawo mnie ukarać, Roberto- odparłem obojętnie

-Tony, coś ty narobił?- spytał się przyjaciel

-Uciekłem ze szpitala. Ratowanie ludzi jest ważniejsze

-Ona mi powiedziała, że ledwo chodziłeś i bardzo przeciążyłeś swoje serce. To było bezmyślne tak uciekać. Wiem, że sprawy Iron Mana są dla ciebie ważne, ale zanim coś zrobisz dla innych, zrób porządek z sobą- wyjaśniła, tłumacząc mi głupotę

Chyba Rhodey lepiej, by to ujął. Roberta pierwszy raz nie krzyczała na mnie. Chyba bardziej przejęła się tym, co dowiedziała się o moim zdrowiu. Po zjedzeniu śniadania opuściłem kuchnię.

-Gdzie idziesz?- spytał Rhodey, blokując mi przejście do wyjścia

-Muszę coś załatwić. Zmieniłem plany i muszę to zrobić

Rhodey wiedział, że mam na myśli podróż w czasie. Pozwolił mi przejść, ale nim wyszedłem, przytulił mnie, jak przyjaciela.

-Nie zapomnij o nas- poprosił

-Nie zapomnę. Wrócę najszybciej, jak się da- obiecałem mu i odwzajemniłem uścisk

Później już byłem w drodze do Budynku Baxtera. Całą tę drogę myślałem, jakie wydarzenia mogą ulec zmianie. Może zamiast naprawić to wszystko, schrzanię do reszty? Nawet nie zamierzam o tym myśleć. To musi się udać i Reed mi w tym pomoże. Może uważają mnie za geniusza, ale mam swoje granice. Nie jestem futurystą. Kiedy zacząłem rozmyślać nad tym, co zrobię, dotarłem do wieżowca. Pojechałem windą na samą górę, gdzie przy wejściu przywitał mnie jeden z członków jego ekipy. Sam Human Torch. Ugasił swój zewnętrzny ogień i podszedł do drzwi.

-Witaj w siedzibie Fantastycznej Czwórki. W czym mogę pomóc?







Hrabia podejrzanie mi się przyglądał. Niemożliwe, żeby mnie rozpoznał. Pewnie na kogoś czekał. Nie na mnie.

-A co on ci zrobił? Naprawdę zabił? Tego Iron Mana, którego znam, nie zrobiłby tego

-Jedna z kamer go nagrała- pokazałam mu nagranie z Wietnamu

-Niewinni ludzie giną. Ile chcesz za zlecenie?- pomyślał chłodno

-Siedem milionów- wystawiłam tyle, ile Hummer miał mi zapłacić

Nefaria nie wyrażał sprzeciwu. Wciąż podpierał się laską i tylko zastanawiał się, czy to odpowiednia cena. Był bardzo spokojny, jak na kogoś, kto ma problemy z Tong.

-Hmm... To uczciwa kwota. Zapłacę ci tyle po wykonaniu zlecenia. Przypomnij mi, jak się nazywasz?

-Katarina Umijanova- potwierdziłam swoją "tożsamość"

-Przypominasz mi kogoś, ale nieważne. Zajmij się tą puszką złomu, a na dowód przynieś mi jego hełm- spojrzał na mnie, dogłębnie czegoś szukając

-Zgoda- odwróciłam się i z ukrytym uśmieszkiem wyszłam z jego bazy

Motorem pojechałam do domu, by wysłać blaszaka na kolejną eliminację. Program dalej był aktywny, a chip wciąż wydawał się sprawny, więc powinnam zrobić kolejny atak. Może, by tak na...

<< Wybrano: Izrael. Rozpoczęto drogę do celu>>

Czułam się tak spokojnie, że nie musiałam się bać o swoje życie. A maskę miałam przy sobie. Czasem z niej korzystam, ale rzadko, bo ktoś może ją namierzyć.

<<Potwierdź: Tak lub Nie>>

-Tak- wstukałam słowo

Minęło zaledwie kilka minut i zbroja robiła potężne spustoszenie. Oczywiście nie była w stanie zniszczyć całego kraju, ale głównie w stolicy.

<<Eliminacja zakończona. Centurion wraca>>

Wszystko idzie zgodnie z planem. Nefaria czegoś się domyśla, ale, jak na razie nie będę zawracać sobie tym głowy. Włamałam się do danych SHIELD, by wrzucić zbrodnie Centuriona do akt Starka. W końcu oni rejestrują każdego, nawet zwykłych ludzi. Znalazłam też tam siebie i dane o moim istnieniu musiałam skasować.

<< Czy jesteś pewny/a, by skasować akt Katrine Ghost? >>

-Tak- wcisnęłam enter

<<Proces usuwania potrwa kilka minut w zależności od ilości danych>>

Świetnie. Ze wszystkich wrogów, którzy mogą mi zagrażać, została Hydra. Zetniesz jedną, urosną dwie nowe.  Pora na ostatnią misję algorytmu eliminacji. Niestety oni byli wszędzie i musiałam to inaczej rozwiązać. Gdybym włamała się do satelity na orbicie, oprogramowanie zabiłoby wszystkich agentów za jednym strzałem. Tylko został problem mojej matki. Ona należy do Hydry. Muszę ją ostrzec. Tylko ona mi została po śmierci ojca. Jeśli jeszcze Whitehall nie posiekał dla "odkryć" znajdę ją i uratuję, nim program zgładzi Hydrę.








-Chciałbym zobaczyć się z Reedem Richardsem. Czy jest on tu może?- poprosiłem o spotkanie

Po usłyszeniu wybuchu wiedziałem, że przebywa w laboratorium. Od razu tam pobiegłem. Human Torch chciał ugasić pożar, ale go bardziej rozniecił. Kobieta w blond włosach chwyciła za gaśnicę i ugasiła ogień powstały w odczynników. Postanowiłem im pomóc posprzątać bałagan. Widocznie nie tylko ja robię "demolkę".

-Reed, ktoś do ciebie przyszedł- odezwał się chłopak

-Dzień dobry, panie Richards. Potrzebna mi pańska pomoc, jeśli oczywiście nie przeszkadzam

-Tony Stark. Jak dobrze cię znów widzieć- uścisnął moją dłoń na powitanie

-Jak to znowu?- patrzyłem na niego z niedowierzaniem

-Znałem cię jeszcze, jak byłeś małym szkrabem. Często spotykałem się z twoim ojcem jako przyjaciel i współpracownik. Przykro mi z powodu Howarda, ale nie narzekasz na życie z prawniczką i Rhodey'm?- uśmiechał się od ucha do ucha

-Różnie bywa- zaśmiałem się

On wie o wszystkim, ale o mojej sekretnej tożsamości, nie mogę mu powiedzieć. To naraziłoby jego bliskich, a nie mogę na to pozwolić.

-Więc, czego byś chciał, Tony?- spytał ciekawy mojej odpowiedzi

-Cofnąć się w czasie. Nie dopuścić do śmierci mamy. Czy jesteś w stanie mnie tam wysłać?

-Wiesz, że możesz całkowicie zmienić bieg wydarzeń? Możesz zapomnieć o istnieniu swoich przyjaciół i wszelkie twoje wynalazki nie powstaną- powiedział jedno z ostrzeżeń

-Tak. Wiem, ale chcę go zrobić. Pomożesz mi?

-Skoro tak, to chodźmy- zaprowadził do maszyny, która miała mi umożliwić cofnięcie się w czasie

Był to okrągły portal z bocznym panelem, gdzie wybierało się czas i miejsce. Byłem pod wielkim wrażeniem, widząc, jak wielką zbudował maszynę. Prawie sięgała sufitu.

-Jest kilka zasad, które powinieneś przestrzegać, by wrócić w jednym kawałku do teraźniejszości

-Jak to w jednym kawałku? Czy to oznacza, że...?

-Twoje ciało może zareagować w różny sposób na działanie zmian czasu w dość gwałtownym tempie. Zdarzały się przypadki, że ludzie nie wracali- wyjaśnił ryzyko

-To co mam zrobić, by do tego nie doszło?- przeraziłem się na samą myśl, jak coś pójdzie źle

Reed wyciągnął pudełko, gdzie znajdywały się małe słuchawki bluetooth. To miało nam służyć za kontakt, ale była zrobiona z tworzywa, które nie zniszczy urządzenie.

-Będziemy się przez to komunikować.Wszelkie elektroniczne "zabawki" musisz zostawić, bo przy skokach w czasie, zostaną uszkodzone- dodał kolejną z wad

Zadzwoniłem do Pepper, by z nią się pożegnać.

-Pepper, kocham cię. Nigdy o tobie nie zapomnę

Rozdział 45: Iron Man to morderca

0 | Skomentuj


Nie mogłam patrzeć, jak Blizzard go zabija. Przeze mnie za niedługo zabraknie zleceniodawców, a potem i samych złoczyńców. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam ratować Hummera, bo w końcu dla niego pracuję. Pomogłam mu wstać i pojechałam z nim do jego laboratorium. Nie był zadowolony z mojej pomocy. Widocznie chciał umrzeć.

-Powariowałeś kompletnie?! Co ci przyszło do głowy, by z nim walczyć?!- byłam wściekła na niego

-A po cholerę mnie tu zabrałaś, skoro umrę?!- przeklął głośno

-Nie możesz umrzeć! Potrzebuję cię!

