Rozdział 85: Dawno, dawno temu...


Lekarz wpatrywał się na to "coś", co miałem na klatce piersiowej. Wyglądał bardziej na naukowca, niż na jakiegoś medyka. Może przez te okulary? Sam nie wiem.

-Widzę, że implant spełnia swoje zadanie

-Co?!

- Twoje serce jest uszkodzone i to, co masz na klatce piersiowej, pobudza je do pracy. Naprawdę, to cud, że przeżyłeś

-A co się dzieje z tatą? Gdzie on jest?!- nadal byłem zdenerwowany, aż usłyszałem, jak jakaś maszyna piszczy

-Musisz się uspokoić

Dalej krzyczałem i nerwowo rozglądałem się, szukając ojca. Wszyscy kazali mi się uspokoić, a ja nie mogłem. Nie mogłem, dopóki się nie dowiem, co z tatą.

-Gdzie on jest?! Rhodey!

-Tony, tak mi przykro, ale nie ma go

-Co?!-krzyknąłem, a po policzkach spłynęły łzy

Gwałtownie obudziłem się ze snu, a raczej koszmaru. Nie potrafiłem złapać tchu. Serce biło, jak szalone przez chwilę, aż zaczęło zwalniać. Próbowałem wstać z kanapy, ale upadłem na ziemię. W ostatniej chwili pomyślałem, by zadzwonić do Victorii. Spytać się, co robić. Dalej się dusiłem, ale chciałem oddychać w spokoju. Niestety wspomnienia to zburzyły.

-Victorio...

-Tony, co się dzieje?

-Duszę... się. Co mam... zrobić?

-Uspokój się. Zaraz tam będę

Próbowałem się opanować, ale bezskutecznie. Dodatkowo padła bateria w komórce i nie mogłem z niej korzystać. Czołgałem się po zbrojowni, by dojść do zbroi. To było trudne. Brakowało mi sił na wszystko. Na ukrywanie prawdy, walkę i życie. Czy tak mam skończyć? Przez głupi koszmar, który przypomniał mi o najgorszym dniu życia?
Próbowałem ostatkami sił, chociaż wcisnąć przycisk, by otworzyć komorę ze zbroją. Niespodziewanie pojawiła się Roberta. Skąd ona wiedziała?

-Tony, zbroja ci nie pomoże. Masz przybornik?

-Nie

-Lekarka zaraz będzie. Co się z tobą stało?

-Koszmar

Kobieta chwyciła mnie w swe objęcia i położyła na kanapie. Po kilku sekundach zjawiła się Victoria. Również pytała o to samo. Serce dalej zwalniało.

-Masz przybornik?

-Nie- wciąż się dusiłem i jedynie mówiłem jedno słowo

-Będzie potrzebny. Na razie masz tu maskę tlenową. To ci ułatwi oddychanie. Zaraz przyjdę, tylko pojadę po przybornik

-Dobrze



Jechałam najszybciej, jak się da, by uratować Tony'ego. Wiem, co się z nim działo. Naprawdę wyglądało to kiepsko. Przybornik może przywrócić pracę serca, jak należy. Jeśli będzie konieczne, tej samej nocy będę go operować.
Niestety jego dom był daleko od zbrojowni i zajazd zajął mi prawie godzinę. Miałam klucze i otworzyłam mieszkanie. Przeszukiwałam każde pomieszczenie w pośpiechu, szukając przybornika. Sprawdziłam w łazience, kuchni, na korytarzu i nic. Dopiero w sypialni znalazłam poszukiwaną rzecz.

-Trzymaj się, Tony- chwyciłam za to

Wrzuciłam pedał gazu i pojechałam do zbrojowni. Mijałam wszelkie auta prawie przez ostre wyprzedzanie, ale nie mogłam trzymać się przepisów w takiej sytuacji. Ludzkie życie było zagrożone.
Nagle zadzwoniła Roberta. Włączyłam ją na głośnik, przyczepiając telefon blisko kontrolki.

-No mów. Co jest? Poprawiło mu się?

-I tak i nie. Tony jest nieprzytomny. Sprawdziłam odczyty z bransoletki i jego serce zatrzymuje się

-Cholera!- przeklęłam, wciskając bardziej pedał gazu

-Co mam zrobić?

-Poszukaj w apteczce, czy nie ma jakiejś adrenaliny lub czegoś innego. Tylko w żadnym wypadku nie używaj defibrylatora!- wyjaśniłam jej, skręcając na kolejnej uliczce

Minęłam ostatnie skrzyżowanie z wielkim rozpędem. Dojechałam do celu w kwadrans. Nie ma to, jak szybka jazda w nocy. Wzięłam przybornik i wbiegłam do fabryki.

-Znalazłaś coś?

-Nie ma nic. Rhodey musiał zużyć ostatnie zapasy

-Już jestem- rozłączyłam się i podbiegłam do nich, wyciągając strzykawkę z mocnym środkiem, który miał pomóc przy pobudzeniu serca do działania

Wbiłam mu to prosto w serce. To działało podobnie do adrenaliny, ale była silniejsza. Tony nadal był nieprzytomny, a jego serce nie biło prawidłowo. Jednak wciąż chciało się zatrzymać, a strzykawka, tylko spowolniła proces.

-Trzeba go zabrać do szpitala. Owszem, wzięłam sporo urządzeń, ale to nie to samo. Nie ma innego wyboru

-Nie rozumiem. Czemu przez jakiś sen go tak pobudziło nerwowo?

-To musiał być mocny sen. Możliwe, ze na nowo przeżywa stare wspomnienie. Gdzie jest Pepper i Rhodey?

-Oboje poza zasięgiem. Pepper w Jersey, a Rhodey za miastem w Akademii Wojskowej. Nadal się nie odezwał

-Skontaktujemy się z nimi później, ale najpierw trzeba się nim zająć

Wzięłam go na ręce, a Roberta zabrała walizkę wraz z przybornikiem, który nadal był przydatny. Będę musiała poprosić dyrektora o konsultację i sprawdzić jego dziennik. Na szczęście znalazłam go przy nim.
Do szpitala trafiliśmy w kwadrans. Na zegarku była druga po północy. Zabrałam Tony'ego na oddział specjalnej diagnostyki, czyli na cyberchirurgię. Podłączyłam do różnych urządzeń i zaczęłam przeglądać dziennik.

-Odczyty się pogorszyły. I nic nikomu nie mówił?

-Tony nie chce nigdy nikogo martwić. Uważa, że sam potrafi zająć się sobą

-Tak się zajął, że rany nie zszył



W głowie znowu pojawił się obraz poprzedniego koszmaru. Nie potrafiłem uwierzyć, że mój ojciec odszedł na zawsze. Lekarz próbował mnie uspokoić, a z nerwów zakuło w sercu, które podtrzymywała jakaś technologia.
Dostałem coś na uspokojenie i zasnąłem, a maszyna przestała hałasować niepotrzebnie. Skupiłem się na biciu swego serca. Biło tak słabo, ale małe światełko w klatce piersiowej musiało mi dawać nowe życie.

-Razem przez to przejdziemy. Wszystko się ułoży- odezwał się Rhodey, który dalej trzymał mnie za rękę

-Rhodey- znowu otworzyłem oczy, a jego twarz najczęściej pamiętałem, bo był moim bohaterem

-Według opisu prawnego w dokumencie twojego ojca, państwo Rhodes to twoi prawni opiekunowie w razie jego śmierci- powiedział lekarz

-Widzisz? Nie jest tak źle. Teraz będziesz musiał się użerać razem ze mną z moją mamą- uśmiechnął się, a ona na niego popatrzyła groźnym wzrokiem

Z jednej strony, to była ulga, że zamieszkałem ze znanymi mi ludźmi. W końcu, to rodzina mojego przyjaciela. Matka-prawniczka, a ojciec- pilot wojskowy. Kiedyś mi opowiadał, że chciałby też być w wojsku, ale jako generał, by mieć wpływ na wojny i pokoje.

-Faktycznie. Nie jest źle- poczułem, że zrodziła się nadzieja na "lepsze jutro"

-Będzie dobrze, Tony. Roberta odpowiednio zajmie się tobą- uśmiechnął się Yinsen

-Kiedy mogę wyjść?

-Za pół roku

-Pół roku?

Lekarz przyznał się, że żartował. Miałem zostać na dwa miesiące w szpitalu, by ustabilizował się mój stan. Ciągle tęskniłem za ojcem, ale cieszyłem się, że nie byłem z tym sam.
Ponownie wybudziłem się ze snu, ale otaczało mnie to samo pomieszczenie. Ta sama sala z Robertą, ale zamiast Ho była Victoria, a Rhodey dalej na szkoleniu. Byłem w szoku, że obudziłem się w szpitalu, a nie w zbrojowni.

-Roberto, co się stało?

-Nieźle mnie wystraszyłeś. Więcej mi tak nie rób

-Ja...- przerwałem, bo znowu słabłem

-Dr Bernes, coś się dzieje z Tony'm

Byłem przytomny, ale czułem się, jak niedoszły nieboszczyk. Oczy znowu chciały się zamknąć, ale próbowałem być silny. Lekarka spojrzała na wykres funkcji życiowych. Spadał do zera, a implant również słabł.

-Tony, tylko mi nie zasypiaj- wzięła coś do ręki z przybornika i to była jakaś strzykawka

-Nie cierpię... strzykawek

-A kto lubi? Zaraz poczujesz się lepiej- wbiła mi ją do ręki

Zasnąłem ze zmęczenia. Jednak śniły mi się pewne wspomnienia. Pepper rzuca w Rhodey'go narzędziami, a on robił to samo. Potem widziałem, jak lecę przez miasto z rudą, a ona odgadła, że byłem Iron Manem. Takich chwil nie zamiotę pod dywan. Będą wiecznie trwać, bo one dawały mi iskrę życia. Co będzie miał człowiek, że cały świat zdobędzie, a życie zmarnuje? Pustkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X