Part 5: Zmiana planów


**Pepper**


Byłam wdzięczna Tony’emu, że mi pożyczył swoją bluzkę, ale to trochę dziwne, by po jednym dniu znajomości, od razu być takim pomocnym. Nieważne. Martwił się. Może znajdę w nim przyjaciela?
Kilka minut później poczułam się lepiej i chciałam już iść do domu. Wciąż chciałam wyjechać stąd, jak najszybciej się da. Przyniósł mi wodę. Naprawdę doceniam jego pomoc, ale…


Pepper: Dziękuję ci za pomoc, ale muszę już iść
Tony: Zostań jeszcze. Jeszcze nie wydobrzałaś do końca
Pepper: Jak długo będziesz mnie przetrzymywać?
Tony: Haha! Tak długo, jak będzie trzeba
Pepper: Potrafię o siebie zadbać. Możesz mi dać moją bluzkę?
Tony: Dałem do prania
Pepper: Ech… Musisz mnie wyręczać ze wszystkiego?
Tony: Chciałem ci pomóc. To wszystko
Pepper: Niech ci będzie. Mogę zostać, ale musimy się bardziej poznać
Tony: Dlaczego?
Pepper: Może zostaniemy przyjaciółmi?
Tony: To niemożliwe, skoro wyjeżdżasz
Pepper: Hmm… Mogę się jeszcze nad tym zastanowić, ale nie trawię ich
Tony: Ja też. Przez nich, musiałem wszystko…
Pepper: Zaczynać od nowa? Mam tak samo
Tony: Poważnie?
Pepper: Mhm….Dlatego chciałam znaleźć prawdziwych przyjaciół


Wypiłam wodę, odczuwając ulgę, bo już mnie nie mdliło,a towarzystwo Tony’ego nie przeszkadzało mi w niczym. Ciekawe, co o mnie myśli?


**Tony**


Dziwnie się czuję, patrząc na dziewczynę. I to nie byle jaką. Jest ruda, ale to nie znaczy, że sprawia kłopoty. Nie znam jej za bardzo, lecz postanowiłem pomóc Pepper. Może zmieni zdanie i zostanie na osiedlu? Miło poznać kogoś innego, kogo nie obchodzą ciuszki, a to, co się ma w sercu. Widziałem, jak nabrała kolorów. Chyba poczuła się lepiej.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk bransoletki. Cholerny alarm. Zignorowałem go.


Pepper: W porządku?
Tony: Tak, tak. Ja tylko miałem coś do zrobienia, ale to może poczekać. Jak się czujesz?
Pepper: Pytałeś mnie o to, a teraz drugi raz. Mówiłam, że dobrze i mogę już iść. Nie chciałabym ci przeszkadzać
Tony: Znowu zmieniasz zdanie? A myślałem, że sobie pogadamy
Pepper: Nie ma, o czym
Tony: Tak twierdzisz? Ech… No to idź, jak chcesz


Za łatwo się poddałem. Czemu? Nie będę jej do niczego zmuszał. Jeszcze uzna za jakiegoś no… dziwnego typka. Na pedofila nie pasuje w tym wieku.
Ruda wstała z kanapy i podeszła do drzwi. Już chwyciła za klamkę. Ostatnia szansa, Tony. Zrób coś.


Tony: Chciałem cię bardziej poznać, ale skoro wolisz iść, droga wolna
Pepper: Przepraszam, ale… Eee…
Tony: Zostaniesz jedynie na chwilkę?
Pepper: Co ci tak zależy?
Tony: Po prostu uważam, że powinniśmy się bardziej poznać
Pepper: Też tak uważam, ale nie dziś
Tony: To kiedy? Zobaczymy się jeszcze przed wyjazdem?
Pepper: Muszę przemyśleć kilka spraw. To do zobaczenia. I naprawdę dzięki za wszystko
Tony: Cóż… Eee… Odwdzięczyłem się za… wczoraj


Nagle poczułem ból przy implancie, ale zdołałem go jakoś ukryć, trzymając się ściany przy futrynie drzwi. Na szczęście szybko zniknęła mi z oczu. Na szczęście? Przecież nie chciałem się jej pozbyć. Stark, jesteś totalnym idiotą i debilem do entej potęgi.


**Pepper**


Nie wiem, czy zrobiłam dobrze. Muszę się dokładnie zastanowić, co mówię. Naprawdę chciałam z nim gadać, a potem stchórzyłam. Chyba poza zwykłą znajomością nic nie będzie.
Otworzyłam drzwi od mieszkania. Ledwo przekroczyłam próg i usłyszałam huk. Co znowu? Whitney spierdoliła ze schodów? I dobrze jej tak.
Zerknęłam na klatkę. Faktycznie tam była ona. Gene zbierał ją z podłogi, a obcasy oba złamała. Szkoda, że nie wyjebała się ryjem o beton.


Whitney: Aaaaa!
Gene: Ucisz się. Mówiłem, że kupię ci nowe


Chyba wrócę do domu, bo po raz trzeci się zrzygam, a kolejnej bluzki u sąsiada nie chciałabym prać. Hmm… Zostanę może na jeszcze kilka dni, ale później raczej się stąd wyniosę. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Trochę szkoda, bo Tony i Rhodey to fajni znajomi.
Nagle do drzwi ktoś zadzwonił. Spojrzałam przez oczko. Ten paranoik? Jak on się nazywał? Ach tak. Rhodey. Czego chce?
Nie chciałam być niegrzeczna, więc otworzyłam mu drzwi. Wyglądał na zdenerwowanego.


Pepper: Przyszedłeś mi wypominać o książce?
Rhodey: Nie tym razem. Jest u ciebie Tony?
Pepper: Nie ma go. Pewnie siedzi w domu. A coś się stało?
Rhodey: Dziwne, bo sprawdzałem, a on nigdy nie zamyka o tej porze na klucz. Przecież nie ma wieczora
Pepper: Przykro mi eee…
Rhodey: Rhodey
Pepper: Tak, tak. No, Rhodey. Niestety, ale tutaj go nie znajdziesz
Rhodey: A z tobą wszystko dobrze?
Pepper: Jest git, oprócz tego, że mam na sobie męską bluzkę
Rhodey: Pasuje ci w niej
Pepper: Rhodey, przywalę. Haha! Lepiej się bój


Gdy miałam już zamknąć drzwi, poczułam zapach spalenizny. I to na tym samym poziomie. Wyszłam na korytarz, czując coraz większy smród. Od mieszkania Tony’ego? Rhodey znowu się bał. Przecież potrafi gotować. Co się stało?
Od razu próbowaliśmy otworzyć drzwi. Dzięki  mocnej, prawej stronie ciała, użyłam nogi, by je rozwalić. Jednym  ciosem udało się. Chłopak dziwnie się na to patrzył. Nie ma pojęcia, że będę agentką SHIELD. Na pewno będę, a jak nie, zrobię wielką haje i Fury’ego. Nie no żartuję. Co ma być, to będzie.
Jak weszliśmy do środka, Tony leżał nieprzytomny. Od razu wyłączyłam gaz, by nie doszło do wybuchu. Co on tu robił? Nic z tego nie rozumiałam. Raczej musiałam zostać na dłużej. Teraz mam ważny powód. Jego życie.

2 komentarze:

  1. Co to ma być?! Że Tony + gaz = booom?! Ale jest spoko

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm ciekawa jestem jak Pepper wyglądałaby w czerwonej bluzce Starka XD Oki dzwonię po tą karetkę dla Tonego bo zawału dostanę :* rozdział epicki

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X