Rhodey nadal się wahał, co do przedstawienia mnie swoim rodzicom. Chwyciłam go za rękę, by nabrał pewności siebie, że nikt nie zginie. Mój ojciec nie mógł przyjechać przez obowiązki, więc te spotkanie będzie wyglądać o wiele inaczej. Gdy wszystko pójdzie dobrze, poznają się wkrótce.
Po przejściu przez drzwi, w salonie siedzieli jego rodzice. Mężczyzna czytał gazetę, zaś kobieta przeglądała jakieś papiery.
Rhodey: Eee... Mamo, tato... Chciałbym wam kogoś przedstawić. To generał Ivy Stone
Roberta: Znam cię... Szkoliłaś mojego syna
Gen. Stone: Zgadza się i prosiłabym o wyrozumiałość, bo przyleciałam w ważnej sprawie
Roberta: Usiądź
Całą czwórką siedzieliśmy na jednej kanapie. Trochę czułam się niezręcznie. Jak im wyjaśnić, co zaszło między nami? Oboje wpatrywali się we mnie, jakbym była z innej planety. No trudno. Trzeba przełamać jakoś te bariery i chyba mój chłopak miał pomysł.
Rhodey: Mamo, nie uwierzycie, czego się nauczyłem w Akademii Wojskowej. Świetnie sobie radziłem na torze przeszkód, a moja celność była bezbłędna. Jednak poza doskonaleniem przetrwania oraz zdolności, które każdy żołnierz potrzebuje na wojnie, nauczyłem się kochać
Roberta: Nie rozumiem
David: A ja wiem, jaki jest finał... Mów, Rhodey
Rhodey: Eee... No, bo...
Gen. Stone: Wasz syn jest ojcem mojego dziecka
Roberta: Zaraz, zaraz. Możesz powtórzyć?
Gen. Stone: Powiem powoli. Wasz... syn... jest... ojcem... mojego... dziecka
Roberta: Chyba pójdę się napić wina
David: Roberto, spokojnie
Rhodey: To moja wina. Nie zabezpieczyłem się i tak jakoś wyszło
Roberta: Miałeś polecieć szkolić się na żołnierza, a nie zaliczać laski!
Rhodey: Mamo, przestań
David: Kochana, proszę. Daj mu dokończyć
Roberta: Już wiem zbyt wiele. Dziękuję
Gen. Stone: Pani Rhodes, niech pani poczeka!
Próbowałam ją zawołać, lecz zniknęła w kuchni. Od razu poszłam porozmawiać z matką Rhodey'go na osobności. Miała prawo się wkurzyć. Pora wyznać całą prawdę. Niech wie, jak to się zaczęło.
Gen. Stone: Pani Rhodes...
Roberta: Niepotrzebnie za mną poszłaś! Czego ty jeszcze chcesz?!
Gen. Stone: Proszę posłuchać... Wie pani, czym jest kinbaku?
Roberta: Nigdy o tym nie słyszałam
Gen. Stone: Więc wytłumaczę... Rhodey na samym początku dawał sobie świetnie radę, jak na żółtodzioba. Podejrzewałam, że coś się za tym kryje, to zmusiłam go do seksu, żeby w ten sposób poznać tajemnicę
Roberta: Jesteś chora
Gen. Stone: Tym jest kinbaku. Na początku walka, a później to drugie
Roberta: Czyli twoje dziecko jest wpadką?
Gen. Stone: Niezupełnie, bo później sam chciał sprawdzić, czy go kocham, a może skończyłam tę grę. No i sam zaczął, zapominając o zabezpieczeniach
Roberta: Hahaha! No nieźle
Gen. Stone: Nadal się pani gniewa?
Roberta: Nie, aż tak. Teraz rozumiem, ale kochasz go?
Gen. Stone: Bardzo i razem chcę z nim wychowywać nasze dziecko
Roberta: Pomogę ci ze wszystkim. A teraz przejdźmy na "ty". Mów mi Roberta
Gen. Stone: Ivy
Podałam rękę, a jej uśmiech dał mi sygnał, że jeszcze nie wszystko stracone. Pozostało dowiedzieć się, jak zareagują na przyszłe plany. Wróciłam do salonu, skąd można było usłyszeć czyjś przejaw radości. Chyba ojciec akceptuje nasz związek.
**Pepper**
Tony nadal nie odzyskał przytomności. Nie wiedziałam, co o tym sądzić, a Duch zniknął. Natychmiast zabrałam męża do pokoju medycznego w celu analizy stanu zdrowia. W razie kłopotów, przypięłam go metalowymi obręczami do stołu. FRIDAY wie, co dobre. Niestety, ale Madame Mask pozostawała w ukryciu.
Nagle usłyszałam telefon. Nie doktorek, a Fury? Cholera! Czego chce?
Pepper: Generale, ja nie mam teraz czasu!
Generał Fury: Tu nie chodzi o ciebie, lecz o Starka
Pepper: Co dokładnie?
Generał Fury: Muszę z nim pomówić
Pepper: Proszę spróbować później
Generał Fury: Teraz! To pilne!
Pepper: Jak zawsze... Jest w kiepskim stanie, więc nie da się z nim dogadać
Generał Fury: Więc przekaż mu, że musi mi wyjaśnić, skąd tyle facetów ma dostęp do jego broni
Pepper: Zbroja nie jest...
Generał Fury: Nie dyskutuj!
Pepper: Czyli nie rozmawiam. Żegnam
Rozłączyłam się, bo zaczynał mnie wkurzać. Bałam się o Tony'ego, a ten truje dupę o tej akcji ze zbrojami.
Pepper: Co się z nim dzieje?
<<Nienaturalna aktywność fal mózgowych, czego powodem są niekontrolowane ataki, a do tego zaburzenia pracy serca>>
Pepper: Czyli kiepsko... Dzwoń do Yinsena. Natychmiast!
**Rhodey**
Ojciec się śmiał. Pewnie zacznie chwalić się pierwszej napotkanej osobie, że zostanie dziadkiem. Wyjaśniłem mu, co chciałem zrobić i miałem od niego wsparcie. Schowałem pudełko do kieszeni, czekając na odpowiedni moment. Mam nadzieję, że mama nie spróbuje nikogo zabić za to, co musiała sobie uświadomić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi