To było bardzo dziwne. Najpierw wypowiedział moje imię, a następnie pomyślał, że byłam tą wariatką. Musiałam opamiętać Tony'ego, by nie posunął się do rękoczynów. W jego oczach widziałam obłęd. Szaleństwo, które kierowało nim, wskazując wrogów dookoła. Byłam gotowa porazić męża paralizatorem, gdyby zaszła taka konieczność.
Gdy zaczęłam wysyłać sygnał S.O.S przez komputer, pięścią rozwalił monitor. Pierwszy raz bałam się najbliższej mi osoby. Nigdy tak nie było.
Pepper: Tony, przestań! Nie jestem Mask! Jestem Pepper Potts!
Tony: K... Kłamiesz.. Kłamiesz! Wy wszyscy kłamiecie!
Pepper: Tony, opanuj się! Jesteś chory! Musimy pojechać do szpitala!
Tony: Nie ma mowy! Zginiesz za to, co chciałaś zrobić mojej rodzinie!
Wymierzył kolejny cios, lecz w porę go uniknęłam, przeskakując przez biurko. Zniszczył telefon. Chyba nie miałam innego wyjścia, jak ogłuszyć chorego. Od razu, kiedy biegł w moją stronę, zrzuciłam wazon mu na głowę. Jednak nadal pałał nienawiścią. Chwycił mnie za gardło, próbując udusić z całej siły. Nie mogłam oddychać.
Pepper: Tony... proszę cię... Opamiętaj... się
Tony: Nie jesteś moją żoną! Skończ ją udawać i nie tchórz! Walcz ze mną!
Pepper: Z... tobą... nigdy... Przepraszam
Kopnęłam mocno w męskie klejnoty, aż się zgiął w pół. Natychmiast chwyciłam za paralizator, pieszcząc prądem jego plecy. Padł nieprzytomny. Schowałam broń, sprawdzając, czy oddychał. Wszystko grało. Poza biciem serca.
Po kilku minutach, ktoś z zewnątrz odblokował drzwi. Zabrałam Tony'ego do szpitala, choć dojazd tam trochę zajmie. Czas nadal nie działał na naszą korzyść. Muszę zdążyć.
**Rhodey**
Katrine, bo tak nazywała się dziewczyna Matta, mogła mieć rację, co do misji Madame Mask. Jeśli miała ją schwytać, to dlaczego naraziła na utratę życia? Viper nie będzie zachwycona. Chłopak też w końcu zechciał się obudzić. Mam ich pilnować, tak? No dobra. Oby szybko wrócili, chociaż... Moment... Pozostały niecałe cztery godziny. Raczej zabierze go do szpitala, by coś zrobili z trucizną.
Matt: O rany... Co się stało?
Katrine: Mało brakowało, a bomba zabiłaby nas
Matt: Wujku?
Rhodey: Mówi prawdę
Matt: Zamknąłeś drzwi na klucz? Po co?
Rhodey: To nie byłem ja... Jeśli mnie widziałeś, Madame Mask się podszyła
Matt: Co?!
Katrine: Matt, spokojnie
Matt: Zabiję ją!
Rhodey: Ustaw się w kolejce, bo teraz każdy chce jej głowy
Katrine: Matka się wkurwi, gdy pozna prawdę, co ona zrobiła
Rhodey: Na pewno tak będzie
Nagle zadzwonił mój telefon. Pepper. No nareszcie. Chyba chce wiedzieć, czy sobie daję radę. Odebrałem, bo lepiej z nią raz, a porządnie pogadać, niż czytać jednego SMS-a bez końca.
Rhodey: No mów, Pepper. Jaka sytuacja?
Pepper: Źle, bo znowu mu odbiło, a do tego nie mogę złapać taksówki i muszę z nim być, jak najszybciej w szpitalu, bo...
Rhodey: Dobra, dobra. Powoli... Co z nim?
Pepper: Jest nieprzytomny, bo musiałam go potraktować paralizatorem... Spoko. Nie zabiłam Tony'ego
Rhodey: Jesteś tego pewna?
Pepper: Sprawdzałam puls i żyje... Jak dzieciaki?
Rhodey: Obudzili się, a najlepsze jest to, że Mask miała inną misję
Pepper: Jaką? Nie chciała zemsty?
Rhodey: Miała porwać Katrine
Pepper: Nieźle, więc lista osób, co pragnie jej głowy się wydłużyła
Rhodey: Mam po ciebie przyjechać?
Pepper: Sami sobie poradzą, więc tak
Wow! To było dziwne. Już dawno mnie nie prosiła bez wyzywania, czy krzyków. Naprawdę bardzo przejmowała się stanem Tony'ego. Rozłączyłem się z nią i poprosiłem ich, by zostali w fabryce. FRIDAY miała na nich oko. Wszedłem do auta, przekręcając kluczyk w stacyjce i pojechałem szukać rudej. Jechałem spokojnie, bo o tej porze też istniało ryzyko kolizji.
Nagle zauważyłem, jak jakiś pojazd jechał wprost na mnie z zawrotną prędkością. Gwałtownie zjechałem na drugi pas, unikając zderzenia. Serce o mało mi nie wyskoczyło z piersi. Co to było? Szybko wróciłem na odpowiedni kurs, przyspieszając lekko. Ciągle rozglądałem się w lusterka, czy coś nie chciało znowu wjechać na tarana.
~*Dwie godziny później*~
**Duch**
Zbrojownia na nowo została odblokowana. Mogłem przewidzieć, co do wybuchu bomby, ale za to Madame Mask dała ślad, gdzie mogłem znaleźć Viper. Musiałem z nią porozmawiać. Kobieta weszła do magazynu, a ja wszedłem od razu po niej. Byłem niezauważony. Nie miała prawa mnie widzieć.
Madame Hydra: Gdzie masz, Katrine? Miałaś porwać moją córkę
Sąsiadka: Heh! Zaszły pewne... komplikacje
Madame Hydra: Komplikacje?
Sąsiadka: Nie była sama i musiałam troszeczkę zaszaleć
Duch: Tak troszeczkę, że o mało nie zabiłaś mojej córki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi