**Rhodey**
Martwiłem się o Pepper, choć lekarka uspokajała, że to wina trucizny. O dziwo nie czułem się tak słabo jak wtedy, a oddech powrócił do normy. Dlaczego wcześniej nie zauważyliśmy, że coś nie pasowało? Gdybym nie stracił czujności, nikt nie byłby otruty.
Dr Yashida: Potrzebuje odpocząć. Na pewno dojdzie do siebie. Jak się czujesz?
Rhodey: Dobrze. Tak jakby.
Dr Yashida: Tak jakby? Coś cię boli?
Rhodey: Nie, ale… Ja po prostu się o nich martwię.
Dr Yashida: Traktujesz Tony’ego jak brata, chociaż i tak jesteście rodziną. Nie martw się. Znajdziemy go.
Rhodey: Dziękuję
Powoli pojazd ruszył w drogę. Nawet nie skupiałem się na krajobrazie. Chciałem tylko, aby wszystko dobrze się skończyło. O ile było to możliwe.
**Victoria**
Trzy dni? To był kiepski żart ze strony techników. Musieliśmy znaleźć inny sposób na przedostanie się do Japonii. Czy istniał jakiś transport?
Dr Yinsen: Nad czym tak myślisz?
Dr Bernes: Nad zastępczą komunikacją.
Dr Yinsen: Nie wiem czy coś takiego znajdziemy. Hawaje są bardzo oddalone od Tokio. To inny kontynent.
Dr Bernes: Wiem.
Dr Yinsen: Dostaliśmy dwie dawki w krótkim odstępie czasowym. Musimy poszukać czegoś bezpieczniejszego.
Dr Bernes: Samolot?
Zasugerowałam jeden z pomysłów. Tyle, że niezbyt zgrywał się z czasem. Musiało być coś jeszcze.
**Tony**
Tata? Nie. Niemożliwe, żeby tu był. Jednak Gene szukał pierścieni, a on podróżował razem z nim. Usiadł obok drzewa dość spokojnie.
Tony: Tato, czy… Czy to naprawdę… ty?
Whitney: Nie mylisz się, synu. Jestem tu.
Uśmiechnął się do mnie, a ja jedynie przytuliłem ojca. Tak strasznie brakowało mi go. Szkoda, że bez zbroi nie mogłem walczyć z Mandarynem.
Tony: Gene też tu... jest?
Whitney: Tak, ale daleko stąd. Zdołałem od niego uciec. Cieszę się, że znowu jesteśmy razem, Anthony.
To było dla mnie nie do pojęcia. Gene nie kłamał. Ojciec naprawdę przeżył wypadek. Starałem się nie pokazywać po sobie słabości. Serce nadal bolało. Byłem zmęczony.
Whitney: Dobrze się czujesz?
Tony: Tak. Po prostu… nie spałem.
Whitney: Ciężko zmrużyć oczy, będąc winnym.
Tony: Winnym? Niby czego?
Nieco się zmieszałem. O coś mnie posądzał?
Whitney: Twoja matka oddała za ciebie życie, żebyś żył, a ty chciałeś kolejne odebrać.
Tony: Co?! Tato, co ty… mówisz?!
Whitney: Nie byłoby wypadku, gdybyś nie mówił mi o swoim wynalazku. Próbowałeś mnie zabić.
Tony: Nie! To nieprawda!
Z tego stresu ból wzrósł na sile. Musiałem się uspokoić. Wdech i wydech. Cokolwiek próbowałem robić, nie potrafiłem zapanować nad nerwami.
Tony: Tato…
Whitney: Nie oczekuję od ciebie usłyszeć przeprosin. Chcę, żebyś zrozumiał co zrobiłeś. Brzydzę się tobą. Nie pokazuj się w domu. Nawet nie przyznawaj się, że jesteś Starkiem, bo… nie jesteś. Wstyd mi za takiego syna!
Tony: Tato?
Jego słowa były ciosem dość dotkliwym. Wstał i odszedł ode mnie. Mój świat właśnie legł w gruzach.
**Duch**
Musiałem pogratulować pomysłu. Zaczęła z dobrą kartą. Ciekawe co jeszcze wymyśli. Przez ukryte kamery obserwowaliśmy Iron Mana.
Whiplash: O! Teraz ja chcę zaszaleć.
Duch: Nie ma mowy, bo będzie coś podejrzewał. Masque namiesza mu w głowie. Dołączymy po zakończeniu widowiska.
