Rozdział 77: Wznieśmy toast



Po tygodniu należnego mi odpoczynku, stawiłam się na egzaminie poprawkowym, by być agentką SHIELD. Wiedziałam, że łatwe to nie będzie, a poziom trudności zależał od mojego przygotowania. Jako pierwsze zadanie było strzelanie, co obyło się bez pomyłek. Przecież jeszcze niedawno zastrzeliłam Katrine, więc ta zdolność nadal we mnie pozostała. Udało mi się też złożyć broń, mając całkowite skupienie na moim celu. Zrobiłam to bezbłędnie.

-Zadanie zaliczone. Ostatnie to sprawność w walce bez broni- zakomunikował Fury

Jedna z agentek była gotowa do ataku. Ubrałam się w swój strój treningowy, zakładając dodatkowo rękawice bez palców. Przeciwniczka wymierzyła pierwszy cios po usłyszeniu komendy, rozpoczynającej ostatni punkt egzaminu. Dzięki pamięci o chwytach, których nauczyła mnie mentorka i samej odwadze zabicia Katrine, czułam, że uda mi się zaliczyć test.
Robiłam wszelkie bloki, unikając ciosów pięścią. Chwyciłam ją za nadgarstek, przewracając przeciwniczkę na materac. Wyniki były pozytywne.

-Gratuluję, panno Potts. Witamy w SHIELD- uścisnęła Hill moją dłoń

-Jupi!- krzyknęłam z radości, skacząc wysoko

Mój entuzjazm został przerwany po tym, jak zadzwonił telefon. Tony się stęsknił?

-Witaj, mój rudzielcu. Jak egzamin?

-Zdałam, zdałam!- powtórzyłam z euforią

-Będzie trzeba to uczcić. Zgadza się, Rhodey?

No i masz. Siedzi w zbrojowni. Myślałam, że choć raz zostanie w domu, ale on musi coś majstrować.

-Zbrojownia?

-Tak, a przeszkadza ci to?- spytał dość dziwnym głosem i to humorzastym

-Nie, ale powinieneś być w domu. Obiad sam się nie zrobi

-Nie ma obiadu! Świętujemy dziś zwycięstwo!- wtrącił się Rhodey, krzycząc

-No dobra. Niech wam będzie- zgodziłam się i rozłączyłam, bo na pewno on zacząłby się ze mną droczyć, a ja nie mam na to czasu

Odebrałam swój kostium agentki pierwszego stopnia. Ciekawe, co Rhodey wyciągnie z Akademii Wojskowej? To już pewne, że drużyna zostanie rozwiązana. Oby było chwilowe, bo razem zawsze było ciekawie. I to nigdy się nie zmieni, nawet przy nadejściu końca świata.
Wróciłam do domu, gdzie nie zastałam Tony'ego. Napisałam ojcu o egzaminie, by mu nie przeszkadzać w misji. Szkoda, że nie ma z nim Bobbie, ale ona też chciała ułożyć wszystko na nowo. Zostawiłam rzeczy w pokoju, zamykając drzwi na klucz.
Pojechałam do zbrojowni, a tam zastałam ich dwójkę przy stole roboczym, gdzie stało wino z kieliszkami. Chyba nie przesadzimy? W końcu jesteśmy dorośli. Mamy umiar, tak?




Za szybko przyszła. Nie ubraliśmy się, nawet w garnitury, a ona też nie była odświętnie. Miała na sobie strój treningowy.

-Mamy czas. Jeszcze nic nie jest gotowe i powinnaś przyjść później

-Ale ja chcę teraz- uparła się

Rhodey tylko otworzył wino. Nalał nam wszystkim do kieliszków po takiej lampce.

-Wznieśmy toast za przyszłość. Niech nowe życie nam się ułoży. Za przyszłość!

-Za przyszłość!- krzyknęliśmy wspólnie, stukając w szkło

Wino było bardzo dobre, choć nigdy nie próbowałem pić. Mój ojciec często pił ze względu na jakieś uroczystości i nie tylko. Gdy zmarła mama, zaczął upijać się w samotności. Przyłapałem go na tym, gdy miałem osiem lat.

-Więc, jakie macie plany?- spytał przyjaciel, biorąc łyka

-W sumie za życie bez kłopotów. Prawda, Tony?- położyła głowę na moim ramieniu, stukając delikatnie palcem w kieliszek

-Tak, to prawda. A ty?

-Ukończyć Akademię Wojskową ze stopniem generała. Chciałbym dowodzić żołnierzami, by mieć wpływ na zakończenie wojny

-Świetny pomysł, a chcecie rozwiązać drużynę?

-Już o tym mówiliśmy. Każdy idzie w swoją stronę- przypomniała ruda, uśmiechając się

Nalaliśmy sobie kolejną porcję wina, która miała być ostatnia, ale to ciągnęło się dalej i dalej. Bez żadnych hamulców. Straciłem poczucie czasu, a świat nieco zawirował. Wiedziałem, że powinniśmy przestać świętować.
Pepper objęła mnie w pasie, a ja położyłem ręce na jej szczupłej talii. Przytuliliśmy się, aż w końcu nadszedł czas na pocałunek, którym długo się rozkoszowaliśmy.

-Może jeszcze jeden?- zaproponował Rhodey, co ledwo stał na nogach

-Tony, proszę. Nie pękaj. Jeszcze tylko jeden- namawiała Pepper, ale już czułem się źle, a oni dalej chcieli pić

W końcu złamałem się i wypiłem kolejny kieliszek wina. Było już po północy i ruda zaczęła świrować. Rozsądek znikł, bo Rhodey też stracił rozum, gdy też zabawiał się narzędziami. To już nie było zabawne.

-Ej, przestańcie! Zrobicie sobie krzywdę!- krzyczałem przerażony ich zachowaniem, co do normalnych się nie zalicza

-Rhodey, łap!- rzuciła śrubokrętem, który mógł go poważnie zranić

-Pepper!- krzyknąłem, by się opamiętała

-Tony, nie bawi cię to? Dołącz do nas

-Zostaw te klucze i opanuj się!- próbowałem przemówić do rozsądku, ale ona go zatraciła



To była zabawa z Rhodey'm, ale Tony musiał nam przerywać. Dalej rzucałam narzędziami, aż chłopak mnie chwycił, gdy miałam upaść. Wciąż byłam pokręcona szalenie.

-Masz wyczucie, Iron Manie

-Skończyłaś robić tu demolkę?!- spytał dość podirytowany

-Nie denerwuj się, bo ci pikawa stanie- zaśmiałam się głośno, a on po prostu nas zostawił i wyszedł

-Przesadziłaś. To nie było śmieszne- skomentował Rhodey, szturchając mnie lekko w ramię

Nie byłam sobą i uznałam to za atak. Odbiłam się na nim, szturchając go bardziej. Lekkie szarpanie, czy dokuczanie zmieniło się w podduszanie. Nie wiem, jak to się stało, ale moje ręce zaczęły go dusić i on miał ten sam zamiar. Przestaliśmy, gdy nie potrafiliśmy oddychać. Oboje uwolniliśmy się z uścisku, upadając na podłogę.

-Teraz musisz wstać. Lubisz wyzwania?

-Jak najbardziej. Kto pierwszy wstanie, może wypić resztkę

-Zgoda

Zaczęłam szukać czegoś, co mi pomoże wstać. Minęły dwie godziny, a Tony nie wrócił. Nadal leżeliśmy nawaleni, ale trzeźwość i rozsądek zaczęła wracać.

-Może pójdziemy spać, co? Głowa mnie boli

-Mnie też bania rozwala, ale nie będę się nad sobą użalał. Gdzie Tony?

-Już długo go nie ma. Może śpi, tylko gdzie poszedł?

-Chyba jest u ciebie w domu. Nie wierzę, że to się stało. Żyjecie, jak prawdziwe małżeństwo

-To prawda, Rhodey. Masz jakieś leki na ból głowy? To boli niemiłosiernie, jak cholera!

-Dobra, nie krzycz. Słyszę cię- nalegał, by się uciszyć, bo jego ból też doskwierał, ale wyglądał na bardziej upitego

Z ciekawości wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę. Była druga po północy. Musieliśmy ogarnąć się i wstać na nogi. Czuliśmy się odrobinę lepiej, ale dalej wstać bez upadku było dla nas czymś niemożliwym.
W końcu udało mi się podeprzeć na rękach, chwytając za kabel ładowarki. Rhodey kombinował, jak wstać, a ja już byłam ustawiona do pionu. Niestety zawroty głowy dalej towarzyszyły.

-Przepraszam, Pepper. To moja wina. Powinienem się domyśleć, że tak się stanie

-No trudno. Ja też się pogubiłam, bo mogłam ci zrobić krzywdę

-Wiem o tym, ale chodźmy zobaczyć, co się z nim dzieje. Nawet nie pamiętam, ile piliśmy kieliszków- wstał i wspólnymi siłami chcieliśmy wyjść ze zbrojowni, ale szybko straciliśmy równowagę

---**---

Wchodzenie w dorosłość i świętowanie sukcesów. Ten sezon będzie bardzo pomieszany, jednak liczę na to, że wytrwacie i zrozumiecie, do czego dojdzie w finale. To witam was i zagłębiamy się w historii dalej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X