"Potęga pierścieni Makluan"- miniscenariusz



**Oto wieloczęściowa złożona w całość wielki zwrot akcji o przeznaczenie prawdziwego Mandaryna z krwi i kości**
CZĘŚĆ I: OPĘTANIE

Makluańska krew. Dzięki niej możesz panować nad pierścieniami . Pierścienie zostały stworzone przez lud Makluan. Wykuto je w sercu pierwszej gwiazdy. Używał ich nasz wielki wódz, by zniewalać kolejne światy. Miażdżyć kolejne cywilizacje. Tak czyniliśmy przez tysiące lat.  Zasiałem w tobie smocze nasienie. Zmieniłem twoje DNA, byś mogła korzystać z ich potęgi .
Powiedz mi, Pepper Potts. Czy jesteś godna posiąść tę moc?

Potęga. Czuję ją w sobie. Widzę… Widzę cały Wszechświat!  To takie piękne. Przestałam być zwykłą śmiertelniczką. Czuję, że jestem czystą mocą. Nic mnie nie powstrzyma. Jeśli zechcę, mogę nawet zniszczyć Iron Mana. Mogę dowolnie kształtować rzeczywistość.
Ona jest najpotężniejszą istotą we Wszechświecie.

---***---

Tony: Pepper, co ty wyprawiasz? Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Chcesz się nas pozbyć?
Pepper: Dzięki tej sile mogę was zniszczyć. Już nikt mi nie powie, że jestem porażką!

Krzyknęła, uderzając piorunem i zniknęła. Nie wiedziałem, co się z nią stało? To wina pierścieni. To one wpływają na jej zachowanie. Może nas zlikwidować jednym gestem, a Gene został pozbawiony pierścieni.

Gene: Muszę odzyskać pierścienie! Ona nad nimi nie zapanuje! Makluańska krew nie wystarczy. Potrzebny jest trening kontroli. Musicie mi pomóc je odzyskać!
Tony: Rhodey, czy ty to słyszysz?! Prosi nas o pomoc!
Rhodey: Wiem, że nie jesteście już przyjaciółmi, ale on potrafi panować nad pierścieniami, a ona- nie. Chcesz, by Pepper była sobą? Musisz mu zaufać

Nie przypuszczałem, że do tego dojdzie. Będę musiał walczyć z Pepper, a swoje zaufanie powierzyć komuś, kto mi zniszczył życie. Stawka jest zbyt wysoka. Muszę to zrobić.

Tony: Zgoda. Jaki macie plan?
Gene: Trzeba osłabić moc pierścieni. Tak ją dobić, że będzie można zabrać pierścień
Tony: Wiedziałem, że tak będzie. Nie patrzysz na to, jak będzie cierpiała. Ty tylko chcesz pierścieni i nie zależy ci na ocaleniu świata
Gene: Mylisz się. To moje przeznaczenie
Rhodey: Które się nie spełni, jak będziemy tylko gadać. Za chwilę zacznie się koniec świata. Ja wiem, że ci zależy na niej, Tony, ale teraz świat potrzebuje nas jako bohaterów. Zrobimy, jak mówisz, Gene. Osłabimy ją i odbierzemy pierścienie
Tony: To do dzieła

Wylecieliśmy ze świątyni, biorąc Gene'a ze sobą. Może nie miał tej siły jako Mandaryn, a jednak walczyć potrafi. Nie trudno było znaleźć naszą Mandaryn. Używała mocy pierścieni do rozpętania chaosu, zaczynając od Nowego Jorku. Nie chciałem skrzywdzić Pepper. Chciałem ją skłonić do kapitulacji.

Tony: Pepper, przestań! Bądź sobą! Nie pozwól się kontrolować!

Krzyczałem, by coś do niej dotarło. Prawdziwa Pepper walczy i nie da łatwo za wygraną. Da radę. Zawsze była silna. Ona mnie nie słuchała i oberwałem jednym z pierścieni. To była fala uderzeniowa, która rzuciła mnie przez budynek. Poczułem, jak ból rozchodzi się po kościach.

Rhodey: Tony, musisz z nią walczyć! To nie jest Pepper! Musisz z nią walczyć!
Tony: Nie mogę!
Pepper: Tchórz

Znowu oberwałem, lecz przez ogień. Ochroniłem się przez pole siłowe. Zaatakowałem z repulsorów, ale tak, by nie zrobić jej krzywdy.

Tony: Walcz, Pepper! Walcz!
Pepper: Starczy, Stark!
Rhodey: Iron Manie, uważaj!

Nagle zza moich pleców pojawiła się ona. Chwyciła mnie za  gardło, próbując dusić z całych sił.

Pepper: Denerwujesz mnie. Zginiesz! Za to, że mnie zdradziłeś!
Tony: Pepper! Aaa! Ja nigdy... bym ci tego nie zrobił. Za bardzo... cię kocham
Pepper: Kochasz?

Zawahała się, a Rhodey wystrzelił w nią cały arsenał, aż upadła. Na chwilę leżała bezwładnie. Gene zgarnął jeden pierścień. Pozostało dziewięć.

CZĘŚĆ II : PRÓBA LOJALNOŚCI

Wstałam i zauważyłam, że zniknął fioletowy pierścień. Musieli mnie czymś ogłuszyć lub po prostu nieźle oberwałam. To nic. Wciąż mam pozostałe pierścienie i mogę ich zniszczyć.  Wciąż mam w sobie tę siłę. Tę potęgę. Chyba wiem, co chcą zrobić. Chcą pomóc Gene’owi w zdobyciu pierścieni.

Pepper: Zdrajcy!

Natychmiast wstałam z ziemi, wznosząc się w powietrze. Wystrzeliłam potężny promień z zielonego pierścienia, który bodajże chcieli mi zabrać jako kolejną zdobycz.

Pepper: Poddajcie się! Nie macie ze mną szans!

Tony: Nie chcemy ci zrobić krzywdy! Uspokój się i oddaj nam pierścienie

Rhodey: Mów za siebie

War Machine, jak zwykle wystrzelił cały arsenał. Nie będę mu mówić po imieniu. Już nie są moimi przyjaciółmi. To wrogowie. Zdrajcy.
Nie poczułam nic, bo w porę uniknęłam ataków. Oni dalej na mnie napierali z bronią, a Khan jedynie czekał na okazję do zdobycia następnego pierścienia. Skoro nie chcą się poddać, ja też nie zamierzam. Jestem Mandarynem. Tym prawdziwym.
Nagle znowu zostałam zaatakowana. Stark w końcu się odważył. Strzelił z repulsorów i rakiet.

Pepper: Żałosne. Próbujecie walczyć z kimś, kto ma pełną władzę i kontrolę nad rzeczywistością? To wielki błąd

Z pomocą czarnego pierścienia otworzyłam portal do mrocznego wymiaru, skąd wypełzły najróżniejsze demony, których bali się ludzie. Mogły przybierać formę czyjegoś koszmaru i żywić się tym. Wystarczyło jedno przejście, by zawitały na Ziemi. Jeden z demonów przebił się przez zbroję War Machine i to musiało go zaboleć. Wchodził w jego ciało. W jego umysł i duszę.

Rhodey: Aaa!

Tony: Rhodey!

Pepper: Nie martw się. O tobie nie zapomniałam

Na nim użyłam czegoś innego. Wytworzyłam trąbę powietrzną, którą skierowałam na niego. Wir go wciągnął, a siła wiatru mogła w każdej chwili uszkodzić poważnie zbroję.

Tony: Aaa! Przestań!

Pepper: Poddajesz się? Czyżbyś poznał w końcu to słowo? Powiedz to. Powiedz!

Próbował się wydostać i przez przyspieszenie w butach udało mu się. Jednak ja dopiero się rozkręcałam, a miałam wiele opcji do wyboru. Nie zamierzałam darować im życia. War Machine już walczy ze swoim strachem, ale Iron Mana czeka coś o wiele gorszego. Rzuciłam się na niego,  strzelając z pomarańczowego promienia, który niezbyt zdołał jakoś uszkodzić pancerz. Pomyślałam, by chmura kwasu ją zniszczyła na dobre.

<< Uwaga. Poważne naruszenie zbroi. Zalecany odwrót>>

Pepper: I co? Powiesz to w końcu? Poddaj się, albo Rhodes już nigdy nie zbudzi się z koszmaru, a demon wyżre jego duszę

Tony: Nie zrobisz tego. Ty taka nie jesteś!

Pepper: Kiedy w końcu przejrzysz na oczy, że nie jestem zwykłą śmiertelniczką? Jestem… czystą mocą!

Tony: Nie, nie jesteś

Pepper: Wątpisz w moje umiejętności? Zapłacisz za tę zniewagę!

Kwas dalej przedzierał się przez metal, a on nic nie robił. Gadał jakieś bzdety i próbował przekabacić mnie na jego stronę. Nie dam się. Nie ma mowy, że będę go słuchać. Wysłałam demona z duszy jego przyjaciela, by tym razem to Stark poczuł własne lęki w sobie, mogące zabić z bezradności. War Machine był wolny, ale nacierał z każdej możliwej broni. Nie nudziło mu się to, a mroczna istota właśnie przeszła przez ciało nieszczęśnika.

Tony: Aaa! Nie!

Rhodey: Kompletnie ci odbiło?! Opamiętaj się!

Strzelił z pocisku antyczołgowego, co swoją siłą zrzucił mnie w dół. Przez to znowu leżałam bezwładnie, a wszelkie demony wróciły do portalu, zamykając się wraz z ich odejściem. Iron Man zaczął spadać, ale w porę go złapał przyjaciel. Oni przegrają. Mam wciąż pozostałe pierścienie i mają silniejszą moc, niż by im się śniło.

Pepper: To jeszcze nie koniec

Gene: Zostaw te pierścienie i bądź sobą

Poczułam, że staję się słabsza. Pozbawili mnie kolejnego pierścienia.

CZĘŚĆ III: BEZDUSZNA

Powoli zacząłem odzyskiwać przytomność po tym, jak zostałem opętany przez demona, który przypomniał moje najgorsze myśli. Gdy Stane przejmuje firmę, a zbroje są produkowane na skalę masową. Udało mi się stanąć na nogi w tym samym czasie, jak Gene zabrał zielony pierścień. My odwalamy za niego robotę, a on jedynie zbiera zdobycz.

Rhodey: Żyjesz?

Tony: Taa. Jakoś tak.

Gene: Nie chcę wam nic mówić, ale ona znowu się szykuje do ataku

Miał rację. Z łatwością wzniosła się w powietrze, powodując trzęsienie ziemi. Asfalt na ulicy popękał, a budynki zaczęły się trząść, aż niektóre z okien się rozbiły w drobny mak. Ludzie uciekali w popłochu. Musieliśmy coś zrobić. Głównie ratować ludzi, ale Pepper stała się niebezpieczna. Musimy, jak najszybciej pozbawić jej mocy. Ciężko mi to mówić, ale muszę z nią walczyć. Muszę.

Tony: Zajmijcie się cywilami, a ja powstrzymam Pepper

Gene: Tym razem nie stchórz i z nią walcz, Stark. Jeśli ma kogoś jeszcze słuchać, to tylko ciebie

Rhodey: Powodzenia

Gdy oni zajmowali się ratowaniem ludzi, byłem gotowy zaatakować moją rudą. Strzeliłem z repulsorów, a następnie z rakiet. Jak zwykle zdołała odeprzeć ataki. Nie poddawałem się. Zdecydowałem się na potężne uderzenie z unibeamu. To zużyło sporo energii.

Pepper: Nareszcie! Stałeś się godnym przeciwnikiem. Walcz!

Tony: Wolałem pogadać, ale skoro nalegasz

Ponownie odparła moje ataki, a rakiety nie robiły jej szkody. Walczyłem z nią zacięcie ponad trzy godziny. Najgorsze musiało się odezwać. Przypomnienie. Gdy zostałem potraktowany ogniem,  z bólu zgiąłem się w pół. Wziąłem głęboki oddech i znowu użyłem amunicji na nią. Rhodey dołączył, gdy zagrożenie minęło.

Tony: Nic… mi… nie mów. Nie mogę wracać

Rhodey: To jak ty chcesz walczyć?

<< Przełączenie na rezerwy>>

Tony: Normalnie

Zignorowałem alarm, uderzając z całej siły w pancerz Mandaryna.  Nagle poczułem ponownie, jak skóra zaczyna płonąć. Dalej miała najgroźniejsze pierścienie.

Pepper: Myliłam się. Jesteś słaby. Jak śmiesz nazywać się bohaterem, gdy nawet nie masz odwagi przyznać o swojej nieuchronnej porażce?

Tym razem ataki skierowała na Rhodey’go i to on odczuł piekło na ciele. Szybko przywaliłem z pięści w jej hełm i przebiłem się przez ścianę.

Tony: Pepper, dość!

Pepper: To ja powiem, kiedy z tobą skończę

Tony: Pepper, co w ciebie  wstąpiło? Wiesz, że cię kocham? Zależy mi na tobie,  a ty chcesz zgładzić świat, który chroniłaś za wszelką cenę jako Rescue? Nie pamiętasz?  Ach! Pepper, proszę cię. Przypomnij sobie… Przypomnij, kim naprawdę jesteś

Pepper: Dość!

Nie zamierzała słuchać i oberwałem w napierśnik. To była jej reakcja na moje słowa. Prawdziwa Pepper nadal walczy. Walczy i nigdy się nie podda.

Tony: Pepper, przypomnij sobie!

Pepper: Nie! Dość! Przestań!

Krzyczała, mierząc kolejnym pierścieniem. Znowu potraktowała mnie gazem, ale dzięki polu siłowemu  zdołałem się szybko pozbyć tego świństwa. Niestety znowu moc gwałtownie spadała, a implant dalej ściskał.

Tony: Ach! Znowu?

Pepper: Tony?

Na chwilę odsłoniła twarz i widziałem, że ona coś czuje. Niestety to trwało zbyt krótko. Próbowałem być silny, ale ten ból się nasilał. Wstałem z trudem. Miałem wrażenie, że wyciągnęła do mnie rękę, lecz szybko zniknęła i hełm ponownie okrył jej twarz. Znowu była bezlitosna i użyła pierścienia, który mógł zniszczyć pokrycie zbroi. Czułem, jak ją zgniata i kurczy się.

<<  Uwaga. Poważne uszkodzenie zbroi>>

Na pomoc pojawił się Rhodey. Widział w jakim byłem stanie. Od razu strzelił z arsenału .Zdołał zabrać jej pierścień, nim się ulotniła. Leżałem i traciłem już siły, a implant domagał się naładowania.

Rhodey: Mam kolejny.

Tony: Jak zwykle… na czas

Powoli wstawałem, opierając się ściany.  Zbroja w wielu miejscach domagała się naprawy, ale nie było na to czasu. Pepper miała dalej pozostałe pierścienie.

Tony: Zagrożenie… nie… minęło

Próbowałem złapać oddech. Kazał mi się wycofać, ale nie mogłem. Nigdy się nie poddam.





CZĘŚĆ IV: DWIE TWARZE

Przez chwilę poczułam się jakoś dziwnie. Jakby we mnie była druga osoba. To przecież niemożliwe. Jedna chce go zabić, a druga się lituje? Coś jest ze mną nie tak. Widziałam, jak opadał z sił. Nie dawał już rady, ale chciał walczyć. Uparty. To dopiero żałosne. Jeszcze ten Khan zaczyna mi działać na nerwy. Trochę lodu mu nie zaszkodzi. W końcu ma taką mroźną naturę. Teraz, gdy zabrałam jego przeznaczenie, nic nie może zrobić. Stał się bezbronny. Nie do końca. Miał 3 pierścienie. Gdy użyłam żółtego pierścienia, on stopił lód przez ogień.

Pepper: Zabawne. Jesteś nikim! Nie masz tej mocy, jaką posiadam!

Gene: Przegrasz i już taka silna nie będziesz

Użył mocy fali uderzeniowej, która odepchnęła mnie z dala od blaszaków. War Machine pomóc mu wstać i znowu ruszyli do boju. Byłam słabsza , tracąc kolejne pierścienie Makluan.  Nie mogłam pozwolić, by zabrali mi następny.Musiałam mieć jakiś plan. Oczywiście najbardziej opancerzona puszka wystrzeliła mnóstwo rakiet. Jednym ruchem ręki zmieniłam ich trajektorię lotu i wykorzystałam je do ataku na osłabionego Iron Mana. Szybko runął w dól.

Pepper: Ha! Tylko na tyle was stać? Powinniście się poddać

Tony: Ni… gdy!

Znowu pokazał swój upór w boju.  Podziwiam, że łatwo nie da się złamać, ale z czasem to już nie będzie nic niezwykłego. Wkrótce umrze i nie poradzi na ten wyrok. Cała ich trójka została skazana na śmierć, a Ziemia musi narodzić się na nowo. Otworzyłam  portale po całym świecie, by każdy mógł cierpieć przez wewnętrzny ból. Nikogo nie oszczędzę. Nikogo. Niebo stało się czerwone i to był znak zbliżającego się końca planety.
Stark znowu wstał i użył mocy do ataku z repulsorów. Zaczyna mnie to drażnić.Chyba za słabo oberwał.

Pepper: Ciągle ci mało? Proszę bardzo. Macie wyzwanie. Pokonać wszystkich strażników Makluan!

Wykorzystałam ostatni pierścień, by utrudnić im walkę ze mną. Mówiłam, że nie są w stanie walczyć z kimś, kto posiada nieograniczoną potęgę. Na ulicy pojawili się strażnicy, począwszy z świątyni w Jersey, aż do Chin.

Gene: To szaleństwo! Jest ich zbyt wiele!

Rhodey: Nie narzekaj, tylko walcz!

Tony: No właśnie. Trzeba… walczyć

Rhodey: Tobie już wystarczy. Wracaj do zbrojowni

Tony: Nie! Ja… nie mogę!

Wa Machine nacierał na strażników z całej siły i jako jedyny nie był zmęczony. Mógł walczyć do upadłego. To się nazywa dopiero waleczność. Każdy z strażników powodował spore zamieszanie i zniszczenia w mieście, a chciałam zgładzić cały świat. Niestety Khan miał pierścień teleportacji i nici z moich dalszych podbojów. Musiałam to inaczej załatwić. Zapomniałam o zdolności superszybkości. Mogłam bez problemu szybko się przemieszczać po kontynencie tam i z powrotem. Zniknęłam im z oczu, gdy Ultimo mierzył laserami w Khana. War Machine rzucił się na ratunek, a Iron Man uparcie dążył do zwycięstwa.
Po godzinie wróciłam do Nowego Jorku. Byłam w szoku. Prawie wszyscy strażnicy leżeli pokonani.

Pepper: To niemożliwe! Jak?!

Rhodey: Mamy coś, czego ty nie masz

Tony, Gene:  Jesteśmy zjednoczeni!

Pepper: To wam nie pomoże. Gdy wy tu traciliście czas, ja zrobiłam więcej, niż myślicie. Otóż każdy wulkan będzie w stanie w jeden dzień zalać lawą całą kulę ziemską. Jestem niepokonana!

Tony: Przestań, Pepper!

Pepper: Pepper? Nie mów tak do mnie! Jestem prawdziwym Mandarynem!

Tony: Nie! Ty… jesteś Rescue!

Nagle przypomniałam sobie, jak dostałam zbroję od niego jako prezent na urodziny. Pojawiło się wspomnienie, gdy byłam inną osobą. Poczułam, jak odzyskuję kontrolę nad ciałem, ale… Nie. To znikło szybko. Znowu byłam pod wpływem Makluańskiej krwi.

Pepper: Za dużo gadasz. Zamilcz!

Zamroziłam jego zbroję, a raczej dałam specjalną barierę, ściskając mocno, by w końcu zniszczyć Iron Mana. Czułam, jak jego marne ciało słabnie. Niestety znowu go uratował War Machne. Stark padł na ziemię i niestety ja też. Odczułam, że moja moc się zmniejszyła. Przez zamglony wzrok widziałam jedynie, jak Khan zabiera mi kolejny pierścień. Potem pozbierałam siły i ukryłam się, by pomyśleć nad planem. Strażnicy zostali zniszczeni.

Pepper: To jeszcze nie koniec. To dopiero początek.

CZĘŚĆ V: BÓL PRZESZŁOŚCI

**Tony**

Nie dałem rady wstać, a Pepper zniknęła . Czułem, jak ból mnie rozrywa od środka. Niestety, ale musiałem się wycofać. Z pomocą Rhodey’go mogliśmy wrócić bezpiecznie do zbrojowni. Strażnicy zniknęli, ale portale dalej były otwarte, pozwalając demonom na wejście do naszego świata. Nie byliśmy w stanie walczyć. Potrzebowaliśmy przerwy, ale plan nadal skutkował.

Rhodey: Tony, wytrzymaj jeszcze. Zaraz będziemy

Tony: Rhodey… Ach! Nie daję… rady

**Rhodey**

No i stało się najgorsze.  Tak długo walczył i niestety jego serce nie wytrzymało. Musiałem, jak najszybciej dotrzeć do zbrojowni. Gene zajął się demonami, używając ognia, który na chwilę je odstraszył. Po kilku minutach pojawiliśmy się na miejscu. Zdjąłem zbroję Tony’ego i podłączyłem go do ładowania. Miałem nadzieję, że nie było za późno.

Gene: On tak zawsze?

Rhodey: Od chwili wypadku, dlatego cię nienawidzi

Gene: Chciałem tylko zdobyć pierścienie, więc porwałem Howarda

Rhodey: To po jaką cholerę zniszczyłeś samolot?! To bez sensu!

Gene: Wydawało mi się, że może mi zaszkodzić. Poza tym, gdyby przeżył, szukałby ojca i pokrzyżowałby mi plany

Rhodey: Idiota!

Strzeliłem mu w pysk. Co za egoista. Jak on mógł?

Gene: To właśnie przeznaczenie było wolą mojej matki, nim Zhang ją zabił! Jeszcze dzisiaj musimy je zdobyć wszystkie

Rhodey: Najpierw Tony musi wydobrzeć

Gene: Nie będę na niego czekał!

Rhodey: Jeśli chcesz myśleć o swoim przeznaczeniu, potrzebujesz go. Pepper go słucha i potrafi jej przemówić do rozsądku. Musimy czekać

Gene: Prędzej kaktus mi wyrośnie, niż się zbudzi

Rhodey: Chętnie go wezmę i wyrwę, by cię nie kuł

Bardziej miałem ochotę go tym pokłuć po dupie, ale teraz nie było czasu na to. Gene miał 4 pierścienie, a Pepper nadal posiadała ich 6. Szybko wróciła mi powaga, gdy spojrzałem na przyjaciela. Nadal leżał nieprzytomny, ale ładowanie rozpoczęło się godzinę temu. Boję się, że to nie wystarczy.

Gene: Jest silniejszy, niż ci się wydaje. Szybko dojdzie do siebie

Rhodey: Gdybyś nie spowodował wypadku, nie musiałby mieć implantu i chorego serca. Zniszczyłeś mu życie! Wiesz o tym?!

Gene: Czasu nie cofnę. Naprawdę głupio mi, że tak wyszło

Rhodey: Głupio?!

**Tony**

Słyszałem, jak ktoś się z kimś kłóci. Obudziłem się w zbrojowni. Miałem obolałe ciało, ale było w porządku. Implant był naładowany. Byłem gotowy do dalszej walki. Od razu wstałem i założyłem inną zbroję Mark II.

Rhodey: Dobrze cię znów widzieć. Napędziłeś mi trochę stracha. Lepiej się czujesz?

Tony: Jak nowo narodzony. To co? Walczymy?

Rhodey: Z tobą zawsze

Wylecieliśmy ze zbrojowni, a Gene wzniósł się w powietrze bez naszej pomocy. Miał od tego fioletowy pierścień.
Po godzinie znaleźliśmy się przed naszą Mandaryn. Robiła chaos i spustoszenie. Szybko nabrała sił i zaczęła ponowne ataki na nas.

Pepper: No nieźle. Szybko wróciliście. Wciąż nie macie dość?

Tony: Jak widać, jeszcze nie

Wymierzyłem w nią z rakiet, a ona ich uniknęła. Gene wytworzył trąbę powietrzną, rzucając na nią. Tego nie zdołała ominąć. Tornado wciągnęło ją i wszystko, co do niego trafiło, niszczyło jej pancerz. Jednak nim zdołała je okiełznać swoją mocą,  Rhodey zabrał jej pierścień, a Gene go zgarnął. Zamknął portale i w obecnej sytuacji mieli po równo szanse. Oboje byli Mandarynem.
Pepper straciła moc i upadła, lecz zdołała zebrać siły do ataku.

Tony: Nadal uważasz, że to dobry plan?

Rhodey: Jeśli ktoś ma być tym Mandarynem, to Gene

Tony: Nie wierzę, że to mówisz

Rhodey: To uwierz

CZĘŚĆ VI: OTWARTA WOJNA

Jak mogłam do tego dopuścić? Khan ma tyle samo pierścieni, co ja. To bardzo niedobrze. Powinien być jeden Mandaryn. Ja.
Nie mogłam przywoływać demonów z innych wymiarów. Jednak pozostały najsilniejsze pierścienie i zamierzałam je wykorzystać najlepiej, jak się da.

Gene: Teraz was nie potrzebuję. Sam doprowadzę do końca swoje przeznaczenie

Pepper: Po moim trupie!

Gene: Da się zrobić

Tony: Nie! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić!

Stark rzucił się na niego, strzelając z repulsorów. Dziwne. Najpierw grali w tej samej drużynie, a teraz są wrogami? Rhodes już mu na to zwrócił uwagę.

Rhodey: Odbiło wam?! Jesteśmy po tej samej stronie! Weźcie ogarnijcie się i walczmy z prawdziwym wrogiem

Gene: Nie wydaje mi się. Koniec sojuszu

Tony: A to świnia! Wykorzystał nas!

Rhodey: Tak, jak zawsze

Nagle poczułam się jakoś dziwnie. Znowu to samo uczucie, gdy Iron Man chciał mi wbić do głowy jakąś inną tożsamość. Byłam zmieszana. W głowie miałam zaplątane myśli i żadna z nich nie pomagała mi dojść do odpowiedzi.
War Machine próbował zahamować jego przypływ emocji. Niestety on musiał się rzucić na Khana, co dawało mi przewagę. Nie zwracali na mnie uwagi. Jednak poczułam silny ból głowy. Odwróciłam się lekko i zauważyłam, że ta cholera ma mój pierścień manipulacji. Wszedł do mojej głowi w jednej chwili.

Gene: Oddaj mi pierścienie. Oddaj je prawdziwemu Mandarynowi

I szłam bez kontroli. Szłam i nie mogłam się zatrzymać. To było najgorsze. W głębi duszy odczuwałam, jak całkowicie tracę moc. Przestaję być Mandarynem i wracam do zwykłej, ludzkiej postaci. Po prostu Pepper Potts.

Pepper: Gene!

Krzyknęłam, a później upadłam. Jednak ktoś mnie złapał.

Pepper: Iron Man…. Tony?

Zaczęłam sobie uświadamiać, kim naprawdę jestem. Przypomniałam, kim są Rhodey i Tony. Myliłam się.  Oni nie są wrogami. To przyjaciele.

Pepper: Przepraszam. Nie byłam sobą

Tony: Wiem o tym, ale chcesz mu skopać tyłek?

Pepper: Jak widzisz, straciłam pierścienie

Gene: Po prostu mi je oddałaś

Pepper: Gene,ty pieprzona gnido!

Tony: Pepper, spokojnie. Weź ją i pokaż, na co cię stać

Tony wręczył mi plecak z Rescue. Natychmiast się uzbroiłam w swój pancerz specjalny. Od razu poczułam przypływ innej energii. Ta, która była godna bohaterki.
Może nie byłam już Mandarynem, ale ta krew nadal płynęła we mnie, choć wolałabym być w klubie blaszaka. Gene zaczął atakować Tony’ego. Był żądny potęgi i chciał nas zniszczyć. Zauważyłam, jak przeteleportował się za jego plecami i mierzył pierścieniem, by zabić mojego chłopaka. Nie mogłam na to pozwolić. Od razu zareagowałam.

Pepper: Tony, za tobą!

Odwrócił się i  silna fala uderzeniowa powaliła Iron Mana na ziemię. Szybko do niego podleciał i zrobił to. W kilka sekund ciało Tony’ego stało się ulotnymi drobinkami w powietrzu.

Pepper: Tony, nie! Ty potworze! Zabiję cię za to!

Rzuciłam się na niego i chciałam odzyskać jeden pierścień. Ten, który pozwalał na wskrzeszenie. Gene się bronił uparcie, a ja strzelałam, próbując go trafić. Rhodey również próbował, lecz to było na nic. Był zbyt silny. Jednak miałam pewien plan. Użyłam maskowania, by odebrać jeden pierścień, gdy War Machine odwróci jego uwagę. Tak, jak przewidziałam, Khan latał za nim, próbując go zniszczyć. Taki miał plan. Pozabijać nas po kolei. Szybko znalazłam ten, którego potrzebuję i założyłam na palec. Mocą różowego pierścienia Makluan mogłam wskrzesić Tony’ego. I tak zrobiłam. O dziwo nie zostałam opętana, bo przecież miałam słabą moc. On wrócił.

Gene: Jak ty to?
Tony: Moja Rescue.

Wymierzyliśmy z unibeamu we trójkę w Mandaryna. Nim zdołaliśmy coś jeszcze zrobić, on zniknął.

Pepper: Pieprzony Gene i pierścienie. Przepraszam, jaka dla was byłam

Tony: Ja ci wybaczę wszystko, Pepper

Pocałował mnie, a ja przytuliłam go, ciesząc się, że żyje.

Rhodey: Nie przerywajcie sobie, ale mam jedno pytanie. Co teraz będzie?

