Rozdział 15: Nie oddychaj

**Victoria**

Zdołaliśmy naprawić pikadełko. Sprawdziłam jego funkcjonalność. Wszystko działało, jak należy. Mogliśmy zszyć ranę.

Dr Bernes: Jak odczyty?
Dr Yinsen: W normie. Jest stabilny.
Dr Bernes: Dobrze, więc kończymy.

Zaczęłam zakładać szwy. Nie miałam tu plastrów regeneracyjnych, dlatego to powinno w zupełności wystarczyć.
Po kilku minutach rana była załatana. Nałożyłam opatrunek, obwijając bandażem obszar klatki piersiowej.

Dr Bernes: No i po krzyku. Gdzie go zabierzemy?
Dr Yashida: Mam wolną salę na cyberchirurgii.
Dr Yinsen: O! Nie wiedziałem, że u was też istnieje taki oddział.
Dr Yashida: Chętnie wam pokażę całą placówkę. O ile chcecie.
Dr Yinsen: A co to za pytanie? Jasne, że chcemy!
Dr Yashida: Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was poznałam. Tyle nas łączy. Co powiecie na wspólne zdjęcie?
Dr Yinsen: Z przyjemnością.

Ustawiliśmy się w jednym miejscu i wycelowałam aparatem.

Dr Bernes: Powiedzcie „skalpel”.
Dr Bernes, Dr Yashida, Dr Yinsen: SKALPEL!

Wykonałam fotkę. Pokazałam im ją. Nada się jako pamiątka na ścianę gabinetu, a niewiele tam ozdób wisiało.

Dr Bernes: To co? Zabieramy go?
Dr Yinsen: Tylko sprawdź rozrusznik.
Dr Bernes: Dobrze.

Ledwo podeszłam do chorego, aż coś ściskało mnie za gardło. Nie mogłam oddychać.

Dr Yinsen: Victoria?
Dr Yashida: Hej! Co jest grane?
Dr Bernes: U… cie… kaj… cie.
Dr Yinsen: Nie zostawimy cię!
Duch: To wasz błąd.

Stałam sparaliżowana na głos zjawy. Wiedziałam kim był. Zabójca na zlecenie. Ktoś mu zapłacił za pozbycie się Tony’ego? Konkurencja? Widocznie wszystko opierało się na firmie, którą miał przejąć za pół roku.

Duch: Macie jeszcze szansę uciec. Jeśli nie, wtedy skręcę jej kark.
Dr Yinsen: Czego ty od nas chcesz?!
Duch: Dostałem zlecenie i muszę je wykonać. Zresztą, nie będę się tłumaczył.
Dr Bernes: Ty… zmie… ni… łeś… leki?
Duch: A dokładnie mój towarzysz. Ja tylko dałem truciznę, ale teraz to nie ma znaczenia. On umrze.

Poczułam większy ucisk. Miałam wrażenie, że ciało słabło wraz z moim oddechem. Tak miałam zginąć?

Dr Bernes: Zo… staw… cie… mnie.

**Pepper**

Dlaczego musiałam mieć rację? Ktoś był w środku. Nie wiedziałam czy ochrona szpitala da sobie radę. Bałam się, że będą ofiary. Przydałby się Iron Man. Tyle, że on sam był w potrzasku. Co robić?

Rhodey: Zawołam ochronę. Ktoś musi im pomóc.
Pepper: Ale… Ale oni mogą sobie nie poradzić.
Rhodey: Będą musieli.
Pepper: A T.A.R.C.Z.A.?
Rhodey: Nie wiem. Miejmy nadzieję, że uda im się nie dopuścić do rozlewu krwi.

Nie pocieszył mnie tym ani trochę, chociaż miał rację. Musieliśmy czekać.

**Ho**

Wreszcie sprawca nam się ujawnił, ale nigdy go nie widziałem na oczy. Musiałem coś zrobić, żeby puścił Victorię.

Dr Yinsen: Zostaw ją! Słyszysz?! Nic ci to nie da!
Duch: Hmm… Ocaliła Anthony’ego przed śmiercią. To jej wynalazek, więc pomoże mi go zabić. Chyba, że chce powąchać kwiatki od spodu.
Dr Yinsen: Powiedziałem! Puść Victorię!
Duch: Albo co, staruszku? Nic mi nie zrobisz.
Dr Yashida: On nie, ale ja tak.

Zdziwiłem się na jej słowa. Jak mogła go skrzywdzić? Zmieniłem zdanie, widząc w dłoniach jakąś nieznaną broń. Nie pytałem o nic. Teraz liczyło się, abyśmy wyszli stąd żywi.

Duch: No dobra. Macie mnie.

Uwolnił moją przyjaciółkę i tak po prostu zniknął. Naprawdę wystraszył się tej technologii? Podbiegłem do Victorii. Leżała, oddychając z trudem. Nałożyłem maskę tlenową na twarz.

Dr Yinsen: Oddychaj, Victorio. Oddychaj.
Dr Bernes: Ho…
Dr Yinsen: Nic nie mów. Wdech i wydech.

Starałem się jakoś ją utrzymać przytomną, zaś Naomi rozglądała się po sali. Czyżby chciał spróbować jeszcze raz?

**Rhodey**

Cisza. Nie było żadnych krzyków. Ochrona pojawiła się dopiero po wszystkim. Wciąż baliśmy się o Tony’ego. Jednak z bloku wyszli wszyscy. Łącznie z lekarzami. Doktor Yinsen trzymał na rękach lekarkę z maską tlenową, a ta druga z kolei pchała łóżko, na którym był mój brat. Odetchnąłem z głęboką ulgą. Skończył się koszmar. Udaliśmy się za nimi.

Dr Yashida: Wiem o co zapytacie, więc wam oszczędzę gadania. Rozrusznik spełnia swoje zadanie, ale pojawił się nieproszony gość, przez co mieliśmy małe kłopoty.
Rhodey: Kto się pojawił?
Dr Yashida: Zachowywał się jak zjawa. Był niewidzialny.

Cholera. Pepper miała rację. Duch maczał w tym palce. Kto jeszcze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X