Rozdział 11: Spokój?

**Ho**

Nie mogliśmy czekać kolejnych dni. Musieliśmy jakoś przedostać się na drugą stronę. Podszedłem do techników, nalegając na zastępczy środek transportu.

Dr Yinsen: Naprawdę nie mam czasu na pogawędki. Mamy pilnie potrzebującego pacjenta i jeśli nie zdążymy go uratować, będą ofiary. Znajdźcie nam coś, czym możemy szybko przedostać się do Tokio!

Mężczyzna od razu zaprowadził nas do innego miejsca. Obok siebie stały tuby z kapsułami w środku. Nie podobał mi się ten pomysł.

Dr Bernes: Nie panikujmy, doktorku. Przeżyjemy to razem albo wcale.
Dr Yinsen: Wiesz co ci powiem, Victorio? Tylko nie obraź się.
Dr Bernes: No mów, mów.
Dr Yinsen: Pocieszać to ty nie potrafisz.
Dr Bernes: Tak uważasz? Sam tak robisz, Ho.

Uśmiechnęła się głupawo. Przed wejściem otrzymaliśmy instrukcję dla bezpieczeństwa. Zgodziliśmy się na to, gdyż lepsza opcja nam nie pozostawała. Zamknąłem oczy, a kapsuły zostały wystrzelone. To było dosyć mocne. Myślałem, że zemdleję.

Gdy dotarliśmy na miejsce, starałem się przywyknąć do innego klimatu.

Dr Bernes: Żyjesz?
Dr Yinsen: Jakoś… tak.
Dr Bernes: Pamiętasz adres szpitala od doktor Yashida?
Dr Yinsen: Tutaj.

Podałem jej adres na kartce. Musiałem usiąść, żeby nie paść.

Dr Bernes: Coś się dzieje, Ho?
Dr Yinsen: To nic. Muszę… przywyknąć.
Dr Bernes: Damy radę. Pamiętaj.
Dr Yinsen: Zadzwoń do niej. Musi wiedzieć, że… jesteśmy na… miejscu.

Przechyliłem głowę na bok i odpłynąłem.

**Naomi**

Przez ponad godzinę biegałam z jednego miejsca na drugie. Na szczęście jednostki medyczne zajęły się poszkodowanymi z wypadku, więc mogłam wrócić do dzieciaków. Spali oboje.

Dr Yashida: Odpoczywajcie. Już wiele zrobiliście dla Tony’ego.

Przykryłam ich kocem, a kierowca ponownie ruszył w drogę. Musieliśmy poruszać się bardzo ostrożnie przez zniszczone auta.
Gdy przejeżdżaliśmy ostatnią ulicę, usłyszałam dźwięk telefonu. Odebrałam, bo coś czułam, że to ktoś ważny.

Dr Yashida: Naomi Yashida. Kto dzwoni?
Dr Bernes: Doktor Victoria Bernes. Rozmawiałam z panią. Nie powiem, kiedy, bo tu panuje inna strefa czasowa!
Dr Yashida: To zrozumiałe. Poza tym, mówmy sobie po imieniu.
Dr Bernes: No dobrze, Naomi. Przybyliśmy już do Tokio, ale przez poprzednie otrucie trochę nam zajmie dotarcie do szpitala.
Dr Yashida: Niedobrze, ale jest też inny problem.
Dr Bernes: Jaki?
Dr Yashida: Chłopak został porwany. Próbujemy go odnaleźć i wszystko wskazuje na tereny lasu Aokigahara… Dotrzyjcie do szpitala, a potem się spotkamy.

Zgodziła się, dlatego nie przedłużałam rozmowy. Schowałam telefon, żeby ponowie poszukać śladu po rozruszniku. Miałam rację. Był aktywny w lesie. Powiedziałam o tym fakcie właścicielowi pojazdu. W ten sposób znajdowaliśmy się bliżej chorego.

**Tony**

Mijałem szczątki ludzi. Czaszki, kości… Wszystko, co pozostało po tych, którzy mieli ten sam dylemat co ja. Czy warto żyć? Starałem się odgonić negatywne myśli. Przecież miałem przyjaciół oraz nową rodzinę.
Nagle odczułem wyładowanie, aż zgięło mnie w pół. Oparłem się o drzewo, głęboko oddychając.

Whitney: Tony, jesteś tutaj?
Tony: Pepper?

Odwróciłem głowę. Patrzyła na mnie z uśmiechem.

Whitney: Wróciłeś.
Tony: Wróciłem? Skąd? Ty… Ty tu… jesteś?
Whitney: Ale z ciebie niedowiarek.
Tony: To… To niemożliwe.
Whitney: Naprawdę tak uważasz?
Tony: Niby… Niby jak? Ciebie tu… nie…

Nie dokończyłem, gdyż musnęła moje wargi. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć. To nie mogła być ona. Nawet nie pozwoliła mi na słowa, całują dość namiętnie. Pogłębiłem go, czując przyjemne ciepło. Wszystko zniknęło przez kolejne wyładowanie.

Tony: Przepraszam… Nie chciałem… cię zranić.
Whitney: Jestem cała.

Nadal uśmiech nie znikał z jej twarzy. Jednak coś mi nie pasowało. W jednej chwili zniknęła.

Tony: Pepper! Pepper, gdzie jesteś?!

Zacząłem ją nawoływać. Słyszałem tylko wiatr oraz złamanie gałęzi. Podniosłem głowę do góry. Serce mi podskoczyło do gardła.

Tony: Nie! Nie odchodź! Nie ty… Proszę.

Nie powiedziała nic, skacząc. Widziałem, jak wisiała na pętli sznura. Łzy ciekły po policzkach. Bezradnie upadłem na kolana. To drzewo było zbyt wysokie. Nie mogłem nic zrobić. Straciłem ją.

Tony: Pepper… Dlaczego… to zrobiłaś? Dlaczego?

Próbowałem to zrozumieć. Gdzie popełniłem błąd? Może faktycznie ją zraniłem. To ja ją zabiłem. Nie wiedziałem co zrobić. Byłem pusty od środka. Nie pozostało ze mnie już nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X