Part 4: Nie może być gorzej



**Pepper**

Boże, dlaczego mi to robisz? Czy ta flądra z tym pedałem muszą tu mieszkać?! Ja ich zabiję! O kim mówię?  O Whitney Stane i Gene Khan. Gorzej nie mogłam trafić. Może jeszcze mnie nie zauważyli?  Moment... Czy oni trzymają się za ręce? Fuuj! To obleśne. Dobra, muszę im czmychnąć bez zwracania na siebie uwagi.
Weszłam do bloku, patrząc się na podłogę. Jaka ona piękna. Piękniejsza od cery tego pustaka, chociaż lepsze określenie pasowałoby podróba lalki Barbie. No dobra. Zdołałam ich ominąć, idąc do góry.
Gdy już miałam iść dalej schodami, niestety...

Gene: Nie udawaj, że nas nie poznajesz, Pepper

Wpadłam. No i co teraz?

Whitney: Ty też tu mieszkasz?! Och! Powinniśmy się gdzieś indziej przenieść, kochanie
Tony, Rhodey, Pepper: KOCHANIE?!

Niespodziewanie, chłopaki wyszli z piwnicy. Też się zdziwili, co usłyszeli. Jednak Tony przyglądał się tej blondynie. Nie mów, że ją znasz. Błagam! Nie mów!

Tony: Whitney, co ty tu robisz?
Whitney: Mieszkam, jak widzisz, Stark
Pepper: Wy się znacie?!
Tony: Niestety, ale wolałbym jej nigdy nie poznać! Zniszczyła mi życie!
Rhodey: Tony, opanuj się. Wiesz, że niedawno...

Posłał mu jakieś dziwnie spojrzenie, informując o czymś, o czym nie miałam pojęcia. No nieźle. Wy też skrywacie sekrety? Jak wszyscy.

Tony: Wiem
Pepper: Jak to się stało?
Gene: Kotku, mogę za ciebie to powiedzieć?
Whitney: Śmiało, misiu
Tony, Rhodey, Pepper: MISIU?!

Chyba zaraz się tak wkurwię, że rozpierdolę im łeb. Może młotkiem? Hmm... To jest myśl, ale prędzej zrzygam się i mnie Tony będzie odprowadzał do domu. Chyba będę chora.
Gene: Nie byłeś jej wart. Ciągle ją olewałeś, a poza tym, jesteś żałosny, jak twój ojciec
Rhodey próbował powstrzymać ręką Tony'ego. Czemu? A no tak. Chyba też się w nim zagotowało.

**Tony**

Tony: Nic nie wiesz o moim ojcu!
Rhodey: Tony, opanuj się

Miałem ochotę zabić Gene'a, a widziałem, że i Pepper nie była zadowolona z ich wizyty. Nie wierzę,  że tu mieszkają. Blefują! Przecież sto razy sprawdzałem, kto będzie tam mieszkać. No ona się wprowadziła kilka dni później po mnie i Rhodey'm, a tej szmaty nie było na liście, jak tego mordercy. Zabił mojego ojca. Nie wybaczę mu tego.

Whitney: Dobra, przestań. I tak nie miałby z tobą szans
Pepper: Czyli wy tu mieszkacie?
Whitney: Oczywiście, że tak. I masz problem,  papryczko, bo się stąd nie ruszam. Prawda mój skarbie?
Tony, Rhodey,  Pepper: SKARBIE?!
Gene: Co się dziwicie? Kochamy się
Pepper: O nie!
Tony: Pepper,  wszystko gra?

Wyglądała, jakby miała zemdleć. Całkowicie zbladła. Martwiłem się. Czy to przez test?
Nagle zrzygała się na buty Whitney, aż ta pisnęła. Już Pepper miała upaść, ale asekurowałem jej upadek i znalazła się w moich ramionach.

Whitney: Podła żmija! Zniszczyła mi moje buty! Zapłacisz za to, suko!
Gene: Uspokój się. Kupię ci takie i jakie inne będziesz chciała
Whitney: O! Jesteś kochany, Gene

I pocałowali się. Pepper znowu chciała puścić pawia. Myślałem, że się powstrzyma, bo zasłaniała usta, ale się nie udało. Potem zemdlała. Biedna. Na szczęście już sobie poszli.
Zabrałem dziewczynę matczynym sposobem do swojego pokoju, a Rhodey bez problemu zajął się sprzątaniem wymiocin. Z początku patrzył na to, co wyrzuciła, zgadując, co jadła. Czasem nie rozumiem mojego przyjaciela, ale trudno.
Po kilku minutach, położyłem ją na kanapie, przykrywając kocem. Wczoraj, to ona się mną zajęła, więc wypadałoby zamienić role.

**Pepper**

Obudziłam się w znanym mi pomieszczeniu. Ktoś się patrzył na mnie. Boże, co ja zrobiłam? Chyba coś sobie przypominam. Obleśny widok Whitney i Gene'a.
Spojrzałam na moją bluzkę. Moją? Nie? Ona nie jest moja.

Tony: Chyba się nie gniewasz, że dałem Ci moją bluzkę? Nie chciałem, żebyś leżała w rzygach. A poza tym, jak samopoczucie? Lepiej?
Pepper: Eee...  Odrobinę tak, ale raczej wyniosę się stąd
Tony: Przez nich?
Pepper: Tak
Tony: W szafie miałem jedynie czerwoną bluzkę. Nie przeszkadza ci to?
Pepper: No pewnie,  że nie. Czerwień to mój ulubiony kolor. Ech... Dziękuję za pomoc. Powinnam już iść
Tony: Nie! Teraz, to ja ci zakazuję. Leż
Pepper: Martwiłeś się?
Tony: Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo

4 komentarze:

  1. wooo martwi się o Pepper <3 Jakie to słodziutkie. A ta dziwka za złotówkę i pedał musieli się też wprowadzać ?! Wywalić ich na zbity pysk. Dobrze zrobiła rzygając na nią, a raczej na jej buty. Rhody ekspert od rzygowin xD zawsze jakieś hobby oprócz historii się znajdzie :DDD a Tony bez wątpienia na zakupy musi się wybrać skoro ma tylko czerwoną koszulkę. To świetnie, że jej pomógł, ale żeby od razu ją rozbierać, co za zboczuch, ale to w końcu Toneczek mu wszystko wolno xD . Super rozdział i czekam na dalszy ciąg :) oraz zapraszam do mnie http://imaa-z-mojego-pokrenconego-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah. Toneczek nie może wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Japierdziele jaki szok Gene i Whitney ile myśli i krzyków złych hahaha boskie... zwłaszcza kochanie i misiu haha

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww on się martwi!!! C: jak ja kocham ten ff :D

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X