Rozdział 79: W liczbach



O rany. Moja makówka. Chyba zdecydowanie przesadziłem z piciem. Mama będzie wściekła za to wino. A może już się na mnie wydarła, a ja tego nie pamiętam?
Obudziłem się, wstając powoli, bo głowa bolała okropnie. Nade mną stała Pepper.

-Otrzeźwiałeś, Rhodey? Pamiętasz coś z wczorajszej nocy?

-No coś tam pamiętam, ale niewiele. Wiem, że byliśmy w zbrojowni i świętowaliśmy twoje zwycięstwo, a potem już wszystko przez mgłę

-Aha. Czyli nie wiesz, że walczyliśmy ze sobą i prawie udusiliśmy się wzajemnie?

-Nie. A co z Tony'm? Wrócił do domu? Naprawdę przesadziliśmy. No w sumie, to ja zacząłem

-Miał tylko coś zjeść i wrócić do domu, ale nie wydaje mi się, że tam poszedł. Może spotkał się z Victorią?

Próbowałem jej słuchać, ale dzwoniło mi w uszach. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak dziwacznie. A po co Tony miałby iść do lekarki? Mieliśmy po naszej imprezie się pożegnać, a tu nie ma wszystkich w komplecie.

-A czemu miał do niej iść?

-Bo mi mówił, że dzwoniła. Rhodey, coś nie tak?

-Nie mogła dzwonić bez powodu. To coś ważnego. I poszedł na kacu?

-Wydaje mi się, że tak, lecz nie jestem pewna. Pójdę już do domu i tam na niego poczekam, a ty dojdź do siebie. Nie wyglądasz za dobrze

-Bo mi łeb rozwala!- krzyknąłem sfrustrowany

Ruda lekko się zaśmiała i pożegnała ze mną. Nie potrafię pojąć, co się wydarzyło ostatniej nocy. Naprawdę mogłem ją zabić? Przecież my zawsze się wygłupiamy. I jeszcze Tony mógł sobie zaszkodzić. W końcu ma chore serce, a ja wiem, że go skłoniłem do kolejnego kieliszka. To jeszcze pamiętam, ale późniejszych wyczynów sobie nie przypomnę. Mam nadzieję, że Victoria nie ma dla niego złych wieści, bo bez powodu, by nie dzwoniła.
Wstałem z kanapy i wziąłem kromkę chleba z pomidorem do ust. Z apteczki wyjąłem aspirynę, która miała mi pomóc z bólem głowy. Ostatni raz się upiłem. Ostatni raz.

-Kac cię męczy, co? Masz nauczkę- odezwała się mama, która mnie przestraszyła

-Mamo, co tu robisz?

-A mieszkam, wiesz?- powiedziała ironiczne

-Wybacz mi za to, co zrobiłem. Nie byłem sobą

-Wybaczam, bo otrzymałeś karę i nie będę niepotrzebnie się drzeć na ciebie, choć wczoraj mało brakowało, a byś poleciał w zbroi na miasto

Nie wierzyłem, co mi mówiła. Gdzie był rozsądek, gdy mnie poniosło za daleko? Chyba będę musiał wysłuchać wszystkiego, jakich "cudownych" wybryków narobiłem. Będzie na pewno tego sporo.



Siedziałem, wpatrując się w teczkę. Nie wierzyłem, co mi powiedziała. Umieram? Jak to? Wszystko stało się jasne po otwarciu dokumentacji. Nie znałem się na medycynie, ale czytając jej raporty medyczne z ostatnich wizyt, byłem w szoku. Diametralnie mój stan się pogorszył.

-To nie fair! Wszystko się układa, rozumiesz?! A teraz mam umrzeć?!- walnąłem pięścią w stół

-Powiedziałam, że umierasz, ale to nie musi się tak skończyć. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Po prostu na razie zwykła obserwacja. Zapisuj w notesie wszelkie funkcje życiowe, czyli ciśnienie, puls, oddech i niepokojące objawy

-Nie mogę jej o tym powiedzieć. Może to zostać między nami?- poprosiłem, bo nie chciałem zamartwiać żony

-Nie powiem nic, jeśli tego nie chcesz, ale to będzie dla ciebie trudne. Powinieneś komuś o tym powiedzieć. Skoro nie Pepper, to może Rhodey?

-Nie, bo będzie w Akademii i powinien się skupić na szkoleniu. Mogę zaufać Robercie, ale boję się, że komuś się wygada- powiedziałem o swoich obawach i zdecydowałem, że sam zajmę się problemem

Lekarka dała mi jakiś zestaw w czarnym piórniku.

-Co to jest?- spytałem z ciekawości

-To ci uratuje życie, gdy będzie taka potrzebna. Nie przejmuj się przyszłością- doradziła

-Łatwo powiedzieć- burknąłem pod nosem

-Coś na to poradzimy. Gdybym wtedy nie zrobiła tych wyładowań, a Katrine nie szperałaby przy implancie, nie byłbyś w takiej sytuacji

-Dziękuję za wszystko- uścisnąłem jej dłoń i wziąłem ładowarkę wraz z piórnikiem

Pojechałem taksówkę do mojego domu, gdzie zastałem Pepper. Przybornik schowałem do szuflady, a urządzenie postawiłem przy łóżku. Cieszyła się na mój widok, że rzuciła mi się na szyję.

-Wreszcie jesteś. Co tak długo?

-Nie mówiłem ci, że idę do Victorii? Chyba ci o tym wspomniałem- cmoknąłem ją w policzek

-No tak. Mówiłeś. I jak wyniki?

-Wszystko gra, ale oprócz tego muszę przystopowywać ze zbrojownią. Nie mogę zbytnio się przemęczać, jak zawsze- uśmiechnąłem się, próbując kłamać, jak najlepiej

Poszedłem do kuchni, gdzie znalazłem patelnię do robienia omletów. Byłem jej to winien. Wszystkie składniki wymieszałem z małej chochli. Wlewałem na patelnię. Pepper sama chciała coś ugotować, ale nie dopuściłem jej do naczyń.

-Dziś, to ja przyrządzam obiad, więc teraz pobawię się w kucharza. Usiądź i odpocznij

-Jesteś wspaniały

-Dlatego wzięłaś ze mną ślub, bo tak myślałaś?

-Tak- cmoknęła mnie w policzek i zostawiła mnie samego



Kiedy zaczęła mi mówić, jak bardzo byłem pijany, czułem się głupio, że do tego doszło. Pepper już wytrzeźwiała, a mnie dalej trzymało. Najgorzej było z głową.

-Naprawdę chciałem lecieć w zbroi? I to pijany? To do mnie niepodobne

-Wiem, ale za to, że wypiłeś wino bez pozwolenia, musisz kupić taki sam rocznik

-Przecież to z lat sześćdziesiątych

-Nie mój problem. Na pewno znajdziesz. Nie wiem, co by było, gdyby Tony tak też balował, jak wy. Nie skończyłoby się to dobrze

-On wiedział, kiedy miał dość, ale myśmy go nakłonili, by napił się więcej- zacząłem się martwić o Tony'ego, bo przeze mnie i Pepper naprawdę mógł sobie zaszkodzić

Zadzwoniłem do niego, gdy mama wyszła z kuchni. Chciałem upewnić się, że nic mu nie jest. Odebrał, ale słabo go słyszałem, Może przez ten hałas, jakby ktoś smażył?

-Dobrze, że dzwonisz, Rhodey. Dobrze się czujesz?

-Tak. Nic mi nie jest, ale głowa jeszcze dokucza. A tobie?

-Już mniej, ale jeszcze to czuję. Czy naprawdę myśmy się tak upili?

-Heh. No chyba tak. Jesteś w kuchni?

-Tak. Robię omlety. Wpadniesz na obiad?

Chyba ja już nic nie zrozumiem. Tony robi omlety? Od kiedy facet musi stać przy garach, a nie kobieta? Musi bardzo kochać Pepper, skoro ją wyręcza z takich czynności. Gotowanie. Co jeszcze? Dziwne, jak na niego.

-Z chęcią do was przyjadę. Poza tym jutro wyjeżdżam, więc musimy się zobaczyć

-Do Akademii?- spytał z ciekawości

-Tak. A ty będziesz budował zbroję do kosmosu?

-Raczej ulepszę Centuriona na tę podróż. Jeszcze zobaczymy, ale ostatnio jest zbyt cicho. Nie uważasz, że to dziwne?

-Zawsze ty olewałeś, a teraz myślisz tak, jak ja. Mi też się wydaje i to może być cisza przed burzą. Został Android i AIM. Mamy się bać?- rozbawiło mnie to, ale później byłem poważny

Nie wiem, skąd taka zmiana. Przez wino? Przesadziliśmy wszyscy we troje. Nie mówiłem mu o tym śnie, ale już spotkaliśmy tego Androida. Nazywał siebie Centurion 2.0. Taki sam projekt, jak zbroja Tony'ego.

-Nie wiem. Trzeba być gotowym do walki. Kopia Centurion to niezbyt miły przyjemniaczek

-Pracował z Katrine. Chce zemsty?- pomyślałem

-Katrine?!- słyszałem, jak krzyknął

-Tony, co się dzieje? Tony!- próbowałem nawiązać z nim kontakt, ale przerwało

Wybiegłem z domu. Bałem się, że coś się stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X