Tony nigdy nie był w stanie posunąć się do rękoczynów, choć tej wariatki nie miał zamiaru oszczędzać. Później był spokojniejszy, aż upadł w moje ramiona. Zemdlał z przemęczenia? Lekarz mnie uspokajał, że to nic poważnego i jedynie musi odpocząć. Chwyciłam go sposobem matczynym i zabrałam na salę. O dziwo nie był blady, więc chyba nie miałam powodu do obaw.
Dr Yinsen: W porządku?
Pepper: Chyba tak... O co chodziło z tymi wynikami? Dlaczego może sobie zaszkodzić?
Dr Yinsen: Nawet najmniejszy stres powoduje silny atak
Pepper: Przecież dba o siebie
Dr Yinsen: Rozumiem, ale i tak musi zachować ostrożność. Nie może się denerwować, bo im większy stres, tym serce gorzej to znosi
Pepper: Co to znaczy?
Dr Yinsen: Że ostatni atak może zabić Tony'ego
Pepper: Nadal nie rozumiem. Jakim cudem?
Podał mi jakąś dokumentację medyczną. Nie znałam się na tym, choć zdołałam odczytać wykres z elektrokardiografu. Naprawdę jego serce było zmęczone całą pracą. Powinien zrezygnować ze zbroi. Powinien być tylko odpowiedzialnym rodzicem oraz kochającym mężem. Blaszak nie jest nam potrzebny do szczęścia. Musiałam mu to jakoś uzmysłowić.
Nagle Tony otworzył oczy. Rozglądał się rozkojarzony, ale nie chciałam mówić o tym, czego się dowiedziałam. Pozostało zobaczyć się z Lily i Mattem. Szczególnie z synem. Coś mi mówiło, że potrzebował mojej pomocy. Ciężko nie myśleć o kimś, kogo się kocha. Pechowo trafił. Bardzo pechowo.
**Katrine**
Matka nadal się do nas nie odezwała ani jednym słowem. Pewnie była szczęśliwa, skoro wróciła do Hydry. Nie chciałam wyjeżdżać z Nowego Jorku. Przez nią musiałabym wszystko zaczynać na nowo w obcym mieście. Próbowałam skłonić ojca do zmiany decyzji. Jedynie wynegocjowałam pożegnanie. Teraz Matt odebrał. Martwiłam się, czy znalazł się w ciężkim stanie, choć pewne wątpliwości zniknęły, gdy usłyszałam jego głos w słuchawce.
Matt: Katrine, miło cię znów usłyszeć. Wybacz, że nie widziałaś mnie w szkole, ale...
Katrine: Wiem o wszystkim
Matt: O czym?
Katrine: O wypadku. Przez to, że ze mną się spotykałeś, moja matka próbowała cię zlikwidować
Matt: CO?! JAK TO MOŻLIWE?!
Katrine: Matt, nie krzycz. Lepiej mi powiedz, jak się czujesz
Matt: Dziś dostanę wypis, a Lily też wychodzi, bo też ucierpiała
Katrine: Mogę ciebie prosić, żeby się dzisiaj spotkać?
Matt: Nie ma problemu. Gdzie mam czekać?
Katrine: Przyjdź do mojego domu
Matt: Ty chyba nie mówisz poważnie
Katrine: A właśnie, że mówię
Matt: Przecież twój ojciec...
Katrine: Nim się nie przejmuj. Zgodził się
Matt: Tak po prostu?
Katrine: Tak, więc do usłyszenia
Matt: Katty, czekaj
Katrine: Czemu?
Matt: Wszystko gra?
Katrine: Pogadamy, kiedy się zobaczymy. Pa, Matty
Szybko się rozłączyłam, bo i tak pozna prawdę tego samego dnia. Przez chwilę pojawiła się nadzieja, że być może zostanę. Chciałam trochę ogarnąć pokój do przybycia chłopaka. Oczywiście moje zachowanie zostało dostrzeżone przez tatę. Raczej go nie skrzywdzi. Ufałam mu.
Duch: Zaprosiłaś Starka tutaj?
Katrine: Coś nie tak? Przecież mam się z nim pożegnać, prawda?
Duch: Prawda, Katrine. Jeśli spróbuje coś tobie zrobić, to przysięgam, że go wyrzucę przez okno
Katrine: Serio? Na lepszy pomysł nie wpadłeś? Od razu pozbywanie się przez okno?
Duch: Żartowałem
Katrine: W to jest mi trudno uwierzyć... Kłamiesz?
Duch: Na pewno otrzyma surową karę
Katrine: Tato, proszę cię
Duch: Z tym oknem, to nie głupi pomysł. Zostaw je otwarte
Katrine: TATO!
Trochę się wkurzyłam na niego, lecz lekko, aż zauważyłam, jak się śmieje. Czasami bywa nie do zniesienia. Jeśli spróbuje skrzywdzić Matta, tatuś otrzyma ode mnie surową nauczkę. Hmm... Paralizator mam w szufladzie. Powinien wystarczyć.
**Rhodey**
Z własnej woli poszedłem na tor przeszkód. Chciałem sprawdzić swoje umiejętności bez gderania Stone nad uchem. Zresztą, marzyłem o zapomnieniu, co się wydarzyło między nami. Starałem się porzucić to w niepamięć. Niestety, ale się nie dało. Znowu widziałem panią generał. Wróciła do swojej roli, czyli twardziela bez serca. Jedno wyszło na dobre. Skończyła mnie nazywać żółtodziobem.
Gdy przeszedłem cały tor w pięć minut, pojawiłem się na strzelnicy. Celność nadal została moją mocną stroną. Strzelałem do tarczy, trafiając celnie w sam środek. Powtarzałem serię, aż przerwałem. Ktoś zgasił światło. Czyżby Ivy planowała trzecie kinbaku? Zachowałem czujność, szukając sprawcy.
Rhodey: Ivy, wiem, że to ty! Wyjdź z ukrycia!
Gen. Stone: Ale ja się nie ukrywam
Pokazała swoją twarz światłem latarki i znowu pozostała jedynie ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi