**Whitney**
Zostawiliśmy Starka, bo i tak nie miał, jak uciec. Jego los był przesądzony. Powoli uciekało z niego życie. Tylko czy to tak powinno się skończyć? Miałam dylemat.
Po powrocie do bazy świętowaliśmy zwycięstwo. Nawet gdyby ktoś próbował go ocalić, odwlekłby jedynie to co nieuniknione. Śmierć.
**Naomi**
Natychmiast wybiegłam z auta, biorąc torbę medyczną. Dzieciaki z przerażeniem dołączyli do mnie. Las był dość gęsty, lecz z pomocą przyszła nam sygnatura rozrusznika. Ostatnie wyładowania miały miejsce na północy. Nie mieliśmy czasu na wyjaśnienia.
Pepper: Tam jest!
Krzyknęła dziewczyna, wskazując na wiszącego chłopaka. To nie wróżyło nic dobrego. Policjanci weszli na drzewo, odcinając linę. Ostrożnie znieśli go umierającego na dół.
Dr Yashida: Dobra. Przejmuję go.
Podeszłam do niego, próbując wyłapać tętno. Nic nie czułam. Zaczęłam uciskać klatkę piersiową, aby przywrócić bicie serca. Wiedziałam, że do tego dojdzie. Jeden z nastolatków pomógł, stosując pompę, którą uciskał co trzy sekundy. Co jakiś czas zmienialiśmy się, aż mogliśmy odetchnąć z ulgą.
Dr Yashida: Wrócił rytm zatokowy. Zabieramy go.
Pepper: Czy… Czy wszystko będzie dobrze?
Dr Yashida: Tego nie mogę obiecać, ale zdążyliśmy w ostatniej chwili. Jeszcze parę minut i byłby martwy.
Podłączyłam chłopaka do przenośnego respiratora. To był jedyny sposób, aby utrzymać Tony’ego przy życiu. Zabezpieczyłam pasami, a następnie wykonałam numer do Victorii. Błyskawicznie odebrała.
Dr Bernes: No mów. Znalazł się?
Dr Yashida: Sala operacyjna. Przygotujcie ją.
Dr Bernes: A dożyje transportu?
Dr Yashida: Wykorzystam helikopter. Inaczej nie zdążymy na czas.
Dr Bernes: Dobrze. Przygotuję wszystko.
Tyle powiedziała, kończąc rozmowę. Przez dziesięć minut czekaliśmy na transport. Po jakimś czasie przyleciał śmigłowiec. Ratownicy zabrali go, a my wróciliśmy do auta. Ruszyliśmy z piskiem opon. Liczyła się każda sekunda.
**Ho**
Zbudziłem się w jakiejś sali. Czułem się jakoś inaczej. I to w dość pozytywnym znaczeniu. Odpiąłem się od wszystkiego, wstając na równe nogi.
Dr Bernes: Leż!
Dr Yinsen: Już mi lepiej.
Dr Bernes: Musisz nabrać sił. Czeka nas operacja.
Dr Yinsen: Naprawdę? Co za szczęście. Tak bardzo tęskniłem za skalpelem.
Dr Bernes: Pokroimy Tony’ego.
Dr Yinsen: Pierdolę to! Nie robię!
Nie uśmiechało mi się otwierać tego gamonia. Jednak Victoria nie mogła działać sama, zaś ta lekarka z Tokio nie posiadała doświadczenia, jeśli chodzi o niespodzianki dzieciaka.
Nagle usłyszałem, jak ktoś szukał wolnej sali. Wyszedłem sprawdzić o co chodziło. Musiało mnie wiele ominąć. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb.
Dr Yinsen: Jestem od doktor Yashida. Zajmę się nim.
Wziąłem nosze, biorąc je na salę operacyjną. Wysłałem wiadomość kobiecie, aby zjawiła się w szpitalu. Nie odpisała ponad kwadrans. Pewnie działała w pośpiechu.
Dr Bernes: Gotowy?
Dr Yinsen: Podłączmy go do wszystkiego.
Dr Bernes: Musimy poradzić sobie bez mieszanek. Zresztą, jesteś w stanie operować?
Dr Yinsen: A mam inne wyjście? Żartuję. Jestem w stanie.
Dr Bernes: Mogę powiedzieć to samo.
Podpięliśmy chorego do kardiomonitora i przebraliśmy się do zabiegu, dezynfekując ręce. Sprzęt był na miejscu. Musiałem przyznać, że mieliśmy do dostępu bardzo zaawansowaną technologię.
Gdy minęła godzina, pojawiła się lekarka już w gotowości do operacji.
Dr Yinsen: To w trójkę mamy operować?
Dr Yashida: Chłopak ma wyczerpaną baterię rozrusznika. Był powieszony na drzewie, więc lepiej tak.
Dr Bernes: Biedak.
Dr Yinsen: Trudno. Zawsze otrzymuje taki zaszczyt.
Dr Bernes: Ho, nie bądź wredny.
Dr Yinsen: Taki mój charakter.
Uśmiechnąłem się jedynie. Wiedzieliśmy co było do zrobienia. Pora na podział obowiązków.
Dr Yinsen: Będę obserwował odczyty, Victoria zajmie się rozrusznikiem, a pani może czynić honory i otworzyć go.
Dr Yashida: Mów mi Naomi. Poza tym, łamiecie zasady?
Dr Yinsen: Na śniadanie.
Dr Yashida: Zakazane techniki?
Dr Yinsen: Eee… Trochę ich mamy.
Dr Yashida: Świetnie, więc gramy w tej samej drużynie.
Bez zbędnego przedłużania zajęliśmy swoje miejsca. Japonka podała mieszankę nasenną. Zdecydowanie pasowała do nas.
Dr Yashida: Bądźcie gotowi na wszystko.
Dr Yinsen: Hmm… Klasycznie próbujemy tego nie spartolić.
Wyjąłem z torby ukulele i zacząłem na niej grać. Kobiety przeszywały mnie morderczym spojrzeniem.
Dr Yinsen: No co? Trzeba się odstresować.
**Pepper**
Siedzieliśmy z niecierpliwością na koniec operacji. Trzech lekarzy. Przecież to nie może się nie udać. Trzymałam się tej kruchej nadziei. Tylko ona mi pozostała.
Zostawiliśmy Starka, bo i tak nie miał, jak uciec. Jego los był przesądzony. Powoli uciekało z niego życie. Tylko czy to tak powinno się skończyć? Miałam dylemat.
Po powrocie do bazy świętowaliśmy zwycięstwo. Nawet gdyby ktoś próbował go ocalić, odwlekłby jedynie to co nieuniknione. Śmierć.
**Naomi**
Natychmiast wybiegłam z auta, biorąc torbę medyczną. Dzieciaki z przerażeniem dołączyli do mnie. Las był dość gęsty, lecz z pomocą przyszła nam sygnatura rozrusznika. Ostatnie wyładowania miały miejsce na północy. Nie mieliśmy czasu na wyjaśnienia.
Pepper: Tam jest!
Krzyknęła dziewczyna, wskazując na wiszącego chłopaka. To nie wróżyło nic dobrego. Policjanci weszli na drzewo, odcinając linę. Ostrożnie znieśli go umierającego na dół.
Dr Yashida: Dobra. Przejmuję go.
Podeszłam do niego, próbując wyłapać tętno. Nic nie czułam. Zaczęłam uciskać klatkę piersiową, aby przywrócić bicie serca. Wiedziałam, że do tego dojdzie. Jeden z nastolatków pomógł, stosując pompę, którą uciskał co trzy sekundy. Co jakiś czas zmienialiśmy się, aż mogliśmy odetchnąć z ulgą.
Dr Yashida: Wrócił rytm zatokowy. Zabieramy go.
Pepper: Czy… Czy wszystko będzie dobrze?
Dr Yashida: Tego nie mogę obiecać, ale zdążyliśmy w ostatniej chwili. Jeszcze parę minut i byłby martwy.
Podłączyłam chłopaka do przenośnego respiratora. To był jedyny sposób, aby utrzymać Tony’ego przy życiu. Zabezpieczyłam pasami, a następnie wykonałam numer do Victorii. Błyskawicznie odebrała.
Dr Bernes: No mów. Znalazł się?
Dr Yashida: Sala operacyjna. Przygotujcie ją.
Dr Bernes: A dożyje transportu?
Dr Yashida: Wykorzystam helikopter. Inaczej nie zdążymy na czas.
Dr Bernes: Dobrze. Przygotuję wszystko.
Tyle powiedziała, kończąc rozmowę. Przez dziesięć minut czekaliśmy na transport. Po jakimś czasie przyleciał śmigłowiec. Ratownicy zabrali go, a my wróciliśmy do auta. Ruszyliśmy z piskiem opon. Liczyła się każda sekunda.
**Ho**
Zbudziłem się w jakiejś sali. Czułem się jakoś inaczej. I to w dość pozytywnym znaczeniu. Odpiąłem się od wszystkiego, wstając na równe nogi.
Dr Bernes: Leż!
Dr Yinsen: Już mi lepiej.
Dr Bernes: Musisz nabrać sił. Czeka nas operacja.
Dr Yinsen: Naprawdę? Co za szczęście. Tak bardzo tęskniłem za skalpelem.
Dr Bernes: Pokroimy Tony’ego.
Dr Yinsen: Pierdolę to! Nie robię!
Nie uśmiechało mi się otwierać tego gamonia. Jednak Victoria nie mogła działać sama, zaś ta lekarka z Tokio nie posiadała doświadczenia, jeśli chodzi o niespodzianki dzieciaka.
Nagle usłyszałem, jak ktoś szukał wolnej sali. Wyszedłem sprawdzić o co chodziło. Musiało mnie wiele ominąć. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb.
Dr Yinsen: Jestem od doktor Yashida. Zajmę się nim.
Wziąłem nosze, biorąc je na salę operacyjną. Wysłałem wiadomość kobiecie, aby zjawiła się w szpitalu. Nie odpisała ponad kwadrans. Pewnie działała w pośpiechu.
Dr Bernes: Gotowy?
Dr Yinsen: Podłączmy go do wszystkiego.
Dr Bernes: Musimy poradzić sobie bez mieszanek. Zresztą, jesteś w stanie operować?
Dr Yinsen: A mam inne wyjście? Żartuję. Jestem w stanie.
Dr Bernes: Mogę powiedzieć to samo.
Podpięliśmy chorego do kardiomonitora i przebraliśmy się do zabiegu, dezynfekując ręce. Sprzęt był na miejscu. Musiałem przyznać, że mieliśmy do dostępu bardzo zaawansowaną technologię.
Gdy minęła godzina, pojawiła się lekarka już w gotowości do operacji.
Dr Yinsen: To w trójkę mamy operować?
Dr Yashida: Chłopak ma wyczerpaną baterię rozrusznika. Był powieszony na drzewie, więc lepiej tak.
Dr Bernes: Biedak.
Dr Yinsen: Trudno. Zawsze otrzymuje taki zaszczyt.
Dr Bernes: Ho, nie bądź wredny.
Dr Yinsen: Taki mój charakter.
Uśmiechnąłem się jedynie. Wiedzieliśmy co było do zrobienia. Pora na podział obowiązków.
Dr Yinsen: Będę obserwował odczyty, Victoria zajmie się rozrusznikiem, a pani może czynić honory i otworzyć go.
Dr Yashida: Mów mi Naomi. Poza tym, łamiecie zasady?
Dr Yinsen: Na śniadanie.
Dr Yashida: Zakazane techniki?
Dr Yinsen: Eee… Trochę ich mamy.
Dr Yashida: Świetnie, więc gramy w tej samej drużynie.
Bez zbędnego przedłużania zajęliśmy swoje miejsca. Japonka podała mieszankę nasenną. Zdecydowanie pasowała do nas.
Dr Yashida: Bądźcie gotowi na wszystko.
Dr Yinsen: Hmm… Klasycznie próbujemy tego nie spartolić.
Wyjąłem z torby ukulele i zacząłem na niej grać. Kobiety przeszywały mnie morderczym spojrzeniem.
Dr Yinsen: No co? Trzeba się odstresować.
**Pepper**
Siedzieliśmy z niecierpliwością na koniec operacji. Trzech lekarzy. Przecież to nie może się nie udać. Trzymałam się tej kruchej nadziei. Tylko ona mi pozostała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi