Part 180: Wojna cz.2


**Pepper**

Żądałam jakiś logicznych wyjaśnień. Nic nie mówił, zakładając opatrunki na ranę. Nie wiedziałam, jak mu wybić takie głupoty z głowy. Najgorsze było to, że w nie najlepszym momencie odezwał się alarm. Atak na Stark International, a do tego uaktywnił się Blizzard. Moja misja oraz innych agentów wciąż była w toku. Jednak teraz liczyło się dla mnie zdrowie Tony'ego.

Pepper: Nigdzie nie lecisz, rozumiesz? Musisz mi chyba coś powiedzieć
Tony: Pep... musiałem... to zrobić
Pepper: Dlaczego?
Tony: Byłem... ranny
Pepper: I to jest powód, by bawić się w operację? Oj! Ty raczej nie pamiętasz, ile już masz lat
Tony: Przepraszam
Pepper: Ja muszę złapać Blizzarda, ale samego cię tu nie zostawię

<<Ja tu jestem cały czas>>

Pepper: Masz rację, FRIDAY. A mogłabyś wyłączyć wszystkie alarmy?

<<Słucham się jedynie swojego twórcy>>

Pepper: Który zginie, jeśli go puścisz na misję
Tony: Na świecie... trwa wojna. Ezekiel skopiował... schematy i teraz... każdy może... mieć własnego... Iron Mana
Pepper: Skoro tak, to czemu nie wezwiesz Rhodey'go? Niech ruszy dupę i tu przyleci nam pomóc
Tony: Nam?
Pepper: Jesteśmy jedną drużyną... Odpocznij i więcej nie rób nic głupiego
Tony: Nie obiecuję
Pepper: Czyli zostaję z tobą

Pomogłam mu wstać i miałam zamiar go odciągnąć od zbrojowni, lecz musiał się naładować. No to zostanę z nim w zbrojowni. Trudno. SHIELD da radę pojmać Gilla.

**Rhodey**

Generał raczej mi uwierzyła, że jestem War Machine. Przyznałem się bez żadnych wykrętów. W telewizji wciąż było głośno o ostatniej walce Iron Mana. Widać, że mu się nie nudzi.
Gdy tak błądziłem myślami przy obecnych wydarzeniach, Ivy musiała o coś zapytać.

Gen. Stone: Jesteś War Machine. Teraz wszystko się zgadza. Ta umiejętność strzelania i niesienie pomocy... Dlaczego wcześniej tego nie powiedziałeś?
Rhodey: Bo nie każdy musi wiedzieć, ale...
Gen. Stone: Ale, co?
Rhodey: Tobie ufam
Gen. Stone: Powinieneś mnie znienawidzić, a nie powierzać swój cenny sekret
Rhodey: Coś w tobie jest, że tylko ty mogłaś się o tym dowiedzieć
Gen. Stone: Co takiego?
Rhodey: Chyba cię kocham
Gen. Stone: Żartujesz?
Rhodey: Poczułem coś do ciebie. Ten jedyny raz
Gen. Stone: A teraz?
Rhodey: Udowodnię, że nie wprowadzam cię w błąd

Zbliżyłem się do niej, całując. Nie robiłem żadnego kinbaku. Chciałem ją kochać tak prawdziwie. Zacząłem odpinać jej guziki od koszuli, a ona bez trudu zrzuciła moją bluzkę. Manewrowałem dłońmi wzdłuż pleców, aż przechodziły po nich przyjemne dreszcze. Lekko się wygięła, upadając na biurko, że wędrowałem coraz niżej, odpinając pasek i później guzik. Rozsunąłem też spodnie i nie pozostała mi dłużna. Pocałowała mnie namiętnie, łapiąc za mój pasek. Zwinnie się go pozbyła, rzucając na resztę ubrań. Uwolniłem piersi kobiety, by móc ich dotknąć. Widziałem, jak sprawiam jej przyjemność. Oddychała głęboko.
Kiedy zjechałem rękami do dżinsów, zsunąłem je do kostek, a ona jednym kopniakiem wyrzuciła daleko zbędne odzienie. Mogłem dorwać się do kobiecego skarbu, zaś Ivy myślała o tym samym.

Rhodey: Chcesz tego?
Gen. Stone: Chcę

Zdjąłem swoje bokserki, zaś ona pozbyła się własnej bielizny. Rozszerzyła nogi, żebym mógł mieć większy dostęp do kwiatuszka pani generał. Powoli w nią wszedłem, aż jęknęła cicho. Chwyciła się za moje plecy, a jęki stawały się coraz to głośniejsze. Po tym dźwiękach dołączył również i mój zachwyt. Kochałem się z kobietą. Dobrowolnie. Żadnego kinbaku. Po prostu prawdziwa miłość.
Kiedy doszło do ostatniego spazmu, mocno wygięła się, krzycząc, aż upadła. Osiągnęliśmy spełnienie. Włożyłem znowu na siebie bokserki i Ivy zrobiła to samo ze swoją bielizną. Leżeliśmy na biurku, wtuleni w siebie, zasypiając.

**Matt**

Wyszedłem z Sześcianu, by porozmawiać z siostrą w sprawie rytuału. Powinna wiedzieć, do czego może dojść. Akurat spaliła ostatnią kukłę, więc podszedłem do niej.

Matt: Przeszkadzam?
Lily: Oj! Dość szybko wróciłeś. I co? Znalazłeś jakieś rozwiązanie?
Matt: Chcę znowu być człowiekiem. A ty?
Lily: Ja wolę zostać tym, kim jestem. Przynajmniej nie muszę mieć tego cholernego implantu
Matt: Czyli zostajesz Makluańczykiem?
Lily: No pewnie. A ty przez Katrine chcesz zrezygnować ze swojego dziedzictwa?
Matt: Właśnie
Lily: Źle robisz, Matt
Matt: Dlatego przejdę rytuał, a mówię ci to, bo mogę o tobie zapomnieć lub...
Lily: No dokończ, młotku. Co się może gorszego stać?
Matt: Możesz umrzeć

Lily zamilkła. Widziałem, że bardzo się zdziwiła na wiadomość o skutkach przywrócenia ludzkiej formy. Musiałem zaryzykować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X