Part 166: Kochaj i walcz



**Rhodey**

Nastąpiła cisza. Nikt nie odezwał się, a sama pani generał też milczała. Odłożyłem broń, odchodząc do koszar. Chciałem odpocząć lub przygotować się na odejście z Akademii Wojskowej. Miałem zamiar zadzwonić do mamy, ale nie w porę się pojawiła madame Stone.

Gen. Stone: Wstawaj! Musimy porozmawiać
Rhodey: Wyrzuci mnie pani za pomoc kadetowi?
Gen. Stone: Dowiesz się. No chodź

Wstałem, idąc posłusznie do centrum dowodzenia. Trochę się bałem, co może zrobić. Jednak powinienem zdać egzamin. O wszystkim miałem się dowiedzieć później. Wciąż miała kamienną twarz.

Gen. Stone: Nigdy nie spotkałam tak upartego kadeta, jak ty... Ciężko mi to powiedzieć, ale...
Rhodey: Proszę przejść do sedna. Jeśli mam spakować swoje rzeczy, to...
Gen. Stone: Nie przerywaj mi... Nikt nigdy wcześniej na egzaminie nie cofał się, by ratować kogoś. Nie chciałeś wygrać i wolałeś zignorować rozkaz. Na wojnie zostałbyś za to rozstrzelany
Rhodey: Wiem, do czego zmierzasz, generale i ja...
Gen. Stone: Skończ mi przerywać!

Zamknęła drzwi na klucz, aż poczułem się dosyć dziwnie. Nie wiedziałem, co miała zamiar zrobić. Potrzebowałem czasu, by odkryć jej zamiary. Chciała mnie złamać i nikt ma tego nie widzieć? Powoli podeszła, patrząc mi w oczy.

Gen. Stone: Przekonajmy się, czy jesteś żółtodziobem. Stań do walki, Rhodes!
Rhodey: Mam walczyć?
Gen. Stone: Pokaż, na co cię stać
Rhodey: To test?
Gen. Stone: Walcz!

Rzuciła mnie na biurko i już wiedziałem, co musiałem zrobić. Podwinąłem rękawy, przygotowując się do uderzenia. Zwinnie zrobiłem unik jej pięści, chwytając za jej nadgarstek. Jednak szybko zdołała się uwolnić. Uderzyła po raz kolejny, a ja odpowiedziałem tym samym, atakując twarz.

Gen. Stone: No nieźle, jak na żółtodzioba
Rhodey: Przestaniesz w końcu mnie tak nazywać?!
Gen. Stone: Hahaha! Zmuś mnie

Uśmiechnęła się diabelnie, szykując się do wymierzenia z półobrotu. Gdy zauważyłem, jak robi salto w powietrzu, chwyciłem za rękę, przerzucając na drugą stronę, aż upadła na podłogę razem ze mną. Już chciałem wstać, lecz przygwoździła mnie do podłogi.

Gen. Stone: Tak, jak myślałam. Nie pierwszy raz walczyłeś
Rhodey: Jeszcze wiele o mnie nie wiesz... Możesz zejść ze mnie?
Gen. Stone: Oj! Nie tak od razu

Poczułem, jak moje bicie serca przyspiesza. Czy to przez strach? Chwyciłem za nadgarstki, że zmieniły się strony. Teraz ona leżała bezwładnie. Nagle poczułem, jak swoją ręką dotyka mojej bluzki. Myślałem, że oszaleję. Czego ona chce? Najpierw wrzeszczy i daje mi kary, a tak niespodziewanie się zmienia w drapieżnika, który chce dorwać swoją ofiarę. Nie potrafiłem nic zrobić, gdy chwyciła mnie za szyję, oplatając rękami, aż pocałowała z wielką namiętnością. Usiedliśmy, lecz jej ręce zaczęły manewrować pod koszulką. Na chwilę oderwała usta, zdejmując zbędne ubranie. Sama pozbawiła się swojej bluzki i kazała trzymać ręce na jej biodrach. Nigdy w życiu nie widziałem tak blisko ciała kobiety.
Gdy płonął we mnie żar podniecenia, zostałem rzucony nieco dalej, a ręce zniżyła do moich spodni. Bez problemu je zdjęła. Czułem, co zamierzała zrobić. Kolejny raz mnie pocałowała, że sam chciałem działać. Delikatnie zniżyłem dłonie, odpinając dolną warstwę odzieży. Kiedy dorwałem się do skarbu pani generał, ona również błądziła nisko. Pozbawiliśmy się bielizny, łącząc ciała w jedność. Powoli się w niej poruszałem, by nie zrobić krzywy. Oboje głęboko oddychaliśmy, bo czuliśmy wielką falę gorąca w sobie. Ostatnim krokiem był potężny spazm rozkoszy. Wiedziałem o tym, gdy jej biodra się uniosły. Bicia serc wraz z oddechami przyspieszyły, aż opadliśmy z sił, wydając głośny jęk. Upadłem zmęczony, zasypiając.

Gen. Stone: Nie jesteś żółtodziobem, James. Już nie jesteś

**Tony**

Silniki nadają się do wymiany. Raczej do kolejnej walki nie zdołam ich naprawić. Pozostało jeszcze znaleźć sygnaturę maski. FRIDAY już wiedziała, gdzie była jej ostatnia lokalizacja. Musiałem jedynie zapytać.

Tony: Chyba nigdzie się nie ruszę zbroją... Gdzie jest maska?

<<Nie będziesz zachwycony>>

Tony: Czemu?

<<Wykryłam Madame Mask w szpitalu, gdzie są Lily i Matt>>

Tony: Cholera! Czego ona chce?

<<Tony, nie rób nic głupiego>>

Tony: Muszę ją zatrzymać!

Wybiegłem ze zbrojowni, łapiąc pierwszą taksówkę, jaką zauważyłem i pojechałem zobaczyć się z dziećmi. Nie mogła być to Whitney, skoro zginęła z rąk Pep, więc ktoś inny musiał zdobyć maskę. No świetnie. Chyba już wiem, kim ona jest,
Gdy znalazłem się na miejscu, pobiegłem do sali swoich pociech. Wparowałem bez pukania, szukając nerwowo intruza.

Pepper: Tony, wszystko gra?
Tony: Mask... Widzieliście... ją?
Pepper: Zauważyłabym
Lily: Cześć, tato
Tony: Lily... Dobrze... że nic... ci nie jest
Dr Bernes: Lepiej usiądź... Chyba zapomniałeś, że nie możesz biegać
Tony: Przepraszam

Nagle w sali zgasły światła. Idzie tu.

---**---

Witajcie po dość długiej przerwie. Reaktywujemy bloga i piszemy dalej naszą historię o blaszakach. Powiem wam, że trochę ciężko mi tak wrócić do pisania, bo matury w różnym stopniu mnie wymęczyły (czyt mata), a do końca tego maratonu zostały jedynie ustne. Nie będę dłużej zwlekać z powrotem, więc dziś wracamy do "IMAA inaczej" ;)

2 komentarze:

  1. Chyba zapisze sie do tego wojska :D hahaha jak zwykle super robota siostrzyczko <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe. A ty myślisz ino o jednym. Oj Joy <3 ale i tak cię kocham

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X