-Tylko dla kasy, a tak byś mnie zostawiła na pastwę losu. I to Blizzard mnie zaatakował. Dalej chciał zemsty za swoich dawnych towarzyszy

Zaczęłam szukać zapasowego rdzenia po półkach i różnych zakamarkach. Przeszukałam każdy, najmniejszy element, ale nigdzie nie było generatora dla Titanium Mana. Nie! To nie może się dziać!

-Nie możesz mi tego zrobić!- krzyknęłam pełna złości

-Przykro mi- wydusił z siebie coraz to słabszym głosem

-Maggia mnie dorwie z Nefarią!- poczułam rodzący się niepokój, który chciał zamienić się w strach

Hummer patrzył na mnie, jakby z poczuciem zmieszania, jak i współczucia. Ledwo trzymał się na nogach, jednak rdzeń był uszkodzony i to się dzieje.

-Nie wiedziałem. Mogłaś... mi powiedzieć- upadł za ziemię, krztusząc się

Już nie potrafił wstać, ale zanim na dobre odszedł, poprosił mnie o coś.

-Masz... zniszczyć...Starka. Ten chip załatwi sprawę. Proszę cię... zrób to- wyciągnął ostatnie westchnienie, przestając oddychać

-Hummer- walnęłam pięścią w jego pancerz

Zniszczę Starka. Zniszczę Iron Mana i Pepper Potts, a Blizzard sam padł trupem. Teraz muszę poszukać kogoś, kto ma to samo zlecenie do podziału na zabójców. Przez chwilę jeszcze stałam nad jego ciałem, ale szybko zniknęłam,skacząc z okna. Bez trudu doszłam do swojej kryjówki i musiałam wymyślić, co dalej robić. Spełnię jego wolę wraz ze zleceniem i zemstą. Tylko, kto mi zapłaci?
Umyłam ręce i wyczyściłam rękawice z vibranium. Były prawie całkiem pokryte zieloną cieczą, która przyczepiła się do materiału. Jak na "zawołanie" musiał zadzwonić Nefaria. Mam dość.

-A ty znowu czego?!- spytałam wciąż z gniewem

-Pamiętaj o zapłacie i masz mnie nie wykiwać- ostrzegł Hrabia

-Dobrze o tym wiem, Nefario- rozłączyłam się

Musiałam zająć się sprawą Iron Mana. Wiem, że to też Stark, więc po zmuszeniu jego heroizmu, nie będzie w stanie chronić rudej. Wzięłam chip i w kostiumie zeskoczyłam z okna. Postanowiłam spowodować zamieszanie, by go wywabić. Żeby umieścić chip.






Siedziałem znudzony w zbrojowni. Dziwne było, że nic się nie działo. W dodatku, Tony nie wracał. Zaczynam się o niego martwić, bo po ostatnim ataku szaleństwa i ciągłym stresie, jego serce przestaje za nim nadążać.
Nagle odezwał się alarm, co oznaczało kłopoty w mieście. Przejrzałem raporty z ostatnich godzin i nikt nic nie zgłaszał. Powinienem go powiadomić, jeśli nie jest zajęty z Pepper. Raz kozie śmierć. Wybrałem numer i czekałem na połączenie. Jego błyskotliwa szybkość reakcji mi zaimponowała.

-Tony, co się z tobą dzieje? Czemu cię nadal nie ma?- spytałem dosyć zaniepokojony jego długą nieobecnością

-Jestem z Pepper. Czy coś się stało?- jego głos nie był zwyczajny

-Kłopoty w mieście, ale zajmę się tym. Spotkajmy się w zbrojowni

-Dołączę do ciebie, tylko daj mi czas. Mam Centuriona ze sobą, więc podaj mi tylko współrzędne- poprosił

Czułem, że mówił inaczej i coś musiało się stać. Może niepotrzebnie zaprzątam mu głowę? Wyślę mu współrzędne dla świętego spokoju. Wyleciałem ze zbrojowni do centrum ataku.Nikogo z ludzi tam nie było. Paliły się samochody, ale żadnej żywej duszy nie znalazłem. Tony szybko do mnie dołączył.

-Już jestem. Są jacyś ranni?- podleciał na ziemię

-Nikogo tu nie ma- stwierdziłem

-Przekonajmy się. Trzeba przeszukać okolicę- poszliśmy na zwiady, świecąc unibeamem przed siebie

Przeszliśmy po drodze pełnej części samochodowych. Gdzieś były spoilery, maski, koła, czy same silniki. Jednak nikogo z ludzi tam nie było. Zrobiłem skan otoczenia, ale nic nie wykryło. Niespodziewanie pojawiła się jakaś postać. Skoczyła na Centuriona i szybko zniknęła.

-Co to było?- odwróciłem się rozkojarzony

-Nie wiem. Widocznie fałszywy alarm- odetchnął z ulgą

-To wracamy do zbrojowni?- spytałem

-Zgoda- odparł zgaszony

Tony dziwnie się zachowywał. Czyżby coś ukrywał? Po powrocie do zbrojowni zapytałem go o to wprost. Był blady i ledwo trzymał się na nogach. Z nikim nie walczyliśmy, a tu wygląd trupa.

-Tony, co się stało? Źle się czujesz?- byłem bardzo zmartwiony, widząc go w takim stanie

-To nic. Rozmawiałem z Pepper i jej ojciec ma się dobrze, ale jeden z agentów dalej walczy o życie. Dlaczego nie dostaliśmy powiadomienia wcześniej o ataku? Gdybyśmy zdążyli na czas, bomba by nie wybuchła- podparł się ściany i wyżalił z tego, co go trapi

-Nie obwiniaj się. Nie da się być w każdym miejscu. Nigdy nie zdołamy ocalić wszystkich

-To nie fair! Tak nie powinno być- rzucił plecakiem w kąt

Wziąłem go do domu, by odpoczął. Już po schodach miał problem wejść. Gdy już miał upaść, podtrzymałem go i zabrałem do pokoju.






Chip został zarejestrowany. Czas na zabawę. Teraz świat zobaczy, kim naprawdę jest Iron Man. Przestaną go uznawać za bohatera. Stanie się mordercą. Otworzyłam swój laptop i wpisałam  koordynaty chipu. Na ekranie pojawił się schemat zbroi i jeden komunikat.

<<Zbroja Centurion została włączona. Wybierz cel lotu>>

Wpisałam współrzędne krajów, gdzie panuje otwarty konflikt wojenny. W ten sposób posądzą go o zdradę.

<<Wybrano: Wietnam. Rozpoczęto drogę do celu>>

-Świetnie. Żegnaj, Iron Manie- skomentowałam z uśmiechem pod nosem

Na komputerze wyświetliła mi się mapa. Miałam też podgląd widoku oczami zbroi. Widziałam, jak leciała nad wyznaczonym krajem. Czekała na działanie. Wpisałam do programu: zlikwidować.

<<Potwierdź: Tak lub Nie>>

-Tak- wstukałam w klawiaturę

W kilka sekund rozpętała się eksplozja. Jedna po drugiej wybuchały różne budynki, niszcząc bronią każdego człowieka, którego napotkała na drodze. Na ekranie widziałam, jak błagają o litość, ale procesu eliminacji nie mogłam przerwać. Nie byłam informatykiem i to był skomplikowany algorytm.

<<Eliminacja zakończona. Centurion wraca>>

Program moich marzeń. Robi wszystko za mnie.

-Może zniszczę Maggię i problem będzie rozwiązany? - pomyślałam głośno

To był w sumie dobry plan, ale jest mały haczyk.To zbyt łatwe, a na życie muszę też coś mieć, a przez brak największych wrogów, został Nefaria. Może zacznę od niego zlecenie jako inna osoba? Hmm... to może się udać. W łazience ścięłam swoje długie włosy do granicy policzków. Kaptur zmieniłam na kolor czarny, a wyposażenie trochę uległo zmianom. Sztylety nadal były schowane w rękawach, ale przy mnie dodałam pistolet i małe strzykawki z trucizną. Spojrzałam na siebie w lustro.

-Jestem gotowa. Zdobędę kasę, zabiję Starka i panienkę Potts- złowieszczo uśmiechnęłam się do odbicia

Kiedy byłam przygotowana, skoczyłam z okna i pobiegłam po schodach do starego magazynu, gdzie trzymałam swój stary, czarny motocykl. Po wyjechaniu z magazynu, udałam się na przedmieście, gdzie Maggia z Nefarią mieli swoją bazę. To była oczywista lokalizacja, bo nigdy nie zmieniali miejsca gangu. Przez nich, to Tong miało większe kłopoty z prawem, a oni na tym korzystali.
Pewnym krokiem podeszłam do ich kryjówki. Na szyję rzuciło się dwóch facetów w masce z karabinami. Natychmiast zrobiłam salto nad nimi, trzymając ich głowami, które po chwili padły na ziemię wraz z ciałami terrorystów. Pojawił się Nefaria.

-Jeśli ktoś atakuje moich towarzyszy, ma ze mną do czynienia. Mów, czego chcesz?- podszedł oparty o laskę

Moje umiejętności aktorskie i językowe mogły mi posłużyć do manipulacji. I właśnie to zrobiłam.

-Może najpierw się przedstawię. Katarina Umijanova z Wietnamu. Przyszłam po zlecenie. Chcę zabić Iron Mana, Muszę pomścić moją rodzinę!- udawałam, jak mogłam swoją rozpacz i widać, że chwycił za przynętę
© Mrs Black | WS X X X