"Koniec czasu"- ostatni oddech



Tony miał ostatnie 5 lat do życia. Próbował dbać o siebie, nie zamartwiając żony. Często dzwonił do córki. Tęsknił. Tym razem miał ważny powód do rozmowy. Otworzył laptop i uruchomił kamerkę.

-Cześć, Viki. Co tam u ciebie? Dawno nie dzwoniłaś- uśmiechnął się, witając

-Ja nie dzwonię? Wybacz, ale czasem jestem zajęta. Szkoła i te sprawy- zauważył, że coś chciała ukryć, a wydawało mu się, że tylko on chował sekrety

-Co masz na myśli "te sprawy" ? Czy coś się stało? Viki, to do ciebie nie podobne, ale nieważne. Musimy się spotkać. Mam ci coś do przekazania w firmie

-Tato, wszystko w porządku? Mam się bać?- spytała zmartwiona

-Wszystko ci wyjaśnię, jak się zobaczymy. Pasuje ci dzisiaj?- obiecał, prosząc

-Zgoda. Jakiś tam czas znajdę- uśmiechnęła się, rozłączając połączenie wideo

Jej ojciec nie znosił patrzeć na zegarek i kalendarz. To sprawiało mu psychiczny ból, bo przypominało, jak niewiele zostało czasu.
Spotkał się z nią w Stark Solutions. Czekał przy biurku ze stertą papierów. Chciał to załatwić szybko i bez rozgłosu. Pojawiła się o czwartej po południu. Od razu wstał, przytulając swoją córkę. Dawno jej nie widział w pełni. Była dorosłą w pełni dojrzałą kobietą.

-Ależ ty urosłaś, Viki. Zupełnie cię nie poznaję- przyjrzał się uważnie kobiecie, która w głębi duszy dalej była córeczką tatusia

-Ja ciebie też, ale przyszłam, jak prosiłeś. To mogę wiedzieć, dlaczego nie mogłeś mi tego powiedzieć przez internet?- nalegała na wyjaśnienia

Podszedł do biurka po dokumenty związanymi z umową w sprawie zarządzania firmą. Nie wiedziała, czemu je otrzymała.

-Dlaczego?- odważyła się zapytać bez szczegółów

-Jesteś już w odpowiednim wieku, by otrzymać we władanie Stark Solutions- próbował wytłumaczyć swoje zachowanie

-Dlaczego akurat teraz?- była zdziwiona jego postawą

-Sama chciałaś, żebym się zmienił, dlatego prowadź tę firmę, dobrze?- wręczył jej też plakietkę identyfikacyjną

-Dziwne. Naprawdę rezygnujesz z pracy? Przecież miałeś ją jedynie ograniczyć- nadal nie rozumiała postępowania ojca

-O nic więcej nie pytaj. Od dzisiaj to Victoria Stark jest szefową Stark Solutions- zakomunikował bez wahania

Dziewczyna nie chciała już bardziej na niego naciskać. Pożegnał się z nią i wyszedł. Nie potrafiła uwierzyć, że posunął się do oddania firmy. Spojrzała przez okno, jak wracał do domu. Coś jej nie pasowało w zachowaniu ojca. Weszła w dane firmy i nie było nic o długach.

-Chyba musiał mieć inny powód. Tak nagle prosi o spotkanie i porzuca Stark Solutions. Coś mi tu nie gra- powiedziała, myśląc na głos

Kolejne foldery dotyczyły projektów. Wszystkie zostały ukończone i sprzedane. To bardziej spowodowało powiększenie zdumienia. Była w szoku, co zrobił.

-To do niego nie podobne

Tymczasem Tony był w warsztacie. Zastanawiał się, czy dobrze postąpił. Czy Viki da radę sprawować zarządzanie nad firmą? Czy musiał sprzedać wszystkie wynalazki? Jak długo uda się ukrywać sekret? Te i inne pytania zaprzątały jego głowę.
Natłok pytań przerwał Rhodey. Niespodziewanie przyszedł do niego z wizytą, ale bez munduru. Był dawno po pracy.

-Cześć, Rhodey. A ty nie na poligonie? Przecież miałeś testować nowego czołga- wspomniał mu przyjaciel

-Masz rację, ale na dziś mi wystarczy. Możemy pogadać?- zgodził się, pytając

-Gadamy- stwierdził

-Ale w innym miejscu- nalegał

-Wszystko gra?- Tony zdziwił się zachowaniem Rhodey'go

-Musimy pogadać. Na osobności i nie tutaj- odparł poważnym tonem, wskazując na niego palcem

Zdziwił się, co w niego wstąpiło, że tak nalegał na spotkanie. Obawiał się najgorzej opcji z możliwych. Że Rhodey ma kłopoty. Poszli do baru, gdzie zamówili po jednym piwie.

-No to jesteśmy. Powiesz mi, co się z tobą dzieje?- zaczął pytać Tony

-Chciałbym zapytać o to samo- popatrzył, lustrując go wzrokiem, co nie było zbyt przyjemne

-O co ci chodzi? Przecież się zmieniłem! Nie tego chciałeś, co?!- zdenerwował się podirytowany

-Uspokój się, Tony. Zmieniłeś się, ale za bardzo, jak na kogoś, kogo życiem była firma i tworzenie wynalazków dla ratowania ludzi- zauważył Rhodey

-Przejdź do sedna- poprosił

-Powiedz mi, dlaczego twoja córka dostała firmę? To prezent na urodziny?- był ciekawy odpowiedzi

Mężczyzna zamilknął, zastanawiając się, jak najlepiej ukryć prawdę. Jednak zdziwił go fakt, że Rhodey dość szybko dowiedział się o przekazaniu Stark Solutions w ręce Viki. Nieco zbladnął na samą myśl, że zaraz każdy będzie pytać o to samo. Jego bladą twarz zwykle widział przez zarwane noce, ale ta była o wiele bladsza, niż normalnie. Nie chciał mu mówić prawdy, ale wiedział jedno. Sam nie da rady dźwigać tego ciężaru, a Rhodey'go darzył największym zaufaniem.

- Kończy mi się czas- wydusił z siebie, aż zakręciło się mu w głowie

-Tony, o czym ty mówisz?- twarz nabrała zarazem zdziwienia, jak i przerażenia

-Chcesz wiedzieć? Umieram, rozumiesz? Umieram i nic nie mogę z tym zrobić- wyrzucił, kpiąc ze swego nieuchronnego losu

-Żartujesz chyba?- nadal nie dowierzał

-A wyglądam, jakbym żartował? Chciałeś prawdy, to masz- wstał i poszedł w stronę wyjścia, lecz zatoczył się przy drzwiach

Rhodey pomógł mu wstać, by wrócił do domu. Był słaby, a do tego wszystkiego zaczął podać deszcz. Martwił się o przyjaciela. Nie potrafił strawić informacji, że jego najbliższy mu kolega z szkolnych lat w końcu natrafi na tamten "inny" świat. Na złość włączyło się przypomnienie. Dość szybko trafił do warsztatu, gdzie podłączył reaktor do ładowania i położył się na kanapie.

-Pepper wie?- spytał, choć domyślał się jego odpowiedzi

-Nikt, oprócz ciebie i Victorii. Nie mogą poznać prawdy? Wiesz, jak się załamią? Nie będę je niepotrzebnie denerwować- zaciskał zęby przez ból

-Co się dzieje?- zauważył grymas na jego twarzy, ale wskazywał ręką jakąś półkę

-Podaj mi przybornik- poprosił, a on jedynie odnalazł poszukiwaną rzecz

Tony wyjął jedną strzykawkę, wbijając ją sobie w rękę. Powoli odczuwał, jak ból znika. Rhodey z trudem patrzył na samobójstwo przyjaciela.

-Morfina?- próbował zgadnąć, jaka substancja płynie w krwiobiegu

-To mi pomaga... znieść ból. To wszystko przeze mnie. Sam jestem sobie winien. Chcę umrzeć szybciej, ale muszę czekać te niecałe 5 lat- wyjaśnił, użalając się nad sobą

-Kiedy zamierzasz powiedzieć Pepper i Viki? Nie możesz ukrywać tego w nieskończoność- spytał, ostrzegając

-Nie mogę. Po prostu nie mogę, ale jestem ci wdzięczny za pomoc. Dzięki- zawahał się, lecz pamiętał, by podziękować za użyczenie pomocnej dłoni

-Dobrze ci radzę, Tony. Nie okłamuj jej. Bardziej zaboli to, że dowiedzą się za późno. Trzymaj się jakoś i dzwoń, gdybyś czegoś potrzebował. Tylko przemyśl na spokojnie, co ci powiedziałem- doradził, żegnając się z nim

Rhodey za jego niewiedzą poszedł porozmawiać z Pepper. Nie mógł wygadać się z tajemnicy, ale czuł się okropnie, by ją pozostawić bez informacji. Chciał naprowadzić na trop.

-Cześć, Pepper. Masz chwilkę?- przywitał się w drzwiach

-Rhodey? A to ci niespodzianka. Co ty tu robisz? Myślałem, że siedzisz na poligonie- uśmiechnęła się, goszcząc go w salonie

-Czemu wszyscy myślą o tym samym? No nieistotne. Chcę z tobą porozmawiać o...- nie zdążył dokończył i wtrąciła swoje słowa

-O Tony'm, czy może o czymś innym dla odmiany? Jesteśmy dorośli, a ty dalej to samo. Matkujesz, choć wiesz, że ja od tego jestem- przypomniała mu, a on jedynie podrapał się w głowę

-Bądź poważna, Pepper. Wiesz, że twoja córka przejęła firmę? Nie uważasz, że to dziwne?- zaczął rzucać pierwsze poszlaki

-Co w tym dziwnego? Viki sama chciała być kiedyś taka, jak Tony. Bardziej udała się do ojca. To trochę przykre- nie zauważyła powodu do obaw

Przyjaciel nie poddawał się. Dał inny trop.

-A co powiesz na sprzedaż wszystkich wynalazków?- spytał, mając nadzieję, że w końcu przejrzy na oczy

-Skąd ty to wszystko wiesz? Powiedział ci o tym?- zdziwiła się na bogatą ilość informacji, a sama poczuła się głupio, bo nie znała własnego męża

-Zachowywał się dziwnie i niestety musiałem naruszyć jego prywatność. Tak, Pepper. Śledziłem go, ale z bardzo ważnego powodu. Zmienił się nie do poznania- wyjaśnił, trzymając sekret w umyśle

-Faktycznie, masz rację. Z tego, co pamiętam, miał jedynie ograniczyć pracę. I sprzedał wszystko, co stworzył? Rhodey, co się z nim dzieje?- zaczęła martwić się o Tony'ego, aż z oka wypłynęła jedna łza

-Pepper, nie bój się. To na pewno nic strasznego- skłamał z trudem

-Muszę z nim porozmawiać. Pewnie siedzi w warsztacie- pomyślała nad szczerą rozmową żony z mężem, a Rhodey poszedł z nią do przyjaciela, którego tam nie było

Na podłodze leżała zużyta strzykawka, a na kanapie była ładowarka. Pepper zauważyła małą kartkę przy niej. Wzięła do ręki, czytając na głos.

- Wyszedłem na chwilę, Nie martw się. Wrócę za kwadrans. Tony. Rhodey, gdzie on poszedł?-zastanawiała się, czy wiadomość nie miała ukrytej treści, a być może jedyna osoba, która może wiedzieć, był jego najbliższy przyjaciel

Gdy oni myśleli, gdzie znajduje się Tony, on przechodził w deszczu daleko od domu. Chciał przemyśleć samotnie słowa Rhodey'go. Bardziej zaboli to, że dowiedzą się za późno. Nie chciał dawać takiego ciężaru swojej rodzinie, Wystarczyło, że brzemię dźwigał z Rhodey'm. Był blady i ledwo chodził. Ludzie go mijali i żaden nie rozpoznał dawnego przedsiębiorcy Stark Solutions. Jedynie omijali szerokim łukiem. Szedł ciągle w deszczu, powoli słabnąc.
Pepper razem z Rhodey'm pojechali go szukać, gdy po minionym kwadransie nie odnalazł się w domu. Wzięła samochód, jadąc przez miasto.

-Po co on wyszedł? Na spacer w taką ulewę? Mam nadzieję, że wziął kurtkę- rozglądała się uważnie, szukając męża

-Nie wiem, ale znam Tony'ego na tyle dobrze, że na pewno o niej zapomniał- odparł, twierdząc niezbyt optymistycznie

-Rhodey, ty wiesz coś, czego ja nie wiem?- odważyła się w końcu sprawdzić swoje przeczucia

-Możemy pogadać o tym później? Znajdźmy Tony'ego i obiecuję, że wszystko ci powiem- pomyślał nad ujawnieniem tajemnicy

Tony nadal tracił siły na dalszy chód po ulicy. Ból zaczynał ponownie dokuczać, choć miał naładowany w pełni reaktor. Oparł się ręką o murek, próbując utrzymać się na nogach. Pepper go zauważyła i natychmiast przyspieszyła.
Gdy zaparkowała gdzieś na poboczu, wyszła z auta, biegnąc w stronę mężczyzny, który bezsilnie padł na chodnik.

-Tony!- krzyknęła, podbiegając do niego

-Pepper, bez paniki- poprosił Rhodey o opanowanie, choć ona nie miała zamiaru nikogo słuchać

-Jak ja mam być spokojna, skoro jest nieprzytomny?! Nie naładował się?!- zaczęła krzyczeć tak głośno, że musiał się odrobinę odsunąć

-Na pewno się ładował. Zabierzmy go stąd- sprawdził bransoletkę, która wskazywała na pełne ładowanie

-Jesteś mi winny wyjaśnień!- nalegała na logiczne wytłumaczenie

Zabrali Tony'ego i pojechali do domu. Rhodey znowu pomyślał o tym samym, co ostatnio. Samobójca.
Gdy dotarli na miejsce, Pepper chwyciła nieprzytomnego na ręce, zanosząc do salonu. Ostrożnie go położyła, przykrywając kocem. Przyjaciel próbował ją wspierać w tak trudnych chwilach.

-Nie wiem, dlaczego zemdlał, ale niech dojdzie do siebie. Chcę uniknąć szpitala za wszelką cenę- spojrzała na jego bladą twarz

-Powiem ci całą prawdę, bo nie chcę, żebyś później cierpiała. Prosiłem, żeby cię nie okłamywał. Ty musisz wiedzieć- zaczął rozwiązywać zagadkę

-Rhodey, co się stało? Czemu miałabym cierpieć?- wciąż czekała na odpowiedź

-On umiera- w końcu wydusił to z siebie

Pepper próbowała jakoś przełknąć to przez gardło. Najgorsza myśl była. że nie mógł się pomylić. Obiecał jej i powiedział całą prawdę. Wierzyła mu, lecz po prostu nie potrafiła w to uwierzyć. Posmutniała, aż cicho zaczęła płakać.

-Jak długo o tym wiesz?- spytała

-Dzisiaj się dowiedziałem. Pewnie przez "wyrok" oddał firmę i sprzedał wszystko, co stworzył. Pepper, nie możemy się załamywać. Musimy mu pomóc. Bądź silna- próbował ją wspierać, jak najbardziej się da

-Próbuję, ale... nie potrafię. Rhodey, ile mu czasu zostało?- ponownie spłynęły łzy po policzkach

-Czy naprawdę chcesz wiedzieć, ile pożyje? Nie będę ci mówić, bo to może zmienić się na lepsze...- w porę przerwał, by nie zniszczyć nadziei

-On naprawdę umiera. Powiedz mi, ile mu czasu zostało? Zniosę wszystko. Cały ten ból- nalegała rozpaczliwym tonem

-Powiedział, że 5 lat. To i tak się może zmienić. Przestań płakać. Viki o tym nie mów. Niech nie cierpi. Nie wiem, jak ona zniesie, skoro ty ledwo trzeźwo myślisz. Uspokój się i nie denerwuj. Za niedługo się obudzi. Porozmawiasz z nim, ale teraz wyśpij się- wyznał, lecz poprosił o dochowanie tajemnicy przed Viki

Pepper była zrozpaczona. Jak ona płakała, tak dalej na zewnątrz padał deszcz, aż zrobiło się ciemno. Próbowała ukryć swój strach. Nie udało się. Głos drżał wraz z jej rękami. Popatrzyła przez chwilę w okno. Chciała zająć myśli czymś innym. Pomyśleć o kolejnym dniu. To było zbyt trudne. Podeszła do męża i dotknęła jego czoła. Było ciepłe. Miał gorączkę. Zaczął coś majaczyć.

-Zostawcie ją... Zostawcie! Nie! Nie!- krzyczał, bo w głowie pojawił się obraz Whiplasha, porażającego żonę, a obok niej leżała Viki

-Tony, uspokój się. Nic się złego nie dzieje. Tony, jestem tu. Nikomu nie dzieje się krzywda- chwyciła za jego rękę i podała leki na zbicie temperatury

-Pepper- otworzył oczy, czując jej dotyk

-Jestem tu. Jestem- cmoknęła go w policzek, roniąc łzy równocześnie ze szczęścia i strachu

-Dobrze, że się obudził. Jednak muszę coś przynieść, co na pewno się przyda- pobiegł do warsztatu po przybornik, a leżał otwarty na stole roboczym

Szybko się z nim uporał i wrócił do nich. Tony zasnął. Położył przybornik na stole.

-Co z nim?- zapytał również zmartwiony

-Gorączka spadła. Musi odpocząć. Dlaczego to musi się dziać? Jutro są urodziny Viki. Mieliśmy je spędzić razem- uspokoiła go, choć sama odczuwała obawy przed kolejnym dniem

-I będziecie razem. Tony się wyliże do jutra. Jest silny. Zobaczysz, że będzie pełny energii- stwierdził, klepiąc krzepiąco po ramieniu

-Mam taką nadzieję. Chcę, żeby miała niezapomniane urodziny. Kończy 25 lat- przypomniała sobie, żeby przygotować tort, kupić prezent i zadbać o miłą atmosferę

-Nie martw się. Wszystko wypali pomyślnie. Gniewasz się na mnie, że ci powiedziałem prawdę? Sama przecież chciałaś- poprosił, ale zapytał się

- Rhodey, nie gniewam się. Jakoś dam radę. Muszę to zrobić dla Viki. Zero zmartwień. To trudne wyzwania, ale chyba warto spróbować- uśmiechnęła się na chwilkę

Rhodey musiał wrócić do domu, bo z rana czekały go nieuchronne testy na poligonie, ale o urodzinach małej Starkówny nie zapomniał. Chciał na nich być. Pepper wzięła poduszkę i koc, zasypiając na podłodze przy kanapie, gdzie leżał chory.
Następnego dnia nastał dość pogodny dzień, aczkolwiek z aurą nigdy nic nie wiadomo. Mężczyznę zbudziły promienie Słońca, przenikające przez okno. Otworzył oczy i zobaczył, leżącą rudą na ziemi. Powoli wstał, chwytając ją ostrożnie, by podnieść z ziemi. To zbudziło żonę. Ten dotyk męskich dłoni, próbujących przenieść ją w inne miejsce.

-Dzień dobry, skarbie. A co ty leżysz na podłodze? Łóżko stało się niewygodne?- uśmiechnął się, całując ją w czoło

-Tony, już wyzdrowiałeś?- zdziwiła się, choć musiała go porządnie uścisnąć, by odczuć istnienie umierającego męża

-A byłem chory? Nieważne. Wiesz, jaki jest dzisiaj dzień? Chyba upiekłaś tort?- dalej się uśmiechał, lecz odwzajemnił gest

-Dziś wezmę się za to. Naprawdę dobrze się czujesz?- wciąż pamiętała, co powiedział Rhodey

-Wyśmienicie. Zjem śniadanie i idę do warsztatu. Muszę zrobić dla niej coś wyjątkowego. Powinna pamiętać ten dzień- zdecydował

-Bo kończy ci się czas?- spytała, a on popatrzył z niedowierzaniem

Przez myśl przeszło mu gadulstwo przyjaciela, który obiecał nie mówić nikomu o swoim stanie zdrowia.

-Rhodey powiedział?- zapytał dla pewności

-Wiem o wszystkim. Wszystko mi powiedział, ale nie martw się. Będę z tobą do końca i jeśli będzie trzeba, odejdę z tobą- przyłożyła dłoń do reaktora, odczuwając miarowe bicie serca

-Musisz zostać z Viki. Może i jest już dorosła, ale potrzebuje matki, a poza tym, pomożesz jej w firmie- nalegał i wziął kromkę do ust

-Czy może to być jeden dzień bez zmartwień? Niech spędzi te urodziny, jak najlepiej. Dasz radę, czy czegoś potrzebujesz?-poprosiła, martwiąc się dalej stanem Tony'ego

-Spokojnie. Poradzę sobie bez problemu- uśmiechnął się, całując ją w usta i wyszedł do warsztatu

Tam zajął się prezentem dla córki z okazji 25 urodzin. Chciał, by to było coś wyjątkowego. Chwycił narzędzia i wziął się do roboty. Wiedział, że tym drobiazgiem zadowoli Viki. Spojrzał na komorę ze zbroją i miał pomysł dla swojej córki, że nie mogła potraktować niej obojętnie.
Po dwóch godzinach prezent był gotowy. Gdy odezwało się przypomnienie, pozostał kolejną godzinę w warsztacie. Chciał być pełen energii bez pokazywania swej słabości.
Tymczasem Pepper zdążyła upiec i udekorować tort. Również głowiła się nad prezentem, co przez zatroskane myśli nie było łatwo znaleźć pomysłu. Postanowiła zajrzeć do sklepu jubilerskiego. Od tego zaczęła poszukiwania.

-To musi mieć swoją wartość, ale i też jakiś sentyment. To musi być coś w jej guście. Może wisiorek? Hmm... jest myśl- zastanowiła się, przeglądając ozdoby za szklaną wystawą

Po sprawdzeniu różnych dodatków na szyję, czy też uszy, znalazła odpowiedni element. Zapłaciła, dziękując i wyszła. Biedna Viki siedziała od rana w firmie. Nic innego nie robiła, oprócz papierkowej roboty, którą miała po dziurki w nosie od pierwszego dnia zarządzania. Nie przypuszczała, że to będzie okropna męka z nudów oraz monotonności pracy. Wiedziała, jaki był dzień. Chciała, jak najszybciej pojechać do rodziców.

-Dużo jest tego jeszcze?- spytała, licząc na jakąś ulgę

-To transakcje międzynarodowe. Mają szczególną wartość i priorytet dla Stark Solutions- wyjaśniła asystentka

-Czy mogę to odłożyć na jutro? Proszę, to dla mnie ważny dzień i nie mam ochoty spędzić go za biurkiem- prawie krzyknęła

-Myślę, że skoro od teraz ty tu rządzisz, możesz zrobić sobie jeden dzień wolny- przypomniała, jakie miała stanowisko

-No i to mi pasuje- uśmiechnęła się, wybiegając uradowana z biura, które czasem nazywała więzieniem

Pojechała autem do domu rodziców. Nie usłyszała żadnych niepokojących hałasów. Zapukała i weszła do środka. Niespodziewanie zza jej pleców wyskoczyła mama, która natychmiast skryła prezent w torebce.

-Jesteś za wcześnie, nie sądzisz? Nawet nie zdążyłam zrobić dekoracji, a jeszcze trzeba...- przerwała jej, domyślając się, jak długa będzie wypowiedź o tym, co zrobiła, a czego jeszcze nie zdążyła

-Mamo, przesadzasz. A gdzie ojciec? Warsztat?- usiłowała zgadnąć

-Pewnie tak. Może zaparzę ci kawy? Trochę mamy ziąb na dworze- zaproponowała

-Z przyjemnością- weszła do salonu, gdzie nadal panował nieład przez pośpiech z przygotowaniem imprezy

-Wybacz,Viki. Nie zabrałam się za sprzątanie. Musiałam zająć się czymś innym- szybko zaczęła ogarniać bałagan

Nagle w salonie pojawił się Tony. Przywitał się z córką, całując ją w czoło i przytulając czule do siebie. Też był zaskoczony szybkim pojawieniem się Viki. Jednak na szczęście zdążył zrobić niespodziankę. Schował ją do szuflady w sypialni.
2 godziny później pojawił się Rhodey. Kobieta była trochę sfrustrowana przez to, że nie zrobiła wszystkiego, a każdy cisnął się w progi drzwi.

-A ty też przed czasem? Nie myśl, że szybciej sobie pojesz- uśmiechnęła się diabelnie, wskazując na niego palcem

-Niestety, ale nie mogę być później. Obowiązki wzywają. O! Cześć, Viki. Widzę, że niecierpliwa- zauważył dziewczynę, schowaną za plecami mamy

-Tak, tak. To się zgadza. Dobrze to ująłeś. Niecierpliwa. Dokładnie taka jestem i mnie rozwali, jeśli jakiś kretyn będzie mi wydzwaniał z firmy. Jelenia do papierków niech szukają gdzieś indziej, a dzisiaj mam wolne- zakomunikowała stanowczo

-Nie wystarczy wyłączyć telefon?- zasugerował Rhodey

-A można. Ups- kliknęła na przycisk i ekran zgasł

-No to zaczynamy wcześniej- zdecydowała niezbyt zachwycona, wyjmując tort z lodówki, a później dała każdemu po talerzu i łyżce

Na stole leżała też butelka wina, więc kieliszki również były potrzebne. Przyjaciele przypomnieli sobie, jaką zrobili akcję po tym trunku. Wróciły zabawne wspomnienia.

-Tym razem nie wychlej całej butelki- zwrócił uwagę na smakosza

-Zobaczymy. No to wznieśmy toast- wstali, chwytając za kieliszek

-Wznieśmy toast na Victorię Stark. Młody umysł przyszłości, który zdziała wiele dobrego dla ludzi w zbroi, czy bez. Niech jej sprzyja szczęście. Niech promienieje radością, by żaden smutek nie wkradł się do jej duszy. Żeby spełniała marzenia. Za Viki!- wygłosił Tony, stukając szkłem na znak toastu

-Za Viki!- zrobili to samo i wzięli łyk wina, delektując się smakiem

Viki jako jedyna pozostała przy stole, gdy oni poszli po prezenty dla niej. Położyli je pod stołem i zdmuchnęła świeczki, myśląc nad życzeniem. Życzyła sobie, by praca przestała być nużąca, a więcej czasu mogła spędzać w miłym gronie wraz z rodziną.

-Czas na prezenty. Mam nadzieję, że ci się spodoba- wzięła paczkę od ojca, rozpakowując papier

-Jej! Przecież to mini Violet. Nawet się świeci unibeam i hełm. Dziękuję- przytuliła go, aż wzruszyła się, roniąc małą łezkę z oka

-Może nie jestem taka twórcza, jak tata, ale też coś mam dla ciebie - podarowała jej wisiorek w kształcie serca z zdjęciem całej rodziny, a w nim była ona

-Dzięki. Jesteś kochana- również ją obdarowała tym samym gestem, lecz bardziej się wzruszyła

-No to został ode mnie. Nie wiedziałem, co ci kupić, więc dałem ci to- podarował Viki gaz pieprzowy, co byłby idealny dla obrony, niż prezentem na urodziny

-Na pewno się przyda, wujku. Dziękuję- uścisnęła ich wszystkich, dziękując ponownie

Tony chciał, żeby to był dzień bez zmartwień, więc wyszedł do łazienki. Nikt nie wiedział, co chciał zrobić. Był spokój. Z kieszeni wyjął morfinę i wstrzyknął ją dożylnie, by uśmierzyć swój ból. Spojrzał przez chwilę w lustro na twarz. Lekko zbladła , lecz powoli nabierała kolorów. Gdy poczuł się lepiej, wrócił do stołu, gdzie skosztował tortu.

-Mmm... Naprawdę pyszny. Lepszego nigdy nie jadłam, jak nie z twoich rąk- pochwalił żonę, uznając ją za najlepszego cukiernika

-Dziękuję. Starałam się, jak mogłam, ale wydaje mi się, że dałam za mało dżemu- lekko podrapała się w głowę

-A ja dziękuję za tak wspaniałe urodziny. Jesteście wspaniali. Kocham was, ale muszę wam coś powiedzieć ważnego. Wyjeżdżam do Kairu. Nie sama, bo z moim chłopakiem- podziękowała, przekazując im wieść

-Masz chłopaka? Czemu nic nie mówiłaś?- jako pierwsza swoje zdziwienie wyraziła Pepper

-Od dwóch miesięcy. Nie było okazji wam go przedstawić, ale ufam mu bezgranicznie. Nie bójcie się. Jeszcze do ślubu daleko- zaśmiała się, ale Tony nie bardzo potrafił wierzyć, że jego córka będzie bezpieczna z kimś, kogo jeszcze nie poznał

O północy cała impreza urodzinowa dobiegła końca. Pożegnali się z Viki i Rhodey'm, którzy pojechali do swoich prac. Ona musiała się zdrzemnąć przed kolejną papierkową, nudną robotą w Stark Solutions, zaś jej wujek przełożył testy na inny dzień przez niepełną trzeźwość. Małżonkowie położyli się spać.

-Dziękuję, Tony. A jednak, to był dzień bez zmartwień- przytuliła go czule, obejmując w pasie

-Masz rację. Udało się, ale Viki za nic w życiu nie może poznać... prawdy. Nie może- zaczął czuć ból, niesugerujący o przypomnieniu

-Poczekam na ciebie. Musisz dbać o swoje serce. Nie chcę cię stracić. Nie przeżyję wcześniejszej straty- prawie wymknęły się łzy z oczu

- A jednak będziesz musiała- pomyślał, przytulając ją i całując

Wziął ze sobą przybornik, schodząc do warsztatu. Szukał zapasowej morfiny. Ból był zbyt odczuwalny. Ciągle się nasilał, a zabijacza bólu nigdzie nie było. Ostatnią strzykawkę zużył na urodzinach.

-To twoja wina. Mogę stracić życie... Mogę, jeśli mam... nie czuć... tego piekła- stuknął palcem w reaktor

Zdecydował się na zabójczy ruch. Chwycił za specjalne urządzenie, które przymocował do mechanizmu. Dzięki niemu wyjął "serce" z piersi. Gdy już miał krzyknąć z bólu, zasłonił sobie usta. Czuł, jak słabnie. Opada z sił. Wziął jedynie kartkę i napisał dla Pepper kilka zdań, tłumaczących samobójstwo. Zdołał szkryfnąć trzy ważne zdania, aż osunął się na podłogę. Serce biło gwałtownie, stopniowo zwalniając.

-Musiałem to zrobić. Ach! Musiałem...- stracił przytomność

Pepper zauważyła, że po minionej godzinie, Tony dalej nie zjawił się w domu. Zmartwiła się i bez zastanowienia udała się do warsztatu. Było ciemno, ale zauważyła słabe światło reaktora, leżące kilka metrów dalej od męża.

-Tony! Nie!- krzyknęła rozpaczliwie, podbiegając do niego

Włożyła reaktor z powrotem do jego piersi. Nadal wyczuwała słaby puls. Sprawdził się najgorszy koszmar. On umierał. Niespodziewanie odzyskał przytomność, by oddychać ostatni raz.

-Tony, dlaczego to zrobiłeś?!- krzyknęła, błagając, a on jedynie wskazał palcem na kartkę

Przez ponowne włożenie reaktora poczuł się gorzej, że sam wyrwał go z klatki piersiowej. Rzucił nim tak mocno, że uran się wylał z urządzenia. Znowu stracił przytomność. Tym razem nie oddychał, a serce przestało bić. Zaczęła robić masaż serca, by ocalić Tony'ego. W międzyczasie przez słuchawkę bluetooth nawiązała kontakt z lekarką.

-Victorio, jesteś w szpitalu? Tony chciał popełnić samobójstwo! Jego serce przestało bić! Masaż serca nie pomaga! Co robić?!- krzyczała z przerażenia

-Tak, jestem tam, ale nie panikuj. Wstrzyknij adrenalinę, jeśli jeszcze jakaś pozostała- doradziła

Na szczęście w przyborniku znalazła poszukiwaną substancję, którą wbiła mu w klatkę piersiową, celując w umarły organ. Sprawdziła puls. Oddychał i na chwilę był ustabilizowany.

-Podziałało? To teraz weź go do szpitala. Będę czekać- poprosiła i miała nadzieję, że sytuacja uległa znacznej poprawie

Rozłączyła się i zabrała Tony'ego do szpitala. Miała nadzieję, że zobaczy go żywego po raz kolejny. Wzięła ze sobą kartkę i pęknięty reaktor. Gdy zjawiła się na miejscu, Victoria zabrała go na salę operacyjną. Dała jej reaktor. Wiedziała, że to był koniec. Kobieta odważyła się przeczytać kartkę pozostawioną przez męża samobójcę.

Nie chciałem cierpieć.
Musiałem to zrobić.
Przepraszam, Pepper

- I dlatego naraziłeś swoje życie? Przez ból?- próbowała zrozumieć jego zachowanie

Lekarka próbowała ocalić jego życie. Adrenalina przestała działać i ponownie organizm się zbuntował. Użyła defibrylatora, by wznowić działanie serca. Walka trwała ponad 3 godziny. Nie zamierzała się poddać. Walczyła dalej.

-No dalej, Tony. Walcz! Nie poddawaj się!- używała kolejnych wyładowań, co nadal były z zerowym rezultatem

Podała kardiofrynę. Nie zadziałała. Pulsu brak. Zero reakcji. W końcu musiała zaprzestać swoich działań. Była zmuszona przez przyjaciela.

-To już nic nie da. Musisz jej to powiedzieć- zabrał urządzenie z jej rąk

-Nie wiem, jak to przeżyje. Nawet nie wiem, dlaczego się zabił?- zmartwiła się

-Myślę, że winą był reaktor. Uran mógł działać negatywnie na organizm, gdy był w nim przez długi czas- pomyślał przyjaciel

-Musi znać prawdę. Zabierzcie go do sali pooperacyjnej. Pozwólmy jej się z nim pożegnać- poprosiła chirurgów i wyszła porozmawiać z Pepper

Natychmiast wstała po otworzeniu drzwi od bloku. Czekała, aż powie, co trzeba. Chciała wiedzieć, co z Tony'm? Bała się.

-Pepper, robiliśmy wszystko, by go ocalić, ale przez brak czystego reaktora nie zdołaliśmy przywrócić mu życia. Przykro mi- z trudem przekazała wiadomość

Ona nic nie powiedziała. Poszła zobaczyć ostatni raz twarz męża, który już nigdy nie szepnie słów na dobranoc, odchodząc w nicość. Chwyciła za jego rękę, a z oczu wypłynęły łzy.

-Nie mogę w to uwierzyć, że przez ból byłeś gotowy się zabić. Pomyślałeś o nas? Byłeś taki szczęśliwy na urodzinach Viki, a teraz cię tu nie ma- rozpłakała się

EPILOG

Zgon został określony na 3:30 nowego dnia. Viki dowiedziała się z Rhodey'm o tym. Byli pogrążeni w żałobie. Nie mogli ułożyć tej myśli, że Tony Stark umarł. I już nie wróci.


----**---

No i to prawie koniec dodatków do " W sieci". Jedna z czytelniczek poprosiła o alternatywną wersję zakończenia, więc dziś dodam to razem z listami. I tak zamkniemy "W sieci", rozpoczynając inne opowiadanie też o IMAA. Jak wrażenia?

3 komentarze:

  1. Jezu nie wierze po prostu nie wierze,ledwo co przeczytałam całość,cały czas płaczę co jest dość dziwne bo żadko kiedy płacze czytając jakąś książke,bloga czy cokolwiek mistrzostwo. Brak słów :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow. Aż takie wrażenia? Nie spodziewałam się tego. Miło ;)

      Usuń
  2. Jak ty mogłaś? Wiesz smutam przez ciebie...czemu tak sie kończy? Smutam

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X