Part 167: Madame Mask?

**Tony**

Próbowałem się uspokoić, a moje serce na tyle wariowało, że poczułem silny ból w klatce piersiowej. Już miałem zamiar usiąść, lecz lekko się zatoczyłem. Z pomocą lekarki znalazłem się na krześle. Głęboko oddychałem, rozglądając się w poszukiwaniu intruza.

Lily: Tato?
Dr Bernes: Tony, uspokój się
Tony: Ona... tu jest
Dr  Bernes: Kto?
Tony: Mask

Pepper była w szoku, słysząc znaną nazwę wroga, którego dawno zabiła. Nie wiedziała, że ktoś inny miał w posiadaniu maskę. Mogła zmienić się w każdego. Musiałem zadbać o bezpieczeństwo mojej rodziny, więc uważnie obserwowałem, czy się zbliża.
Nagle zauważyłem, jak ktoś porusza klamką od drzwi. Zbliża się. Gwałtownie wstałem z krzesła, czując jej obecność przy łóżku Lily. Od razu chwyciłem za rękę Mask i zrzuciłem maskę na podłogę, by wszyscy widzieli jej tożsamość.

Tony: Dzień... dobry, sąsiadko
Pepper: Co?! Ty?! Czego ty chcesz od moich dzieci?!
Sąsiadka: A tak przyszłam w odwiedziny
Tony: Z bronią
Dr Bernes: Zaraz tu wezmę ochronę
Sąsiadka: Raczej nie

Strzeliła z pistoletu w lekarkę, aż moje oczy same nabrały zdumienia. Na szczęście tylko straciła przytomność. Pep miała ochotę przywalić starszej pani, biorąc do ręki pierwsze narzędzie, jakie dostrzegła. Trafiło na nożyczki.

Pepper: Jeśli nie chcesz ich mieć w oku, wyjdziesz stąd i nie wrócisz
Sąsiadka: W porządku

Szybko chwyciła Lily i zniknęła. W jednej chwili pomyślałem, by dorwać wiedźmę. Wybiegłem za nią na korytarz, choć Pepper krzyczała, żebym został. Byłem wściekły, a strach o stratę córki panował nad moim ciałem. Wtedy zapomniałem o zachowaniu spokoju, co czułem przez nasilający się ból. Próbowałem pobiec i zatrzymać wariatkę.
Gdy znalazłem się coraz bliżej porywaczki, wyjęła pistolet, mierząc w głowę dziewczyny.

Sąsiadka: Ale z ciebie uparciuch, staruszku
Tony: Ja? Staruch?
Sąsiadka: Zaraz ci pikawa stanie... Nie ruszaj się, bo ją zabiję
Tony: Czemu... to robisz?
Sąsiadka: Whitney była moją przyjaciółką, a twoja żona ją zabiła!
Tony: CO?!
Sąsiadka: To, co słyszysz
Lily: Tato!
Tony: Lily... trzymaj się... Puść ją
Sąsiadka: Proszę bardzo

Rzuciła ją na podłogę, lecz w porę wylądowała w moich objęciach. Moja żona podbiegła do nas przerażona, a sąsiadka zniknęła. Odczułem ulgę, lecz zaczęło mi się kręcić w głowie, zaś serce niedomagało. Poczułem, jak upadam na ziemię, słysząc czyjś głos.

Pepper: Lekarza! Wołajcie lekarza! Tony, proszę... Bądź silny
Tony: Pepper...

Nic więcej nie powiedziałem, tracąc przytomność.

**Rhodey**

Obudziłem się w koszarach. Nie wiedziałem, co się stało. Czułem się, jakbym wypił sporą ilość trunków. No to, dlaczego mam wrażenie pijanego?
Spojrzałem na zegarek. Szesnasta?! Jakim kurwa prawem?! Dobra, Rhodey. Tylko spokojnie. Przeanalizujmy na nowo sytuację. Co ja robiłem trzy godziny temu?

**Victoria**

Usłyszałam czyjeś krzyki. Wszystko stało się jasne, gdy jedna z pielęgniarek przyniosła do sali Tony'ego, który był nieprzytomny. Powoli wstawałam na równe nogi, bo wcześniej ktoś mnie potraktował jakąś bronią z silną energią. Poprosiłam Lily, żeby wróciła do łóżka. Całe szczęście, że nie doznała żadnych obrażeń. Jednak musiałam zająć się jej ojcem. Znalazłam do niego wolne miejsce obok Matta i podpięłam do kardiomonitora.

Dr Bernes: Co się stało?
Pepper: Zemdlał
Dr Bernes: Jak?
Pepper: Chyba... Chyba ze stresu
Dr Bernes; Słabo bije jego serce i pomogłaby mu specjalna mieszanka lekarstw, lecz wszystkie skonfiskowali
Pepper: I co teraz?
Dr Bernes: Trzeba improwizować

Zbadałam implant męża Pepper, co źle funkcjonował. Jedynym wyjściem było uderzenie ze specjalnego defibrylatora, skoro funkcje życiowe niebezpiecznie słabły.

Dr Bernes: Musisz wyjść
Pepper: Dlaczego?
Dr Bernes: Pozwól mi działać

Chwyciłam za urządzenie, ustawiając na średnią moc. Uderzyłam raz, lecz to nie pomogło. Bardziej pogorszyłam sytuację. Musiałam coś szybko wymyślić. Wstrzyknęłam adrenalinę, która po kilku minutach dała pożądany efekt. Gwałtownie się obudził, głęboko oddychając.

Dr Bernes: Tony, spokojnie. Nic nikomu się nie stało. Wszyscy są bezpieczni
Tony: Lily...
Dr Bernes: Już dobrze. Żyje... Nic nie mów i odpoczywaj. Miałeś silny atak spowodowany przemęczeniem
Pepper: Tony, nie rób już tak więcej. Proszę, obiecaj
Tony: Obiecuję
Dr Bernes: Nie słuchaj go, Pepper. Za kilka dni zrobi to samo
Pepper: Lub dorwę tę szmatę

Gdy już chciałam się spytać, czy zna sprawcę, Tony skarżył się na mocny ból w klatce piersiowej. Podałam morfinę. Gdyby nie zabrali mieszanek, od razu poczułby się lepiej, a tak szybko nie wróci do zdrowia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X