**Mr. Fix**
Hammer załatwił wszystkie formalności za nas i legalnie mogliśmy być w Japonii. Musiałem przyznać, że lokalizacja hotelu nadawała się do zamachu. Tylko czy Duch tak łatwo chciałby zabić Iron Mana? Czasem ciężko tę zjawę rozgryźć.
Gdy wszystko leżało na swoich miejscach, walizka zaczęła coś mruczeć z niezadowolenia.
Justin: Ktoś kota brał? Nikt nic nie wspominał o zapchlonych futrzakach.
Duch: Myślałem, że lubisz takie drapieżniki.
Justin: Aha! To twój sierściach!
Duch: Wypraszam sobie, Hammer. Ja mam tylko psa i tylko go tkniesz, a zostaniesz bez nerki.
Zaczynało być groźnie. Czekałem na ich cudowną reakcję, gdy odkryją kto tak naprawdę jest w środku.
Mr. Fix: Wy tak tylko się licytujecie. Może niech ktoś sprawdzi. Przygotuję sznur.
Duch: Pan Hammer jest chętny. Mam rację?
Włożył mu rękę przez ciało i ściskał kiszki. Skąd mogłem to wiedzieć? Ponieważ, aż zzieleniał. Niechętnie posłuchał się Ducha i otworzył walizkę. Nie mogłem powstrzymać tego głupiego uśmiechu.
Justin: Aaa!
Odskoczył jak porażony, a mój zabójca tylko rozwinął bicze. Najemnik śmiał się, gratulując pomysłu.
Whiplash: Naprawdę niewygodna ta walizka.
Justin: Co tu robi ta cholera?! Fix, co to ma znaczyć?!
Mr. Fix: Wakacje bez mojego sługi? To byłby błąd.
Zaśmiałem się, zaś dzieciak tylko się wściekł i wyszedł. Dobrze, że wszystko nagrało się w moim cybernetycznym oku. Uwielbiam technologię.
**Rhodey**
Tony musiał na siebie uważać, a zamiast tego miał ochotę na spacer po dzielnicy Shibuya. Cokolwiek próbowaliśmy mu powiedzieć, ten tylko zaprzeczał, kłamiąc nam w żywe oczy, że wszystko gra. Pepper też nie dała się na to nabrać.
Tony: Na co czekacie? Na oklaski?
Rhodey: Tony…
Tony: Ile razy mam wam powtarzać? Nic mi nie jest.
Rhodey: Bransoletka mówi co innego. Twoje serce potrzebuje odpocząć.
Pepper: Ma rację. Jutro też jest dzień, więc posiedźmy w hotelu.
Tony: Czemu wy mnie nie słuchacie?! Wiecie co? Pójdę sam.
Pepper, Rhodey: TONY!
No i zrobił to. Wyszedł. Zostawił nas. Nie wiedziałem co robić.
Pepper: Rhodey, czemu za nim nie biegniesz?
Rhodey: Tokio jest sporym miastem. Nie wiem, jak go znaleźć.
Pepper: GPS?
Rhodey: Na pewno wyłączył, żeby nam utrudnić zadanie.
Pepper: Ale troszeczkę za bardzo panikujesz.
Rhodey: Pepper, on miał zniszczony implant. Gdyby nie lekarka, byłby martwy!
Pepper: Wiem, bo Mallen był monstrum. Może… Może nie wracajmy do tego.
Kiwnąłem tylko głową. Zastanawiałem się czy istniał inny sposób na zlokalizowanie brata.
**Tony**
Włóczyłem się po centrum. Był spory ruch wśród ludzi oraz samochodów. Nie wiedziałem nawet, gdzie dokładnie idę. Chyba niepotrzebnie się uniosłem.
Tony: Ach! Idiota ze mnie.
Powiedziałem sam do siebie, bo nie wszyscy rozumieli angielski. Przez te krzaczki na nazwach ulic zatraciłem orientację w mieście. Rozglądałem się, szukając znajomego punktu.
Nagle ktoś na mnie wpadł.
Justin: Przepraszam.
Przepraszam? Kto to powiedział? Odwróciłem się, ale nikogo nie było. Pora skończyć te chodzenie donikąd i wrócić do nich. Odnalazłem drogę, przechodząc przez drzwi.
Gdy miałem dotknąć klamki, poczułem ukłucie w sercu. Coś na rodzaj wyładowania. Może z tego zmęczenia postradałem już zmysły.
Tony: Przepraszam… was.
Tyle powiedziałem siadając na łóżko. Przyjrzałem się bransoletce. Funkcje życiowe się załamywały, a nawet podskakiwały w górę i w dół.
Pepper: Co się dzieje?
Tony: Nic, Pep. Jesteście… źli?
Pepper: Rozumiemy cię, bo zawsze tak reagujesz.
Rhodey: Tony, powiedz prawdę. Coś się stało, prawda?
Tony: Sam… nie wiem.
Położyłem się na łóżku, próbując zapanować nad biciem serca.
Rhodey: Może powinien cię zbadać lekarz.
Tony: Nie… przyjechałem, żeby… zwiedzać… szpitale. Poza tym, nie znam… języka.
Pepper: O! Tak się składa, że przed wyjazdem nauczyłam się paru słówek.
Tony: Jakie?
Pepper: Jak się wita, dziękuje, przeprasza, prosi i żegna.
Tony: Pocieszające.
Odparłem z trudem. Czekałem aż samo minie.
**Justin**
Niektórzy w tej grupie to tacy idioci. Nie zauważyli, jak ukradłem urządzenie Ducha. Na mojego farta dopadłem Starka. Teraz tylko niszczyć. Powoli, ale bardzo boleśnie.
Hammer załatwił wszystkie formalności za nas i legalnie mogliśmy być w Japonii. Musiałem przyznać, że lokalizacja hotelu nadawała się do zamachu. Tylko czy Duch tak łatwo chciałby zabić Iron Mana? Czasem ciężko tę zjawę rozgryźć.
Gdy wszystko leżało na swoich miejscach, walizka zaczęła coś mruczeć z niezadowolenia.
Justin: Ktoś kota brał? Nikt nic nie wspominał o zapchlonych futrzakach.
Duch: Myślałem, że lubisz takie drapieżniki.
Justin: Aha! To twój sierściach!
Duch: Wypraszam sobie, Hammer. Ja mam tylko psa i tylko go tkniesz, a zostaniesz bez nerki.
Zaczynało być groźnie. Czekałem na ich cudowną reakcję, gdy odkryją kto tak naprawdę jest w środku.
Mr. Fix: Wy tak tylko się licytujecie. Może niech ktoś sprawdzi. Przygotuję sznur.
Duch: Pan Hammer jest chętny. Mam rację?
Włożył mu rękę przez ciało i ściskał kiszki. Skąd mogłem to wiedzieć? Ponieważ, aż zzieleniał. Niechętnie posłuchał się Ducha i otworzył walizkę. Nie mogłem powstrzymać tego głupiego uśmiechu.
Justin: Aaa!
Odskoczył jak porażony, a mój zabójca tylko rozwinął bicze. Najemnik śmiał się, gratulując pomysłu.
Whiplash: Naprawdę niewygodna ta walizka.
Justin: Co tu robi ta cholera?! Fix, co to ma znaczyć?!
Mr. Fix: Wakacje bez mojego sługi? To byłby błąd.
Zaśmiałem się, zaś dzieciak tylko się wściekł i wyszedł. Dobrze, że wszystko nagrało się w moim cybernetycznym oku. Uwielbiam technologię.
**Rhodey**
Tony musiał na siebie uważać, a zamiast tego miał ochotę na spacer po dzielnicy Shibuya. Cokolwiek próbowaliśmy mu powiedzieć, ten tylko zaprzeczał, kłamiąc nam w żywe oczy, że wszystko gra. Pepper też nie dała się na to nabrać.
Tony: Na co czekacie? Na oklaski?
Rhodey: Tony…
Tony: Ile razy mam wam powtarzać? Nic mi nie jest.
Rhodey: Bransoletka mówi co innego. Twoje serce potrzebuje odpocząć.
Pepper: Ma rację. Jutro też jest dzień, więc posiedźmy w hotelu.
Tony: Czemu wy mnie nie słuchacie?! Wiecie co? Pójdę sam.
Pepper, Rhodey: TONY!
No i zrobił to. Wyszedł. Zostawił nas. Nie wiedziałem co robić.
Pepper: Rhodey, czemu za nim nie biegniesz?
Rhodey: Tokio jest sporym miastem. Nie wiem, jak go znaleźć.
Pepper: GPS?
Rhodey: Na pewno wyłączył, żeby nam utrudnić zadanie.
Pepper: Ale troszeczkę za bardzo panikujesz.
Rhodey: Pepper, on miał zniszczony implant. Gdyby nie lekarka, byłby martwy!
Pepper: Wiem, bo Mallen był monstrum. Może… Może nie wracajmy do tego.
Kiwnąłem tylko głową. Zastanawiałem się czy istniał inny sposób na zlokalizowanie brata.
**Tony**
Włóczyłem się po centrum. Był spory ruch wśród ludzi oraz samochodów. Nie wiedziałem nawet, gdzie dokładnie idę. Chyba niepotrzebnie się uniosłem.
Tony: Ach! Idiota ze mnie.
Powiedziałem sam do siebie, bo nie wszyscy rozumieli angielski. Przez te krzaczki na nazwach ulic zatraciłem orientację w mieście. Rozglądałem się, szukając znajomego punktu.
Nagle ktoś na mnie wpadł.
Justin: Przepraszam.
Przepraszam? Kto to powiedział? Odwróciłem się, ale nikogo nie było. Pora skończyć te chodzenie donikąd i wrócić do nich. Odnalazłem drogę, przechodząc przez drzwi.
Gdy miałem dotknąć klamki, poczułem ukłucie w sercu. Coś na rodzaj wyładowania. Może z tego zmęczenia postradałem już zmysły.
Tony: Przepraszam… was.
Tyle powiedziałem siadając na łóżko. Przyjrzałem się bransoletce. Funkcje życiowe się załamywały, a nawet podskakiwały w górę i w dół.
Pepper: Co się dzieje?
Tony: Nic, Pep. Jesteście… źli?
Pepper: Rozumiemy cię, bo zawsze tak reagujesz.
Rhodey: Tony, powiedz prawdę. Coś się stało, prawda?
Tony: Sam… nie wiem.
Położyłem się na łóżku, próbując zapanować nad biciem serca.
Rhodey: Może powinien cię zbadać lekarz.
Tony: Nie… przyjechałem, żeby… zwiedzać… szpitale. Poza tym, nie znam… języka.
Pepper: O! Tak się składa, że przed wyjazdem nauczyłam się paru słówek.
Tony: Jakie?
Pepper: Jak się wita, dziękuje, przeprasza, prosi i żegna.
Tony: Pocieszające.
Odparłem z trudem. Czekałem aż samo minie.
**Justin**
Niektórzy w tej grupie to tacy idioci. Nie zauważyli, jak ukradłem urządzenie Ducha. Na mojego farta dopadłem Starka. Teraz tylko niszczyć. Powoli, ale bardzo boleśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi