Rozdział 90: Taki miał być plan?


Wszyscy zostawiliśmy Tony'ego, by spał w spokoju. Naprawdę martwiłam się o niego. O jakiej operacji była mowa? Na pewno chodzi o serce. Dlaczego ja nic nie zauważyłam? Czemu byłam taka ślepa? Nie mogę w to uwierzyć, że świat się skończy, a Tony umrze. Chyba gorszej informacji nie mogłam otrzymać.
Sama zadzwoniłam do Rhodey'go. Byłam w miarę opanowana, żeby go nie przestraszyć. Nie mogę mu powiedzieć, czego się dowiedziałam.

-Hej, Pepper. Co tam u was? Jestem w domu i chciałem do was jechać...- przerwałam mu

-Nie przyjeżdżaj. Spotkajmy się w zbrojowni. Słyszałeś, co się dzieje na świecie?- spytałam

-Chyba każdy, kto ma telewizor, okno, czy plotkującego sąsiada o tym już wie. Mamy reaktywować drużynę?

-Sama nie wiem. Raczej będzie trzeba. Tylko, że musimy skontaktować się z SHIELD, by wiedzieć, gdzie znajduje się broń

-Chyba to nie będzie konieczne. Jeśli chcą zniszczyć Ziemię, muszą to zrobić z kosmosu- wydedukował

No i Tony ma swoją podróż w kosmos. Teraz będzie chciał... O nie. Nie może w takim stanie. Będzie próbował ucieczki. Muszę go powstrzymać.
Natychmiast pobiegłam do sali, gdzie miał leżeć, ale go tam nie było. Rhodey słyszał, jak zerwałam się do biegu.

-Pepper, co się dzieje? Kogo tam ścigasz?

-Spotkajmy się w zbrojowni. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Trzymaj się i bezpiecznej podróży

-Pepper, ja już jestem w domu. Co ty taka bez kontaktu?

-Pa- rozłączyłam się, bo musiałam coś zrobić

Lekarka właśnie szła w moją stronę i zdecydowałam się jej powiedzieć o zniknięciu Tony'ego. Od razu pojawiło się przerażenie. Zerwała się do biegu.

-Co on sobie myśli? Chce uciec?

-Chyba chce ratować świat

-To jest bezmyślne! W jego stanie to niedopuszczalne!

-A o co chodzi z tą operacją?- przypomniałam sobie, że nie miałam wcześniej udzielonej odpowiedzi

-Implant nie działa, jak należy i jedyna opcja to wymiana na reaktor łukowy

Wspólnymi siłami szukałyśmy Tony'ego. Przeczesałyśmy każdą salę, nawet zwykły schowek na miotły i nic. Zero śladu. Dopiero później spostrzegłam kogoś, leżącego przy schodach. Chciałam sprawdzić, czy to był on. Serce biło, jak szalone.

-Znalazłam Tony'ego!- krzyknęłam

-Co z nim?- podbiegła lekarka

-Nie reaguje. Jest nieprzytomny!

-Pepper, spokojnie. Zaraz zobaczę, co się z nim dzieje- sprawdziła odczyty z bransoletki

Chciałam o coś spytać, a ona tylko go wzięła na ręce i zabrała na salę. W międzyczasie skontaktowała się z tym drugim lekarzem.



Siedziałem na stanowisku przy teleskopie w kosmosie. Rozglądałem się po stacji, czekając na pojawienie się "świętej trójcy", ale nikogo nie było. Nie wiem, co to miało znaczyć. To nie taki był plan. Przecież daliśmy im głośny sygnał do działania, a oni się nie pokazują.
Traciłem cierpliwość, że coś się zdarzy. Tylko SHIELD siedzi nam na ogonie i cała artyleria wojskowa. Krążyłem po bazie, składając myśli.

-Co cię tak dręczy? Oni przyjdą. Przecież dla nich Ziemia i ratowanie ludzi to obowiązek

-Tylko, że minęły już dwie godziny i cisza! Ile mamy czekać?! To bez sensu, Magnum!- zacząłem krzyczeć na wszystkich przez niecierpliwość

-Jesteś taki, jaki chciała byś był. Wiem, że chcesz śmierci. Żądasz rozlewu krwi, ale musisz zrozumieć. Potrzeba czasu

-Proszę, zamilcz! Ile mamy się tu czaić?! To bez sensu! Trzeba zniszczyć zbrojownię, jak akcja z unicestwieniem planety nie zadziałała, jak magnes!- strzeliłem repulsorem w agentów

Teleskop był wciąż wymierzony w miasto i został wyposażony w broń, którą skradliśmy. Gotowa do użytku, ale nasz plan nie polegał na zniszczeniu Ziemi, tylko pozbyciu się "świętej trójcy" na dobre. Oni muszą umrzeć. Stark długo nie pociągnie, a wraz z nim zniknie Rescue i War Machine.

-Skoro tak bardzo chcesz się ich pozbyć, zabij ich sam. Po co ci ta pułapka w kosmosie?- odezwał się jeden z pszczelarzy

-Bo w kosmosie jest ograniczona ilość tlenu, więc łatwiej zginą. Przecież już o tym mówiłem

-Dobra, uspokój się. Rób, jak chcesz, tylko nie mieszaj nas w swoje porażki

-Porażki?!- chwyciłem go za kark i próbowałem udusić

-Spokój!- wrzasnął naczelny naukowiec

Próbowałem się uspokoić i trzymać w sobie agresję na potrzebny atak. W końcu, to moja siła. Zdecydowałem jeszcze poczekać, ale ludzie musieli znać nasze możliwości, więc kilka pszczelarzy zostało rozproszonych po mieście, by zaatakować agentów SHIELD. Potrzebne było zamieszanie. Zrobię wszystko, by wpadli w naszą pułapkę.
Poleciałem do Nowego Jorku, wystrzeliwując się z orbity. I stało się zamieszane w centrum miasta. Podleciałem do jednego dziennikarza i wyrwałem mu mikrofon.

-Jeśli nie chcecie, by świat został zniszczony za 48 godzin, poddacie się dobrowolnie! Jeśli macie swoich obrońców, niech się pojawią!- wykrzyczałem, aż strach wynurzył się na powierzchnię z ciał ludzi

Musiałem sprawdzić, co tak zajmuje "bohaterom" ten cenny czas, który powinni wykorzystać na ratowanie Ziemi. Użyłam maskowania, by przemierzać w powietrzu niewidzialnie. Nie chciałem zmuszać ich do ataku. Miałem inny cel. W pamięci miałem wgrane wszystkie informacje o nich, dlatego z łatwością odnalazłem zbrojownię.
Gdy byłem na terenie opuszczonej fabryki, usłyszałem, ze ktoś był za mną. Odwróciłem się lekko do tyłu i spostrzegłem War Machine. Był bez zbroi, ale wiedziałem, że ten dzieciak wcielał się w niego. Nie zignorowałam go. Poleciałem go schwytać. Zaczął uciekać.

-Nie chowaj się, Rhodes! Pokaż się! Nie chcesz ratować świata?- mówiłem, kpiąc z niego

Dzieciak biegł w stronę fabryki. Od razu go dogoniłem i chwyciłem za gardło. Miałem ochotę zabić, ale chciałem, żeby cała trójka zginęła wspólnie. Musiałem go pomęczyć.




Lekarka chciała, jak najszybciej go ocudzić. Odczyty na bransoletce były bardzo złe. Słaby puls i wrażenie, jakby miał skonać. Tracił się czas. Żeby go uratowała. On musi żyć.

-Przygotuj salę operacyjną. Nie możemy zwlekać z wymianą implantu na reaktor łukowy. Albo to zrobimy, albo on umrze

-Bez paniki, dr Bernes. Zaraz do ciebie przyjdę

Byłam przerażona, bo nie wiedziałam, że jego koniec był tak bliski, a już myślałam pozytywnie. Nic z tego wyszło. Łzy cisnęły się do oczu. Chciałam być silna dla niego, ale to mnie przerastało.

-Nie pozwolisz mu umrzeć, prawda?- spytałam kompletnie roztrzęsiona

-Nie pozwolę. Zrobię to, co w mojej mocy, a zgadzasz się na operację?

-Proszę! Błagam! Ratuj go!

-Wszystko będzie dobrze, Pepper. Zajmiemy się nim. Poczekaj przed blokiem

Victoria położyła go na noszach i zabrała na operację. Czekałam przed drzwiami na jej zakończenie.

-Tony, nie możesz mnie zostawić! Potrzebuję cię! Proszę cię,wróć!- dałam upust emocjom i uwolniłam łzy

-Nie martw się, Pepper. Ona go ocali ponownie- odezwała się pani Rhodes, która też była w szpitalu

Myślałam, że sama będę musiała to znieść, ale nie byłam osamotniona. Była matka Rhodey'go. Siedziała przed blokiem, zachowując stoicki spokój. Jednak czuła obawy tak samo, jak ja. Najgorsza była ta niepewność i myśl, co się rozgrywa po tamtej stronie. Mam nadzieję, że cały ten reaktor łukowy go ocali. Przecież, jak wychodziłam, to spał, jak dziecko, a teraz nie wiadomo, czy się obudzi.

-Co mu strzeliło do głowy, by uciekać?!- spytała mnie podirytowana

-Ziemia zostanie zniszczona, a Tony nie chce być bezradny. Pewnie chciał udać się do zbrojowni

-Mimo, że ma ciebie jako żonę, dalej robi głupstwa. Zupełnie, jak dziecko

-Nigdy się nie zmieni- przyznałem z powagą

-Niestety, Pepper. Niestety- westchnęła ciężko

Nie chciałam rozmawiać z Rhodey'm, ale on ciągle się dobijał na linię. Nie byłam w dobrej kondycji psychicznej, by z nim odbyć rozmowę. Odrzucałam każde połączenie.

-Rhodey dzwoni?

-Tak. Już wrócił do domu

-Powinnam mu dać klucze, bo biedak zamarznie na kość- lekko się uśmiechnęła i wstała

-Ja tu zostanę i powiem, jak się czegoś dowiem. Tylko niech Rhodey się o niczym nie dowie. Proszę!- błagałam

-To mój syn. Nie mogę go okłamywać. Niech się dowie ode mnie, niż od kogoś innego


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X