**Naomi**
Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam się z czymś takim. Żaden pacjent nie uciekłby w tak tragicznym stanie. To było fizycznie niemożliwe. Potrzebowałam dowiedzieć się więcej o Tony’m. Może coś z tych informacji mnie naprowadzi na jakiś trop.
Dr Yashida: Nie muszę wam mówić, że ta ucieczka tylko pogorszy sytuację.
Rhodey: Wiemy, ale… Ale jak on to zrobił?
Dr Yashida: Kamery są czyste. Nie widać nic, że ktoś wchodził, dlatego muszę wiedzieć o nim wszystko. Każdy szczegół.
Pepper: To niczego nie zmieni!
Dr Yashida: Wierz mi, że dużo zmieni. Zanim zaczynam badać pacjenta, szukam o nim każdej wzmianki. Wiem o wypadku, a także o tym, że jest dziedzicem firmy Stark International. Może ktoś chce mu zaszkodzić.
Rhodey: Cholera!
Dr Yashida: Obadiah Stane?
Spytałam, sugerując jedną z osób. Nienawidziłam tracić czasu na pogawędki. Jednak teraz musiałam chwycić się każdego sposobu. Miałam w głowie najgorszy z możliwych scenariuszy.
Dr Yashida: Widziałam, że był podejrzewany o wypadek Tony’ego, ale FBI zakończyło śledztwo. Czy wasz przyjaciel ma z nim na pieńku?
Rhodey: Tak, bo walczą. Stane nie chce mu oddać firmy.
Pepper: Tylko czy to ma sens? Mógłby mu coś zrobić?
Dr Yashida: Nie obstawiam od razu, że tak było, ale próbuję zrozumieć. Chłopak nie miał najmniejszych szans na wstanie. Był naprawdę słaby, więc…
Rhodey: Ktoś go porwał?
Pepper: Nie! Tylko nie to!
Dr Yashida: Spokojnie. Wcale nie musi tak być, chociaż ta opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
Zadzwoniłam na policję, podając opis zaginionego. Funkcjonariusze postanowili rozpocząć poszukiwania niezwłocznie.
**Whitney**
Duch zniknął z Hammerem. Zostałam sama z tym cybernetycznym dziwolągiem. Oczywiście mało tego brakowało jego sługi. Zdecydowanie ta współpraca nam nie wychodziła.
Whitney: Gdzie ich wszystkich wcięło? Nie tak wyobrażałam sobie współpracę z wami.
Mr. Fix: Naprawdę cię to dziwi? Justin Hammer chce pozbyć się konkurencji, Duch lubi bawić się w kreatywne zabójstwa za sporą sumkę pieniędzy, mój zabójca chce tylko niszczyć, a ty pragniesz zemsty. Widzisz to czy nie?
Whitney: Widzę.
Mr. Fix: Więc zrozum. Cel mamy ten sam, ale każdy ma swoje sposoby.
Whitney: Tylko, że mieliśmy działać razem.
Mr. Fix: No i nie wyszło.
Nagle przez okno przebił się Whiplash. Odskoczyłam na bok, żeby nie zniszczył mi twarzy swoją piłą tarczową. Hammer będzie płacił za szkody. Teraz byłam bardziej ciekawa co ten zabójca zmajstrował. Słuchałam ich wymiany zdań.
Mr. Fix: Nie pozwalam na samowolkę, Whiplash. Co to miało być?
Whiplash: Kłopoty.
Mr. Fix: Jak to?
Whiplash: Musiałem rozwalić dostęp do punktów teleportacyjnych. Ktoś chciał się przedostać.
Mr. Fix: Niby kto taki?
Whiplash: Jacyś lekarze.
Mr. Fix: Czyli mogą wiedzieć o Starku? A może pomyliłeś ich.
Whiplash: Nie, panie. Ci sami co uratowali Iron Mana ostatnio. Słyszałem ze stacji kontroli punktów, że wybierają się tu przez niego.
To było ciekawe posunięcie. Tyle, że to działało w obie strony. Utknęliśmy tu do czasu napraw. Biczownik zadziałał bezmyślnie, lecz w ten sposób jednie spowolnił nadejście pomocy. Byłam ciekawa, gdzie podziewała się reszta.
Gdy chciałam wyjść z hotelu, odezwał się komunikat od Ducha. Przynajmniej zostawił z nami łączność.
Whitney: Duch, co wyście zrobili?! Gdzie jesteście?! Co to za ciche akcje?!
Duch: Nie krzycz, dziewucho. Plany uległy zmianie. Chcecie dołączyć do nas i popatrzeć?
Whitney: Na co?
Duch: Na widowisko.
O czym on bredził? Czyżby działał za naszymi plecami? W dodatku nie był sam. Słyszałam radość bogacza.
Whitney: Duch?
Mr. Fix: Ej! Nie mów mi, że ty i Justin działacie bez konfliktów.
Duch: Hmm… Nie nazwałbym tego współpracą, a raczej chwilowym zawieszeniem broni. Jeśli chcecie popatrzeć z nami, namierzcie mój sygnał.
Tyle powiedział, rozłączając się. Nic z tego nie rozumiałam. O jakim mówił widowisku?
**Tony**
Zbudziłem się w jakimś lesie. Wszędzie jakieś drzewa. Myślałem, że śniłem, lecz ból był prawdziwy. Oparłem się o jedno z drzew. Jednak coś mi nie pasowało. Jeszcze zaledwie kilka minut temu znajdowałem się w szpitalu. Co jest grane?
Po chwili usłyszałem czyjś głos. Wyjątkowo mi znany.
Duch: O tym miejscu krąży wiele historii. Jedni tu myślą nad swoim życiem, a drudzy wolą je zakończyć. Idealne miejsce, aby sprawdzić twoją odwagę.
Tony: Odwagę?
Duch: Jestem bardzo ciekaw, ile wytrzymasz. Ile tak naprawdę potrafisz walczyć o sens istnienia? Jednak musi być nagroda, Anthony.
Tony: Jaka?
Zadawałem krótkie pytania przez trudności z oddychaniem.
Duch: Jeśli wytrwasz, oszczędzimy twoich przyjaciół.
Tony: CO?! Nie… Nie… krzywdźcie… ich!
Duch: To już od ciebie zależy. Witaj w Aokigahara. W lesie samobójców.
Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam się z czymś takim. Żaden pacjent nie uciekłby w tak tragicznym stanie. To było fizycznie niemożliwe. Potrzebowałam dowiedzieć się więcej o Tony’m. Może coś z tych informacji mnie naprowadzi na jakiś trop.
Dr Yashida: Nie muszę wam mówić, że ta ucieczka tylko pogorszy sytuację.
Rhodey: Wiemy, ale… Ale jak on to zrobił?
Dr Yashida: Kamery są czyste. Nie widać nic, że ktoś wchodził, dlatego muszę wiedzieć o nim wszystko. Każdy szczegół.
Pepper: To niczego nie zmieni!
Dr Yashida: Wierz mi, że dużo zmieni. Zanim zaczynam badać pacjenta, szukam o nim każdej wzmianki. Wiem o wypadku, a także o tym, że jest dziedzicem firmy Stark International. Może ktoś chce mu zaszkodzić.
Rhodey: Cholera!
Dr Yashida: Obadiah Stane?
Spytałam, sugerując jedną z osób. Nienawidziłam tracić czasu na pogawędki. Jednak teraz musiałam chwycić się każdego sposobu. Miałam w głowie najgorszy z możliwych scenariuszy.
Dr Yashida: Widziałam, że był podejrzewany o wypadek Tony’ego, ale FBI zakończyło śledztwo. Czy wasz przyjaciel ma z nim na pieńku?
Rhodey: Tak, bo walczą. Stane nie chce mu oddać firmy.
Pepper: Tylko czy to ma sens? Mógłby mu coś zrobić?
Dr Yashida: Nie obstawiam od razu, że tak było, ale próbuję zrozumieć. Chłopak nie miał najmniejszych szans na wstanie. Był naprawdę słaby, więc…
Rhodey: Ktoś go porwał?
Pepper: Nie! Tylko nie to!
Dr Yashida: Spokojnie. Wcale nie musi tak być, chociaż ta opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
Zadzwoniłam na policję, podając opis zaginionego. Funkcjonariusze postanowili rozpocząć poszukiwania niezwłocznie.
**Whitney**
Duch zniknął z Hammerem. Zostałam sama z tym cybernetycznym dziwolągiem. Oczywiście mało tego brakowało jego sługi. Zdecydowanie ta współpraca nam nie wychodziła.
Whitney: Gdzie ich wszystkich wcięło? Nie tak wyobrażałam sobie współpracę z wami.
Mr. Fix: Naprawdę cię to dziwi? Justin Hammer chce pozbyć się konkurencji, Duch lubi bawić się w kreatywne zabójstwa za sporą sumkę pieniędzy, mój zabójca chce tylko niszczyć, a ty pragniesz zemsty. Widzisz to czy nie?
Whitney: Widzę.
Mr. Fix: Więc zrozum. Cel mamy ten sam, ale każdy ma swoje sposoby.
Whitney: Tylko, że mieliśmy działać razem.
Mr. Fix: No i nie wyszło.
Nagle przez okno przebił się Whiplash. Odskoczyłam na bok, żeby nie zniszczył mi twarzy swoją piłą tarczową. Hammer będzie płacił za szkody. Teraz byłam bardziej ciekawa co ten zabójca zmajstrował. Słuchałam ich wymiany zdań.
Mr. Fix: Nie pozwalam na samowolkę, Whiplash. Co to miało być?
Whiplash: Kłopoty.
Mr. Fix: Jak to?
Whiplash: Musiałem rozwalić dostęp do punktów teleportacyjnych. Ktoś chciał się przedostać.
Mr. Fix: Niby kto taki?
Whiplash: Jacyś lekarze.
Mr. Fix: Czyli mogą wiedzieć o Starku? A może pomyliłeś ich.
Whiplash: Nie, panie. Ci sami co uratowali Iron Mana ostatnio. Słyszałem ze stacji kontroli punktów, że wybierają się tu przez niego.
To było ciekawe posunięcie. Tyle, że to działało w obie strony. Utknęliśmy tu do czasu napraw. Biczownik zadziałał bezmyślnie, lecz w ten sposób jednie spowolnił nadejście pomocy. Byłam ciekawa, gdzie podziewała się reszta.
Gdy chciałam wyjść z hotelu, odezwał się komunikat od Ducha. Przynajmniej zostawił z nami łączność.
Whitney: Duch, co wyście zrobili?! Gdzie jesteście?! Co to za ciche akcje?!
Duch: Nie krzycz, dziewucho. Plany uległy zmianie. Chcecie dołączyć do nas i popatrzeć?
Whitney: Na co?
Duch: Na widowisko.
O czym on bredził? Czyżby działał za naszymi plecami? W dodatku nie był sam. Słyszałam radość bogacza.
Whitney: Duch?
Mr. Fix: Ej! Nie mów mi, że ty i Justin działacie bez konfliktów.
Duch: Hmm… Nie nazwałbym tego współpracą, a raczej chwilowym zawieszeniem broni. Jeśli chcecie popatrzeć z nami, namierzcie mój sygnał.
Tyle powiedział, rozłączając się. Nic z tego nie rozumiałam. O jakim mówił widowisku?
**Tony**
Zbudziłem się w jakimś lesie. Wszędzie jakieś drzewa. Myślałem, że śniłem, lecz ból był prawdziwy. Oparłem się o jedno z drzew. Jednak coś mi nie pasowało. Jeszcze zaledwie kilka minut temu znajdowałem się w szpitalu. Co jest grane?
Po chwili usłyszałem czyjś głos. Wyjątkowo mi znany.
Duch: O tym miejscu krąży wiele historii. Jedni tu myślą nad swoim życiem, a drudzy wolą je zakończyć. Idealne miejsce, aby sprawdzić twoją odwagę.
Tony: Odwagę?
Duch: Jestem bardzo ciekaw, ile wytrzymasz. Ile tak naprawdę potrafisz walczyć o sens istnienia? Jednak musi być nagroda, Anthony.
Tony: Jaka?
Zadawałem krótkie pytania przez trudności z oddychaniem.
Duch: Jeśli wytrwasz, oszczędzimy twoich przyjaciół.
Tony: CO?! Nie… Nie… krzywdźcie… ich!
Duch: To już od ciebie zależy. Witaj w Aokigahara. W lesie samobójców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi