One shot : mała Starkówna- Victoria Stark


Jak to jest żyć z matką gadułą i ojcem wynalazcą? Na pewno nie jest to zwykłe życie, jak każdej uczennicy Akademii Jutra. Dobrze mówię. Chodzę do tej samej szkoły, gdzie uczęszczali moi rodzice. Może nie udałam się idealnie do ich charakterów, więc wyszła ze mnie specjalna mieszanka wybuchowa. Nie wiem, czy mam się cieszyć, że powstałam z wielkiej ekscytacji rodziców w czasie rocznicy, a może to był błąd?
Nazywam się Victoria Stark i chciałam zbudować własną zbroję, choć świat już nie potrzebuje bohaterów.
Siedziałam w zbrojowni, szkicując projekt mojej puszki. Może niby są dorośli, ale ciągle zachowują się, jak dzieci. Gorzej. Dzieci mają swoje hamulce. Do tego wszystkiego dołączył ich przyjaciel. Bodajże Rhodey. Cała trójka rzucała się jakimiś śrubokrętami. Było za głośno. Nie potrafiłam skupić się na szkicu pancerza.

-Ej! Uciszcie się! Jak chcecie się bawić, to idźcie stąd!

- Viki, my się nie bawimy. Idź pracować, gdzie indziej- poprosił ojciec, który bardzo polubił ostre narzędzia, że mama również nimi się zachwyciła

-Ale ja tu pracuję!- krzyknęłam podirytowana

- Dajcie dziecku popracować. W końcu też chce coś dla siebie stworzyć- zwrócił im uwagę przyjaciel

-Jeszcze się zdziwisz i będziesz mi zazdrościł- uśmiechnęłam się chytrze, zbierając duży arkusz papieru z narzędziami i wyszłam na zewnątrz, gdzie miałam ciszę i spokój

Siedziałam tam, tylko 15 minut, bo w zbrojowni usłyszałam niepokojący huk. Gdy przybiegłam na miejsce, reaktor był podpięty do ładowania. Ostatnimi czasy znowu przesadzał z pracą. Rozumiem, że liczy się dla niego firma, ale przesadza. Często przesiaduje zamknięty w firmie, albo w zbrojowni i niczego nie je. Już miał ochotę chwycić za schematy, ale mu na to nie pozwoliłam.

-Nie możesz! Na dziś wystarczy!- zabrałam wszystkie jego projekty i schowałam do szafki na klucz

- Oddaj to! Muszę pracować!- zdenerwował się, aż go zabolało przy sercu

Wszyscy patrzyli na niego, jak na szaleńca. Zachowywał się tak, jakby ktoś mu wszystko zniszczył, a to kłamstwo. Jestem jego córką i nie zwraca zbytnio na mnie uwagi. Dla niego liczy się tylko praca i praca. Mama przytuliła go i za wszelką cenę chciała uspokoić jego burzliwe emocje. Widziałam, jak do jej oczu wkradają się łzy. Czy bez bycia Iron Manem mają szczęśliwe życie? Niestety, to nie taka bajka.
Rhodey musiał już iść. Wzywali go wojskowi na jakąś misję. Pożegnał się z nami i wyszedł. Musieliśmy odbyć poważną rozmowę we wspólnym gronie.

-Tato, nie możesz się tak zamęczać. Musisz odpuścić- próbowałam przemówić mu do rozsądku

-Ale ja muszę pracować. Bez tego nie ma życia. Wiesz, ile mam projektów do dokończenia? Jeszcze budowa urządzeń też pochłania czas. Musicie mi dać pracować

-Na pewno nie kosztem twojego serca. Musisz o siebie dbać, jeśli chcesz pożyć te 10 kolejnych lat- wspomniała mu żona

- W sumie, to macie rację, ale pozwólcie mi pracować. Zrobię jeden projekt i przyjdę na kolację- cmoknął nas w policzek, obiecując

-Zgoda- złamałam się i dałam mu jeden schemat do ręki

Razem z mamą poszłyśmy do kuchni przygotować kolację. Obie byłyśmy zamyślone nad jego zachowaniem. Martwiłyśmy się o niego i z trudem zostawiłyśmy go samego w zbrojowni. Słyszałam, jakie robił wybryki, gdy był nastolatkiem, ale to na pewno przejdzie wszelkie granice. Jeszcze nie raz się o tym przekonam.
Wyjęłam talerze z szafki, rozkładając je na stole wraz z sztućcami. W piekarniku piekła się pizza. Na odległość wyczuwałam zapach sera, pieczarek i szynki. Po prostu najlepsze są domowej roboty. Wiedziała, jaką lubimy i taką zrobiła.
30 minut później pizza była gotowa. Do szklanek nalałam po coli i rozstawiłam przy każdym talerzu. Moje przeczucie mi mówiło, by sprawdzić, co się dzieje z tatą. Bałam się, że znowu przesadza z pracą. Niepotrzebnie w ogóle dawałam mu jakikolwiek schemat, bo naprawdę był bezmyślny i wcale dorosłego nie przypominał. Może ta nieogolona bródka, ale to biologicznie, bo psychicznie nadal dziecko.
Więc zrealizowałam swoje zamiary i poszłam do warsztatu. Nadal był zajęty pracą, a ładowarka leżała na podłodze. Nie wiedziałam, co naprawdę zrobił. I to było niedopuszczalne. Na stole leżało ponad 5 schematów, a szafka została przepalona z wielką dziurą. Nie mógł poprosić o kluczyk? Przecież nie tylko on z niej korzystał. Szukałam swojego schematu i leżał gdzieś przy starych puszkach od oleju.

-Kolacja jest. Chodź- chwyciłam go za rękę, a on nie chciał się odczepić od pracy

-Zaraz przyjdę- burknął pod nosem, szkicując dalsze elementy

-Mama zrobiła pizzę. Nasza ulubiona. Z pieczarkami. Nie skusisz się?

- Muszę to tylko dokończyć

-Kończysz to już 2 godziny. Przerwa ci nie zaszkodzi- nalegałam, by zostawił to

-Niech ci będzie, Viki. To chodźmy. Mówisz, że z pieczarkami?

-Mhm. Będzie ci smakować- uśmiechnęłam się i wyszliśmy ze zbrojowni, blokując drzwi kodem

Na talerzach mieliśmy nałożone kawałki pizzy. Umyliśmy ręce i zasiedliśmy do stołu. Byliśmy w komplecie. Każdy wziął do ust kęsa. Była smaczna. Najlepszą, jaką można jeść. Tata jakoś nie odezwał się do nas ani jednym słowem. Pewnie zamyślał się nad tym, co będzie później robić. Pomyślałam, by szczerze pogadać. Miałam tyle pytań, a z gadulstwem udałam się do matki.

-Mogę się o coś spytać? Jako wasza córka mogę wiedzieć, jak się poznaliście? To była taka młodzieńcza miłość, czy jak? No powiedzcie mi. Chcę wiedzieć wszystko- uśmiechnęłam się chytrze, zadając stos pytań

-To było w liceum. Chodziliśmy do Akademii Jutra, gdzie ty teraz się uczysz. W sumie, nasza znajomość zaczęła się przypadkowo. Przyszłam na dach zjeść lunch, a tam on patrzył gdzieś w dal. Rozgadałam się i wiedziałam, kim jest. W końcu, mój ojciec pracuje w FBI, więc miałam dużo informacji o wypadku, który do dziś go męczy, ale jesteśmy rodziną

-Chyba nie przypadkowo. Mamo, dlaczego musiałam się urodzić w dzień waszej rocznicy? Takie mieliście plany, czy po prostu jestem jednorazową wpadką i nie powinno mnie tu być?

-Nie mów tak, Victorio. Kochamy cię, ale przyznaję, że trochę poszaleliśmy no i wyszła mieszanka wybuchowa- zaśmiała się mama, a tata dalej się nie odzywał

-Smakuje ci, Tony? Może chcesz dokładki?- spytała go, a on tylko wzruszył ramionami

-Nie nudzi was takie życie? Nie ma żadnych zbirów do pokonania. Ja bym zbzikowała. Chętnie powalczyłabym z Whiplashem, albo Mandarynem. Naprawdę, to byłoby ciekawe

-To teraz wiesz, co czuję- w końcu się odezwał, biorąc kolejny kawałek pizzy na talerz

-Tylko, że gdyby byli wrogowie, nie bylibyśmy rodziną. Wtedy nie przyszłabyś na świat- wyjaśniła

Miała rację, ale chciałam powalczyć z jakimkolwiek wrogiem. Wzięłam dokładkę i poszłam z talerzem do zbrojowni. Miałam ochotę stworzyć dziś zbroję. Poza tym, wolałam zostawić ich samych. Mieli do pogadania. Projekt był ledwo zaczęty i musiałam go dziś skończyć. Nie byłam taka głupia i miałam coś do jedzenia i picia przy sobie. W końcu z czegoś trzeba czerpać energię. Wzięłam ołówek do ręki i kreśliłam ostatnie kształty na papierze. Ustalałam wszelakie proporcje, by moje ciało mogło wejść do zbroi, nawet, gdybym przybrała na wadze. Było idealnie dopasowane. Szkoda, że oni nie mają już swoich pancerzy. Fajnie byłoby mieć żelazną rodzinkę.
Projekt był gotowy po 3 godzinach. Pozostało jedynie stworzyć części. Zaczęłam od podstaw, czyli hełm, napierśnik i rękawice. Chwyciłam palnik i maskę do spawania gotowa do pracy. Co jakiś czas robiłam przerwę, żeby coś przegryźć, albo odpocząć, czego mój tata nie robi. Mama mi nie raz mówiła, jak bardzo musi na siebie uważać. Łatwo można było go wyprowadzić z równowagi. Gdy ukończyłam pierwsze elementy, do zbrojowni wszedł tata.

-Teraz to ty tu będziesz ślęczeć całą noc? Ja też muszę coś zrobić. Długo ci to zajmie?

-Mam robotę, jak widzisz. Myślę, że ci się spodoba.  Ta zbroja będzie inna. Na pewno będzie latać, ale przydatna w każdych warunkach. Co o tym sądzisz?

- Po co ci zbroja, skoro nie ma wrogów? To bez sensu się trudzisz. Pozwól mi coś zrobić. Na jutro muszę dokończyć projekt- wymyślił jakąś wymówkę, a ja czułam, że specjalnie mnie zlewa

-Tato, proszę. Tobie już wystarczy tej pracy. Jeszcze coś się stanie, a znam twoje numery. Już hełm zrobiłam- pokazałam mu pierwsze części zbroi

-No dobra. Faktycznie masz smykałkę do tworzenia wynalazków, ale marnujesz się. Nie ma żadnych wrogów i świat nie potrzebuje żadnego bohatera

-Tak ci się zdaje. Zobaczysz, że jeszcze będziemy potrzebni

-A masz ksywkę?- spytał, udając lekkie zainteresowanie

-Nie myślałam nad tym, ale może Iron Girl? Co ty na to?

Nie odezwał się już wcale i sam wziął narzędzia do ręki, by "dokończyć" projekt. On był już skończony, ale tak zaślepiony, że musiał na przymus siedzieć przy nim. To już było szaleństwo. Chciałam go, jak najszybciej zabrać stąd, by nie zaczął prawdziwego wariactwa. Odłożyłam na chwilę swoje "zabawki". Od razu wyjął projekt na stół i jego ręce miały chęć dalszego tworzenia czegoś, co już dawno było skończone.

-Przestań! Odpuść sobie! Wystarczy!

-Nie będziesz mi rozkazywać- odepchnął mnie na bok i siedział przy stole roboczym, ulepszając bezużyteczny pilot do jakiegoś garażu

-Dość!- rzuciłam się na niego, ale to nie poskutkowało

Uderzyłam w stół, lecz na szczęście głowy sobie nie rozwaliłam. Nawet się nie przejął, bo liczyła się, tylko praca. Praca i tylko praca.
Ponownie spróbowałam go odciągnąć od narzędzi. Tym razem zrzuciłam je ze stołu, by się odwrócił. I tak zrobił. Był wściekły, że mu przeszkadzam. Oberwałam łokciem w brzuch. Był nie do poznania. Zachowywał się, jak jakiś maniak. W pewnym sensie był maniakiem.

-Uspokój się! Masz przestać!- próbowałam coś zdziałać i na marne

-Nie przeszkadzaj mi, dobrze? Zajmij się czymś innym. Ja naprawdę muszę to skończyć!- odepchnął mnie mocno, że prawie znowu wylądowałam na ziemi

-Mam tego dość!- chwyciłam za paralizator, który leżał gdzieś przy mnie i użyłam przeciwko tacie

Nie miałam innego wyboru. Niestety zdołał tego uniknąć i nie wiem, co mógł jeszcze zrobić. Jego wściekłość przerwał ból. To go musiało zmusić do poddania się. Jednak on nie przerwał. Dalej był nakręcony do konstruowania dla firmy.
Niespodziewanie do zbrojowni wbiegła mama. Dobrze, że się zjawiła. Może ona zrobi z nim porządek? Przecież są małżeństwem i powinni być ze sobą zgodni. Bez niepotrzebnych awantur i sprzeczek.

-Co tu się dzieje?! Tony, masz przestać! Wracajcie do domu! Ty też, Viki!

-Nie daje mi spokoju. Muszę coś skończyć i ciągle mi przerywa

- Czy ty siebie słyszysz?! Ty już skończyłeś, co trzeba i nie musisz nic robić!- po raz kolejny próbowałam przemówić mu do rozsądku

Teraz go zgięło z bólu i to był stres. Zdenerwował się, a nie byłoby tego, gdyby nie wariował w zbrojowni przez głupie zlecenia. Podeszłam do niego razem z mamą. Martwiłyśmy się o niego, a on to olewał. Chciał dalej zaharowywać się na śmierć. Nie mogłam mu na to pozwolić.
Wziął do ręki narzędzia i znowu miał chęci dalszego majsterkowania. Kiedyś to było jego hobby, a teraz przerodziło się w niekontrolowaną obsesję. Ignorował ból i nasze prośby.
Byłam wkurzona i na złość wyłączyłam prąd. Bez wahania kliknęłam wyłączniki. Frustracja ojca sięgnęła zenitu. Bezsensownie krzyczał i miał dość naszej obecności. Jedynie, co zauważał, to narzędzia pracy i schematy na stole roboczym.
Próbowałam znowu naskoczyć z paralizatorem, ale ponownie uniknął go. Odepchnął mnie na szafkę i znowu oberwałam w głowę. To bolało. Mama chciała go chwycić i jakoś uspokoić.
Gdy wyciągnęła ręce, żeby objąć niego w pasie, po prostu bez uczuć zamachnął rękami, unikając jej dotyku.

-Wróć do nas! Do domu!- krzyknęła zrozpaczona

-Liczy się jeszcze dla ciebie rodzina?!- spytałam go podirytowana jego zachowaniem

- Kochane, ja... przepraszam- zaczął się uspokajać i rzucił narzędziami o podłogę

Gdy miał już do nas podejść, znowu poczuł ból. Krzyknął i upadł. Byłyśmy przerażone. Mama chciała mnie jakoś uspokoić, wmawiając, że to nic poważnego. To tylko przemęczenie. Miała rację. Zabraliśmy tatę do salonu, gdzie położyliśmy go na kanapie, przykrywając kocem. Serce biło mi, jak szalone.

- Czy tak było zawsze, jak skończyło się bohaterowanie?- spytałam mamę, patrząc na ojca

- W pewnym stopniu, to tak. Jednak nie, aż tak bardzo. Chciał ci zrobić krzywdę?

-Nic mi nie jest, ale nie można dopuścić, by te ataki szaleństwa zrobiły z niego psychopatę. Ja chcę tamtego ojca. Ten, który nas kochał. Troszczył się i spędzał każdą wolną minutę z nami- po moich policzkach spłynęły łzy

-Będzie dobrze. Dopilnuję tego- przytuliła mnie czule i już czułam, jak jakaś iskierka iskrzy z nadzieją

Następnego dnia miałam lekcje w szkole. Przywitałam się z rodzicami przy śniadaniu z uśmiechem. Znowu było, jak dawniej. Bez szaleństwa i bez strachu, choć wiedziałam, że jeszcze nie raz powtórzy się taka sytuacja.

-Dzień dobry wszystkim- cmoknął nas w policzek i z uśmiechem przywitał nowy dzień

-----***-----

I to jest nasza Victoria Stark. Wykapana matka, ale pomieszana z inteligencją ojca, choć rozsądku jej nie brakuje. Co sądzicie o tym? Jest to jakby taki dodatek do opko "W sieci". Pewnie dziwi was charakter Tony'ego. ale nie raz w komiksach był takim pracoholikiem i głównie przez to miał problemy ze zdrowiem. Ten one shot miał być wesoły, ale niestety wyszedł poza plany. Mam nadzieję, że mimo wszystko się podobał. Pozostały dwa dodatki do i startujemy z serią scenariuszy :)

1 komentarz:

  1. No nieładnie tak bić córke...Victoria niezła mieszanka wybóchowa ogółem spoko <3 ;-P

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X