Za szybko to się dzieje, a jednak Ivy jest w ciąży. Gdybym się zabezpieczył, nie byłoby problemu. Ciekawe, co jej ojciec na to. Pewnie się wkurzy, zaś moi rodzice dostaną szału. Tak. Wasz odpowiedzialny syn narobił sobie bachora bez planu. Bez zabezpieczeń. Musiałem wyjaśnić z nią tę kwestię i wrócić do Pepper. Nie chcę, żeby rzucała się z pięściami na doktorka.
Rhodey: Na pewno jesteś w ciąży? Testy z apteki też mogą kłamać
Gen. Stone: Rzygam, jak ledwo poczuję coś do jedzenia i na pewno niczym się nie zatrułam... Zostałam odesłana do domu, więc ojcu zaczęłam się tłumaczyć
Rhodey: Co mu powiedziałaś?
Gen. Stone: Gdybym powiedziała całą prawdę, leżałabym martwa. Nie mówiłam o sypianiu z kadetem. Wspomniałam tylko, że przez alkohol nie kontrolowałam siebie
Rhodey: Ivy, tak strasznie cię przepraszam. Powinienem wziąć jakieś tandetne prezerwatywy, a nie kochać bez zabezpieczenia
Gen. Stone: Co się stało, to się nie odstanie. Ojciec powiedział, że to mój problem. Mam ponieść odpowiedzialność za swoje czyny... A ty? Powiedziałeś rodzicom?
Rhodey: Jeszcze nie, ale powiem im później, gdy wszystko się ułoży
Gen. Stone: Co się stało?
Rhodey: Mój przyjaciel trafił do szpitala
Gen. Stone: Oj! Biedak... No to życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia
Rhodey: Dzięki. Przekażę, gdy się obudzi... Ivy, nie martw się. Nie zostawię cię z tym samą. Razem wychowamy nasze dziecko
Gen. Stone: Poważnie? Jesteś na to gotowy?
Rhodey: Poradzimy sobie... Trzymaj się
Gen. Stone: Ty również
Poczułem, jak się uśmiecha i rozłączyłem połączenie. Wróciłem do rudzielca, który nerwowo splatał palce na kolanach. Wciąż nic nie było wiadomo. Musieliśmy czekać.
~*Trzy i pół godziny później*~
**Pepper**
Dość długo trwała ta operacja. Bałam się komplikacji, ale nadal nie mogłam pojąć, jak to się stało. Najpierw miał trudności z oddychaniem, później powoli one zanikały i pewnie przy Rhodey'm nabierał powietrza bez problemu. Co się mogło stać? Nerwowo zaglądałam na zegarek w poczekalni. Przyjaciel dołączył do mnie akurat wtedy, gdy doktorek zechciał się przed nami pojawić. Próbowałam być spokojna, lecz strach nie pozwalał na rozsądne działanie.
Pepper: Doktorze, co z Tony'm? Żyje? Możemy się z nim zobaczyć? Gdzie on jest?
Rhodey: Whoa! Pepper, przystopuj z pytaniami... Proszę nam powiedzieć, jak przebiegła operacja?
Dr Yinsen: Nie pytałem was o nic, bo czas działał na niekorzyść. Nie będę kłamać. Jest w kiepskim stanie i leży na OIOMie bez implantu
Rhodey, Pepper: CO TAKIEGO?
Dr Yinsen: Czynnik zewnętrzny był przyczyną zakłócenia działania mechanizmu. Jeśli nadal zostawiłbym go w Tony'm, umarłby na stole operacyjnym, a na to nie mogłem pozwolić
Pepper: I co teraz? Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Jest uśpiony na kilka godzin. Organizm musi się zregenerować po uszkodzeniach, które zapewne są wynikiem ostatnich walk
Rhodey: Chwila... Skoro nie ma implantu, jak może żyć?
Dr Yinsen: Wszczepiłem mu tymczasowy rozrusznik, ale on nie rozwiąże sprawy... Gdybyście chcieli porozmawiać, będę ciągle przy nim
Byłam w szoku. Nienawidziłam tych sytuacji, szpitali, operacji, OIOMu. Nie chciałam widzieć Tony'ego w tak ciężkim stanie. Razem z Rhodey'm podeszliśmy pod salę. Przerażenie sięgnęło zenitu. Mój mąż cierpiał i nic nie mogłam z tym zrobić. Weszłam za pozwoleniem do niego, siadając obok łóżka chorego. Chwyciłam za rękę, by dać mu siłę do walki.
**Matt**
Już dwudziesta druga, a mama nadal nie wróciła. Postanowiłem sam zobaczyć, co robi w zbrojowni. Znowu nikogo nie było. Nic z tego nie rozumiałem. Zadzwoniłem do niej na komórkę. Cisza. Tata również milczał. Gdzie oni się wszyscy podziali?
Matt: FRIDAY, gdzie są mama z tatą i wujkiem?
<<Są w szpitalu. Poczekaj na nich lub zaśnij. Już późno, Matt>>
Matt: Dlaczego akurat tam? Co się stało?
<<Twój ojciec został zaatakowany. Nie mogłam go ostrzec, bo przez chwilę mój system był sparaliżowany. Urządzenie z impulsem elektromagnetycznym spowodowało naruszenie osłon, a w jego przypadku rozregulowało implant, uszkadzając w dość poważnym stopniu>>
Matt: Cholera! Kto mógł to zrobić?
Sąsiadka: A podpowiem ci, młody... To byłam ja. Hahaha!
Znienacka wyskoczyła jakaś kobieta w masce. Słyszałem o Madame Mask, ale nie rozumiałem jej motywu. Czemu uwzięła się na nas?
Matt: Czemu nie zostawisz mojej rodziny w spokoju?!
Sąsiadka: Oj! Nie mogę, bo widzisz... Ta zniewaga krwi wymaga
Matt: Nie rozumiem
Sąsiadka: Dzieciaku, kiedyś poznasz, czym jest ból. Zemszczę się na każdym z was za śmierć mojej przyjaciółki. Hmm... Twój tatuś umiera. Kolej na ciebie
---**---
No i mamy koniec fazy ósmej. Podkreślałam już nie raz, że stosuję sporo wulgaryzmów a pewne sceny są nieodpowiednie dla młodszych. Ostrzegam, bo czytacie na własne ryzyko, a kolejna część może być tego przykładem.