Tony musiał nieźle oberwać, skoro go nie ruszało, że ktoś do niego strzelał. Niemożliwe, żeby to był Duch. Przecież ustaliłam z nim tymczasowy sojusz. Nic z tego nie rozumiałam. Ciągle musimy z nim walczyć, a ja nawet nie znam arsenału War Machine. Chyba pozostało liczyć na rezygnację z walki.
Duch: Ciebie się tu nie spodziewałem, Rhodey
Pepper: Nie pozwolę ci atakować Iron Mana!
Duch: Pepper? Co ty tu robisz?
Pepper: Tak sobie pomyślałam, by pośledzić nowego blaszaka na mieście i natrafiłam na ciebie... Ty mu to zrobiłeś?
Duch: Ktoś mnie wyprzedził... Kim on jest? Co to za sztuczka?!
Pepper: FRIDAY?
<<Użytkownik jest nieprzytomny>>
Pepper: Trzeba go stąd zabrać
Duch: Nie tak szybko... Lepiej mi powiedz, kto siedzi w zbroi?
Pepper: Pewnie ktoś od Ezekiela Stane'a. Teraz prawie każdy może mieć pancerz. Nie zauważyłeś?
Duch: Nie rozumiem. I jego tak bronisz?
Pepper: Już wystarczająco oberwał. Zabieram go do SHIELD
Duch: No tak. Przecież jesteś agentką... Idź
Schował broń i dość szybko się ulotnił. Całe szczęście. Duch pozna prawdę w swoim czasie, ale jeszcze nie dziś. Agenci nadal szukali Blizzarda i powinnam do nich dołączyć, ale najważniejsze było zabrać męża do bazy. Zdecydowanie wolę uniknąć szpitala. Wzięłam jego zbroję na ręce, lecąc w kierunku zbrojowni.
Gdy już byłam w połowie drogi, zostałam zaatakowania i Tony zaczął spadać w dół. Musiałam natychmiast złapać geniusza, bo jeszcze narobi sobie więcej guzów. Nie byłam w stanie po niego podlecieć, lecz całe szczęście, że Natasha była w pobliżu.
Natasha: Mamy go! Idź dorwij Ezekiela!
Pepper: Się robi
Odetchnęłam z ulgą, słysząc znajomy głos agentki. W porę złapała blaszaka. Ten cały Ezekiel nie chciał ze mną walczyć. Wycofał się, widząc nadchodzących agentów. Tak bardzo się ich boi? O co chodzi?
~*Trzy godziny później*~
**Matt**
Nareszcie znalazłem przejście do podziemnego miasta. Teraz pozostało jedynie spotkać się z Katrine. Tak, jak planowałem. Trochę bałem się jej ojca, co może zrobić. Jednak próbowałem znaleźć w sobie tę odwagę. Przecież nie popełniam żadnego przestępstwa. Czy miłość może być zbrodnią?
Po odnalezieniu budynku, wszedłem do środka, idąc do odpowiednich drzwi. Zapukałem trzy razy, żeby wiedziała o mojej obecności. Patrzyła przez wizjer i nalegała, żebym od razu poszedł do jej pokoju. Widziałem, jak się bała. Przytuliłem ją na przywitanie.
Matt: Tęskniłem
Katrine: A ja bardziej... Chcesz czegoś się napić?
Matt: Nie potrzebuję, ale dzięki... Co się stało? Dlaczego wyjechałaś z miasta?
Katrine: Moja matka rujnuje mi życie
Matt: Ojciec lepszy?
Katrine: Przestań! On próbuje mnie chronić!
Matt: Przepraszam, Katty. Po prostu ostatnio wypadłem przez okno, pamiętasz? Mogłem zginąć
Katrine: Wiem, wiem... To moja wina. Jednak ja wiedziałam, że przeżyłeś
Matt: Nawet nie spodziewałem się cudów
Katrine: Cóż... Chyba nie opuścisz świata, jeśli nie wypełnisz swojej misji
Matt: Jakiej misji?
Katrine: Rodzimy się w jakimś celu, a potem umieramy
Matt: Chyba ty jesteś moją misją
Zbliżyłem się do jej ust, całując. Nie odpychała mnie. Zauważyłem ten piękny uśmiech, który ukrył wcześniejszy strach. Położyłem się obok Katty, rozkoszując się dotykiem maleńkich dłoni. Wodziła po szyi i na klatce piersiowej zatrzymała się. Kolejny pocałunek wyszedł z inicjatywy dziewczyny. Później tylko leżeliśmy, wpatrując się w siebie.
Katrine: Brakowało mi tego
Matt: Mnie również
Katrine: Mówiłeś coś o wycieczce. Co to ma być?
Matt: Jeśli jeszcze cię nie wypisał ze szkoły, to czeka na ciebie wyjazd w góry na trzy dni
Katrine: Trzy dni? Brzmi super... A ty jedziesz?
Matt: Tylko z tobą
Katrine: Oczywiście, że tylko ze mną. Hahaha!
Matt: Lubię, kiedy się uśmiechasz i do tego tak słodko śmiejesz
Katrine: Matty, bo zaraz się zarumienię
Matt: To też lubię
Uśmiechnąłem się głupawo, aż rzuciła się na mnie, łaskocząc. Długo nie dałem się tym torturom i sam zrobiłem to samo. Łaskotki miała prawie wszędzie. Pod pachami, na brzuchu i szyi. Śmiała się bez pohamowania, ale kontynuowałem dalej.
Nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi do pokoju. Nie powiedziałbym, ale wyglądaliśmy dosyć niezręcznie. Leżała między moimi nogami. Duch był wściekły. Od razu wstałem do pionu.
Duch: Co to ma być do cholery?! Jakim kurwa prawem żyjesz?! Powinieneś wąchać kwiatki od spodu! To... To jest chore!
Matt: Przepraszam... Ja już sobie idę
Duch: O! Nie ma tak łatwo
Oberwałem w policzek, a następnie swoim kolanem przywalił mi w brzuch, że mnie zgięło z bólu. Nie chciałem bardziej dostać za potajemne spotkania z Katrine. Uciekłem przez drzwi. Jednak nie chciałem odpuścić. Ona wróci do miasta.
---***---
Nie bierzcie tego tytułu na poważnie, bo to nie ma nic związanego z Winter Soldierem. Po prostu tu chodzi o miłość między Mattem i Katrine. Być może w przyszłości coś z tego wyjdzie. O ile Duch pogodzi się ze Starkami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi