Part 8: Czy dobrze? A czemu nie?


**Tony**


Obudziłem się kolejnego dnia. Czułem się o wiele lepiej, ale nie na tyle, by wracać do zbroi. Jednak nie mogłem bezczynnie leżeć, gdy miasto będzie potrzebować Iron Mana. Cieszyłem się, że dostałem wypis bez jakiś tam przeszkód, ale otrzymałem kilka ważnych uwag na temat implantu.
Kilka minut później, byłem gotowy wrócić do domu. Wyszliśmy ze szpitala, wsiadając do samochodu. Wyglądała na przygaszoną. Może znaliśmy się dość krótko, ale chciałem jakoś jej pomóc oraz odwdzięczyć za kolejne uratowanie mi życia. No, a z Rhodey’m musiałem się rozmówić.


Tony: Przepraszam, że sprawiłem ci tyle kłopotów
Pepper: Przestań. Już ci mówiłam, że to nic takiego. Cieszę się, że żyjesz. To się liczy
Tony: Wszystko gra? Wyglądasz na taką przygnębioną
Pepper: Im mniej wiesz, tym lepiej
Tony: Aż tak źle?
Pepper: Chodzi o test
Tony: Nie zdałaś?
Pepper: Nic takiego nie powiedziałam. Chodzi o coś zupełnie innego
Tony: Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. A, co chciałaś mi powiedzieć wcześniej?
Pepper: Już nieważne. Wszystko wiem. Trzeba Rhodey’go opieprzyć, bo skazał cię na śmierć
Tony: Raz mu można odpuścić
Pepper: No chyba nie


Po godzinie, znaleźliśmy się na parkingu osiedla. Milczała i nic nie mówiła. Nie wiem, co było tego powodem. Skrywała jakieś sekrety, a ja nie przyznałem się do wszystkiego. O blaszaku dowie się później.
Gdy mieliśmy już wejść do swoich mieszkań, odważyłem się zapytać.


Tony: Mogę cię o coś poprosić?
Pepper: Słucham
Tony: Nie mów Rhodey’mu
Pepper: O czym?
Tony: O tym, czego się dowiedziałaś
Pepper: Nie ma sprawy. Będę milczeć, jak grób


Przez chwilę uśmiech zagościł na jej twarzy, ale szybko znikł. Mam nadzieję, że znajdę czas na szczerą rozmowę. Chciałbym ją bardziej poznać. Niewiele wiem. Wiem natomiast, że nazywa się Pepper i nie jestem jej obojętny.
Kiedy wszedłem do domu, odłożyłem klucze na komodę przy lustrze. Wszystko było, jak w najlepszym porządku, a Rhodey siedział zaczytany z książką.


Tony: Cześć, Rhodey. Już wróciłem. Stęskniłeś się? Eee… Rhodey? Rhodey!


Od razu, jak krzyknąłem, książę się wybudził z transu.


Rhodey: O! Hej! Już cię wypisali?
Tony: Nie było podstaw, by mnie zostawiać. Jest dobrze, ale powinieneś oberwać
Rhodey: Oj! Wiem, o co ci chodzi, ale obiecuję, że następnym razem, to ja zajmę się tobą. I co ci powiedział lekarz?
Tony: Za mało odpoczywam i mam o siebie dbać
Rhodey: Dlaczego mam wrażenie, że kłamiesz? Powiesz prawdę?
Tony: Zostawisz mnie samego? Dzięki za ogarnięcie bałaganu, ale teraz potrzebuję spokoju
Rhodey: Tony, co się stało?
Tony: To nic. Idź już
Rhodey: No dobra, ale dzwoń, gdyby coś się działo
Tony: Dobra


Rhodey wyszedł. I dobrze. Nie lubię okłamywać najlepszego przyjaciela, którego traktuję, jak brata. Kłamałem z informacjami na temat mojego stanu. Gdyby wiedział, zabrałby mi klucz do piwnicy. Na szczęście udoskonaliłem zbroję, więc mogę mieć ją ze sobą jako plecak. Całkiem sprytnie, nie? No dobra. Potrzebowałem odpocząć i pomyśleć, co dalej.


**Pepper**


Chciałam, jak najszybciej zamknąć się w pokoju i z niego nie wychodzić. Zbierało mi się na płacz. Dlaczego? Przez Tony’ego. Przez to, co się dowiedziałam, bałam się o jego życie. No tak. Chyba naprawdę dopadła mnie strzała Amora. Powinnam skupić się na byciu przyszłą agentką SHIELD, a nie myśleć o płci przeciwnej.
Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon. Prywatny. Ktoś obcy? Coś mi mówiło, że to coś ważnego.


Pepper: Tak, słucham
Agentka Hill: Dzień dobry. Mówi agentka Hill. Mówię z Patricią Potts?
Pepper: Tak, to ja
Agentka Hill: Chciałabym ci pogratulować zdania egzaminu
Pepper: Jezu! Naprawdę zdałam?
Agentka Hill: Nie ma mowy o pomyłce. Jeszcze raz gratuluję i zapraszam na uroczystość, która odbędzie się jutro
Pepper: Dziękuję za wiadomość


Agentka rozłączyła się, a mój humor odrobinę się poprawił. Chciałam zadzwonić do ojca, ale chyba był na misji, więc raczej poza zasięgiem. Dawno z nim nie miałam okazji porozmawiać. Przydałaby się jakaś ojcowska rada.
Próbowałam zadzwonić na jego komórkę. Przez dłuższy czas była cisza, ale czekałam. Czekałam, aż odbierze.
Wreszcie po długim oczekiwaniu, odezwał się ktoś po drugiej stronie. To był mi znany głos, lecz nie ten, który pragnęłam usłyszeć.


Pepper: Tata?
Agent Bernes: Niestety, ale nie. To ty, Pepper?
Pepper: Kim pan jest? Skąd pan ma telefon taty?! Gdzie on jest?!
Agent Bernes: Uspokój się. Ciężko mi mówić, o czymś takim przez telefon, lecz musisz wiedzieć, że on już nie wróci
Pepper: Co to ma znaczyć?!
Agent Bernes: Musisz mi uwierzyć, co ci powiem. Byłem jego przyjacielem, dlatego mi też jest trudno, więc przyjmij ode mnie kondolencje
Pepper: Co to ma być do cholery?! Jakiś kiepski żart?!
Agent Bernes: Chciałbym, ale twój ojciec zginął na akcji. Przykro mi. Nie dało się nic zrobić
Pepper: Co?!


Opuściłam telefon, który z hukiem spadł na podłogę. Zaczęłam płakać i nie mogłam się powstrzymać od krzyku rozpaczy. To bolało. Ta strata najbliższej mi osoby. Teraz zostałam sama, a cała rodzina leży w grobie. Dlaczego ja muszę cierpieć ?! Dlaczego ja?!
Moje krzyki były tak donośne, że ktoś wbiegł do pokoju, gdzie leżałam na ziemi.


Pepper: Tony?

2 komentarze:

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X