Pepper: Mnie to wali. Niech robi, co chce, a jak zechce kogoś skrzywdzić, będzie miał do czynienia ze mną

Tony: Ostra, jak zawsze

Wybuchnęli śmiechem, a ja się cieszyłam, że znowu byłam sobą. Wspólnie wróciliśmy do zbrojowni.

8 komentarzy:

  1. Przecież Pepper nigdy nie była porażką, ona jest najwspanialsza, a Gene myśli tylko o pierścieniach, mój typowy tekst, czyli do pokoju bez klamek z nim i karmić go tylko pomidorową, albo w ogóle. Przez te durne pierścienie Pepper chce zrobić krzywdę Tonemu, oj chyba muszę z nią pogadać. A Mandaryn niech sobie te pierścienie w dupe wsadzi i wybuchnie . Tony biedny , naiwny Tony chce ją słowami przywrócić , ale jednak to trochę z działało. Łącząc wszystko podoba mi się opentana Pep. Czekam na więcej takich i nie mogę doczekać się Pamiętniczków Pepper. A u mnie nn htpp://imaa-z-mojego-pokrenconego-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe. Fajnie, że się podobało. Pamiętniczki wystartują wkrótce.

      Usuń
  2. To było ekscytujące i porywające. A co do Pepper... zgodzę z przedmówcą. Nie była porażką i nigdy nie będzie. Tylko zastanawiam się, skąd ma tę Makluańską krew? Przecież nie była w połowie smokiem. To nie to co ta pała Gene. W pewnym momencie miałam ochotę tam się znaleźć i skopać mu tyłek. Za to całe wykorzystanie i w ogóle. Tu strasznie podziwiam Tony'ego i jego wolę walki. Nawet kiedy zrobiło się na prawdę... chujowo za przeproszeniem. Jak widać na końcu, opłaciło mu się i to z pomocą przyjaciela (Miałam na myśli oczywiście Rhodey'a... bo gdybym miała powiedzieć tak o Gene to chyba bym puściła pawia, albo uznać że pieprzę głupoty). A najbardziej spodobały mi się te wzmianki o demonach. Wiesz... ogólnie okultyzm to moja brocha, o czym wiesz z mojego opowiadania. Innymi słowy scenariusz jest extra i być może przeczytam go sobie, któregoś dnia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam za szczerość odnośnie Gene'a. W serialu było o tym, że też ma Makluańską krew, więc pobawiłam się tym i wyszła pani Mandaryn. Mam nadzieję, że też porwie cię "W sieci"

      Usuń
  3. Spoko początek troche szokujący ale fajny

    OdpowiedzUsuń
  4. Spoko początek troche szokujący ale fajny

    OdpowiedzUsuń
  5. Kłaniajcie się ludzie i radujcie bowiem przybyłam!
    Znasz moje podejście do IMAA. Gene forevaaa, no i ta pieprzona spleśniała Mandarynka moim życiem i mężem. Plan ukatrupienia Świętej Trójcy i sprzymierzenia się z Gene'm dalej błądzi po mojej głowie, więc pewnie kiedyś wprowadzę go w życie w jednym z One Shotów. Och okrutna zła i podła ja!
    Ale do rzeczy, bo schodzę z tematu... Pomysł z podarowaniem naszej roztrzepanej Pepper moich pierścioneczków jest cudowny, a ty go w fajny sposób ujęłaś. Ta walka Tony'ego, żeby ją uratować... No nie samymi słowami człowiek człowieka ratuje, bo jak to gdzieś w naszym serialu było wspomniane "Liczą się czyny a nie słowa", ale próbować zawsze można... Historia trzymająca napięciu, jak zwykle cudowne Pepperony, a ja cierpię na brak Gepper... Ach ten mój nienasycony ból i głód... Schrupałabym to chińskie ciasteczko, nie wiadomo jak bardzo możesz go nie lubić. Chyba jestem jedyna na świecie, która go lubi najbardziej z całego serialu... No cóż, przynajmniej cały mójXD
    Zakończenie, którego zresztą można by było się spodziewać, jeśli w grę wchodzi tzw "Happy ending". Pep przechodzi na Jasną Stronę Mocy, a Gene jak zwykle spierdala z Pierścionkami i biegnie do drogiej Sel, by jej się oświadczać. Dzień jak co dzieńXD
    Chyba walne One Shota o zajebistości Gene'a Khana... Nie ma bata, biorę goXD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Dobre, dobre. Cieszę się, że ci się podobało. No tak mnie natchnęło przez wakacje, to się napisało coś takiego.

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X