Rozdział 4: Płaczące wisielce

**Victoria**

Miło było patrzeć, jak Ho korzysta z wakacji. Cieszyłam się, widząc go z dala od skalpela i sali operacyjnej. Był zupełnie inną osobą, gdyż pokusił się o uśmiech. Akurat graliśmy w piłkę plażową.

Dr Bernes: Dam ci fory, żebyś nie marudził.
Dr Yinsen: Ej! Wiek nie robi różnicy.
Dr Bernes: No to udowodnij to, doktorku.

Zaśmiałam się, dając mu wyzwanie. Od razu przystąpił do serwu. Byłam w szoku, bo ledwo zdołałam zablokować.

Dr Bernes: Rany! Ile w tobie energii.
Dr Yinsen: Ha! Zdziwiona?
Dr Bernes: Nie spodziewałam się, że…
Dr Yinsen: Że co? Będąc starym dziadem znajdę w sobie siłę z młodzieńczych lat?
Dr Bernes: Eee… Właśnie tak.
Dr Yinsen: Zdziwisz się, co jeszcze potrafię.
Dr Bernes: Zaskocz mnie.

Uśmiechnęłam się, odbijając piłkę przez siatkę. Zagrałam dość mocno, żeby sprawdzić czy rzeczywiście miał tyle siły. Gdy odbił ją nad siatką, zastosowałam blok.

Dr Bernes: Nie ma tak łatwo.
Dr Yinsen: Dopiero się rozkręcam.
Dr Bernes: No dawaj.
Dr Yinsen: Mówisz i masz.

Wziął piłkę, serwując lekko. Zaczęłam odbijać, żeby za wszelką cenę przebić się na jego stronę. Ciągnęliśmy to pięć minut, a już wyczuwałam podstęp.
Gdy odbiłam po raz kolejny, zatrzymał się.

Dr Bernes: Ho?

Znienacka zaatakował, zdobywając punkt. Szczęka na glebie. Już nigdy nie nazwę go staruszkiem.

**Pepper**

Martwiłam się o Tony’ego. Minęła połowa dnia, a on dalej leżał. Postanowiłam sprawdzić, jak się trzyma. Położyłam się obok niego, kładąc głowę przy sercu. Biło takie słabe.

Pepper: Powiesz mi co się dzieje?
Tony: Zawaliłem… Przepraszam.
Pepper: Hej. To siła wyższa. Ważne, żebyś dał sobie pomóc.

Chwyciłam delikatnie jego rękę, spoglądając na bransoletkę. Nie wyglądało to dobrze.

Pepper: Tony, potrzebujesz lekarza.
Tony: Nikt… nie zna się… na tym.
Pepper: Od czegoś są te punkty teleportacyjne. Można ściągnąć doktorka i…
Tony: Nie, Pep. On… musi odpocząć… ode mnie.
Pepper: Skarbie, proszę cię.

Byłam coraz bliższa płaczu. Odtrącał wszystkich, a to naprawdę bolało. Rhodey cały czas milczał, robiąc coś na komputerze. Czyżby miał plan?

Tony: Zajmijcie… się planem.
Pepper: Bez ciebie nie robimy nic.
Tony: M… mu… si… cie.
Pepper: Tony?

Zauważyłam, że dusił się. Nie mogłam patrzeć na to, co się z nim dzieje. Podbiegłam do Rhodey’go, patrząc na niego błagalnym spojrzeniem.

Rhodey: Pepper, my mu nie pomożemy. Nie znamy się na tym, ale wiem kto może.
Pepper: Mamy ściągnąć doktorka i lekarkę?
Rhodey: Nie o nich myślałem.

Pokazał mi stronę ze szpitalem, który stosował bardzo nietypowe metody. Zajmował się eksperymentalną technologią. To mogła być szansa dla Tony’ego.

Pepper: Zabieramy go.

**Duch**

Sprawdzałem swój arsenał, aby rozpocząć nocne łowy. Akurat miałem Starka na muszce. Widziałem, że dzieciaki próbowały mu pomóc. Dziwne. Jeszcze go nie tknęliśmy. Wszystko stało się jasne, odnajdując puste miejsce po pluskwie.

Duch: Ktoś widział moją zabawkę?

Odpowiedziała mi cisza. Ponowiłem pytanie.

Duch: Czy któryś z was ruszał moje rzeczy?! Hej!
Whitney: Mogłeś ich bardziej pilnować.
Duch: Czyli to ty!

Przeniosłem się za jej plecy i wszedłem ręką w jej ciało. Ścisnąłem za serce.

Duch: Oddaj.
Whitney: Nie… brałam…ci. Przysięgam.
Duch: Hmm… To w takim razie kto?

Widziałem, że nie kłamie, a swoje spostrzeżenia skupiłem na Hammerze. Ten szczeniak irytował mnie od samego początku. Zamiast grzebać mu we flakach strzeliłem neurotoksyną. Błyskawicznie odczuł ją, padając na ziemię.

Duch: Ty pieprzony padalcu! Pytałeś się czy możesz zabrać?!
Justin: W… wziąłem, bo… Bo było zabawnie.

Stwierdził z głupawym uśmiechem. Mogłem go zabić. Mogłem, ale miał na nas haka. Gdyby nie on, wszystkie agencje rządowe siedziałyby nam na karku, a tego nikt nie chciał. Podałem mu odtrutkę.

Duch: Czucie wróci po kwadransie. Następnym razem nie będzie litości, Hammer.
Justin: Zabawne, ale… wiesz co? Dokonałem swego.
Duch: Widzę, ale to miało być później.
Whitney: Bez zbroi nic nie zrobi.
Whiplash: I tak go zniszczę, aż będą go wywozić w sosnowym pudle.
Mr. Fix: Panowie, spokojnie proszę. Po kolei. Prawda, Duchu?

Niechętnie przyznałem mu rację. Przez lornetkę spoglądałem na nieudolne ratowanie bohatera. Przepiękny widok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X