Dawno, dawno temu…
Za górami, za lasami…
Gdzieś w pewnej krainie…
W najwyższej wieży…
Księżniczka Tony patrzy sobie przez okno, marząc o wolności. Nie było ani dnia ani nocy bez myślenia o wybrańcu, który ją uwolni i wraz z tym księciem, będzie szczęśliwa.
Każdego dnia podchodziła do tego samego, małego okienka w wieży, skąd przedostawały się niewielkie promyki słońca. Z utęsknieniem czekała na zjawienie się wybawiciela. Już nie raz śniło jej się, jak przyjeżdża na swym białym rumaku, a ona skacze z okna, odjeżdżając z nim ku zachodowi słońca. We śnie tym wybawcą był Pepper.
Teraz znowu patrzyła, ale już bez tej nadziei na wolność, a smok Rhodey strzegł wieży, by nikt nieupoważniony nie mógł do niej wejść. Po tym, jak Howardzina i Marianna porzucili swoją 19-letnią córeczkę, chcieli zadbać o jej bezpieczeństwo, izolując od zewnętrznego świata. Nie obchodził ich intelekt dziecka, czy samotność.
Przez kolejne lata, Tony wychowywała się sama. Uczyła się na własnych błędach, lecz nikt nie został ranny.
Pewnej nocy zauważyła na ścianie dziwne zapisy. Jakieś projekty. Postanowiła to rozgryźć, bo widziała w tym klucz do wolności.
I tak siedziała, rozpracowując schematy ze ściany. Powoli zaczynała rozumieć, czym one są. Pomyślała o obecności geniuszu ojca. Postanowiła stworzyć coś na wzór robota.
Zaczęła szukać materiałów. Miała jedynie kilka spinaczy, pinezek, białe prześcieradło i puszki po coca-coli.
-To musi wystarczyć- pomyślała, przyglądając się dostępnym elementom
Przebłysk inteligencji przerwało czyjeś wołanie. Księżniczka wstała z podłogi, podchodząc do okienka. Wydawało jej się, że śni. Widziała postać z marzeń, czyli rudowłosy książę na białym rumaku.
-Księżniczko, spuść swoje włosy!- zawołał
-Nie zdołasz się na nich wspiąć!- powiedziała głośno
-Daj mi coś, po czym będę mógł wejść!
W jednej chwili pomyślała o prześcieradle. Wzięła je i supeł zawiązała na końcu łóżka, spuszczając białe posłanie.
-Jest za krótkie!- wrzasnął z irytacją w głosie
-To wejdź w inny sposób!- doradziła
Pepper wszedł do wieży, chwytając za oręże broni, które było tarczą i mieczem. Wolał topór, ale zostawił go w domu.
Księżniczka jedynie słyszała, jak smok ział ogniem, a odgłosy walki były donośne, że nie musiała schodzić na dół, by ich bardziej doświadczyć.
Po kilku minutach, usłyszała ostatnie tchnienie bestii, padającej martwo z wbitym mieczem w serce.
Książę biegł do swojej księżniczki. Nie mógł doczekać się, by zobaczyć ją w pełnej okazałości. Zgodnie z wolą rodziców, ten, kto zdoła uwolnić księżniczkę Tony z wieży, może prosić ją o rękę.
Gdy księżniczka usłyszała, jak ktoś szedł po schodach, od razu położyła się na łóżku, udając sen. Pepper otworzył drzwi, podchodząc powoli do łóżka dziewczyny. Widział, jak miała przymknięte oczy, a wyraz twarzy wskazywał na spokój. Lekko się uśmiechnęła, gdy przez cień ciała odczuwała jego obecność.
-A teraz mnie pocałuj- odezwała się, lecz dalej z zamkniętymi oczami, czekając na ruch wybawiciela
Pepper był gotowy pocałować księżniczkę, ale odór z ust natychmiast odrzucił ten zamiar. Gwałtownie odsunął się, jak najdalej, a ona jedynie wstała, czekając nadal na ten sam ruch.
-Odejdź! Nie pocałuję cię!- krzyknęła, zasłaniając usta z obrzydzenia
-To tylko czosnek
-To księżniczki nie uczono myć zębów?! Słuchaj, ja przemierzałem najgorsze zadupia, wszelkie dziury, krzaczory, prawie zabiłem kota i jeszcze jakaś wiedźma mi chciała wcisnąć jakieś mandarynki. I teraz patrzę, że nie jesteś taka urocza, a co dopiero piękna!- opowiedział swój etap podróży z wielkim podirytowaniem
-Żałujesz, że tu przyjechałeś? Nikt cię nie prosił. Ja chcę jedynie wolności
-Proszę bardzo. Droga wolna, księżniczko. Rodzice cię nie kochali, więc pozostawili w tak zapchlonej wieży? Teraz możesz uciec
-Z tobą mogę wszędzie- uśmiechnęła się głupawo
-A co, jeśli nie chcę?- spytał zażenowany
-Twoja strata- odwróciła głowę
-Zaczekaj… Pójdziesz ze mną, ale to nie znaczy, że się z tobą ożenię- wyjaśnił
-Zgoda- wstała, zmierzając do drzwi
Książę otworzył je i razem uciekli z wieży, mijając martwego smoka. Trochę jej było go szkoda, bo znała gadzinę, odkąd rodzice zabrali ją do tej wieży.
Wsiedli na konia, galopując przed siebie. Gdzieś w lesie mijali różne małe chatki krasnoludków Tong. Nie odezwali się do siebie ani jednym słowem. Jednak dopiero Pepper doszedł do głosu, gdy napotkali wiedźmę na swojej drodze. Zdjęła z siebie kaptur i odsłoniła koszyk pełen mandarynek. Pachniały o wiele lepiej, niż oddech księżniczki, więc był bardziej znośny.
-Dokąd zmierzacie?- spytała staruszka
-Jedziemy do zamku- odparł książę
-Do zamku? Toż to daleka droga. Nie chcecie ode mnie wziąć tych mandarynek? Z pewnością zgłodniejecie, bo blisko nie macie- podała mu koszyk
-Nie możemy wziąć mandarynek- nie zgodził się Pepper
-A to niby czemu?- zapytała zdziwiona odpowiedzią
-Są nieświeże, a poza tym, nie jesteśmy głodni
-Mów za siebie. Ja chętnie coś zjem- wzięła koszyk od księcia
Wiedźma szepnęła księżniczce coś na ucho. Coś, czego książę nie musiał usłyszeć.
-To są magiczne mandarynki. Mają specjalną moc, ale dopiero się ujawnią po zjedzeniu jednej z nich. Każda ma ukryty czar. Szerokiej drogi
-Dziękuję- podziękowała
-Uważajcie na siebie i do widzenia- uśmiechnęła się, znikając we mgle, która znikąd pojawiła się w lesie
-Cóż… Eee… To było dziwne- Tony podrapała się w głowę
-Musimy już jechać. Niebawem zrobi się ciemno i może na nas wyskoczyć królewna Whitney- ostrzegł
-Co ona robi?- zaciekawiła się, pytając
-Swoim spojrzeniem lub dotykiem, zamienia ludzi w kamień
-Niczym gorgona?- dopytała
-Niczym gorgona- odparł, twierdząc
Ponownie wsiedli na konia i pojechali w stronę zamku. Słońce już zachodziło. Krajobraz stawał się coraz ciemniejszy, gdy najjaśniejszy punkt na niebie zastąpił Księżyc.
Księżniczka narzekała na długą podróż, ale książę był uparty, bo chciał być, jak najszybciej u celu.
Nagle zatrzymał się, widząc jakąś postać w bieli, zmierzającą w ich stronę. To była królewna Whitney. Miała zasłonięte oczy, lecz przemieszczała się za pomocą laski.
Pepper natychmiast kazał zwierzęciu galopować szybciej, by w razie konieczności, strącić królewnę z drogi.
Tony przypomniała sobie, że mandarynki od wiedźmy miały moc. Najpierw chciała je zjeść, ale okropnie śmierdziały, więc rzucała nimi w blondynę, szukając jakiejś zjadliwej.
-Co ty wyrabiasz?!- zwrócił jej uwagę
-Szukam dobrej mandarynki. Chyba tu takiej nie ma. A to wiedźma! Masz królewno, najedz się tym!- rzuciła cały koszyk
Pepper nie wierzył, że dzięki tym owocom, po Whitney nie został żaden ślad. Były dla niej tak trujące, aż ciało zaczęło się topić, jakby po spotkaniu z kwasem.
Nie mieli ochoty patrzeć na mokrą plamę, która stała się pozostałością królewny, więc prędkim galopem zdołali dotrzeć do celu. Wkroczyli na teren królestwa. Weszli do zamku, gdzie na tronie siedziała para królewska. Byli zachwyceni, widząc swoją córkę, której los leżał przy ołtarzu.
Mężczyzna z koroną wstał i podszedł do młodych.
-Jako, że za uwolnienie była nagroda zaślubin, błogosławię wasze małżeństwo
-Dla przetrwania rodu powinniście się ożenić- nalegała królowa
-Jak umyje zęby, pocałuję ją i być może się z nią ożenię, ale nic nie obiecuję- postawił warunki
Księżniczka na prośbę, a raczej rozkaz Pepper, poszła umyć zęby. Kilka ruchów szczotką i miała świeży oddech.
Gdy była gotowa, zeszła po schodach i książę bez wahania pocałował księżniczkę Tony. Król wraz z królową życzyli im szczęścia.I na tym kończy się nasza bajka. Szczęśliwie, świeżo i biało.
KONIEC
PS; To jest parodia :)
Myślałam, że jeszcze trochę i zleje się ze śmiechu. To było dobre... świetnie napisane. Nie ma to jak spora dawka poczucia humoru. chyba zorganizuje sobie powtórkę, któregoś dnia. xD.
OdpowiedzUsuńO! Czyli jednak się udało cię rozbawić. Mam nadzieję, że napiszę coś takiego ale innego dnia, więc dzięki za przeczytanie :)
UsuńNiema jak porodia beautiful
OdpowiedzUsuńNiema jak porodia beautiful
OdpowiedzUsuń