Rozdział 14: Nicość

**Naomi**

Gdy wszyscy jakoś opanowali strach, zaczęliśmy zabawę. Dotknęłam ekranu, wykonując nacięcie. Każde pociągnięcie wiązało się z ruchami mechanicznego ramienia, które w zależności od zastosowanego narzędzia taką przybierało formę. Wykonałam dodatkowe cięcia, aż dotarliśmy do rozrusznika.

Dr Yashida: Cudowna technologia.
Dr Bernes: Powiedziałabym to samo, ale nie mam zastępczego źródła energii.
Dr Yashida: To nie jest konieczne.

Wskazałam jej na małe urządzenie w mechanizmie. Nie musiałam znać budowy, aby wiedzieć, że znaleźliśmy intruza.

Dr Yinsen: O! Znaleźliśmy sprawcę. Jak go usuniemy?
Dr Yashida: Victorio, to twój wynalazek. Pomysły?
Dr Bernes: Hmm… Trzeba oddzielić to od baterii. W innym razie nas pokopie. Jeśli spróbujemy czymś to chwycić bez uruchamiania procedury bezpieczeństwa, przeżyjemy.
Dr Yashida: Zaraz, zaraz… Jakich procedur?
Dr Bernes: Rozrusznik wyczuje obcą technologię i może porazić prądem.

Zaniemówiłam. Skubane urządzenie. Podałam lekarce parę rękawic. Ho jedynie usiadł, patrząc na odczyty. Wzięłam szczypce, a drugie narzędzie dałam jej do ręki.

Dr Yashida: Gotowa?
Dr Bernes: Cóż… Najwyżej zabije mnie mój wynalazek.
Dr Yashida: Oj! Zaryzykujemy.

Uśmiechnęłam się do niej, chwytając za intruza. Nie przeszło żadne spięcie, więc kontynuowałam. Powoli podniosłam metal do góry, aby oddzielić go od wspomagacza.
Gdy Victoria podniosła ze swojej strony, usłyszałam dźwięki ukulele oraz śpiew. Odwróciłyśmy się w tym samym momencie.

Dr Yashida: Bez urazy, ale to nie uspokaja, a irytuje.
Dr Bernes: Ho, ty pilnuj odczytów! Potem pograsz nam na nerwach!

Nie słuchał nas, chociaż po części patrzył na kardiomonitor. Takiej zabawy nigdy nie miałam przy stole.

**Rhodey**

Godziny przedłużały się w nieskończoność, choć te czekanie umilała muzyka z bloku. Pepper od razu zareagowała śmiechem. Mnie też bawił sam fakt, że nasz kochany doktorek rozluźniał atmosferę. Jednak było słychać wrzaski lekarki.

Rhodey: Nawet nie chcę wiedzieć co tam się dzieje.
Pepper: Doktorek stał się muzykantem, a to nowość.
Rhodey: Więc nie bójmy się. Przeczekajmy to jakoś.
Pepper: A masz pomysł co możemy robić, jak Tony wydobrzeje?
Rhodey: Znajdę Hammera. Pokażę mu, gdzie jego miejsce.

Przyjaciółka ponownie wybuchła śmiechem, płacząc przy tym. No tak. Śpiewanie o tęczy nie było niczym normalnym.

Pepper: Jeśli Tony im ucieknie, to pewnie przez śpiewy doktorka.
Rhodey: Niektórzy słyszą co się wokół nich dzieje.

Po chwili usłyszałem, jak kobiety dołączyły swoje głosy. Musieli mieć przy tym naprawdę dobry powód. Chyba wszystko będzie dobrze.

**Ho**

Nic nie jest dobrze. Chłopak nam schodził, a ta otoczka muzyczna miała tylko uspokoić przyjaciół chorego. Victoria podała lek, poprawiając bicie serca. Naomi starała się pozbyć tego badziewia. Na moment przerwałem śpiewanie.

Dr Yinsen: I jak tam na dole?
Dr Bernes: Jakim zaś dole?! Chcesz wylądować w rowie?! Już cię tam do niego prowadzę.
Dr Yashida: Ej! Spokojnie. Wdech i wydech. Jeszcze trochę i wyjmiemy to ustrojstwo. Pilnuj odczytów, Ho.

Kiwnąłem jedynie głową, wracając do poprzedniego zadania. Polubiłem te ukulele. Chyba na stres będzie idealna.

Po dość długich minutach, lekarka położyła kawałek blachy na bok. Moc pikadełka wracała do normy.

Dr Yinsen: Czyli bateria nie była uszkodzona, a zatrzymana w działaniu?
Dr Yashida: Można tak powiedzieć.
Dr Bernes: Eee… Nie chcę krakać, ale znowu serce niedomaga.
Dr Yinsen: Powiem to raz. Jak on tu umrze, rzucam tę robotę i wyjeżdżam dożywotnio na Hawaje.
Dr Bernes: Mocne słowa.

Nie odpowiedziałem nic. Odłożyłem instrument i sam zajrzałem do środka. Nie wyglądało to dobrze.

Dr Yinsen: Trzeba to zlutować.
Dr Bernes: Jesteś pewny? Wtedy trzeba będzie je wyłączyć.
Dr Yinsen: A jak chcesz to inaczej naprawić?
Dr Bernes: Nie wiem.
Dr Yashida: A ja mam pewien pomysł.

Wykonała skan operowanego obszaru, a jego obraz pokazał nam się na żywo. Pokazała, jak naprawiać w ten sposób. Przyjaciółka musiała podawać jej instrukcje, ale byliśmy coraz bliżej końca. Musi się udać.

**Pepper**

Chyba nie potrafili ze sobą współpracować. Znowu były krzyki. Miałam tylko nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Jednak zastanawiało mnie jedno. Czy Hammer byłby w stanie posunąć się do tak nieludzkiego traktowania?

Pepper: Cholera! Nie!
Rhodey: Pepper, co się dzieje?
Pepper: A jeśli… A jeśli to sprawka Ducha? On nie odpuszcza tak łatwo.
Rhodey: Myślisz, że… Że jest na sali?
Pepper: Nie wiem. Mam bardzo złe przeczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X