Part 185: Ryzykantki


**Katrine**

Ojciec uważnie rozglądał się po pokoju, szukając kogoś. Lustrował każdą rzecz swoim wzrokiem. Chyba chciał mieć pewność, że nikt się do nas nie włamał. No tak. Hydra. Matka łatwo nie odpuści. Nie byłaby w stanie tak szybko skapitulować. Musiałam jakoś wykurzyć tatuśka. Lepiej, żeby nie zrobił krzywdy Matty'emu.

Katrine: Czego szukasz?
Duch: Już niczego
Katrine: Przyjaciółka z Akademii mi powiedziała, że jutro jadą na wycieczkę
Duch: I ty myślisz, że na nią pojedziesz?
Katrine: Chcę zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Chcę odpocząć
Duch: A w domu nie możesz?
Katrine: To nie jest mój dom!
Duch: Katrine, wkrótce zapomnisz o wszystkim i być może skończysz z randkami
Katrine: Jakimi randkami?! Powinnam z tobą nie rozmawiać po tym, co zrobiłeś!
Duch: Jakoś nie jesteś smutna
Katrine: Głowa mnie boli
Duch: Wmawiaj sobie, co chcesz... Jeśli próbujesz coś przede mną ukryć, odkryję to
Katrine: Dzięki za info, a teraz idź
Duch: Dobra, dobra. Już tobie daję spokój. Jednak na żadną wycieczkę nie jedziesz
Katrine: Będę z przyjaciółką
Duch: Nie obchodzi mnie to... Od jutra będziesz chodzić do innej szkoły

Nie chciałam dłużej go słuchać i wyprowadziłam ojca z pokoju, trzaskając drzwiami. Miałam dość słuchania jego planów. Zrobię wszystko, żeby być z moim chłopakiem. Nawet pojadę jakoś na tę wycieczkę.

**Duch**

Hmm... Wycieczka szkolna? Dziwne, bo o takich rzeczach powinna mówić wcześniej. Nie mogę jej ciągle trzymać pod kluczem. Bałem się, czy Viper nie spróbuje porwać Katrine. Zastanawia mnie też jedna sprawa. Iron Man nadal żyje. Pora złożyć mu wizytę.

**Tony**

Próbowałem w jakikolwiek sposób uspokoić Pep. Odkąd włączyłem komunikację z bazą, moje uszy puchły od jej krzyków. Pewnie bała się, że nie wrócę. Może moc spadła, by wykorzystać rezerwy, ale nie poddam się. Nie umrę. Słyszałem też, jak wydzierała się na FRIDAY tylko przez to, bo chciała mi pomóc, lecąc inną zbroją.
Gdy próbowałem wstać o własnych siłach, zauważyłem Natashę. Widocznie cały helikarier próbuje złapać Gilla.

Natasha: Iron Manie, nic ci nie jest?
Tony: Przeżyję... jakoś. Widziałaś Ezekiela?
Natasha: A! Jego też musimy znaleźć
Tony: Dlaczego? Ekhm...
Natasha: Włamał się do komputera SHIELD i uzyskał dostęp do ściśle tajnych danych
Tony: Świetnie... bo... muszę... go... zna... leźć
Natasha: Potrzebujesz czegoś?
Tony: Ekhm... Nie
Natasha: Lepiej wracaj do swojej bazy, bo naprawdę wyglądasz okropnie
Tony: Dzięki... za... pocieszenie. Ekhm...
Natasha: Pozwól nam działać. Poinformujemy cię o wszystkim
Tony: Zgoda
Natasha: Trzymaj się jakoś i nie lataj w podróbie śmietnika
Tony: Ej!

Zaśmiała się i dołączyła do innych agentów, którzy nadal szukali uciekinierów. Próbowałem włączyć autopilota. Wszelkie funkcje wyświetlały się na czerwono. No pięknie. Wzbiłem się w powietrze, zmierzając do zbrojowni. Na początku leciałem bez żadnych przeszkód, aż znowu runąłem w dół. Kolejne twarde lądowanie.

Pepper: Nie pozwolę mu umrzeć! Czy ty nie widzisz, że nie może nawet sam wrócić?!

<<Mój stwórca nakazał cię chronić>>

Pepper: Mam to gdzieś! Daj mi jakąś zbroję!
Tony: Pepper... przestań
Pepper: Tony? Tony, jesteś cały?
Tony: Ekhm... Mogę kłamać?
Pepper: Nie
Tony: No... to... nieźle... oberwałem. Ekhm...
Pepper: Właśnie słyszę po twoim głosie
Tony: FRIDAY... wyślij... tu... War... Machine... bez... pilota

<<Już wysyłam>>

Pepper: Ej! A tak chciałam ci pomóc
Tony: Zawsze... pomagasz
Pepper: To zbuduj też dla mnie zbroję. Proszę
Tony: Buduję
Pepper: Naprawdę? I ja nic o tym nie wiem?
Tony: Ekhm... To... miała... być... niespodzianka

Kaszlałem coraz bardziej, a rezerwy również szybko się wyczerpywały. Miałem trudności z oddychaniem. Musiałem czekać na przybycie pancerza Rhodey'go. Nie zdołałem nawet zauważyć, gdy straciłem przytomność.

**Pepper**

Nie czekałam na zgodę komputera i po kryjomu weszłam do pancerza, co był przeznaczony dla histeryka. Nie mogłam jedynie siedzieć i czekać na powrót Tony'ego. Czułam, jak było z nim kiepsko. Ledwo zdołał coś powiedzieć. War Machine pasował do starć w ataku, ale nie, żeby nią latać po niebie. Sprawowała się gorzej, niż mucha w smole.
Nagle dostrzegłam pancerz testowy. Nie wyglądał za dobrze. Podleciałam do niego. Chciałam sprawdzić, czy potrzebował pomocy medycznej. Nie zdołałam zbytnio podejść, bo znikąd pojawiły się strzały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X