Rozdział 4: Najgorszy dzień z możliwych

Przyjaciółka Rhodey’go długo nie kryła się ze swoimi odczuciami. Od razu podzieliła się nimi.
-Rhodey, ty… Ty to widziałeś?
-Pepper, widziałem. Skoro on nas słyszał, to może jest jeszcze nadzieja?
-Jeszcze… jest. Pomożesz mi wrócić do sali?
Czuła się zmęczona przez samo patrzenie na tak przeraźliwy obraz. Głównie z winy maszyn. To było dla niej za wiele. Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień.  Przyjaciel pomógł jej usiąść na wózek, a następnie położył na łóżku.
-On walczy. Ja jestem tego pewny.
-Wiem. On nigdy się nie podda.
Przykryła się kołdrą, układając wygodnie.
-Dzięki, Rhodey.
-Nie ma za co, Pepper. Jest już późno i wszyscy jesteśmy zmęczeni. Odpocznijmy. Jutro z samego rana tu przyjadę.
-Dobrze, więc do jutra.
Pożegnała się z nim, a on wyszedł z sali. Wpatrywała się biały, aż do mdłości sufit. Już dłużej nie mogła powstrzymywać kolejnej fali łez. Rozpłakała się jak małe dziecko. Znany jej lekarz nie mógł przejść obojętnie, widząc, jak cierpi. Odważył się wejść do jej sali.
-Dzień dobry. Jak się czujesz?
-Jest dobrze, ale czasem boli tutaj.
Wskazała na klatkę piersiową.
-Pewnie mnie czymś uderzyli.
Lekarz nieco się zmartwił, więc od razu zapytał.
-Może chcesz, żebym cię przebadał?
-Jak pan chce. W sumie… Wszystko mi jedno.
Zgodziła się. Mężczyzna chciał jakoś poprawić jej humor albo przynajmniej ulżyć w cierpieniu. Usiadł na krześle obok łóżka.
-Gorszy dzień?
-Najgorszy… z możliwych.
Westchnęła ciężko.
-Wszystko jeszcze się ułoży.
-Byłem przed chwilą w sali Tony’ego. Nie wiem czy to ty tak na niego działasz, ale wszystko wskazuje na to, że wygra tę walkę.
-Może… Nie wiem.
Dziewczyna nie była pewna, co do uczuć, a co dopiero do słów lekarza. Była zbyt przygnębiona, aby widzieć promyk nadziei.
-Hej. Nie możesz się załamać. Kto da Tony’emu siłę do walki?
-Wiem, ale… Dzisiaj ciężko… mi myśleć… dość… pozytywnie.
Z ciężkim oddechem zdołała wydusić parę słów. Przestała mówić. Yinsen zmarszczył brwi, widząc, że coś musiało być nie tak.
-Chodź. Pomogę ci wstać. Musimy zrobić prześwietlenie.
-Prze… Przepraszam. Ja nie wiem… co się… dzieje.
Miała coraz większe trudności z oddychaniem. Doktor zabrał ją na prześwietlenie. Aby ułatwić oddychanie, dał jej maskę tlenową. Po badaniu, wszystko stało się jasne.
-Masz złamane żebro. Muszę je operacyjnie nastawić. Zgadzasz się na zabieg?
Nastolatka tylko kiwnęła głową. Mała ingerencja chirurgiczna zajęła mu pół godziny. Zawiózł ją z powrotem do tego samego pomieszczenia i powoli wybudzał z narkozy. Do kroplówki dał środek przeciwbólowy.
Podczas gdy jej ciało próbowało wrócić do życia, jeden z agentów znalazł się w szpitalu. Dopytywał o Patricię w recepcji. Nie dowiedział się niczego. Jednak na szczęście zdołał złapać lekarza, który wyszedł od Pepper z zamiarem sprawdzenia stanu Tony’ego.
-Jestem Rick i byłem przyjacielem Virgila Potts. Czy mogę wiedzieć, gdzie jest Patricia?
-Dzień dobry. Rozmawiałem z policją i kazali mi nie mówić nic o tej dziewczynie, ale może dla pana zrobię wyjątek. Jednak wejdzie pan tam pod eskortą ochroniarza.
-Zapewniam, że nie chcę jej skrzywdzić. Mam coś do przekazania. Widziałem, jak Virgil umierał. Wcześniej poprosił mnie, że mam zająć się nią, gdyby coś mu się stało. Kiedyś jak był postrzelony w ramię, to zajmowałem się nią.
Agent próbował przekonać go, że ma wyłącznie dobre zamiary.
-Możliwe, że będzie wychowywać się ze mną.
Jako dowód pokazał dokument.
-To testament. My jako agenci jesteśmy gotowi na śmierć w każdym momencie. Po śmierci żony, Virgil napisał testament i zdradził mi co zawiera. Proszę zobaczyć.
Podał mu pismo, a Ho jedynie przeczytał.
-Dobrze. Może pan do niej wejść, ale ja będę przy tym. Proszę za mną.
Rick widział nieufność lekarza, lecz zdołał go jakoś przekonać do odwiedzin rannej. Leżała zmęczona i nie reagowała na nic.
-Jaki jest jej stan?
-Jest świeżo po operacji. Miała złamane żebro. Gdybym go nie nastawił, mogłoby dojść do poważnego krwawienia.
Wytłumaczył na spokojnie.
-Dziękuję za informacje. Czy mogę tu być przy niej?
-Niech będzie, ale ochroniarz jest zaraz za drzwiami.
Wyjaśnił krótko.
-Dobrze.
Mężczyzna usiadł obok jej łóżka.
-Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje.
-Kilka dni i powinna być do wypisu.
-To dobrze.
Nieco uspokoił się, choć zdawał sobie sprawę, że potrzebowała czasu, aby dojść do siebie. Współczuł jej, gdyż w tak młodym wieku została sierotą.
Nagle dostrzegł jak powoli uchylają się powieki śpiącej.
-Dobrze cię widzieć, Patricio. Jak się czujesz?
-Chyba… Chyba dobrze.
Zauważył, że nadal nie czuła się na siłach.  Chciał ją zostawić samą, ale od razu ścisnęła go za rękę.
-Zostań.
-O! Czyli mnie pamiętasz?
-Tak.
Stwierdziła krótko. Lekarz poprosił o wyjście z sali w celu przebadania pacjentki. Rick zgodził się.
-Operacja się powiodła. Za kilka dni powinnaś dostać wypis ze szpitala.
-Ale?
-Coś się stało?
-Bo zawsze jest jakieś „ale”.
-Tym razem, nie ma żadnego. Kości szybko się zrosną. Przyjdziesz do mnie za dwa tygodnie, żeby zdjąć szwy i to tyle. Masz wielkie szczęście, że nie oberwałaś tak mocno.
Za pozwoleniem lekarza ponownie mogła zobaczyć się z agentem. Znowu usiadł na krześle, a następnie chwycił za jej dłoń. Chciał, żeby czuła się bezpieczna.
-Już nic ci nie grozi. Zajmę się tobą.
-Czy… Czy to…
-Żaden kłopot. Potrzebujesz domu i rodziny.
Stwierdził z lekkim uśmiechem. Wciąż nie mógł przestać myśleć o śmierci przyjaciela. To była koszmarna noc dla nich wszystkich. Mimo wszystko, ochrona strzegła miejsc, gdzie leżeli ranni. Jednak i tak musiał wpisać do akt wszystkie dane z akcji.
-Nie zrobię nic wbrew twojej woli. Zadecydujesz sama, dobrze?
-Tak, ale… Ale czy widział pan… Widział pan jak on… umiera?
Po jej policzkach spłynęły łzy. Z trudem mówiła o śmierci ojca.
-Byłem sam, ale on kazał wszystkim uciekać. Posłuchaliśmy się go, a potem jak dorwaliśmy sprawcę… Widział go. Sam… Sam sprawdziłem, czy oddychał i… Patricio, bardzo ci współczuję.
Głos agenta zaczął się łamać, aż przypomniał sobie znalezione ciało. Uwolnił łzy i przytulił rudzielca.
-Jakoś to będzie. Poradzimy sobie.
Jako że doktor nadal znajdował się w sali, chciał jeszcze z nimi posiedzieć. Plany zmienił alarm z sali Tony’ego.
-Przepraszam. Muszę was zostawić.
-Coś się stało?
Dziewczyna bardzo się zaniepokoiła. On zapytał o to samo.
-Są jakieś kłopoty?
Ho nie zamierzał psuć im humoru, więc skłamał.
-Nie. Wszystko dobrze.
Patricia zauważyła, że jego słowa mijały się z prawdą.
-O co chodzi? Coś się dzieje z Tony’m?
Mężczyzna dość długo nie odpowiadał. Od razu nasuwały się przypuszczenia. Potem wyszedł z sali bez słowa.
-Proszę sprawdzić co jest grane.
Nastolatka poprosiła Ricka, aby poznał prawdę, która była zatajana. Nie miał serca jej odmówić.
-Dobrze. Za chwilę wrócę.
Pożegnał się, a następnie wyszedł. Dotarł za lekarzem pod OIOM. I właśnie za tymi drzwiami zaczęła się ostateczna walka o jedno życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X