Justin: Ile jeszcze mamy to ciągnąć?
Duch: Tak długo, aż będzie chciał przekroczyć granicę. Tak przy okazji, Hammer. Trochę przesadziłeś.
Justin: A to niby z czym?
Duch: Dobrze wiesz, że dałem ci trochę trucizny. To była za wysoka dawka.
Justin: Oj! Tak bardzo cię to boli?
Duch: Psujesz zabawę. Nie potrafisz się bawić.
**Naomi**
Pozostało pół godziny, aby dotrzeć do odpowiedniej prefektury. Nie sądziłam, że będzie więcej potrzebujących. Sprawdziłam im parametry. Wszystko się unormowało, a dziewczyna potrzebowała jedynie snu.
Gdy przejechaliśmy dalszą część trasy, auto zahamowało dość mocno.
Dr Yashida: Co się dzieje?
Rhodey: Nie wiem. Chyba… Chyba wypadek.
Dr Yashida: No to ładnie… Rhodey, zgadza się?
Rhodey: No tak. O co chodzi?
Dr Yashida: Popilnuj jej. Muszę ogarnąć ten bałagan do przyjazdu karetek. Zostawię ci apteczkę. Poradzisz sobie?
Rhodey: Coś tam wiem o pierwszej pomocy.
Dr Yashida: Więc zostawiam cię.
Wzięłam torbę i podbiegłam do poszkodowanych. Spory karambol na trasie. Osiem samochodów oraz kilku rowerzystów. Będzie co robić. Podeszłam do pierwszych rannych. Nie mogłam na razie nic innego zrobić poza podawaniem leków. Katastrofa.
~~~~~****~~~~
Zapomniałam przypomnieć, że to moje ostatnie opowiadanie z IMAA jak na razie. Obecnie pracuję nad czymś bardziej swoim, a mianowicie drama medyczna. W końcu wszystkie akcje sprowadzały się do szpitala. Jeśli jesteście ciekawi jak radzę sobie z tym wyzwaniem i jak mi idzie pisanie stylem książkowym to zapraszam na Sweek. W innym wypadku potraktujcie to jako SPAM.
https://sweek.com/s/AgEEAgtsCAAFBQ4OBwYHDWYCCA==/AnnaKatari/Na-cienkiej-linii
Martwiłem się o Pepper, choć lekarka uspokajała, że to wina trucizny. O dziwo nie czułem się tak słabo jak wtedy, a oddech powrócił do normy. Dlaczego wcześniej nie zauważyliśmy, że coś nie pasowało? Gdybym nie stracił czujności, nikt nie byłby otruty.
Dr Yashida: Potrzebuje odpocząć. Na pewno dojdzie do siebie. Jak się czujesz?
Rhodey: Dobrze. Tak jakby.
Dr Yashida: Tak jakby? Coś cię boli?
Rhodey: Nie, ale… Ja po prostu się o nich martwię.
Dr Yashida: Traktujesz Tony’ego jak brata, chociaż i tak jesteście rodziną. Nie martw się. Znajdziemy go.
Rhodey: Dziękuję
Powoli pojazd ruszył w drogę. Nawet nie skupiałem się na krajobrazie. Chciałem tylko, aby wszystko dobrze się skończyło. O ile było to możliwe.
**Victoria**
Trzy dni? To był kiepski żart ze strony techników. Musieliśmy znaleźć inny sposób na przedostanie się do Japonii. Czy istniał jakiś transport?
Dr Yinsen: Nad czym tak myślisz?
Dr Bernes: Nad zastępczą komunikacją.
Dr Yinsen: Nie wiem czy coś takiego znajdziemy. Hawaje są bardzo oddalone od Tokio. To inny kontynent.
Dr Bernes: Wiem.
Dr Yinsen: Dostaliśmy dwie dawki w krótkim odstępie czasowym. Musimy poszukać czegoś bezpieczniejszego.
Dr Bernes: Samolot?
Zasugerowałam jeden z pomysłów. Tyle, że niezbyt zgrywał się z czasem. Musiało być coś jeszcze.
**Tony**
Tata? Nie. Niemożliwe, żeby tu był. Jednak Gene szukał pierścieni, a on podróżował razem z nim. Usiadł obok drzewa dość spokojnie.
Tony: Tato, czy… Czy to naprawdę… ty?
Whitney: Nie mylisz się, synu. Jestem tu.
Uśmiechnął się do mnie, a ja jedynie przytuliłem ojca. Tak strasznie brakowało mi go. Szkoda, że bez zbroi nie mogłem walczyć z Mandarynem.
Tony: Gene też tu... jest?
Whitney: Tak, ale daleko stąd. Zdołałem od niego uciec. Cieszę się, że znowu jesteśmy razem, Anthony.
To było dla mnie nie do pojęcia. Gene nie kłamał. Ojciec naprawdę przeżył wypadek. Starałem się nie pokazywać po sobie słabości. Serce nadal bolało. Byłem zmęczony.
Whitney: Dobrze się czujesz?
Tony: Tak. Po prostu… nie spałem.
Whitney: Ciężko zmrużyć oczy, będąc winnym.
Tony: Winnym? Niby czego?
Nieco się zmieszałem. O coś mnie posądzał?
Whitney: Twoja matka oddała za ciebie życie, żebyś żył, a ty chciałeś kolejne odebrać.
Tony: Co?! Tato, co ty… mówisz?!
Whitney: Nie byłoby wypadku, gdybyś nie mówił mi o swoim wynalazku. Próbowałeś mnie zabić.
Tony: Nie! To nieprawda!
Z tego stresu ból wzrósł na sile. Musiałem się uspokoić. Wdech i wydech. Cokolwiek próbowałem robić, nie potrafiłem zapanować nad nerwami.
Tony: Tato…
Whitney: Nie oczekuję od ciebie usłyszeć przeprosin. Chcę, żebyś zrozumiał co zrobiłeś. Brzydzę się tobą. Nie pokazuj się w domu. Nawet nie przyznawaj się, że jesteś Starkiem, bo… nie jesteś. Wstyd mi za takiego syna!
Tony: Tato?
Jego słowa były ciosem dość dotkliwym. Wstał i odszedł ode mnie. Mój świat właśnie legł w gruzach.
**Duch**
Musiałem pogratulować pomysłu. Zaczęła z dobrą kartą. Ciekawe co jeszcze wymyśli. Przez ukryte kamery obserwowaliśmy Iron Mana.
Whiplash: O! Teraz ja chcę zaszaleć.
Duch: Nie ma mowy, bo będzie coś podejrzewał. Masque namiesza mu w głowie. Dołączymy po zakończeniu widowiska.
Justin: Ile jeszcze mamy to ciągnąć?
Duch: Tak długo, aż będzie chciał przekroczyć granicę. Tak przy okazji, Hammer. Trochę przesadziłeś.
Justin: A to niby z czym?
Duch: Dobrze wiesz, że dałem ci trochę trucizny. To była za wysoka dawka.
Justin: Oj! Tak bardzo cię to boli?
Duch: Psujesz zabawę. Nie potrafisz się bawić.
**Naomi**
Pozostało pół godziny, aby dotrzeć do odpowiedniej prefektury. Nie sądziłam, że będzie więcej potrzebujących. Sprawdziłam im parametry. Wszystko się unormowało, a dziewczyna potrzebowała jedynie snu.
Gdy przejechaliśmy dalszą część trasy, auto zahamowało dość mocno.
Dr Yashida: Co się dzieje?
Rhodey: Nie wiem. Chyba… Chyba wypadek.
Dr Yashida: No to ładnie… Rhodey, zgadza się?
Rhodey: No tak. O co chodzi?
Dr Yashida: Popilnuj jej. Muszę ogarnąć ten bałagan do przyjazdu karetek. Zostawię ci apteczkę. Poradzisz sobie?
Rhodey: Coś tam wiem o pierwszej pomocy.
Dr Yashida: Więc zostawiam cię.
Wzięłam torbę i podbiegłam do poszkodowanych. Spory karambol na trasie. Osiem samochodów oraz kilku rowerzystów. Będzie co robić. Podeszłam do pierwszych rannych. Nie mogłam na razie nic innego zrobić poza podawaniem leków. Katastrofa.
~~~~~****~~~~
Zapomniałam przypomnieć, że to moje ostatnie opowiadanie z IMAA jak na razie. Obecnie pracuję nad czymś bardziej swoim, a mianowicie drama medyczna. W końcu wszystkie akcje sprowadzały się do szpitala. Jeśli jesteście ciekawi jak radzę sobie z tym wyzwaniem i jak mi idzie pisanie stylem książkowym to zapraszam na Sweek. W innym wypadku potraktujcie to jako SPAM.
https://sweek.com/s/AgEEAgtsCAAFBQ4OBwYHDWYCCA==/AnnaKatari/Na-cienkiej-linii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi