Szybko przemyłam twarz, wzięłam kanapki i chwyciłam za plecak. Na szczęście zdążyłam, ale miałam wrażenie, że to ten sam dzień, jaki przeżyłam we śnie. Czy to naprawdę możliwe?
Tony: Wszystko gra?
Pepper: Tak, tak. Nic się nie stało
Tony: Pepper, mówisz jakoś dziwnie. Coś cię gryzie?
Rhodey: Chyba wszy
Pepper: Milcz, bo inaczej cię stłukę!
Rhodey: Dobra, nie pieklij się, papryczko
Pepper: Żadnej mi tu papryczki, jasne?!
Rhodey potrafił coś wtrącić w niezbyt wyczekiwanym momencie. Miałam ochotę mu przywalić, ale się pohamowałam. Ten odruch znikł, kiedy do klasy wszedł Gene. Musiałam na niego spojrzeć, czy czegoś nie ma przy sobie. Bałam się o Tony’ego. Jeśli ten sen był prawdziwy, może być w niebezpieczeństwie. Pierwsza część już była. Lekcja się zaczęła. Tony coś rysował i nagle poczuł ból. Odwróciłam się do tyłu, czy to nie Gene był winny.
Pepper: Dobrze się czujesz? Tony, co się dzieje?
Tony: To tylko przemęczenie
Pepper: Mówiłam, żebyś się ograniczył
Tony: Ale się nie da, gdy Iron Man jest potrzebny
Pepper: Ja potrzebuję ciebie. Tony’ego Starka- mojego przyjaciela i no… chłopaka. Pamiętasz, że cię kocham? Nie zapominaj, że bez zbroi nie jesteś bezpieczny
Tony: Mogę pójść na jakiś kurs samoobrony, jeśli to cię uspokoi
Znowu ten głupawy uśmieszek. Nigdy nie przejmował się, jakby ktoś chciał go zaatakować, a byłby bez zbroi. Nie lubię tego, jak lekceważy zagrożenie, ale jemu się wydaje, że Roberta przewyższa wrogów Iron Mana. No zgodzę się. To brzmi komicznie, ale prawdziwie. Kto przeciwstawi się prawniczce? Ciężko, ale raczej Whiplash przy niej to pchełka. Z zamyśleń wyrwał mnie Tony. Szturchnął w ramię i ocknęłam się. Odezwałam się ospała.
Pepper: Co… co się stało?
Tony: Już koniec lekcji
Pepper: Dobra, już idę
Tony: Spałaś w ogóle?
Pepper: No powiedzmy, że tak
Tony: Czyli nie spałaś?
Pepper: Nie pytaj. Lepiej zadbaj o siebie, bo nie wyglądasz najlepiej. Znowu goniłeś tego wariata, czy proces Roberty się przedłużył?
Tony: Weź mnie ją nie dobijaj. Powiem, że i to i to. Od razu wróciłem i zaczęła wypytywać. Jakoś nie śmieszy cię to
Pepper: Nie jestem w nastroju. Wybacz
Tony: Możesz mi powiedzieć, co cię gryzie? Chętnie ci pomogę
Pepper: Dobra, ale nie tutaj
Po lekcjach wróciliśmy do domu. Rhodey proponował obiad, ale wolałam pobyć z nimi w zbrojowni. Wolałabym uniknąć schematu tego snu. Nasz histeryk z trudem zgodził się, ale miał wybór. Oczywiście, nie chciał zostawiać samego Tony’ego ze mną. No to byliśmy w komplecie. Od razu poszliśmy do swoich tradycyjnych miejsc. Rhodey na fotelu, Tony przy komputerze, a ja siedzę na kanapie, czekając, aż ktoś zepsuje tę niezręczną ciszę. Cisza… cisza… cisza… 10 minut później zerwałam się z kanapy, gdy zauważyłam, że Tony znowu czuł ból. Nie było Gene’a w pobliżu, ale zmartwiłam się. Uważali, że histeryzuję. Deja vu. Podeszłam do niego i nie kryłam swych uczuć.
Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: To tylko przypomnienie. Nie bój się
Pepper: Gdybyś wiedział, co musiałam zobaczyć…
Tony: Co sugerujesz?
Pepper: Powinnam wam powiedzieć. Ja…
I jak na złość odezwał się alarm. Nie mogłam go puścić na akcję. Od razu pociągnęłam Tony’ego na kanapę i chwyciłam za ładowarkę, podłączając do implantu.
Pepper: Nie masz prawa się stąd ruszać! Pilnuj go, Rhodey!
Rhodey: A ty dokąd?
Pepper: Mam coś do załatwienia
Pobiegłam w jedno miejsce. Jeden dom. Tak, to prawda. Zdecydowałam się, że wejdę w ogień.
Wooo Pepper konkretna jak nigdy. Super. Nie ma to jak rzucić Starka na kanapę i wylecieć ze zbrojowni w jakieś sprawie to ja czekam jaka to sprawa :)
OdpowiedzUsuńOk. to zaraz się dowiesz
UsuńCo by tu mówić hm fajne czyżby Pepper była niesobą? gdzie jej wygadana gębała hahaha jest spoko proroczy sen hm może być fajne
OdpowiedzUsuń