7. Pomocna dłoń


Czwartek. Nie cierpię szkoły, a musiałam do niej wrócić. Szczególnie, jak miałam zaległości, co nie było zbyt wiele, ale spędzanie nocy w szpitalu było konieczne. Tony musiał na siebie uważać, bo jeszcze nie wydobrzał. Martwiłam się o niego.
Wstałam i ogarnęłam szybko wygląd, by nikogo nie przestraszyć. Byłam senna, bo nie potrafiłam ostatnio w spokoju zasnąć. Pojawiłam się punktualnie w szkole pod szafkami. Wyjęłam z niej książki. Ku zaskoczeniu słyszałam głos chłopaków. Odwróciłam głowę. Szli korytarzem. Dobra, niech będzie. Podeszli pod szafki.


Pepper: Ty miałeś go pilnować, a ty leżeć w łóżku. Spójrz na siebie. Blady, jak ściana. Powinieneś odpoczywać
Tony: Dzięki, Pepper. Trzeciej niańki nie potrzebuję. Rhodey przebija wszystkie
Pepper: O! Właśnie! Pozwoliłeś mu przyjść?
Rhodey: Miał jeszcze leżeć w szpitalu do końca tego tygodnia
Tony: Musiałeś jej powiedzieć?
Pepper: Co?! Czy myśmy pomogli ci uciec?! O nie! Nie ma mowy! W tej chwili wracasz do domu! A Roberta wie?
Rhodey: Ha! Śmiesznie się złożyło, bo dzwonili do niej ze szpitala. No i wyszło na jaw
Tony: Przecież czuję się lepiej
Pepper: Tony, powiem ci jedno. Nie przyjdę na twój pogrzeb
Tony: Pepper, przestań. Nic mi nie będzie


Poczułam, jak mnie od tyłu obejmuje. Czułam się bezpieczna, ale nie byłam pewna, czy nim mu się nie stanie. Po tym, jak zadzwonił dzwonek, weszliśmy do klasy. Lekcje fizyki były nudne, a angielski przeleciał tak samo.
Tradycyjnie po szkole poszliśmy do zbrojowni. Tego dnia chciałam gdzieś pójść z nim, jak obiecałam Rhodey’mu.


Pepper: Lepiej odpocznij i nic nie rób. Pamiętaj, w jakim stanie jest implant. Tony, posłuchasz mnie, choć raz?
Tony: Ja cię słucham
Pepper: Chyba, jak z zepsutego radia. No nieważne
Rhodey: To co robimy? Nic nam nie zadali do domu, więc możemy poleniuchować
Pepper: Popieram. Nie róbmy nic
Tony: Tak się nie da
Pepper: Powinieneś leżeć
Tony: Ale ja nie chcę


Już szedł w stronę komputera, by poszukać kłopotów. Od razu siłą zaciągnęłam go na kanapę. Jak odezwało się przypomnienie, zgięło z bólu i nie miał wyboru. Musiał leżeć. Pomogłam mu podpiąć ładowarkę. Siedziałam obok niego. Przykryłam kocem i położyłam mu poduszkę pod głowę. Widać, że zaczynał robić się senny. Pogłaskałam Tony’ego delikatnie  po włosach.


Pepper: Nadal chcesz się gdzieś ruszać?
Tony: Nie
Rhodey: To ja zostawię was samych. Pomogę wam z notatkami, bo macie je nieuzupełnione. Zgoda?
Tony: Hah! Jaki miły. Co to za dzień dobroci?
Rhodey: Po prostu chcę pomóc
Pepper: Tony, nie czepiaj się. Mi też zrobisz, Rhodey?
Rhodey: No powiedziałem, że tak
Pepper: To świetnie. Popilnuję, by nigdzie się nie ruszał
Rhodey: Liczę na to. Widzimy się na obiedzie. Pepper, zjesz z nami?
Pepper: Bardzo chętnie


Rhodey wyszedł i zostaliśmy sami. Zrobił się taki miły. Jak dla mnie , to było podejrzane. No nic. Mogłam w spokoju z Tony’m porozmawiać. Mieliśmy wiele do wyjaśnienia przez Gene’a.


Pepper: Jak się czujesz?
Tony: Dobrze
Pepper: Mnie nie oszukasz. Przecież widzę, że nie jest dobrze
Tony: To po co pytasz?
Pepper: By mieć pewność
Tony: Pepper, słuchaj. Ja wiem, że ty i Gene byliście ze sobą blisko. Jak tu przyszedł, od razu wspomniał o tobie, a potem dopiero mówił, że Iron Man przeszkadza w spełnieniu jego przeznaczenia. Ach! Bądź szczera
Pepper: Do czego zmierzasz?
Tony: Nadal kochasz Gene’a?
Pepper: Nigdy go nie kochałam. Może kiedyś tam czułam lekkie zauroczenie
Tony: Lekkie? Nie wydaje mi się
Pepper: Proszę cię, tylko o zaufanie. Zależy mi na tym, byś był bezpieczny. Naprawdę martwiłam się i nic się nie zmieniło. Może dziś gdzieś pójdziemy?
Tony: A nie będziesz kazała siedzieć w zbrojowni?
Pepper: Naładujesz się i możemy pójść do mnie. Jeśli coś się stanie, zadbam o twoje zdrowie


Z odwagą pocałowałam go w usta. Widziałam, jak jego oczy nabrały zdziwienia. Przez Gene’a musiałam zbudować na nowo relacje z chłopakiem. Tak, chłopakiem.
Po godzinie, ładowanie dobiegło końca.


Pepper: Czujesz się na siłach, czy zostaniemy tu?
Tony: Polubiłem tę kanapę i kocyk
Pepper: Haha! Jak miło. To skoczę po jakieś ciastka i tu przyjdę, ale masz tu zostać, jasne?
Tony: Nie ucieknę


Mrugnął jednym oczkiem, a ja zostawiłam go samego z nadzieją, że nigdzie nie wyleci. Poszłam do domu przyjaciela. Nie musiałam się włamywać i bez problemu weszłam. Musiałam krzyczeć, bo Rhodey był na górze.


Pepper: RHODEY, NIE BĘDZIESZ ZŁY, JAK WEZMĘ CIASTKA?
Rhodey: A JEDNAK TAM ZOSTAJECIE?
Pepper: TAK! DZIĘKI! PA!


Szybko znalazłam smakołyki. W lodówce znalazłam jakiś tam sok, a z szafki zabrałam szklanki. Gdy miałam wszystko, co trzeba, poszłam znowu do zbrojowni. Geniusz o dziwo leżał na kanapie. Spał, ale miał grymas na twarzy, jakby coś go bolało. Położyłam rzeczy na stoliku, gdzie miał ładowarkę. Dotknęłam jego czoła, bo znowu zbladł. Lekko miał przymknięte oczy.


Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Ach! To nic. Nie przejmuj się
Pepper: Przyniosłam ciastka i sok się znalazł jakiś. Jak będziesz chciał, podam talerz albo kubek
Tony: Rhodey dalej robi dla nas notatki?
Pepper: Chyba tak, ale skupmy się na czymś innym
Tony: Wiem. I naprawdę nic nie czujesz do Gene’a?
Pepper: Zupełnie nic. Ja ciebie kocham. Zrobię wszystko, co się da, by nigdy cię nie skrzywdził


Cmoknęłam go w policzek, a on odsunął się na kanapie, bym się położyła obok niego. I tak zrobiłam. Poczułam, jak wolno bije serce Tony’ego. Zmartwiłam się. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Z oczu wykradały się małe łezki.


Tony: Pepper, spokojnie. To normalne. Nie płacz. Jestem tu
Pepper: Wiem, że jesteś. Wierzysz mi w końcu, że cię kocham?
Tony: Teraz już tak


Uśmiechnął się głupawo i go pocałowałam. Później przytuliliśmy się do siebie i było nam dobrze. Czuliśmy się bezpieczni, zapominając o wszelkich zmartwieniach. No prawie.

1 komentarz:

  1. Żeby sam z siebie Rhoney robił za koś notatki coś mi tu śmierdzi...ale mniejsza z tym jest spoko...cudo <3

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X