Rozdział 17: Zmęczeni życiem szukają spokoju

**Duch**

Wszystkie sprawy były dopięte na ostatni guzik, więc mogłem wrócić do hotelu. Walizki stały już spakowane do wyjazdu. Nieco mnie to zdziwiło, bo przecież nie skończyliśmy zadania. Dzieciak nadal żył.

Duch: Dokąd się wybieracie?
Mr. Fix: Jak to, dokąd? Do domu. Nic tu po nas.
Duch: Tak uważasz? No to wracajcie, bo ja jeszcze nie skończyłem.
Whitney: Duchu, na słowo.
Mr. Fix: No i znowu jakieś tajemnice, tak? Tak mamy współpracować?!
Justin: Zgadzam się z Fixem. Jakieś układy na boku? Nieładnie, zjawo.

Nie powiedziałem nic. Podszedłem do Masque, zdając jej raport.

Duch: Nie wyjedzie. Zostanie tu. Jednak nie rozumiem, czemu tego chciałaś?
Whitney: Bo nie może wrócić do domu. Jest bez zbroi. My będziemy szaleć w Nowym Jorku, a on nas nie powstrzyma.
Duch: Hmm… Bardzo mądre podejście.
Whitney: Polecam się na przyszłość.

Uśmiechnęła się, podając mi kartkę z chińskimi znakami. Nie były one trudne do odczytania. Jedne z tych łatwiejszych.

Whitney: Czeka na ciebie. Załatw to, co chciałeś.
Duch: Nie musiałaś.
Whitney: Teraz jesteśmy kwita, Duchu.

Nie podziękowałem, chociaż byłem wdzięczny za załatwienie tego spotkania. Zniknąłem, przechodząc przez podłogę. Udałem się do Mandaryna. Akurat siedział na zewnątrz swojej kryjówki.

Gene: Znowu się spotykamy.
Duch: Jak widać, ale przejdźmy do interesów.
Gene: Co tym razem potrzebujesz?
Duch: Neutralizatora broni energetycznej.
Gene: Hmm... Może coś znajdę takiego.

Poszedł na tyły magazynów. Byłem ciekaw czy rzeczywiście miał coś takiego. Mogłem się domyślić, że ta lekarka miała coś przy sobie. Zorientowałem się zdecydowanie za późno.
Gdy dzieciak wrócił, pokręciłem jedynie głową.

Gene: Niestety, ale nie ma.
Duch: Czy w ogóle coś takiego istnieje?
Gene: Na każdą broń jest sposób, ale ja niestety tego nie posiadam.
Duch: Trochę mnie zawiodłeś, Mandarynie.
Gene: Nie zawsze dostajemy to czego chcemy. Powodzenia, Duchu.

To mówiąc ulotnił się w powietrzu. Niechętnie skapitulowałem. Ponownie zjawiłem się u reszty złoczyńców. Tych, którzy zostali. Fix zniknął z Whiplashem. Także smarkacz przepadł. Tylko panna Stane nie poszła ich śladem.

Duch: Myślałem, że chcesz wrócić do domu.
Whitney: Czekałam na ciebie.
Duch: Wszyscy uciekli. Dlaczego nie poszłaś za nimi?
Whitney: Chciałam wiedzieć, jak ci poszło z Mandarynem. Dostałeś pukawkę?
Duch: Nie miał jej, więc kończę misję.
Whitney: Twój zleceniodawca nie będzie zadowolony.
Duch: No błagam. Hammer nie będzie się przejmował.

Udaliśmy się do punktu teleportacyjnego. Strażnik bez sprawdzania walizek przepuścił nas. W kilka sekund znaleźliśmy się na miejscu. Miasto bez Iron Mana nie obroni się same.

**Victoria**

Obudziły mnie promienie słońca, które przebijały się przez okna. Czułam jak mogłam swobodnie oddychać. Wstałam z łóżka, lecz w sali nikogo nie było.

Dr Bernes: Halo? Jest tu ktoś?
Dr Yinsen: No nareszcie się obudziłaś.

Nieco odskoczyłam na bok, słysząc Ho za swoimi plecami. Miałam ochotę go zabić.

Dr Bernes: Życie ci niemiłe?
Dr Yinsen: Tak mówisz? Przespałaś pół dnia. Dochodzi piętnasta.
Dr Bernes: Co?! Jak to?!
Dr Yinsen: Wcześniej operowaliśmy i ktoś próbował cię zabić. Dusił cię, ale potem puścił.
Dr Bernes: Czyli… mam rozumieć, że…
Dr Yinsen: Tony dostał wypis. Zbadaliśmy go. Wiem, że w sprawach rozrusznika powinniśmy skonsultować z tobą, ale spałaś. Nie chciałem cię męczyć.
Dr Bernes: O rany. Nie sądziłam, że tak urwie mi się film.
Dr Yinsen: Dla pewności cię zbadam.

Nie stawiałam oporu, bo z nim nie dało się wygrać. Sprawdził parametry przez tablet, pobrał krew, osłuchał stetoskopem i przyjrzał się oczom.

Dr Yinsen: Wszystko pięknie gra.
Dr Bernes: Jak te twoje ukulele?
Dr Yinsen: O! Stęskniłaś się za tym? Mogę ci znowu zagrać. A tak, poza tym, jak się czujesz?
Dr Bernes: Nieco zdezorientowana. Czas zleciał bardzo szybko.
Dr Yinsen: Wiem, a czekałem, aż się obudzisz. Musimy zobaczyć jakie cuda ma ten szpital. Jednak najpierw…

Ktokolwiek próbowałby mnie zatrzymać, nie byłby w stanie. Miałam coraz większą chęć na morderstwo przyjaciela. Znowu wyciągnął ten cholerny instrument, śpiewając o tęczy. Nie wiem czemu, ale dołączyłam do niego. Dobrze, że nikt tego nie słyszał.

**Pepper**

Wróciliśmy do hotelu. Jakimś sposobem zdjęli mu szwy o wiele wcześniej niż powinni. Cieszyłam się, że znowu był żywy. Miał tyle pomysłów związanych z Japonią. W sumie to było sporo ciekawych miejsc do zobaczenia. Ciągle nie odstępował mnie na krok, ale chyba nadal pozostał w nim ten strach. Szczególnie, że powiedzieliśmy mu o celach Ducha. I tak by jakoś się o tym dowiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X